Ktoś mi ostatnio powiedział, że współczesne dzieci (i niektórzy dorośli) to „emocjonalne ciamajdy”. Dokładnie tego określenia użył.
Nie pierwszy raz słyszę coś takiego. Najlepsze jest to, że kiedy nie zgadzam się z tym, dostaję najczęściej obrażone prychnięcie zamiast sensownych argumentów. Wtedy zaczynam się zastanawiać, kto tak naprawdę jest „emocjonalnym ciamajdą”?
Jak rozmawiać o emocjach?
Wyobraź sobie sytuację, w której rozbija ci się ulubiony kubek do kawy. Taki najulubieńszy. Jak się czujesz? Co masz ochotę powiedzieć? Jak się zachowasz?
Niektórzy machną ręką. Inni się wkurzą, a jeszcze inni będą przeżywać stratę naczynia przez jakiś czas. Z jednej strony pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że to tylko kubek, z drugiej jednak to było dla ciebie coś ważnego więc jasne, że ci przykro.
Inna sytuacja. Wyobraź sobie, że bliscy znajomi nagle wyprowadzają się daleko i nie będziecie mogli się spotykać tak często jak dotychczas. Jak się czujesz? Co chciałabyś im powiedzieć?
Zgaduję, że z jednej strony cieszysz się z ich decyzji, bo dla nich oznacza to rozwój i nowe otwarcie. Jednak z drugiej pewnie przykro, bo ich lubisz, a nie będzie już tak wielu okazji do spotkań.
Jeszcze inna. Wyobraź sobie, że przybijasz gwóźdź do ściany. W pewnym momencie tłuczesz się niechcący młotkiem w palec. Strasznie boli. Jak się czujesz? Masz ochotę krzyknąć? Masz ochotę przerwać to przybijanie, usiąść na chwilę i poczekać aż ból przejdzie?
Może chcesz polać obolały palec zimną wodą? A może za najlepszy sposób uznasz pomysł męża: Nic ci nie jest. Chodź pooglądamy ten teleturniej to zapomnisz o bólu. I co? Zostawisz robotę w połowie i pójdziesz oglądać? Coś odpowiesz mężowi?
Jeszcze jeden przykład, chyba najbliższy pewnej części moich Czytelniczek (pozdrawiam grupę Aktywne Czytanie na FB).
Wyobraź sobie, że polujesz na jakąś wymarzoną książkę dla dziecka. Taką perełkę, unikat i trafiasz na jedno źródło. Jednak ktoś sprząta ci tę książkę po prostu sprzed nosa, tylko dlatego, że w kluczowym momencie ktoś nagle przeszkodził w śledzeniu aukcji i reagowaniu w odpowiednim czasie.
Jak się czujesz? Wkurzysz się? Rozzłościsz? Na niego? Na siebie? A może po prostu machniesz ręką i powiesz: No trudno. Nie ta to inna książka.
Potrzebujesz wsparcia pedagoga?
PRZYGOTOWANIE DZIECKA I RODZICA DO ŻŁOBKA I PRZEDSZKOLA: e-book z zabawami + webinar
Idealni rodzice potrafią wszystko!
Jestem przekonana, że idealni dorośli w idealnym świecie potrafią tak po prostu odpuścić wszelkie stresujące i denerwujące sytuacje. Jednak cała reszta nie zawsze potrafi.
Racjonalne argumenty przemawiające za tym, że to tylko książka lub do wesela się zagoi albo napij się z innego kubka, są niezaprzeczalnie logiczne, ale nie dają emocjom żadnego pola do działania.
W bardzo wielu przypadkach za zupełnie naturalne, słuszne i wręcz zdrowe, uznajemy nasze emocjonalne zachowania w codziennych sytuacjach. Złościmy się na ten głupi młotek, smucimy z powodu kubeczka czy książki.
Nie zawsze racjonalnie tłumaczymy: Ojej, powinnam była bardziej uważać przy tym wbijaniu gwoździa. Gdybym uważała to pewnie nic by się nie stało. Kto się tak zachowuje w nerwowych sytuacjach ręka w górę. (Moja ręka, jakby co, nadal jest na klawiaturze komputera, a nie w górze).
Emocjonalne reakcje
Kiedy jednak nasze dzieci próbują zachowywać się podobnie, często słyszą inne komunikaty niż sami chcielibyśmy słyszeć: No trudno, kupimy nowy kubek, tylko przestań już płakać. Takie odwracające uwagę od nieszczęścia. Zdarza się też, że próbujemy skierować ich uwagę na inne tory, zamiast pozwolić się wypłakać.
Wiadomo skąd to się bierze. Nie lubimy, kiedy nasze dzieci płaczą. To zazwyczaj nie jest przyjemny moment więc chcemy go, jak najszybciej zakończyć.
Druga sprawa to nasze wyobrażenia o tym, jak powinno zachowywać się dziecko. Niby wiemy, że warto pozwolić tym wszystkim emocjom wyjść, ale z drugiej strony nie chcemy mieć w domu „beksy” czy „mazgaja”. Im bliżej przedszkolnych i szkolnych wyzwań, tym częściej zaczynamy strofować dziecko: Już jesteś duży, nie ma się co tak mazgaić.
Zazwyczaj problemem nie jest wcale mazgajenie się tu i teraz, ale bardziej nasza dorosła obawa, że dziecko wyrośnie na „beksę” albo że inni będą się z niego śmiali. Zakładamy w ciemno, że dziecko pozwalające sobie na płacz w domowych warunkach, mając pod ręką bezpieczną przystań w postaci rodzica, będzie się dokładnie tak samo zachowywało wszędzie i zawsze już do końca życia.
Najczęściej… nie będzie. Najczęściej właśnie w domu jest czas na wyrzucenie trudnych emocji. Jeśli nie ma takiego momentu ani w domu, ani w przedszkolu czy szkole, to gdzie one właściwie mają się podziać? Kiedy dziecko ma się nauczyć jak może sobie pomóc w stresie, gniewie, smutku, złości?
Dlaczego tak nas to przeraża?
To wyobrażenie, że dziecko będzie życiowym „mazgajem” towarzyszy dorosłym w wielu sytuacjach i szczerze mówiąc, przeraża wielu rodziców. Powodem tego przerażenia nie jest pewność, że kiedy nasze dziecko dorośnie wciąż będzie się mazgaić. Tej pewności nikt nie może mieć.
Powodem zazwyczaj jest sposób, w jaki zostaliśmy wychowani: Nie becz. Chłopaki nie płaczą. Pokolenie, dla którego płaczący chłopiec jest zwyczajnym „mięczakiem” wciąż jest obecne w naszym życiu. Wychowanie bez płaczu i niepotrzebnych emocji wciąż w nas tkwi głęboko. Dlatego z takim trudem przychodzi nam akceptowanie płaczu dziecka „z byle powodu”. Nie chodzi zresztą tylko o płacz, ale też o całą gamę pozostałych emocji, najczęściej i najchętniej kiedyś zamiatanych pod dywan.
Wiele na temat stereotypowego postrzegania dzieci opowiedziałam w wybranych odcinkach podcastu Tylko dla Mam >>
Poradniki dla rodziców
Oczywiście każdy w swoim rodzicielstwie dokonuje własnych wyborów. Warto jednak zatrzymać się i zastanowić przez chwilę, czy te moje obawy są realnym zagrożeniem dla rozwoju dziecka? Czy może jednak okazywanie emocji ma jakieś dobre strony dla zdrowia psychicznego małego (i dużego) człowieka?
Szukając odpowiedzi można wrócić do kilku powyższych przykładów z początku artykułu. Jeśli wyobrażając sobie te wszystkie sytuacje miałaś jednak ochotę krzyknąć, zakląć, zamknąć się na chwilę w łazience czy popłakać, nie oznacza to, że jesteś „życiową ciamajdą” prawda? Jeśli kiedyś zdarzyło ci się wywalić z siebie w ten sposób emocje, pewnie wiesz, że to bardzo pomaga, oczyszcza i „załatwia sprawę” szybciej niż czekanie aż wszystko rozejdzie się po kościach.
Kubek czy przybijanie gwoździa… są banalnymi przykładami. Im poważniejsze sprawy, tym więcej emocji. Z czasem coraz trudniej upchnąć je gdziekolwiek, zwłaszcza kiedy wiadomo, że pod dywanem już dawno brakuje miejsca. Niezależnie od tego, czy chodzi o kubek, książkę, czy inną sprawę, najczęściej to coś w danej chwili jest dla nas ważne. Dzieci mają dokładnie tak samo.
Rodzice i emocje
Wyobraziłam sobie właśnie taką konsultację z rodzicem. Wymyślam oczywiście na poczekaniu jej temat, ale powiedzmy, że rodzic informuje:
Czuję, że moje dziecko cierpi z powodu naszych małżeńskich kłótni. Nie możemy się z mężem dogadać. Syn jest świadkiem wielu awantur niemal każdego dnia. Widzę, że jest z tego powodu nerwowy. Zamyka się w sobie. Nie wiem co robić. Smutno mi. I co ja na to? Na przykład to: Och, proszę nie przesadzać. Dziecko dostosuje się do każdych warunków. Nie jest Pani smutno, bo i nie ma powodu. Są gorsze problemy na świecie. Proszę znaleźć sobie hobby, zamiast zamartwiać nerwami dziecka. Życie jest ciężkie, dziecko powinno to wiedzieć i już.
Co byś mi powiedziała podczas takiej konsultacji?
Serio, emocje to naprawdę ważny element życia dziecka i dorosłego. Zaprzeczanie ich istnieniu, zamiatanie pod dywan lub odwracanie od nich uwagi być może zda egzamin na chwilę. Ale nie o chwilowy porządek nam w życiu chodzi. Potrzebny jest jakiś balans.
Świadomość, że są naturalną częścią życia, a ja mam prawo do wzlotów i upadków (każdy ma), wcale nie jest tak powszechna jakby się mogło wydawać. Jeśli ktoś mi odmawia prawa do przeżywania emocji, ja zwyczajnie denerwuję się jeszcze bardziej, zamiast ochłonąć i przyznać mu rację. Dzieci mają tak samo.
Trudne emocje
Zaprzeczając emocjom (Nic się nie stało, nie ma powodu do płaczu!) lub odwracając od nich uwagę (Zobacz jaki ładny ptaszek tam siedzi na gałęzi. No nie płacz już, pójdziemy go obejrzeć!) sprawiamy, że maluchy przestają wierzyć swoim osądom sytuacji. Jeśli wszyscy dookoła uważają, że ten ból/smutek/złość nie mają znaczenia, to ja chyba nie mam racji, nie powinno mi być przykro.
Po kilku takich akcjach dziecko będzie oczekiwało, że dorosły powie mu jak się ma zachować lub skupiało wiele energii na ukrywaniu swoich przeżyć. Jeśli o mnie chodzi, to jest sposób na wychowanie „emocjonalnej ciamajdy”, nie odwrotnie.
Dla jasności dodam tylko, że odwracanie uwagi czasami (zwłaszcza u maluchów) jest w porządku, ale tylko czasami. Na pewno nie powinna to być codzienna praktyka w każdej sytuacji. Więcej na ten temat opowiedziałam w artykule pt. Skąd się biorą powody do histerii? >>
W wielu wypadkach oczywiście powód do płaczu jest naprawdę banalny z punktu widzenia dorosłego. Jednak dziecko dorosłym nie jest i ma prawo mieć inne zdanie na ten temat. Tak samo, jak ja mam prawo uważać, że szkoda tak przezywać jakiś tam kubeczek, ale dla ciebie on będzie ważny.
Powody do płaczu
Jaka był ostatnia sytuacja, w której poleciały ci łzy? Jeśli ktoś w tym momencie podszedłby i powiedział: Nie masz powodu do płaczu, pewnie miałabyś inne zdanie na ten temat. Wiesz dlaczego? Bo ludzie najczęściej nie płaczą bez powodu. Płacz jest mechanizmem obronnym, oczyszczającym i potrzebnym „stanem emocjonalnym”. Wmawianie dziecku, że nie ma powodu do płaczu, burzy relację między nim a dorosłym. Nic więcej do sytuacji nie wnosi, tylko tyle.
Pokazanie, że szanuje się czyjeś (w tym wypadku dziecka) przeżycia, osąd sytuacji, potrzebę jest wsparciem i to ogromnym. Po chwili dużych emocji można dziecku po prostu wyjaśnić, jak w przyszłości może postąpić, żeby uniknąć przykrości, upadku itd. Ale dopiero potem, po rozmowie o emocjach, po chwili na płacz, smutek czy złość.
Zamiast skupiać się na zażegnaniu tych emocjonalnych reakcji dziecka, lepiej skupić się (jako rodzic) na tym co dzieje się potem, czyli wsparciu w wyciąganiu wniosków i rozmowie. Tak najszybciej nauczymy malucha przechodzić z fazy płaczu do analizowania pewnych sytuacji. W przyszłości pewnie ta faza płaczu zostanie pominięta, bo dziecko będzie miało wyćwiczone pewne sytuacje i rozwiązania.
Komunikacja wspierająca
Zamiast wmawiać dziecku, że wszystko w porządku: Nic ci nie jest, lepiej zapytać: Czy nic ci nie jest?
Drobiazg, a kompletnie zmienia sytuację i perspektywę. Otwiera furtkę do rozmowy, a nie zamyka emocje w ciemnej komórce. Dziecko odpowiadając na pytanie ma szansę powiedzieć co czuje. Maluch też widzi, że rodzic jest tym zainteresowany. Nie wmawia mi, że nic mi nie jest skoro ja właśnie czuję się źle.
Takie pytania naprawdę nie są zagrożeniem dla męskości, dojrzałości, autorytetu czy czegokolwiek innego związanego z naszym wyobrażeniem o „emocjonalnych ciamajdach”. Umiejętność powiedzenia co mi jest (jak się czuję) jest oznaką zdrowia psychicznego. Zdrowia, niebycia „mięczakiem”.
Ćwicz asertywność
To też ważny trening asertywności, który przydać się może w okresie dorastania i oczywiście już w dorosłości. Jeśli potrafię powiedzieć: To sprawiło mi przykrość, jest większa szansa, że dogadam się z partnerem, że nie będę tkwiła w sytuacji dla mnie trudnej, bolesnej czy smutnej, że odmówię nachalnemu koledze, że nie będę udawać, że się świetnie bawię, kiedy wcale tak nie jest.
I kompletnie nie chodzi o to, że jest się wtedy egoistą myślącym wyłącznie o sobie, bo to pytanie działa w dwie strony. Może dotyczyć mnie, ale równie dobrze ja mogę je zdawać, bo je znam i rozumiem jak działa. Pomaga w nazwaniu emocji i wyrzuceniu ich z siebie.
Mogę więc śmiało założyć, że pomoże też drugiej osobie. I nie boję się go zadawać, bo nie jest dla mnie żadną nowością. Jest naturalnym pytaniem, które znam od najmłodszych lat: Co ci jest? lub Czy nic ci nie jest?
Takie artykuły powinny być rozdawane rodzicom przy porodzie. NIE!!! Jednak zaraz po potwierdzeniu ciąży, żeby mieli czas się tego nauczyć.
Ja matka idealną nie jestem i nigdy nie będę. Zresztą uważam że idealnych nie ma, a jeśli są które tak mowia/myślą to śmiem twierdzić że się mylą…mówiąc kulturalnie.
Gdy słyszę teksty „nie płacz, nic się nie stało”…..to dosłownie „piana z pyska” . Z mamą kłóciłam się ostatnio właśnie o „odwracanie uwagi” twierdząc że JA wolę Młodemu wyjaśnić sytuację niż zagadywać czymś innym…. To nie były tematy których rezolutny 3latek by nie zrozumiał a odwracanie kota ogonem to tylko odwlekanie tematu.
Ja przy dziecku nie wstydzę się swoich emocji, czasem zdarza mi się nawet krzyczeć w złości….wiem, wiem dobre to ..to nie jest ale czasem inaczej nie potrafię. I Młody już wie że poszedł o krok za daleko skoro mama sobie (nie na niego!) krzyczy. I wiecie co? Słyszę wtedy, „Mamusiu już się nie denerwuj, i tak Cię kocham nawet wtedy jak Cię denerwuje”. To zna z naszych nocnych rytuałów, gdy po bajce (książka) jest przytulanie i zawsze te same „Kocham Cię najbardziej na świecie nawet jak …” Łzy przy nim również nie są mi obce i On wie że można płakać z bólu, radości… Zabraniać łez/ krzyku w złych chwilach to dla mnie tak jak zabronić śmiechu w chwilach szczęścia.
A najlepszą Twoja puentą (moim zdaniem) „traktuj innych tak jak sama chciałabyś być traktowana”
Pozdrawiam
Dziękuję bardzo za takie miłe słowa. 🙂 To super, że jesteś taką PRAWDZIWĄ mamą, nie pozująca na idealną. To zresztą zawsze prędzej czy później przestaje działać i okazuje się, że oprpócz rozczarowania, są jeszcze pretensje ze strony dorosłego już dziecka. Każda emocja jest ważna.
Artykuły z Pani bloga to ostatnio moja ulubiona wieczorna lektura. Każdy rodzic powinien to przeczytać, nawet jeśli nie zastosuje to na pewno popatrzy na codzienne sytuacje z innej perspektywy. O ile łatwiej być dobrym rodzicem wiecznie płaczącego maluszka, jeśli z tyłu głowy ma się myśl, że jego coś boli, może mu nie wygodnie, a może potrzebuje się przytulić, wtedy otwierają się nowe pokłady cierpliwości!
O dzięŻuję! Dokłądnie o to mi chodzi… żeby nieco ułatiwć, ale nie szukać idealnych rozwiązań. Nie ma idealnych w wychowaniu. Są tylko sytuacje TU i TERAZ.
Dziękuję. Tego mi było trzeba. Teraz do pracy i wcielać w życie 🙂
Cieszę się, że zmotywowałam. :)))
świetny artykuł, sama prawda 🙂
Rewelacyjny i pouczający wpis
Bardzo mądrze napisane, warto przeczytać 🙂
Niezły artykuł, czytało się go bardzo dobrze