Dlaczego ze współczesnymi dziećmi tak trudno wytrzymać? To pytanie zadała mi na warsztatach jedna z czytelniczek bloga Tylko dla Mam, nauczycielka. Jeśli ktoś uważa, że jest to mało wrażliwe pytanie z jej strony, to być może ten artykuł coś wyjaśni.
Bardzo nie lubię komentarzy w stylu: Kiedyś było lepiej. Kiedyś nie było lepiej tylko inaczej. Kropka. Za to zdecydowanie lubię koncentrować się na tym, co dzieje się (wychowawczo, pedagogicznie) tu i teraz. To pytanie skłoniło mnie do poszukania odpowiedzi.
Tej nauczycielce chodziło o to, że współczesne dzieci mają ogromne trudności:
- ze skupieniem uwagi,
- z nawiązaniem dłuższych relacji,
- szybko się nudzą i poddają,
- kompletnie nie radzą sobie z przegraną.
I to jest prawda, ale nie dlatego, że coś z nimi jest nie tak. Jest akcja więc jest i reakcja. O tych akcjach dzisiaj kilka słów.
Chcesz to masz!
- Mamo, coś bym przekąsił. Już ci robię kanapkę.
- Czegoś bym się napiła, ale nie wody. Już ci daję soczek.
- Ta książka jest fajna. To ci ją kupię.
- Nudzę się, włączysz mi bajkę? Podaj telefon to ci włączę.
Współczesne dzieci mają bardzo wiele rzeczy na wyciągnięcie ręki. Mają też bardzo zaangażowanych rodziców, którzy rzucają wszystko kiedy tylko dziecko zgłasza potrzebę. Nie chcę być źle zrozumiana, to nie jest artykuł o tym, że mamy ignorować dziecięce potrzeby.
Chodzi jednak o to żeby nauczyć najmłodszych czekania na zaspokojenie pewnych oczekiwań, komunikatów i nie wmawiać dzieciom, że natychmiastowa reakcja rodzica na każde skinienie dziecka jest koniecznością, bo inaczej go nie kocham. Dzieci nie wszystko muszą mieć od razu.
Koniecznie więc zerknij do e-booka z zabawami, które przygotowałam własnie z myslą o ćwiczeniu umiejętności społecznych.
PRZYGOTOWANIE DZIECKA I RODZICA DO ŻŁOBKA I PRZEDSZKOLA: e-book z zabawami + webinar
Od razu za to wyjaśnię, że w tych ćwiczeniach nie chodzi o podstawowe potrzeby np. jedzenie czy spanie lub potrzeby emocjonalne np. miłość, bezpieczeństwo. Nie chcę żeby ktoś używał tego artykuły jako argumentu, dzięki któremu będzie mógł jeszcze 30 minut posurfować w necie, choć dziecko domaga się uwagi, bo jest głodne lub płacze. Chodzi o umiejętność odraczania gratyfikacji.
Nie umie czekać!
Nie będę już nawet przytaczać słynnego testu z cukierkami, w którym zbadano, że dzieci potrafiące powstrzymać się i nie zjeść wszystkich łakoci od razu, lepiej radziły sobie z komunikacją i emocjami. A przede wszystkim, podejmowały lepsze (rozsądniejsze, „bardziej opłacalne”) decyzje w przyszłości. Czyli ogólnie rzecz biorąc – były nieco bardziej zaradne.
Dzisiaj ten test jest czasem krytykowany więc naprawdę nie ma się co przywiązywać do jednych konkretnych badań. Pewne jest tylko to, że umiejętność odraczenia pragnień warto ćwiczyć.
Chodzi o to żeby nauczyć (małymi krokami) nasze pociechy odraczania gratyfikacji. Żeby nie podawać wszystkich odpowiedzi na tacy, żeby nie wykonywać czynności za dziecko, bo tak jest szybciej, wygodniej. Żeby dać szansę pozłościć się, pomarudzić, poszukać motywacji, ponudzić się. Właśnie po to żeby w przyszłości maluch nie oczekiwał, że wszystko będzie dostawał już i natychmiast.
Poszukajmy odpowiedzi
O ile 0-3 latki jeszcze bardzo słabo radzą sobie z odraczaniem pragnień, tak już starsze dzieci spokojnie można uczyć czekania w różnych sytuacjach.
Jeśli masz ochotę poczytać o maluchach, którym czeka sprawia trudność. zerknij na ten artykuł, mam nadzieję, że trochę wyjaśni. Skąd się biorą powody do histerii? >>
Jedną prostych możliwości do ćwiczeń jest odpowiadanie na dziecięce pytania. A właściwie NIE odpowiadanie od razu. Przedszkolaki zadają ich dziennie setki. Czasami takie, nad którymi fajnie byłoby się trochę dłużej zastanowić, poszukać odpowiedzi z dzieckiem, nawet jeśli rodzic ją zna.
To świetny moment, w którym dziecko może się pouczyć tego czekania i wkładania wysiłku w poszukiwania i zdobywanie informacji zamiast oczekiwać, że ją dostanie od razu. Nie zawsze to szukanie odpowiedzi musi być przecież po stronie rodzica. Już dawno mamy za sobą czasy, w których dorośli wiedzieli wszystko i znali odpowiedź na każde pytanie. W dzisiejszym świecie jest to zdecydowanie niemożliwe. I niepotrzebne.
Kiedyś było inaczej
Prawda jest taka, że to ćwiczenie opóźniania pewnych czynności lub czekania, jest zdecydowanie utrudnione w dzisiejszych czasach. Kiedyś jadąc w daleką podróż trzeba było sobie przygotować kanapki i jak ich się zrobiło za mało, człowiek musiał doczekać do końca podróży żeby zjeść. Dzisiaj mamy bary z fast foodem co kilka kilometrów. I często zatrzymujemy się tam bardziej dla rozrywki niż z głodu.
To samo z maszynami wypełnionymi napojami, słodyczami, z całą masą całodobowych sklepów. Nie trzeba na nic czekać. O ile ma się pieniądze, nie trzeba tego robić. Kiedy się nad tym chwilę zastanowimy, to te wszystkie „udogodnienia” nie zostały stworzone po to żeby nam się wygodniej żyło, ale głównie po to żebyśmy tam zostawiali pieniądze. Nie jestem przeciwniczką udogodnień, ale z nimi, jak ze wszystkim, warto świadomie zapoznawać nasze dzieci.
Jestem za to z pokolenia, które nie znało takiego świata, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, dlatego pewnie potrafię sobie łatwiej wytłumaczyć potrzebę odraczania proognień. Dzieci wychowane w świecie gdzie wszystko jest podane od razu, gotowe do zjedzenia, obejrzenia, założenia… nie mają szansy dojść do takiego wniosku. Nie mają doświadczenia związanego z odraczaniem gratyfikacji.
To nie jest fajne
Ktoś może powiedzieć, że to natychmiastowe spełnianie oczekiwań jest uszczęśliwianiem malucha. Wielu dorosłych tak to właśnie widzi, bo odraczanie (czekanie) bywa: nudne, smutne, denerwujące, trudne. Czasem też słyszę, że szukanie odpowiedzi jest stratą czasu. Nie, nie jest!
Bez umiejętności odraczania pragnień człowiek nie jest bardziej szczęśliwy (z tym całym swoim zaoszczędzonym czasem i trudem). Gorzej znosi porażki, potknięcia, krytykę, wyzwania, konieczność ćwiczenia zanim dojdzie się w czymś do perfekcji lub choćby zdobędzie umiejętność na podstawowym poziomie. Zatem „uszczęśliwiając”, tak naprawdę (na dłuższą metę) coś odbieramy.
Powtarzam jednak, że nie chodzi o rzucenie wszystkiego i wyjechanie w Bieszczady żeby tam nas nie dopadły żadne udogodnienia życiowe. Chodzi o umiejętność wkładania pracy w otrzymanie gratyfikacji, nawet jeśli tą pracą jest tylko (w przypadku dziecka „aż”) czekanie.
Dlaczego to takie ważne?
Zanim powiem dlaczego to ważne, dodam jeszcze, że niewątpliwie jest to też trudne. Ćwiczenie odraczania nie wiąże się z przyjemnością, ale z marudzeniem, koniecznością włożenia wysiłku, czasami nerwami. Nie jest to przyjemne doznanie, dlatego najczęściej – jako dorośli – chętniej go unikamy niż oswajamy z nim dzieci. Poniekąd jest to zrozumiałe.
Jednak dzieciństwo nie może polegać wyłącznie na przyjemnych doświadczeniach. Czy nam się to podoba czy nie, naszym rodzicielskim obowiązkiem jest też przeprowadzenie dzieci przez te trudniejsze momenty. Jednym z nich jest ćwiczenie odraczania proganień. Bez tej umiejętności dziecko nie będzie potrafiło radzić sobie ze stresem. Działać w sytuacjach nerwowych, podejmować racjonalnych decyzji. Nie będzie też umiało ocenić skutków tych decyzji.
Trudno mu będzie funkcjonować w świecie, gdzie stresu jest naprawdę sporo. Zaczynając od rodzeństwa rywalizującego o czas z mamą, przez przedszkole – nowa grupa, w której mnóstwo dzieci domaga się uwagi w tym samym czasie. Potem szkoła i ocenianie oraz zadania domowe, które staną się priorytetem. Trzeba będzie odłożyć bajkę czy zabawę z powodu lekcji. To też jest związane z odraczaniem gratyfikacji.
Nie wspominając już o zdobywaniu nowych umiejętności i słynnym irytowaniu się z powodu nieosiągania zamierzonego celu od razu.
Dotyczy to ogólnie edukacji, ale też właśnie kontaktów z rówieśnikami, a co za tym idzie wielu momentów, w których górę biorą emocje. Nie ma szansy żeby było inaczej kiedy dziecko nauczone jest po prostu dostawać wszystko od razu.
Dlatego właśnie współczesne dzieci często są trudne do zniesienia w codziennych kontaktach. Są trudne, bo nam – dorosłym – ciężko zrozumieć, że mówić mądre „nie”, „poczekaj”, „dajmy sobie czas”, w konkretnych sytuacjach, tak naprawdę najbardziej wspieramy.
Bardzo celna i cenna uwaga.
Przyznaję się, że często popełniam błędy wymienione w artykule. Będę nad ty m pracować.
Chyba nie wymieniałam żadnych błędów. 😉
Dobrze się czyta, tekst daje do myślenia. Moim zdaniem bardzo trafne spostrzeżenia???? nie łatwo być rodzicem. Myślę jednak, że jest więcej powodów frustracji u dzieci i wciąż powinniśmy pracować nad komunikacją z nimi. Największy paradoks ludzkości: tak trudno nam zrozumieć dziecko, choć każdy z nas kiedyś nim był..
autorka komentarza pewnie ma na myśli błędy które uważam że i ja popełniam, tzn jestem na każde zawołanie, mamo upadł mi widelec, mamo podaj mi picie, mamo podaj mi klocka, mamo poczytaj, mamo nakarm… dużo uświadomiłaś mi tym artykułem, przede wszystkim to ze jeżeli odmówię, to nie krzywdzę, chętnie przeczytałabym na ten temat dużo więcej
Samo sedno, już coraz więcej się o tym pisze. Tylko co zrobić, żeby to dotarło do kolejnych pokoleń rodziców?
Trafiłam tu niby przypadkiem, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Ten tekst był mi bardzo potrzebny, żeby zrozumieć moja 2-letnia buntowniczkę. Dziękuje.
Cieszę się więc, że tu jesteś. 🙂
Dobrze bylo by zeby mamusie nauczyly synalkow czekania a nie juz na pierwszej randce z lapami w majtki sie pchaja.
Świetny tekst wyważony ale jednocześnie nie gloryfikujący współczesnych rodziców jak to robią niektórzy tzw psychologowie dziecięcy .
To co różni pokolenie urodzonych w latach 70-80 od rodziców z lat 90 to właśnie to ze oni sami nie umieją czekać często nie wiedza jak to jest dojść do czegoś własnymi rękami i tej bezradności uczą swoje dzieci a my możemy się jedynkę temu przyglądać