Jak powstają książki dla dzieci? Napisanie książki dla dzieci to bułka z masłem. Właśnie takie stwierdzenie niedawno usłyszałam – pisanie książek dla dzieci jest łatwe i w zasadzie każdy mógłby to robić. No bo co może być trudnego w napisaniu kilku stron prostej historyjki o przygodach jakiegoś zajączka albo misia?
Teoretycznie nic. Pewnie każdy rodzic opowiadał kiedyś swojemu dziecku wymyśloną przez siebie bajkę, a ono piało z zachwytu.
Niestety trudności pojawiają się, kiedy odbiorcą staje się obca nam osoba, a nie dziecko, które nas kocha i wierzy, że wszystko, co stworzymy jest wspaniałe. Sprawa staje się jeszcze trudniejsza, kiedy za ocenianie tekstu bierze się profesjonalista – redaktor w wydawnictwie. I w tym momencie często okazuje się, że to, czym zachwycało się nasze dziecko nie jest jednak tak wspaniałe.
Sam akt pisania książki dla dzieci, czyli wklepywanie literek w komputer, to rzeczywiście nic skomplikowanego. Czyli właśnie ta bułka z masłem. Tyle że zanim dojdziemy do tego etapu, trzeba samemu siać i zebrać zboże na mąkę, żeby tę bułkę potem też własnoręcznie upiec (tak jak samemu trzeba wpaść na pomysł książki i dopracować go w każdym szczególe) i samemu hodować krowę aby z jej mleka zrobić masło (tak jak samodzielnie trzeba doskonalić warsztat pisarski). No i jak już to mamy, to rzeczywiście bułka z masłem.
Jak wygląda pisanie książki?
Pisanie książki dla dzieci, tak jak i chyba każdej innej książki, zawsze zaczyna się od pomysłu. Czasem to główna myśl, przesłanie, które chcemy przekazać czytelnikom. Innym razem to jakiś mglisty obraz bohatera albo sceny. Przez jakiś czas obracamy ten pomysł w głowie aż stanie się bardziej szczegółowy, żeby móc zabrać się za pisanie.
Chyba każdy autor ma trochę inną technikę tworzenia. Jeden rozpisze sobie szczegółowy plan fabuły, charakterystyki bohaterów, a nawet linie fabularne każdego z nich. Inny pójdzie na żywioł, otworzy plik na komputerze i da się ponieść, nie wiedząc dokąd ten pomysł zmierza. Im dłuższy tekst do napisania, tym bardziej liczy się początkowe przygotowanie i dopracowany plan całości. W krótszych tekstach można dać się ponieść pisaniu bez planu, bo wszelkie błędy i nieścisłości łatwiej można poprawić.
Z kolei w krótkich tekstach bardzo ważny jest sam pomysł. W końcu książki dla maluchów mają bardzo mało tekstu, a styl powinien być prosty, żeby trafił do dzieci. Nie możemy więc uwieść czytelnika powalającymi metaforami czy zawiłością fabuły. Dlatego pomysł robi w tym przypadku ponad połowę roboty.
Kiedy już wszystko mamy przemyślane, potem napisane, przychodzi czas na poprawki. A poprawki to często wykreślanie i dopisywanie znacznej części książki.
Każdy tekst, nawet najkrótszy, musi być przeczytany kilka razy, poprawiony, a najlepiej żeby jeszcze zostawić go na jakiś czas i spojrzeć na niego później na chłodno. Dopiero wtedy można mieć jakieś pojęcie czy on nadaje się do publikacji czy nie. Bardzo pomaga też poproszenie o opinię osoby, które mogą być potencjalnymi czytelnikami danej książki.
Mam napisaną książkę i co dalej?
Po tym jak przeczytaliśmy już naszą książkę milion razy, poprawiliśmy co da się poprawić, jej bohaterowie zaczynają nam się śnić po nocach i wymęczyliśmy kogo się da, żeby przeczytał i ocenił książkę – można planować jej wydanie.
Książkę można wydać własnym nakładem albo w wydawnictwie. Ja znam tylko tę drugą drogę, więc o niej tylko mogę opowiedzieć.
Po tym, jak dopracowaliśmy tekst, musimy napisać jego streszczenie, odpowiednio go sformatować (podobno nawet złe formatowanie może przekreślić tekst w wydawnictwie), określić jego grupę docelową i przygotować listę wydawnictw, do których będziemy wysyłać propozycje. Na mojej liście jest około sześćdziesięciu wydawnictw. Trzeba przejrzeć stronę każdego z nich i zastanowić się czy nasza książka pasuje do ich profilu i czy chcemy na pewno u nich wydać książkę.
Czasem wydawnictwa podają wytyczne albo wskazówki dla przyszłych autorów i trzeba się do nich zastosować. Potem przygotować treść maili dla wydawnictw. Każdy z tych elementów (treść maila, streszczenie, treść książki) są równie ważne. Wydawnictwa dostają wiele propozycji, a redaktorzy mają też inne obowiązki poza czytaniem nadesłanych propozycji. Dlatego nie wszystkie teksty są czytane, na pewno nie w całości. Można zostać skreślonym już na etapie streszczenia albo nawet treści maila, dlatego żadnego z tych elementów nie można potraktować ulgowo.
Wysłaliśmy propozycje do kilkunastu czy kilkudziesięciu wydawnictw i co? I czekamy.
Cierpliwość, cierpliwość i… cierpliwość
Czekać na odpowiedź można kilka dni albo kilka miesięcy. Od większości wydawnictw nie doczekamy się jej w ogóle bo większość z nich odpowiada tylko jeśli są zainteresowani publikacją. Dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość.
W końcu któregoś dnia dostajemy maila z treścią: „Jesteśmy zainteresowani publikacją pana/pani książki”. Najpierw czytamy tego maila dziesięć razy żeby się upewnić, że nam się nie przywidziało. Potem prosimy męża/żonę żeby też przeczytali, bo może jednak coś źle zrozumieliśmy.
Kiedy już się upewnimy, że nie mamy halucynacji i rzeczywiście ktoś chce nas wydać, przychodzi czas na podpisanie umowy, redakcję książki, wybór ilustratora, czekanie na ilustracje. To wszystko wymaga czasu i ciągnie się miesiącami. Dla niecierpliwych zaleca się zakup dużej ilości herbatek z melisy.
Nawet jeśli przygotowanie książki mogłoby zająć pół roku, publikacja raczej nie nastąpi sześć miesięcy po zaakceptowaniu tekstu. Wydawnictwo ma też inne książki do przygotowania, ma ustalony plan wydawniczy, którego się trzyma. Dlatego prace nad naszą książką czasem mogą się zacząć dopiero kilka miesięcy, a nawet rok po podpisaniu umowy.
Droga jest długa
Jak widać od pierwszego pomysłu do zobaczenia swojej książki w księgarni jest długa droga. Ale kiedy wreszcie mamy ją w rękach, to stwierdzamy, że warto było. Szczególnie, kiedy otrzymujemy wiadomości od rodziców, że dziecko cały czas prosi o czytanie książki i biega dookoła pokazując wszystkim pępek (bo moja książka jest o pępku właśnie).
Muszę się przyznać, że autor czasem siedzi przed komputerem tylko po to, żeby wyszukiwać opinie o swojej książce. I drży – podoba się czy się nie podoba. A każda, nawet najmniejsza wzmianka o książce, dodana gdzieś “przy okazji” niezmiernie cieszy i powoduje szybsze bicie serca. A to, że obcy ludzie poświęcają kilka minut, żeby napisać do nas wiadomość, że książka się podoba, to już w ogóle sprawia, że mamy ochotę skakać z radości.
Ale czasem, mimo że mamy w rękach tę swoją książkę, to nadal trudno nam uwierzyć, że jednak się udało i gdzieś tam w księgarni stoi na półce.
A potem cały proces zaczyna się od nowa. Z kolejną książką.
Autorką gościnnego artykułu jest Monika Kamińska, koniecznie obserwuj profil na FB – KLIK! Mama gromadki maluchów, zwolenniczka rodzicielstwa bliskości i edukacji domowej. Autorka książki „Kuku i historia pępka”. Lubi szalone podróże bez planu i mleczną czekoladę.
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
- Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
- Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
- Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
- Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
- Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i dużo aktywnego czytania.
Znam i mam jej książkę, czekam na następną.Dodam , że Monika jest bardzo szczera i otwartą osobą. Zawsze służy pomocą.książkę polecam.
Wielkie dzięki. 🙂
Bardzo pomocny artykuł. Wydawała dotąd książki dla dorosłych i mogę potwierdzić, że to ciężka praca,ale warto!
Pewnie, że warto. Nic co daje satysfakcję nie przychodzi łatwo. 🙂