Jak uspokoić ZDENERWOWANE DZIECKO?

Jak uspokoić ZDENERWOWANE DZIECKO?

Nie wiem, czy łapiesz się na tym czasami (ja tak!), że mówiąc coś do dziecka (lub dorosłego) w dobrej wierze, jedynie zaogniasz sytuację? W codzienności rodzica to jest dość typowe. Zwłaszcza kiedy sprawy toczą się szybko, trzeba działać tu i teraz. Mam wrażenie, że żadne metody wychowawcze nie działają na moje dziecko. 

Wyobraźmy sobie jedną z najbardziej oczywistych scen – starsze dziecko wyrywa zabawkę młodszemu i zaczyna się mały koniec świata. Większość z nas pewnie czytała więcej niż jeden poradnik rodzicielski i teoretycznie wie, jak się odzywać w takich sytuacjach. Jednak kiedy nie ma czasu na przypominanie sobie książkowych treści, bywa, że człowiekowi wyrwie się: Ale ty jesteś rozkrzyczana! Jesteś niemiła! Tak się nie zachowuje dobra siostra!… lub inne tego typu morały, z których niewiele tak naprawdę wynika. 

To znaczy, wynika z nich całkiem sporo, ale nie w kontekście wspierania poczucia wartości dziecka >>

Jak mówić do dziecka?

Nie będę się tym razem skupiać na umiejętności dzielenia się zabawkami, bo zależy mi na podkreśleniu zupełnie innego obszaru w komunikacji wspierającej. 

Tym razem skupię się na tym nieszczęsnym komunikacie wypadającym (zupełnie naturalnie i niepotrzebnie) z naszych ust. Kiedy złapię się na wypowiadaniu czegoś takiego, zawsze kojarzy mi się wypowiadanie zaklęcia, które (na moje i dziecka nieszczęście) spełnia się, choć nikomu specjalnie na tym nie zależy. Wiesz, coś w stylu: A niech to piorun strzeli! I strzela!  

Kiedy dziecko słyszy, że jest „jakieś”: niegrzeczne, niemiłe, niedobre, krnąbrne, uparte, wymuszające itd. odczuwa różne emocje. Jedną z nich jest wstyd, „bo rodzic myśli, że taka jestem”. A przecież żadne dziecko nie jest cały czas np. krnąbrne lub niemiłe. Zdarza się to w określonych okolicznościach. Dlatego warto, naprawdę warto zwracać uwagę na to kiedy, jak i co mówimy do dzieci. 

Zrób trzy kroki w tył

Zostańmy przez chwilę przy tej scenie wyrywania zabawki. Gdy dziecko w tym momencie (a i tak jest już zdenerwowane) słyszy, że jest niemiłe, niegrzeczne, to ostatnią rzeczą, na której będzie się w tej chwili skupiać, jest próba sprostania wymaganiom rodzica dotyczącym dzielenia się zabawkami. 

Kiedy ktoś rzuca ci w twarz, że jesteś niemiła, jakoś trudno mi uwierzyć, że nagle zaczynasz się spokojnie zastanawiać, czy aby przypadkiem nie ma racji. Pierwszą reakcją jest zazwyczaj zaprzeczenie, drugą wstyd, za którym na pewno nie idą spokojne przemyślenia. 

Nadepnęłaś komuś na stopę w tłumie i słyszysz: Rany, ale pani jest nieuważna. Serio? 

Upuszczasz na podłogę książkę z bibliotece i słyszysz: Ale niezdara z ciebie! Godzisz się potulnie?

Ze zmęczenia zapomniałaś wyjąć pranie z pralki i śmierdzi: Och, cóż za nieodpowiedzialna gospodyni! 

jak-uspokoic-zdenerwowane-dziecko-podcast

Słowa mogą uspokoić

Mam nadzieję, że nie godzisz się na takie hasła w swoim kierunku. Przecież te pojedyncze sytuacje nie definiują, że taka jesteś. To tylko pojedyncze sytuacje. Dokładnie jak ta z wyrywaniem zabawek. Warto wziąć to pod uwagę w każdej wychowawczej sytuacji. Jest ich codziennie bardzo wiele, ale nie każda sytuacja nadaje się do „zabierania się za wychowywanie”. 

Paradoksalnie, jako rodzice najczęściej zabieramy się do tego trudnego procesu właśnie w momentach kiedy dzieci się kłócą, kiedy jest jakaś akcja, coś wisi w powietrzu, atmosfera się zagęściła. To tak naprawdę najgorszy z możliwych momentów, jeśli chodzi o tłumaczenie czegokolwiek. O wiele więcej da się zdziałać kiedy dzieci (i my) są spokojne. 

Jak reagować na takie kłótnie?

Co zatem robić kiedy sytuacja się zaognia? Starać się uspokoić. Nie rzucać się z gaśnicą na ten ogień, bo za chwilę trzeba będzie robić to ponownie. Uspokojenie nie przychodzi na pstrykniecie palcami, czasami trzeba poczekać, popłakać, pokrzyczeć… dopiero potem szukać rozwiązania.

Najcześciej wydaje nam się (słowo klucz), że dzieci oczekują rozwiązania natychmiast. Wydaje nam się, co nie znaczy, że tak jest. Częściej oczekują zauważenia, że coś jest nie po ich myśli. Zauważenie polega na opisaniu sytuacji i przerobieniu emocji, a nie na rzucaniu gotowymi rozwiązaniami/poleceniami w stylu: Natychmiast przestańcie!

Albo moje ulubione hasło serwowane często zdenerwowanemu dziecku: Uspokój się! Ile razy w takiej sytuacji zdenerwowane dziecko się uspokoiło? Tak z ręką na sercu.

Jak uspokoić dziecko?

Jeśli chodzi o budowanie poczucia bezpieczeństwa i komunikaty uspokajające (zamiast „Uspokój się!”), zostawiam artykuł pt. 30 niezawodnych sposobów na uspokojenie dziecka >> 

Skupiając się na tym, jak rozmawiać wspierająco, warto poćwiczyć opisywanie sytuacji ewentualnie zachowania, a nie „dookreślać” dziecko, jako człowieka. Kiedy więc wyrywa nam się: Ale jesteś niemiła! to jest opisywanie/definiowanie dziecka, nie sytuacji.

2-jak-uspokoic-zdenerwowane-dziecko-podcast

Co czuje dziecko?

Wyobraź sobie sytuację, w której przyjmujesz w domu gości. To jacyś ważni goście, zależy ci na zrobieniu dobrego wrażenia. Powiedzmy, że znajomi z pracy albo teściowie. Niosąc kawę z kuchni na stół potykasz się i oblewasz kogoś. Oburzony gość mówi: Ależ ty jesteś niezdarna! Wiem, że są osoby, które w takim momencie przyznają potulnie rację.

Jednak – tak z ręką na sercu – pewnie wiesz, że nie jesteś niezdarna, że to był wypadek. Zdarzyło się tu i teraz, ale ogólnie daleko ci do bycia niezdarą. Każdemu może się zdarzyć. Jestem przekonana, że nawet jeśli nic głośno nie powiesz, to pomyślisz, że taki komentarz jest nie na miejscu. Jednocześnie będzie ci głupio (wstyd), że np. teściowa tak o tobie powiedziała. Takie słowa zapamiętuje się na długo.

Podobnie jest z maluchami, które słyszą, że są niezdarne, niemiłe, niegrzeczne itd. To, że dziecko „jakoś” zachowało się tu i teraz, wcale nie znaczy, że takie jest. Lepiej powiedzieć: „To było niemiłe”, zamiast: „Ale jesteś niemiła”.

Niby drobiazg i ktoś może powiedzieć, że przesadzam i cackam się z dziećmi zamiast mówić wprost, co i jak. To nie jest przesada, to fakty potwierdzone badaniami psychologicznymi na bardzo wielu płaszczyznach. Kiedyś po prostu nie były znane, dzisiaj o nich wiemy. Jeśli komuś zmiana sposobu komunikacji z dziećmi wydaje się przesadą, to znak, że w jego domu nie przywiązywano do tego uwagi. Co nie znaczy, że nie warto zmienić tego dzisiaj.

A co kiedy już padły słowa?

Jak to co? Zwyczajnie przeprosić dziecko i naprawić sytuację: „Przepraszam cię. Nie jesteś niemiła, wyrwało mi się bez sensu. Chodziło mi o to zachowanie, nie o ciebie. Źle to powiedziałam. Wybaczysz?”.

I to jest w wielu przypadkach najtrudniejsze do przełknięcia dla rodzica. Nie dość, że trzeba przyznać się głośno do błędu, to jeszcze prosić o wybaczenie? Od razu przychodzi do głowy: „Ale przecież ona wyrwała klocek młodszej i przez to cała awantura. Nie będę przepraszać”. Prawda jest taka, że nie do końca przez to wyrwanie cała awantura, tylko przez naszą reakcję najcześciej nakręca się cała akcja zakończona kłótnią lub pyskowaniem

Warto wysilić się i przeprosić kiedy nas poniesie, bo dziecko najcześciej chętnie wybaczy i przede wszystkim – bardzo potrzebuje naszej świadomości rodzicielskiej, to buduje poczucie bezpieczeństwa. Wiara, że jako rodzice, wiemy co robimy i mówimy. Prosząc o wybaczenie przyznajemy się do błędu, ale też pokazujemy, że wiemy o co chodzi w tej sytuacji. Uspokajamy ją, zamiast ignorować, zrzucać całą winę na dziecko lub zaogniać kolejnym nakazem, zakrzyczeniem wyrzutów sumienia.

Nie, wcale nie jest to łatwe do nauczenia się, bo to zupełnie odmienny rodzaj komunikacji od tej, którą znamy z naszych szkół, przedszkoli, często i domów.

jak-uspokoic-zdenerwowane-dziecko-podcast

Siebie też warto uspokoić

Jednak zwróć uwagę, że dziecko do którego mówisz: „Źle się zachowałeś” będzie o wiele bardziej skore do współpracy, posłuchania, co masz dalej do powiedzenia, dowiedzenia się, na czym polegało złe zachowanie, niż dziecko zwyczajnie zawstydzone: Jesteś złą siostrą!

To zawstydzone dziecko będzie (i to przez długi czas) skupione na tych słowach, dlatego one właśnie kojarzą mi się z niedobrymi zaklęciami. W gruncie rzeczy są samospełniającą się przepowiednią. Dziecko może się buntować i uważać, że „jestem dobrą siostrą”, ale jeśli kolejny i kolejny raz usłyszy od rodzica (osoby, którą kocha i której ufa), że tak nie jest, w końcu skapituluje. I wtedy tak naprawdę zaczną się trudne tematy rodzicielskie.   

ksiazki-dla-dzieci-pomagajace-ukoic-nerwy

aktywne-czytanie-ksiazki-dla-dzieci-grupa-facebook

Bardzo osobista historia czytelnictwa

Bardzo osobista historia czytelnictwa

Jednym z najtrwalszych wspomnień mojego dzieciństwa (a z biegiem lat większość z nich zaciera się coraz bardziej) są wieczory. Wieczory poświęcone czytaniu. 

Ja i moja młodsza siostra w pidżamach leżymy już w łóżkach, a na ławie siedzi nasz Tata. Każda ma prawo wybrać tytuł bajki, która zostanie odczytana przed zaśnięciem. 

Najczęściej to jedna ze zbioru „Śpiewająca lipka” lub baśni z „U złotego źródła”. Były czytane tak często, że właściwie znałyśmy je na pamięć.

Tym bardziej podejmowane przez rodzica  próby oszustwa, polegające na omijaniu wersów, fragmentów, a nawet całych stron (w zależności od stopnia uśpienia dzieci), nie mogły się powieść. Budziłyśmy się natychmiast wyznaczając karę – dodatkowe baśnie do przeczytania.

Czasami czytaniu towarzyszyły bajki wyświetlane na ścianie z projektora. A czasami zastępowane było słuchaniem ukochanych bajek-grajek z winylowych płyt na wysłużonym bambino.

Samodzielne czytanie 

Pamiętam wizyty w miejskiej bibliotece – stare, drewniane schody prowadzące do niewielkiego pomieszczenia w niemalże piwnicy, drewniane regały i stare katalogi alfabetyczne. Pamiętam tę niemal fizyczną ekscytację odczuwaną w trakcie przeszukiwania katalogowych fiszek i rozczarowanie, gdy okazywało się, że upragniona pozycja jest właśnie wypożyczona.

Pamiętam radość i niecierpliwy powrót do domu, gdy udało mi się w końcu wypożyczyć „Chatę wuja Toma” – egzemplarz mocno sfatygowany, kartki pożółkłe i przetarte, poddawany wielu zabiegom reanimacyjnym, prawie wyczytany. Ale mój na kilka dni i wieczorów.

Pamiętam noce zarywane czytaniem kolejnych tomów Ani, Plastusia i Pana Kleksa. To było już wtedy, gdy umiejętność czytania uniezależniła od czasu i ochoty zabieganych rodziców.

Te dawne książki 

I pamiętam radość obcowania z właśnie zakupionymi szkolnymi podręcznikami, upajanie się zapachem świeżej farby drukarskiej i rytuał oprawiania i podpisywania okładek.  

Czas mojego dzieciństwa to czas socjalistycznych niedoborów i zamkniętych granic, braku możliwości wszelakich, ale to również czas, gdy właśnie świat, kreowany w książkach otwierał na poznanie obszarów nieznanych. Otwierał te granice i umysł. I dawał wiarę w spełnienie niemożliwego. Sprawiał, że świat stawał się barwniejszy, emocje mocniejsze, a przeżywanie bogatsze. 

Wierzę mocno, że to jak istniejemy w świecie, zależy od pojęć, języka, którym się posługujemy. To, co jesteśmy w stanie nazwać, dla nas istnieje. I właśnie książki tę liczbę pojęć zwielokrotniają. Czytając, niedostrzegalnie zmieniamy się, coraz więcej widząc, słysząc i czując.

Jednakże wiara ta nie determinowała moich wyborów czytelniczych. Po prostu pragnęłam przeczytać daną książkę, a ona prowadziła mnie do następnych. I tak książki towarzyszyły mi w dzieciństwie, a później w całym moim dorosłym życiu.

Czytanie bez planu 

Kiedy urodziła się moja córeczka, absolutnie nie miałam żadnego planu czytelniczego dla niej. Nie gromadziłam książek dla dzieci, nie czytałam blogów, poświęconych dziecięcej literaturze. Tak bardzo skupiałam się na aspektach pielęgnacyjnych i opiekuńczych, że rozwój poznawczy pozostawiłam naturze. Pojawiały się w naszym domu mało lotne pozycje z koszmarnymi ilustracjami. Och, jakże mi wstyd. 

A potem moja córeczka bardzo ciężko zachorowała. I dopiero bardzo długi pobyt w szpitalu odkrył dla nas bogactwo i wartość dziecięcej literatury. Książki ze szpitalnej, oddziałowej biblioteczki były w zasadzie jedną z niewielu dostępnych aktywności dla oplątanej kabelkami i pompami 2,5 latki. Ja przypominałam sobie, a moje dziecko poznawało radość obcowania z historiami, które przenosiły nas na zewnątrz, do świata pachnącego latem, zabawą i wolnością. 

Książki dla dzieci pomagają 

Będę zawsze już wdzięczna autorowi Ianowi Falconerowi za książki o śwince Olivii. Jedna z ilustracji przedstawia rezolutną świnkę z czerwonymi elementami na uszach. Gdy Judytka nie mogła pogodzić się z koniecznością noszenia aparatów słuchowych (uszkodzenie słuchu było efektem ubocznym leczenia), przekonałam ją, że Olivia nosi właśnie takie aparaty słuchowe, traktując je jak biżuterię i ozdobę. 

Naprawdę sympatyczna bohaterka, pomogła mojej córeczce zaakceptować nowych, codziennych towarzyszy. A dla mnie w tych trudnych dniach, czytanie Judytce było chwilą, gdy znikała szpitalna sala na „siódemce” i byłyśmy razem zupełnie gdzie indziej… 

Wyszukiwałam kolejne literacki propozycje dla Judytki i tak powoli wsiąkałam w ten świat. Świat „opętanych” książkami dla dzieci 

Teraz już w domu, w prawie normalnym życiu, czytanie jest obowiązkowym punktem każdego dnia i absolutnie wieczornym rytuałem. Nadal bez czytelniczego planu. Nadal nie szukam w książkach walorów edukacyjnych i wychowawczych. 

Nie cenzuruję 

Pozwalam bohaterom książek by czasami nie umyli zębów, byli niegrzeczni i powtarzali po setki razy: „jesteś głupi”, „nie lubię cie”, „kupa, dupa”. Wiem, może to nie pedagogiczne, ale jestem mamą, a nie nauczycielką.

Wychowuję uważną obecnością, przykładem, gotowością do rozmowy, gdy moje dziecko tego potrzebuje. Nie czytam córce książek, które mnie samej nie pociągają, nie interesują. Nasze czytanie to czas wspólnego, tylko naszego, ekscytującego odwiedzania innych pasjonujących światów. 

I nie ma wspanialszych słów w ustach dziecka, gdy mimo zmęczenia prosi: „Mamo, błagam, błagam, błagam jeszcze czytaj. To takie ważne. Ja muszę wiedzieć co dalej”. I czytam, bo sama chcę, by ta nasza przygoda ciągle trwała… I wiem, że w sercu mojego dziecka urodziła się miłość do książek, a moje serce o tej miłości sobie przypomniało. 

PS Moim ostatnim odkryciem jest „Book” Davida Milesa >> z ilustracjami Natalie Hoopes – to właśnie jest kwintesencja tego, czym jest obcowanie z książką. Niedługo pokażę w mojej ukochanej grupie facebookowej Aktywne Czytanie. 

Autorką artykułu jest Joanna Snochowska-Majer, prowadząca profil na Instagramie zaczytane_usypianie >> 

Dobry duch grupy Aktywne Czytanie książki dla dzieci >>, zawsze podsuwa wyjątkowe inspiracje książkowe.  Dziękuję!

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i dużo aktywnego czytania.
Jak wychować EMPATYCZNE DZIECKO?

Jak wychować EMPATYCZNE DZIECKO?

Jak wychować empatyczne dziecko? Ostatnio doświadczyłam bardzo dużo empatii ze strony innych ludzi, co sprawiło, że opowiedziałam o niej w tym odcinku podcastu Nie Tylko Dla Mam. 

Z mojego punktu widzenia bardzo ciekawe są współczesne badania mówiące o tym, że z tym wrodzonym egocentryzmem dzieci do siódmego roku życia, wcale nie jest tak czarno-biało. Do niedawna uważano, że maluchy są skupione na sobie i koniec. Nie ma mowy o współodczuwaniu czy empatii. 

Przygotowując artykuł na temat uczenia empatycznych zachowań dzieci w wieku przedszkolnym dla czasopisma Bliżej Przedszkola, z którym współpracuję od lat, doszukałam się badań profesora Paula Blooma z Uniwersytetu Yale. Przytacza wiele dowodów (również innych naukowców) na to, że dzieci od urodzenia niemal potrafią współodczuwać emocje innych ludzi. 

Rozwijanie empatii

Maluchy może nie do końca potrafią nazwać emocje, ale widząc kogoś płaczącego, same często zaczynają płakać. Widząc kogoś roześmianego, też zaczynają się śmiać, czyli przejmują emocje innych osób.

Z tym przejęciem emocji wiele wspólnego mają tzw. neurony lustrzane, czyli komórki odkryte zupełnie przypadkiem u makaków w 2004 roku. One (komórki, nie makaki) sprawiają, że dzieci uczą się zachowań empatycznych głównie przez naśladowanie nas – rodziców.

Tu właśnie stare teorie zderzają się z nowymi, bo te stare podkreślają, że dzieci do siódmego roku życia, są egocentrykami i koniec. Sama zresztą pisałam nie raz o tym wrodzonym egocentryzmie maluchów.

cytat empatia dziecko tylko dla mam

Jak to wytłumaczyć dziecku? 

Jeśli masz małe dziecko i nie bardzo wiesz, jak z nim rozmawiać o emocjach, być może przyda się artykuł pt. Jak się dogadać z półtoraroczniakiem i dwulatkiem?, choć odcinek podcastu dotyczy dzieci w różnym wieku, nie tylko maluchów. 

Nie znaczy oczywiście, że w świetle nowszych badań wszystkie stare teorie wyrzucamy natychmiast do kosza. Ale warto wiedzieć, że są i świeższe głosy w sprawie edukacji związanej z empatią.

Nauczyć się uważności

Swoją drogą, uważność dorosłych odgrywa niezmiernie istotną rolę w uczeniu empatii najmłodszego pokolenia.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której starsze dziecko wpada do kałuży pełnej błota i zaczyna płakać. Wystarczyło się (wiem, że większość maluchów się ucieszy, ale załóżmy na potrzeby tego przykładu, że to się nie ucieszyło).

Czasem zdarza się, że młodszy brat podbiega i zaczyna przytulać płaczącego. Bywa, że ten płaczący wcale nie chce przytulania, ale maluch i tak „robi swoje”.

Z punktu widzenia dorosłego może to wyglądać, jak zupełny brak empatii. Młodszy może usłyszeć: Nie ściskaj go teraz, jest brudy, ty też się cały za chwilę ubrudzisz. Michał potrzebuje teraz kąpieli, a nie przytulania. 

Jednak ten uważny dorosły zapewne domyśli się, że młodszy brat chce pocieszyć, pomóc. Nie potrafi wyrazić tego słowami, wyraża więc tak jak umie. A że przy okazji jedynie rozsierdza wystraszonego i poirytowanego starszaka, to już sprawa do przepracowania za chwilę.

Empatyczne, nie znaczy, że zawsze uśmiechnięte

Taki trudny moment to znakomita okazja do nauczenia empatycznych zachowań. Zamiast karcić, że maluch rozkręca aferę, warto temu pocieszającemu powiedzieć: Widzę, że chcesz pocieszyć brata. Wpadł do błota i płacze. Przynieśmy mu ręcznik żeby się wytarł, a potem jak będzie chciał, przytulimy go mocno. Co ty na to?

Uczenie empatii ma naprawdę wiele wspólnego z uczeniem szacunku dla drugiego człowieka, ale też szacunkiem do siebie. To pocieszające na siłę dziecko, chce wesprzeć, pomóc, coś poradzić i warto pozwolić wybrzmieć tym emocjom, bo są ważne.

Zauważając je, podkreślając empatyczne zachowanie, potem ukierunkować na działanie, które przyniesie ulgę lub pomoc. Tych działań z czasem każdy się nauczy.  Jednak wszystko zaczyna się od zauważenia drugiego człowieka.

Jak wychować empatyczne dziecko?

Zapraszam do wysłuchania odcinka podcastu, w którym o współodczuwaniu i współczuciu bardzo wiele mówię. Nie przegapisz żadnego nowego docinka zapisując się na Newsletter >> 

Jak powstają książki dla dzieci? Opowiada autorka „Kuku i historia pępka”

Jak powstają książki dla dzieci? Opowiada autorka „Kuku i historia pępka”

Jak powstają książki dla dzieciNapisanie książki dla dzieci to bułka z masłemWłaśnie takie stwierdzenie niedawno usłyszałam – pisanie książek dla dzieci jest łatwe i w zasadzie każdy mógłby to robić. No bo co może być trudnego w napisaniu kilku stron prostej historyjki o przygodach jakiegoś zajączka albo misia?

Teoretycznie nic. Pewnie każdy rodzic opowiadał kiedyś swojemu dziecku wymyśloną przez siebie bajkę, a ono piało z zachwytu.

Niestety trudności pojawiają się, kiedy odbiorcą staje się obca nam osoba, a nie dziecko, które nas kocha i wierzy, że wszystko, co stworzymy jest wspaniałe. Sprawa staje się jeszcze trudniejsza, kiedy za ocenianie tekstu bierze się profesjonalista – redaktor w wydawnictwie. I w tym momencie często okazuje się, że to, czym zachwycało się nasze dziecko nie jest jednak tak wspaniałe.

Sam akt pisania książki dla dzieci, czyli wklepywanie literek w komputer, to rzeczywiście nic skomplikowanego. Czyli właśnie ta bułka z masłem. Tyle że zanim dojdziemy do tego etapu, trzeba samemu siać i zebrać zboże na mąkę, żeby tę bułkę potem też własnoręcznie upiec (tak jak samemu trzeba wpaść na pomysł książki i dopracować go w każdym szczególe) i samemu hodować krowę aby z jej mleka zrobić masło (tak jak samodzielnie trzeba doskonalić warsztat pisarski). No i jak już to mamy, to rzeczywiście bułka z masłem.

Jak wygląda pisanie książki?

Pisanie książki dla dzieci, tak jak i chyba każdej innej książki, zawsze zaczyna się od pomysłu. Czasem to główna myśl, przesłanie, które chcemy przekazać czytelnikom. Innym razem to jakiś mglisty obraz bohatera albo sceny. Przez jakiś czas obracamy ten pomysł w głowie aż stanie się bardziej szczegółowy, żeby móc zabrać się za pisanie.

Chyba każdy autor ma trochę inną technikę tworzenia. Jeden rozpisze sobie szczegółowy plan fabuły, charakterystyki bohaterów, a nawet linie fabularne każdego z nich. Inny pójdzie na żywioł, otworzy plik na komputerze i da się ponieść, nie wiedząc dokąd ten pomysł zmierza. Im dłuższy tekst do napisania, tym bardziej liczy się początkowe przygotowanie i dopracowany plan całości. W krótszych tekstach można dać się ponieść pisaniu bez planu, bo wszelkie błędy i nieścisłości łatwiej można poprawić.

Z kolei w krótkich tekstach bardzo ważny jest sam pomysł. W końcu książki dla maluchów mają bardzo mało tekstu, a styl powinien być prosty, żeby trafił do dzieci. Nie możemy więc uwieść czytelnika powalającymi metaforami czy zawiłością fabuły. Dlatego pomysł robi w tym przypadku ponad połowę roboty.

Kiedy już wszystko mamy przemyślane, potem napisane, przychodzi czas na poprawki. A poprawki to często wykreślanie i dopisywanie znacznej części książki.

Każdy tekst, nawet najkrótszy, musi być przeczytany kilka razy, poprawiony, a najlepiej żeby jeszcze zostawić go na jakiś czas i spojrzeć na niego później na chłodno. Dopiero wtedy można mieć jakieś pojęcie czy on nadaje się do publikacji czy nie. Bardzo pomaga też poproszenie o opinię osoby, które mogą być potencjalnymi czytelnikami danej książki.

Mam napisaną książkę i co dalej?

Po tym jak przeczytaliśmy już naszą książkę milion razy, poprawiliśmy co da się poprawić, jej bohaterowie zaczynają nam się śnić po nocach i wymęczyliśmy kogo się da, żeby przeczytał i ocenił książkę – można planować jej wydanie.

Książkę można wydać własnym nakładem albo w wydawnictwie. Ja znam tylko tę drugą drogę, więc o niej tylko mogę opowiedzieć.

Po tym, jak dopracowaliśmy tekst, musimy napisać jego streszczenie, odpowiednio go sformatować (podobno nawet złe formatowanie może przekreślić tekst w wydawnictwie), określić jego grupę docelową i przygotować listę wydawnictw, do których będziemy wysyłać propozycje. Na mojej liście jest około sześćdziesięciu wydawnictw. Trzeba przejrzeć stronę każdego z nich i zastanowić się czy nasza książka pasuje do ich profilu i czy chcemy na pewno u nich wydać książkę.

Czasem wydawnictwa podają wytyczne albo wskazówki dla przyszłych autorów i trzeba się do nich zastosować. Potem przygotować treść maili dla wydawnictw. Każdy z tych elementów (treść maila, streszczenie, treść książki) są równie ważne. Wydawnictwa dostają wiele propozycji, a redaktorzy mają też inne obowiązki poza czytaniem nadesłanych propozycji. Dlatego nie wszystkie teksty są czytane, na pewno nie w całości. Można zostać skreślonym już na etapie streszczenia albo nawet treści maila, dlatego żadnego z tych elementów nie można potraktować ulgowo.

Wysłaliśmy propozycje do kilkunastu czy kilkudziesięciu wydawnictw i co? I czekamy.

Cierpliwość, cierpliwość i… cierpliwość

Czekać na odpowiedź można kilka dni albo kilka miesięcy. Od większości wydawnictw nie doczekamy się jej w ogóle bo większość z nich odpowiada tylko jeśli są zainteresowani publikacją. Dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość.

W końcu któregoś dnia dostajemy maila z treścią: „Jesteśmy zainteresowani publikacją pana/pani książki”. Najpierw czytamy tego maila dziesięć razy żeby się upewnić, że nam się nie przywidziało. Potem prosimy męża/żonę żeby też przeczytali, bo może jednak coś źle zrozumieliśmy.

Kiedy już się upewnimy, że nie mamy halucynacji i rzeczywiście ktoś chce nas wydać, przychodzi czas na podpisanie umowy, redakcję książki, wybór ilustratora, czekanie na ilustracje. To wszystko wymaga czasu i ciągnie się miesiącami. Dla niecierpliwych zaleca się zakup dużej ilości herbatek z melisy.

Nawet jeśli przygotowanie książki mogłoby zająć pół roku, publikacja raczej nie nastąpi sześć miesięcy po zaakceptowaniu tekstu. Wydawnictwo ma też inne książki do przygotowania, ma ustalony plan wydawniczy, którego się trzyma. Dlatego prace nad naszą książką czasem mogą się zacząć dopiero kilka miesięcy, a nawet rok po podpisaniu umowy.

Droga jest długa

Jak widać od pierwszego pomysłu do zobaczenia swojej książki w księgarni jest długa droga. Ale kiedy wreszcie mamy ją w rękach, to stwierdzamy, że warto było. Szczególnie, kiedy otrzymujemy wiadomości od rodziców, że dziecko cały czas prosi o czytanie książki i biega dookoła pokazując wszystkim pępek (bo moja książka jest o pępku właśnie).

Muszę się przyznać, że autor czasem siedzi przed komputerem tylko po to, żeby wyszukiwać opinie o swojej książce. I drży – podoba się czy się nie podoba. A każda, nawet najmniejsza wzmianka o książce, dodana gdzieś “przy okazji” niezmiernie cieszy i powoduje szybsze bicie serca. A to, że obcy ludzie poświęcają kilka minut, żeby napisać do nas wiadomość, że książka się podoba, to już w ogóle sprawia, że mamy ochotę skakać z radości.

Ale czasem, mimo że mamy w rękach tę swoją książkę, to nadal trudno nam uwierzyć, że jednak się udało i gdzieś tam w księgarni stoi na półce.

A potem cały proces zaczyna się od nowa. Z kolejną książką.

Autorką gościnnego artykułu jest Monika Kamińskakoniecznie obserwuj profil na FB – KLIK! Mama gromadki maluchów, zwolenniczka rodzicielstwa bliskości i edukacji domowej. Autorka książki Kuku i historia pępka”. Lubi szalone podróże bez planu i mleczną czekoladę.

Kuku i historia pępka

Kliknij w zdjęcie, sprawdzisz cenę i dostepność. 

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i dużo aktywnego czytania.
Po co uczyć dziecko dzielić się radością?

Po co uczyć dziecko dzielić się radością?

Po co uczyć dziecko dzielić się radością? Dzielenie się radością może przynieść zaskakujące efekty wychowawcze. Sama radość to przecież także wdzięczność, zachwyt, ale też zwykły odpoczynek, z poczuciem, że jest nam dobrze, bo jesteśmy rodziną. Lubimy się radować, ale – paradoksalnie – często radości nie doceniamy.

Wydawać by się mogło, że radość jest emocją, nad którą nie trzeba się szczególnie pochylać. Każdy potrafi się cieszyć, chcemy, żeby nasze dzieci były radosne. I w większości przypadków, nikt nie mówi maluchom, że trzeba zapanować nad tą emocją. Warto jednak przyjrzeć się z bliska tej emocji… potrafi zaskoczyć.

Dlaczego tak ważna jest radość?

Najwięcej radości dają inni ludzie. Oczywiście pozytywni ludzie wokół nas. Dlatego ważne jest nauczenie się omijania tych gorszych kontaktów, unikanie toksycznych relacji rodzinnych i nie tylko rodzinnych. Zamiast na siłę próbować się wpasować, lepiej czasem zrezygnować z jakiejś znajomości. Więcej na temat trudnych relacji rodzinnych pisałam w artykule pt. Jak przetrwać trudne spotkanie rodzinne? 8 prostych zasad >>

To tak coachingowo brzmi, ale powiem szczerze – najlepsze momenty w moim życiu zaczęły się wtedy, gdy nauczyłam się odcinać od ludzi, którzy tylko pozornie chcieli mojego szczęścia. Tak naprawdę chcieli żebym myślała jak oni i żyła jak oni uważają za słuszne. A prawda jest taka, że jeśli ktoś ma z tobą problem, to jest jego problem, nie Twój. Odetnij się od tego zamiast próbować sprostać oczekiwaniom.

Oczekiwania rodziców

W przypadku dzieci jest to trudne, jeśli rodzice mają za duże oczekiwania. Jest taka książka „Hamak ze stanika, napisana praktycznie w całości przez dzieci odpowiadające na najróżniejsze pytania. Między innymi o to, co daje im radość. Jeśli dziecko dopowiada, że radość daje mu wygrywanie zawodów w tenisa, bo rodzice wtedy się cieszą… to coś jest nie tak z tą radością. To nie jest wspierający rodzic. 

Oczywiście, dla każdego radość może oznaczać coś innego, ale dla zainteresowanych zostawiam ściągę o tym: Jak być wspierającym rodzicem >> 

Co daje radość? 

  • Radość daje też pokonywanie siebie. Znowu trochę książkowo brzmi, ale dobrym sposobem na docenianie siebie, swoich wysiłków i nauczenie się wytrwałości jest ściganie się ze sobą. W tym celu warto zatrzymywać np. stare zeszyty do nauki pisania. Pokazujesz dziecku jakie robi postępy i już jest (namacalny – co ważne w przypadku maluchów) powód do radości. 
  • Dobrze też dzielić wyzwania na mniejsze części, wtedy dziecko widzi, że pokonuje kolejne stopnie. Jak z wchodzeniem po schodach. Jeśli widzisz, że masz stanąć na szczycie to już się czujesz zmęczony. Jeśli wiesz, że za pół godziny będzie przystanek i piknik, to od razu chce się wchodzić. Małymi krokami. 
  • Radość daje też sprawianie przyjemności drugiemu człowiekowi. Nie bez powodu niektórzy wolą dawać prezenty niż je dostawać. Jak dostajesz, czasem czujesz się skrępowana (dzieci tego nie mają), bo twoja radość już jest „wciśnięta w konwenanse’. Warto nauczyć tego dzieci – dawać dobro i dzielić się nim. To naprawdę procentuje, nie jest to tylko slogan. 
  • Ludzie starsi, seniorzy pomagający innym żyją dłużej i mają się lepiej, bo czują radość z bycia potrzebnymi, sami niosą ją potrzebującym. Tak jak nie chcemy rozsiewać gniewu, choć łatwo to zrobić, tak dzielenie się radością trudniej zrobić, ale warto. 
  • Radość mobilizuje (do poznawania świata). Jeśli coś Ci się uda osiągnąć (sukces) chcesz spróbować czegoś innego. Jeśli uda ci się przeczytać wyraz z trzech liter, jest duża szansa, że będziesz chciał przeczytać dłuższy. A potem zdanie. Dlatego efekt czerwonego długopisu jest o wiele mniej skuteczny niż efekt zielonego. 

Podcast. Radość w „Przewodniku po emocjach”

O tym wszystkim i wielu jeszcze innych radosnych momentach w życiu dziecka i rodzica, rozmawiamy z Piotrem Zagórowskim, autorem bloga i podkastu Tato na Wyspach Magis. Razem przygotowujemy cykl pt. Przewodnik po emocjach. Tym razem właśnie radość jest tematem wiodącym. Kliknij w zdjęcie żeby posłuchać tego odcinka o radości. 

Książki dla dzieci o radości

Radość

Ksiązki dla dzieci radość recenzja aktywne czytanie zielona sowa

Kliknij zdjęcie i przejdź do recenzji.

Moc uczuć. Radość

Moc uczuć Ksiązki dla dzieci radość recenzja aktywne czytanie

Kliknij zdjęcie i przejdź do recenzji.

nowy Instagram Anna Jankowska ksiązki kobieta

Kliknij zdjęcie i obserwuj!

Co się dzieje, gdy nie pozwalamy dzieciom na smutek?

Co się dzieje, gdy nie pozwalamy dzieciom na smutek?

Smutek jest naturalną reakcją na jakąś stratę. Najczęściej kojarzy się ze śmiercią, ale niekoniecznie jest za każdym razem tak drastycznie. Czasem dziecko coś zgubi i jest mu smutno. 

Smutek rzadko jest „czystą” emocją, częściej odczuwamy go w połączeniu z innymi np. tęsknotą, lękiem, gniewem, rozczarowaniem. Może być też odczuwany w połączeniu z radością. Warto rozmawiać o wszystkich dziecięcych emocjach. 

Ktoś może się zastanawiać, po co się smucić? Do czego jest to nam potrzebne? Zwłaszcza rodzice, bo patrzenie na smutne dziecko, jest przykrym doświadczeniem. To ważne żeby dobrze zrozumieć potrzebę smutku i jego funkcję. Jedną z nich jest informacja dla świata, że dzieje się coś nie tak, że potrzebuję pomocy.

Ważna jest też umiejętność radzenia sobie ze smutkiem. I to chyba najtrudniejsze, bo proszenie o pomoc w takich sytuacjach jest trudne. Tak samo jak umiejętne jej udzielanie.

Jak pomóc smutnemu człowiekowi? Zwłaszcza małemu człowiekowi?  O tym wszystkim rozmawiamy z Piotrem Zagórowskim, autorem bloga i podcastu Tato na Wyspach >>

Kliknij w zdjęcie żeby posłuchać tego odcinka.

Kiedy smutek powinien zacząć niepokoić?

Gdy jest niekonstruktywny, co oznacza dwie rzeczy:

  • bez powodu,
  • zbyt długo trwa.

Trudność polega na tym, że to bardzo subiektywne odczucie. W związku z tym, warto uczyć siebie i dzieci, jak samemu sobie pomóc:

  • mówić o tym,
  • wyjść do ludzi,
  • szukać rzeczy, które sprawiają mi przyjemność,
  • robić to w czym jestem dobra.

Książki dla dzieci o smutku i innych emocjach

Jak zwykle przy takich tematach, staram się szukać książek pokazujących najmłodszym, jak można przeżywać smutek. Szczerze mówiąc, dość trudno znaleźć książki o smutku dedykowane dzieciom. Nic dziwnego, wolimy im pokazywać radosne chwile.

Pod patronatem Aktywne Czytanie jest jedna z serii pięknych książek Bajki Plasterki >>

 Tu opowiedziałam o wszystkich, bo dotyczą różnych strat np. dziadek, babcia, mama, zwierzątko, przyjaciel itd. 

Bajki-Plasterki. Książki dla dzieci pomagające przejść przez żałobę

Najwięcej propozycji tytułów związanych ze smutkiem dotyczy straty, pożegnania, rozstania i śmierci znajdziesz w zestawieniu książek na temat straty, przemijania i pożegnania >>

Książki dla dzieci poruszające temat śmierci i przemijania

Przeżycia dzieci w czasie wojny

Smutek – w nieco innej odsłonie – pokazany został w pięknej i cudownie opracowanej serii „Wojny dorosłych – historie dzieci”.

Tutaj temat smutku nie zawsze ma związek z utratą bliskiej osoby, a bardziej z przeżywaniem czasów kiedy ludzie dla siebie byli najgorszymi wrogami. 

Ten smutek dotyczy zmiany w życiu, okrucieństwa, bezradności i utraty dziecięcej niewinności. Więcej o książkach z tej serii opowiedziałam filmowo Książki dla dzieci o wojnie >>

grupa aktywne czytanie ksiazki dla dzieci

Jak nasze dzieciństwo wpływa na wybory rodzicielskie?

Jak nasze dzieciństwo wpływa na wybory rodzicielskie?

W tym odcinku podkastu Tylko Dla Mam, zadałam ważne pytanie: Czy naprawdę nasze dzieciństwo ma wpływ na to, jakimi jesteśmy rodzicami?

Cóż… można to sprawdzić wykonując jedno proste ćwiczenie z kartką i ołówkiem.

Oczywiście, że nie da się podać złotej zasady pomagającej poznać tajniki bycia rodzicem. Jednak jest jedna (wcale nie) tajemna furtka, prowadząca do ważnych wniosków. Chodzi o nasze dzieciństwo i sposób w jaki sami zostaliśmy wychowani.

Środowisko rodzinne 

Jednym z ważnych czynników, o których pisałam sporo na blogu jest kolejność urodzenia dzieci w rodzinie. Nie powtarzam tych informacji w podkaście, ale zostawiam artykuł dla wszystkich zainteresowanych sprawdzenie, czy ta kolejność ma znaczenie?

Jak kolejność urodzenia wpływa na zachowanie dzieci i dorosłych?

Jedni będą powielać znane schematy, inni całkowicie od nich uciekać. Czasem szukamy czegoś pomiędzy powielaniem a ucieczką. To jest właśnie wyciąganie wniosków i udoskonalanie znanych metod.

Dzieciństwo wpływa na dorosłość

Nasze dzieciństwo (jakiekolwiek było) daje nam mnóstwo wiedzy o tym, jakimi chcemy być rodzicami.w tym odcinku zachęcam do przygotowania „mapy naszego dzieciństwa”, z której potem da się wyczytać własne cele i pragnienia.  Warto więc zbadać kilka obszarów.

  • Komunikacja na co dzień i w konflikcie.
  • Rytuały.
  • Samodzielność.
  • Sposoby okazywania emocji.
  • Relacje z rodzeństwem.

Zanim zaczniesz słuchać tego odcinka, przygotuj sobie kartkę i ołówek. Jeśli już poświecasz czas na słuchanie o mapie dzieciństwa, stwórz od razu własną.

W tym odcinku wpsomniałam też o artykule na blogu pt. Jak 6 sekund może coś zmienić w relacji z bliskimi? Tam znajdziesz informacje na temat budowania relacji z dzieckiem. 

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i dużo aktywnego czytania.
Co dobrego wynika z dziecięcych kłótni?

Co dobrego wynika z dziecięcych kłótni?

Najcześciej nie lubimy kiedy dzieci się kłócą. Jednak nasza niechęć nie zmienia faktu, że z konfliktów rówieśniczym wynika wiele dobrego dla naszych dzieci. 

Czy da się coś dobrego wycisnąć z konfliktu?

Korzyści wynikających z konfliktów jest całkiem sporo. Od takich oczywistych, gdzie człowiek wyrzuca z siebie nadmiar emocji, po bardziej dyskretne, a właściwie cześciej pomijane. 

To naturalne

Przecież każda kłótnia, każdy konflikt jest informacją o konkretnej potrzebie. Jeśli nasza potrzeba zderza się z potrzebą drugiego człowieka, często powstaje konflikt. I jest to całkiem naturalne. 

Mało tego, ważne żeby uświadomić dzieciom tę naturalność. Bez konfliktów nie da się przejść przez życie. 

Taka potrzeba

Skupmy się na chwilę na tych potrzebach. Mogą być identyczne w danej chwili: Chcę się bawić właśnie tym klockiem! Teraz! 

Mogą też być kompletnie różne: Chcę iść na spacer. A ja chcę siedzieć w domu i czytać książkę. 

Udział w konflikcie może być naprawdę ważnym doświadczeniem, o ile sami – jako dorośli – przepracujemy komunikację w takich sytuacjach. 

Nie każdy konflikt da się prowadzić świadomie, ale jest mnóstwo sytuacji, w których tak właśnie można działać. I nie jest to tajemna wiedza, która należy ukrywać przed dziećmi. Wręcz przeciwnie. Warto dać im narzędzia do kłócenia się, bo z takich sporów da się wiele wycisnąć. 

Zostawiam też książkę, o której wspomniałam w podkaście. Napisałam ją m.in. po to żeby dać dzieciom narzędzie do świadomego uczestniczenia w konfliktach – KLIK!

Posłuchaj tego odcinka

Jeśli nie chcesz przegapić żadnego odcinka, mieć dostęp do poprzednich i jako pierwsza dowiadywać się o kolejnych, ściągnij zerknij na stronę ze wszystkimi odcinaki podkastu Tylko Dla Mam – KLIK!

Zostawiam też książkę, która może się przydać przy wielu rodzicielskich wyzwaniach. 

Trudne tematy dla mamy i taty

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i dużo aktywnego czytania.