Niemal codziennie dostaję wiadomości, w których rodzice piszą, że nasze rozmowy, artykuły na blogu Nie Tylko dla Mam, konsultacje, kursy i grupy, które prowadzę, naprawdę „działają”.
To bardzo miłe, kiedy czytam/słyszę właśnie takie motywujące komunikaty. Nie wszystkie są jednak takie. Bardzo często słyszę też: „Ja już wszystkiego próbowałam. Żadne metody nie działają na moje dziecko”.
Każdy ma jakąś zajawkę, jakiś cel, do którego realizacji dąży. Moją jest dzielenie się wiedzą pedagogiczną, bo czuję, że w ten sposób robię coś dobrego. To daje mi ogromne poczucie spełnienia i zwykłą radość.
Poradnik dla rodziców
Zależy mi na tym, żeby dać współczesnym rodzicom, jak najwięcej narzędzi do pracy z dziećmi, budowania relacji, wspierania w rozwoju. Tak, rodzicielstwo to praca. Najbardziej specyficzna ze wszystkich, jakie przychodzą mi do głowy, jednak żadne inne słowo, nie określa tego lepiej.
Jak w każdej pracy i tu, warto mieć narzędzia usprawniające to i owo. Kiedy myślę o takich narzędziach, zawsze przychodzi mi do głowy porównanie, które usłyszałam na jednej z konferencji o Lwie Wygotskim. Był bardzo znanym rosyjskim psychoanalitykiem, a jego praca jest dla mnie (od zawsze) wielką inspiracją.
Narzędzia umysłu
On pierwszy mówił o narzędziach umysłu, to znaczy takich umiejętnościach, które zdobywamy w trakcie dorastania i doświadczania najróżniejszych rzeczy, a potem wykorzystujemy, żeby lepiej radzić sobie z wyzwaniami. Żeby zobrazować wykorzystanie narzędzi umysłu, przywołam przykład ze ścinaniem drzewa.
Wyobraź sobie, że chcesz ściąć drzewo, które niebezpiecznie się rozrosło obok twojego domu. Zasłania widok, ale co gorsza, kiedy wieje wiatr, jego połamane gałęzie lądują na okiennych szybach. Jest schorowane i spróchniałe więc też może rąbnąć kiedyś wprost na dom np. przy potężnej wichurze. Załóżmy po prostu, że chcesz się go pozbyć. Jak to zrobisz, nie mając żadnych narzędzi do dyspozycji?
Pierwsze słowa, które zazwyczaj padały na warsztatach, gdy zadawałam to pytanie, brzmiały: „Nie da się”. Jednak ciągnęłam temat dalej i po chwili rozmowy okazywało się, że jednak można coś wykombinować. Najłatwiej byłoby użyć piły lub siekiery, ale jej nie mamy, bo to są narzędzia. Można jednak poszukać innego sposobu. Jakiego? Zostawiam tu pole dla twojej wyobraźni. Powiem tylko, że po dłuższej burzy mózgów, zawsze wspólnie udawało się wyszukać jakiś sposób.
Do czego zmierzam? Do tego, że warto znać i mieć pod ręką narzędzia. Z narzędziami, które znamy i potrafimy obsługiwać, jest łatwiej. Jeśli nie drzewo, to może przykład z koszeniem trawnika do ciebie bardziej przemówi. Jak to zrobić bez kosiarki? Da się? Jasne, że da się, ale ileż to zajmie czasu i energii!
Nie zawsze narzędzi używamy, ale mając świadomość, że mam w domu piłę lub kosiarkę, mogę sobie dokładnie zaplanować, kiedy ściąć to drzewo, żeby jak najmniej się zmęczyć, nikomu nie przeszkadzać i jeszcze może uzyskać pomoc sąsiadów. W osiągnięcie tego celu włożę o wiele mniej wysiłku, niż gdybym miała to zrobić bez żadnych narzędzi.
Nikt nie uczy bycia rodzicem
Analogia narzędzi mechanicznych/elektrycznych do narzędzi umysłu, nie jest przypadkowa. Wiedząc, jak postępować w różnych sytuacjach, mamy szansę oszczędzić sobie czas i mnóstwo stresu. Wiedząc, jak się zachować np. podczas histerii, „wymuszania”, pyskowania, przeklinania czy jakiejkolwiek innej sytuacji, jest łatwiej. Dlatego niestrudzenie staram się rozmawiać z rodzicami, podrzucać takie narzędzia i zachęcać do ich używania.
Tu jednak często trafiam na kolejne schody, które tak naprawdę były motywacją do napisania dzisiejszego artykułu. To prawda, że bardzo często dostaję wiadomości, w których rodzice dziękują, za te narzędzia i nawet dziwią się, że zadziałały. Jednak czasem dostaję też wieści typu:
- „Ależ to nie działa.”
- „Ja spróbowałam i nie działa.”
- „U nas to nie zadziałało.”
- „Fajny pomysł, ale na mnie nie działa.”
Oczywiście, byłabym naiwna zakładając, że każda metoda zadziała w każdym przypadku. Gdyby tak było, już dawno miałabym Nobla z wychowania. Jednak bardzo często, to jest wymówka, żeby nie próbować dłużej, bo to męczące. Nie szukać innego narzędzia, bo „ja już mam takie trudne dziecko”. W 90% przypadków, wiadomości o tym, że „to nie działa”, dostaję od osób, które spróbowały danego narzędzia użyć raz. No może jeszcze drugi, a potem się poddały, bo metoda (narzędzie, pomysł) nie zadziałała.
Obserwuję to zjawisko poddawania się „bo nie działa”, tak często, że czasem mam ochotę rzucić wszystko w kąt i dać sobie spokój z podrzucaniem narzędzi.
Wychowanie to długi proces
Bez owijania w bawełnę powiem, co jest tym odkryciem. Niestety, w przypadku narzędzi wychowawczych (wiem, brzydka nazwa, ale użyjmy jej roboczo) nie ma mowy o natychmiastowym działaniu. To są naprawdę sporadyczne przypadki, w których coś zaczyna działać tu i teraz. Wychowanie to jest maraton, długi dystans. Jeśli nie działa tu i teraz, to nie znaczy, że trzeba się poddać.
Kiedy coś dziecku często powtarzamy, jeśli wyjaśniamy, sięgamy po resztki cierpliwości, żeby nie krzyknąć, choć ono nadal nie zachowuje się tak, jak tego oczekujemy, to nie znaczy, że narzędzia wychowawcze nie działają. Wszystko, co robimy i mówimy do naszych dzieci, działa z wielką mocą, tylko nie każde takie działanie widać od razu. Czasem trzeba tygodnia, czym miesiąca, czasem pół roku, a czasem lat.
Wiem, że jak dziecko zabiera drugiemu zabawkę, a wszyscy na nas krzywo patrzą, to chcemy zadziałać tu i teraz. I na pewno jakoś zadziałamy. Efekty mogą być widoczne od razu, bo np. krzyknę na pociechę i każę oddać zabraną zabawkę, pewnie to zrobi natychmiast. Mogą też być widoczne dopiero za jakiś czas, kiedy dziecko, w swoim tempie, z moją pomocą, tłumaczeniem i wsparciem, zrozumie, na czym polega dzielenie się.
Odpowiedzialność za to, jak wytrwale to robimy, jest kluczem do sukcesu. Oczekiwanie, że książka, porada, artykuł czy podkast z takim lub innym narzędziem, nagle sprawią, że życie odmieni się o 180 stopni, jest naiwnością. Nie sprawdza się to z dietą, nie sprawdza z motywacją, nie sprawdzi się też w wychowaniu. Odpuszczanie, „bo nie działa od razu” lub pretensja do świata z tego powodu, nie są najlepszym przykładem do naśladowania dla najmłodszych.
Rodzicielska cierpliwość
Wszystkie stosowane na dłuższą metę narzędzia wychowawcze zadziałają. Wszystko działa. Jeśli nie widać tego w tej chwili, nie warto się poddawać. Głównie dlatego, że dorosły nie zawsze i nie od razu, umie z każdego narzędzi korzystać. Żeby ściąć drzewo piłą elektryczną, też nie odważę się po prostu wziąć jej do ręki i działać. Najpierw przeczytam instrukcję, przygotuję się, spróbuję. Pewnie na początku kiepsko mi będzie szło, ale z czasem – dam radę.
Mniej więcej tak samo, choć o wiele dłużej, rodzice uczą się wykorzystywania narzędzi wychowawczych. Nikt się nie rodzi z wiedzą o tym, jak być rodzicem więc naturalne, że trzeba się tego nauczyć. Jako mama z dziewięcioletnim stażem, spoglądam na różne sytuacje z pewnego dystansu, bo jednak jestem już w trochę innym miejscu niż jakieś 6-7 lat temu, kiedy niecierpliwiłam się, bo chciałam widzieć efekty od razu. Widzę je dzisiaj. Nie zawsze i nie na wszystko trzeba czekać kilka lat, ale najczęściej to trwa, bo dojrzewanie i wychowanie to proces.
Wiem, że te narzędzia nie działają od razu, choć dojście do tego zajęło mi sporo czasu. Tym bardziej, mam zamiar częściej powtarzać, że zamiast skupiać energię na szukaniu takich, które jednak rozwiążą wszystkie problemy tu i teraz, lepiej poszukać w sobie zrozumienia i cierpliwości. Wytrwale korzystać z takich narzędzi, które uważamy za wspierające, dobre dla nas i naszej rodziny.
Zamiast wkurzać się, że nie ma efektów natychmiast, warto częściej sobie powtarzać: „To minie”. Tylko ze świadomością, że samo nic nie minie. Praca włożona w używanie tych narzędzi i stawanie się coraz lepszym w ich wykorzystaniu, to najlepsze, na czym można się skupić w najtrudniejszych momentach rodzicielstwa, kiedy człowiekowi przychodzą do głowy najczarniejsze myśli: „Na nią/niego nic nie działa. Ręce mi opadają”. Właśnie wtedy pomyśl, że wszystko działa!
No dobrze, cały artykuł o narzędziach itp a gdzie znajdę jakie to są narzedzia? Z chęcią bym dowiedziała sie więcej bo moj 3 latek doprowadza mnie czasem do granic 😛 pozdrawiam serdecznie!
Nie wiem czy dobrze zrozumiałaś, co miałam na myśli w artykule (może niezbyt jasno to napisałam), ale chodzi o to, że każde działanie/akcja/komunikat rodzica uczy czegoś dziecko więc jest narzędziem. Nie musisz ich szukać, masz je pod ręką. Jeśli szukasz podpowiedzi na konkretny temat, to wpisz ten temat w lupce na blogu. Proponuję zacząć tu, jeśli masz w domu 3-latka. 🙂 https://nietylkodlamam.pl/trzylatek-czterolatek-wspolpraca/
A u mnie zadziałało za drugim razem ; ) taka ze mnie przekora ; )
A teraz konkrety. Mój roczniak od kilkunastu tygodni gryzł, kiedy nie umiał poradzić sobie z emocjami. U Ciebie dowiedziałam się, że w momentach buntu trzeba skierować siłę w inne rejony. I wczoraj, gdy wreszcie udało się wyciągnąć go z łazienki, i gryzoń znów się aktywował schowałam rękę, odsunęłam się na bezpieczną odległość, przykucnęłam i powiedziałam: „wiem, że jesteś zły, ale nie możesz bawić się w łazience. Skoro jesteś taki zły na mnie to machaj rączkami. [Tu nastąpiła prezentacja jak machać. Spodobało się.] A nawet tupnij sobie ze złości [Tu prezentacja niezbyt wyszła bo: a) ciężko tupać kucając, a zależy mi na dostosowaniu do poziomu rozmówcy
b) machanie rączkami było tak absorbujące, że usunięcia przeszły bez echa.
Dziękuję : )
Super, bardzo się cieszę, że się Wam udało dogadać. :)))