Jak pomóc dzieciom ogarnąć codzienne obowiązki?

Jak pomóc dzieciom ogarnąć codzienne obowiązki?

Tym razem w podkaście Nie Tylko dla Mam rozmawiamy o tym, jak pomóc dzieciom ogarnąć obowiązki. Dzięki temu oszczędzimy sobie i dzieciom, wielu powodów do nerwów. Sposobem na to jest zarządzanie własnym czasem. Umiejętność przydatna zarówno w domu, jaki i w szkole, a potem w pracy.  

Zarządzanie czasem to dość ogólne hasło, zwłaszcza w przypadku dzieci, dla których obowiązki bywają wyzwaniem. W odcinku skupiam się na konkretnych wskazówkach dotyczących uświadamiania dzieciom, że doba nie jest z gumy, wszyscy mamy tyle samo czasu i dużej mierze od nas zależy, jak go sobie poukładamy. 

Inspiracją do tematu tego odcinka jest współpraca z Familiowo. Już wiele razy pokazywałam ich planery na blogu Tylko dla Mam. 

Podcast Nie Tylko dla Mam

Jeśli lubisz słuchać krótkich podpowiedzi na temat wychowania wspierającego i komunikacji w rodzinie, dobrze trafiłaś. Nie przegapisz żadnego odcinka subskrybując Newsletter >>

Trudne poranki i obowiązki

Nie chcę dzisiaj mówić wyłącznie o oczywistych rzeczach jak np. nawyki pomagające planować dzień, bo o nich chyba każdy wie. Chodzi m.in. o pakowanie plecaka dzień wcześniej lub przygotowanie ubrań na drugi dzień. 

Oszczędzisz nerwów całej rodzininie, jeśli świadomie podjedziesz do faktu, że o poranku wszystko jest trudniejsze. Zaplanuj więc podstawowe, niezbędne do wykonania rzeczy. Ani jednej więcej. 

Poranki bywają męczące. Wszyscy są poirytowani, zakręceni, nie w głowie wtedy obowiązki. Zostawianie problematycznych spraw na rano, jest bezsensownym, niepotrzebnym strzałem w kolanoCzęsto świadomie zostawiamy coś na ostatnią chwilę, a to się nie płaca i warto o tym poinformować dzieci. 

Zarządzanie energią

Chcę się jeszcze skupić na zarządzaniu energią. Rzadko wiążemy to z zarządzaniem czasem. Dla mnie to kluczowy element. Umiejętność zarządzania zasobami energii jest bardzo ważna także w ogólnej komunikacji z dzieckiem. 

Napisałam o tym więcej w artykule pt. Skąd się biorą powody do histerii? >> 

Obowiązki planowane świadomie

Świadome planowanie dnia z uwzględnieniem spadków energii, jest w wielu przypadkach kluczem do oszczędzenia nerwów. Jest też uwzględnieniem potrzeb organizmu, zatem planowanie czasu ma niewątpliwie związek z potrzebami fizycznymi i psychicznymi (relaks, odpoczynek) człowieka. 

Jasne, że dzieci będą potrzebowały pomocy w określeniu, kiedy są najbardziej aktywne, kiedy potrzebują wyciszenia, a kiedy rozładowania energii. Świadomość tych momentów, daje możliwość optymalnego zaplanowania konkretnych czynności. Warto kilka dni obserwować siebie i dziecko, z notatnikiem w ręku. To się płaci przy planowaniu każdego dnia. 

Jeśli np. dziecko ma spadek energii o 19:00, nie ma sensu siadać do lekcji o tej godzinie. Wiele osób pewnie powie: Ale przecież miało tyle zajęć w ciągu dnia, że nie było kiedy wcześniej ich odrobić. 

Priorytety w zarządzaniu czasem

W tym momencie, do akcji wkracza ustalenie priorytetów, a wśród nich są przecież obowiązki. Jeśli w planie dnia dziecka, nie ma wolnego momentu, w którym może wykorzystać swoją zwyżkę energii na lekcje, zdecydowanie warto coś zmienić w tygodniowym (dziennym) grafiku.

Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, wiadomo, że do szkoły chodzić trzeba, lekcje też trzeba odrobić. Jednak już piąte zajęcia dodatkowe, nie są koniecznością, a kwestią wyboru. O ten wybór chodzi. 

Poczucie, że dziecko coś traci, bo nie uczęszcza na dodatkowe zajęcia, jest poniekąd bardzo słuszne. Wiele osób wolałoby zapisać pociechę na jazdę konną, zamiast zmuszać do ślęczenia przy zadaniach domowych >>

Obowiązki (nie tylko) szkolne

Są jednak rzeczy, na które godzimy się podejmując pewne decyzje w życiu. Decydując się na dziecko, warto mieć świadomość, że zostanie objęte obowiązkiem szkolnym. Decydując, że będzie go realizować w szkole państwowej (a nie np. w edukacji domowej), zgadzamy się na warunki prowadzenia placówek państwowych. One zadają dużo do domu. To są fakty. 

Jednak, upychanie wszystkiego (zadania domowe i zajęcia dodatkowe), w grafiku dziecka, żeby nie straciło żadnej okazji do rozwoju, przynosi więcej szkody niż pożytku. Trudno, z czegoś trzeba zrezygnować. I to są kolejne decyzje do podjęcia.

Naucz się rezygnować, zanim się zakopiesz

Polityka rezygnowania z nadmiaru zajęć w grafiku, jest bardzo zdrowym trendem. Wykreślamy niektóre obowiązki. Czasem nam się wydaje, że zarządzanie czasem polega na upchnięciu ile wlezie, a potem odhaczaniu, co się udało zrobić. Nie do końca jest to prawda. Nie chodzi o ilość, a o jakość tego, co robimy. 

Choć prawdą jest, że im więcej mamy do zrobienia, tym bardziej jesteśmy zorganizowani. Nasz mózg wchodzi w tryb: „Muszę podołać”… i to się naprawdę udaje. Przynajmniej do czasu, bo przecież nie da się funkcjonować na pełnych obrotach przez całe życie. 

Obowiązki związane z odpoczynkiem

Jest to kwestia wyboru, czego chcemy. Czy tysiąca zajęć i radości z ich odhaczania, kosztem zdrowia i zmęczenia? Czy może takiego zaprojektowania dnia, w którym uwzględnione będą „możliwości przerobowe” każdego członka rodziny. Fizyczne i psychiczne.

Zarządzanie czasem, to też umiejętność odpoczywania więc planowanie doby, powinno uwzględniać te ważne momenty.

Jak pomóc dziecku zarządzać czasem?

Im więcej plastycznych narzędzi pokazujących dzieciom, jak wygląda czas (zarządzanie nim, upływ, ilość każdego dnia), tym łatwiej zrozumieją, na czym to polega. 

Dlatego jestem taką fanką wszelkich planerów, kalendarzy, plastycznych elementów pokazujących czas. Dziecko wpisując rzeczy do planera, widzi, ile ma zajęć. Łatwiej mu będzie rozrysowane plany ogarnać, zmieniać, dostosować, optymalizować. 

Doba nie jest z gumy

Plastyczne przedstawianie czasu można zacząć od doby. Warto narysować kolorową tarczę zegara, na której zaznaczycie osobnymi kolorami, pewne odcinki doby.

Na przykład czerwony to poranek, żółty to czas w szkole, zielony to czas na relaks. Dziecko widzi, że gdy wskazówka przekracza jakiś kolor, zabierany jest czas kolejnej czynności. 

Dość powszechnym przykładem jest odrabianie lekcji. Dzieci mają zazwyczaj na to pewien ustalony czas. Jednak zanim się zabiorą za konkretne zadanie, przeciągają czas różnymi czynnościami. 

Jakoś wtedy koniecznie trzeba temperować dziesięć kredek i zrobić porządek w szufladzie biurka. Jasne, że dziecko nie ma ochoty odrabiać lekcji i wymyśla wymówki, żeby tego nie robić. 

Dzieci nie zdają sobie tak do końca sprawy, że tym przeciąganiem, zabierają sobie czas na odpoczynek, zabawę, sport, sen. Warto ten upływa czasu pokazywać. 

Uporządkuj przestrzeń i obowiązki

Ważne jest też porządkowanie przestrzeni. Pisałam o tym w artykule pt. O czym dzieci nie uczą w szkole, a powinni! 7 pytań i odpowiedzi >>

Prawdą jest, że im większy bałagan dookoła, tym większy bałagan w głowie. Dzieci nie inspiruje twórczy bałagan, on je rozprasza. 

Im mniej rozpraszaczy w przebodźcowanym świecie naszych dzieci, tym mniej nerwów w rodzinie.

Obowiązki domowe 

Ważne są też obowiązki domowe i zapisywanie ich w widocznym miejscu. Często wciskamy je w wolną chwilę między graniem, telewizją, lekcjami. Takie wciskanie, nie ma nic wspólnego z wyrabianiem nawyku samokontroli. Każdy obowiązek powinien mieć miejsce na rozrysowanym planie dnia. 

Jasne, że dzieciom zdarzy się zapomnieć o obowiązkach, ale po to właśnie mają plastyczne narzędzia, żeby móc na nie zerkać i o nich przypominać. 

Co ważne, chcąc przypomnieć dziecku o obowiązku, nie stój nad głowa, nie gderaj. Wyślij do miejsca, w którym są zapisane, niech samo sprawdzi, co co jeszcze zostało do zrobienia. W ten sposób wyrabiamy nawyk kontrolowania tego, co dzieje się z czasem i oddajemy dzieciom odpowiedzialność za planowanie ich działań. 

Planer Ucznia

  • suchościeralna tablica magnetyczna
  • 24 magnesy piktogramy
  • marker do tablic suchościeralnych z samoprzylepnym uchwytem

Jak już wiele razy mówiłam, planery Familiowo są w najróżniejszych wersjach (magnetyczne, z plastrami mocującymi, mniejsze, większe, wersje poszerzone itd.) i odsłonach (duży rodzinny, mniejszy uczniowski itd.).

Jako, że w odcinku skupiłam się na organizacji czasu dzieci, zerknijcie na Planer Ucznia. To w nim Karolina zarządza swoim czasem. I oprócz tych wszystkich profitów, o których mówiłam w odcinku podcastu, jest jeszcze jeden Poczucie, że dziecko ma wpływ na swoje życie. 

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.
Czy rodzice naprawdę mogą uchronić dzieci przed zagrożeniami z internetu?

Czy rodzice naprawdę mogą uchronić dzieci przed zagrożeniami z internetu?

 podaChcąc chronić nasze dzieci przed ciemną stroną internetu, przegapiliśmy jedną ważną kwestię. To my – rodzice – w dużej mierze jesteśmy ciemną stroną internetu. Zacznijmy chronić dzieci przed podawaniem intymnych danych w sieci. 

Tym razem nie mam na myśli tzw. hejtu, złotych porad (o które nikt nie prosił), podawania danych prywatnych (adres, pesel itd.) czy uzależnienia od ekranów. O tym ostatnim napisałam i opowiedziałam sporo na blogu Nie Tylko dla Mam.

Teraz chcę się skupić na podawaniu przez rodziców DANYCH INTYMNYCH. Poszliśmy o krok dalej niż tylko dane wrażliwe. Dzielimy się intymnością naszych domów, rodzin i dzieci. Ostrzegamy je więc przed internetem, który sami tworzymy. 

Rodzice w sieci

To my – rodzice – wrzucamy zdjęcia małych dzieci w każdej niemal sytuacji. Opisujemy intymne szczegóły z ich życia, pokazujemy filmiki, żeby świat zobaczył, jacy jesteśmy:

  • zaangażowani (tyle fotek rodziny, to chyba coś znaczy), 
  • szczęśliwi (uśmiechy znad drinków, a obok bawiące się dzieci, bo jestem wyluzowanym rodzicem),
  • wyluzowani (opowiem o wszystkim bez skrępowania),
  • jaka jest prawda o rodzicielstwie (choć filmik na Instagramie z gorączkującym dzieckiem, nijak nie pomaga mu wyzdrowieć).

Tych powodów jest znacznie więcej. Pewnie każdy ma swoje. Od razu powiem, że nie chodzi mi o wykasowanie wszystkich postów i milczenie, „bo tak bezpieczniej”. Nie chodzi o to, żeby nie dzielić się radością czy każdą inną emocją. Chodzi mi uważność.

Wiem, że lubimy przeginać w jedną lub w drugą stronę i za chwilę usłyszę: Ale to już nic nie można pokazać/powiedzieć? Nie przesadzaj, Anka!

Można, jasne, że można. Internet, jak wszystko w życiu, jest szary (albo wielokolorowy). W każdym razie nie jest tylko biały lub tylko czarny. Nie trzeba stawiać sprawy na ostrzu noża.

Internet cytat bezpieczeństwo dzieci

Internetowe wiadomości

Jednak, czytając posty tylko w mojej własnej grupie książkowej (podkreślam słowo książkowej, czyli temat jest ściśle dookreślony), mogę wymienić z imienia i nazwiska, oznaczyć po miejscowości czy poznać na zdjęciu: czyja córka ma problemy z trzymaniem moczu, czyj syn cierpi z powodu złamanego serca (i jaka wredna ta jego koleżanka). Czyje dziecko zjada smarki, u kogo w domu używa się do określania części intymnych słowa „cipka”, a u kogo  „muszelka”, że dziecko pani Hani zwymiotowało w kościele. Wszystko to wiem, bo spędziłam godzinę, czytając posty w grupie książkowej.  

I teoretycznie, nie ma niczego złego w tych informacjach. Są prawdziwe, są codziennością rodziców, są podzieleniem się doświadczeniem, są szczerym rozmawianiem na różne tematy inspirowane książkami. Gdyby tylko zostały wypowiedziane w gronie znajomych, pewnie nikogo by szczególnie nie zaciekawiły. Stają się niebezpieczne (czasem krzywdzące) w momencie, gdy trafiają do internetu. Warto podkreślić, że nie trafiają tam przypadkiem, przyniesione przez niesforny wietrzyk. Rodzice publikują  je w sieci.

Nowoczesne technologie… i my

Wiem, że my się dopiero uczymy tych wszystkich nowoczesnych technologii i obracania się w mediach społecznościowych. Ale to nas nie zwalania z myślenia. I jeśli się uczymy, to może róbmy to na sobie, nie dzieciach. 

  • Pokaż, jak TY wyglądasz z gorączką, zamiast filmować dziecko, prosząc internetowe ciocie o pozdrowionka dla choruszka.
  • Opowiedz, jak nazywasz własne części intymne, zamiast informować świat, jak je nazywasz u swojego dziecka.
  • Zrób SOBIE zdjęcie w kąpieli i podziel się emocjami ze światem.
  • Masz brudną koszulkę. Śmiało, zrób relację z tego, jak się przebierasz w czystą.
  • Eksperymentuj na sobie!

Ale, co to szkodzi?

Jeśli podajemy intymne dane rodziny w internecie, jest więcej niż pewne, że kogoś mogą zainteresować. Nie mówię już nawet o internetowych zboczeńcach, których nie znamy i pewnie nigdy nie poznamy z imienia i nazwiska. Choć oni z pewnością mają z takich spraw używanie. Dostają je od nas (rodziców!) w prezencie.

Jednak nawet pomijając słynnego internetowego pedofila (to nie jest mit, zgłosiłam wczoraj kolejny profil). Nasze dzieci mają znajomych, a ich znajomi mają starsze rodzeństwo, swoich znajomych itd. Nie trzeba wiele, żeby ucieszyć znajomych-znajomych, że u was w domu słowo cipka, muszelka, czy fistaszek, są w użyciu. Zrobią z tego bekę w sieci lub w szkole. 

Może ci znajomi znajomych nie zrobią z tą informacją nic, a może coś. Z pewnością jest to rarytasik dla dzieci, które nie przepadają za twoimi dziećmi. (Jeśli nie dzisiaj, to w przyszłości, a w necie nic nie ginie). Dostają te informacje w prezencie od rodziców. Nie od złego internetu, nie od zboczeńca, ale bezpośrednio od nas. 

Rozmawiać czy nie?

Rozumiem, że to podawanie danych intymnych, jest najczęściej osadzone w jakimś kontekście. Czasem jest prośbą o pomoc w trudnej sytuacji, jednak wciąż informowanie o tym internetu, przynosi więcej szkody niż pożytku.

Wiem, że czasem chcemy poruszyć ważny społecznie temat, ale naprawdę, można to robić ogólnie, bez podawania danych intymnych w sieci.

Nic mi do tego, co kto robi na swoich fanpejdżach czy prywatnych profilach, nie mam na to wpływu. Ale w grupie, którą prowadzę, będę pilnować porządku tak, jak kiedyś (mam nadzieję) będzie to robić internetowa policja. 

Fajnie by było, gdyby nam ktoś powiedział, co wolno, co wypada. Nie ma jednak w większości przypadków regulacji prawnych dotyczących intymnych danych przekazywanych z własnej woli do internetu. Kiedyś pewnie takie regulacje będą, nasze dzieci będą się pukały w głowę, jak można było coś takiego napisać/pokazać. Dzisiaj jeszcze działamy na czuja. Co nie znaczy, że można wszystko. 

Podcast Nie Tylko dla Mam

Internet nie musi tego wiedzieć

Mam nieodparte poczucie, że część dorosłych uważa, że jak coś nie zostanie pokazane/powiedziane w internecie (na IG, fejsie czy gdziekolwiek), to ma mniejszą wartość.

  • Tak, rozmawiam z dzieckiem otwarcie o seksie, ale jak nie poinformuję na forum, to ktoś może pomyśleć, że tego nie robię.
  • Tak, byłam na fajnych wakacjach, ale nie pokazałam żadnej relacji. Kto mi uwierzy?
  • Dziecko samo robi kanapkę – fotka z dzieckiem.
  • Mam nowe buty – fotka z dzieckiem.
  • Nie mam nowych butów, bo lubię stare – fotka z dzieckiem.
  • Jedziemy na urodziny prababci – relacja na IG.

Ktoś może zapytać, co jest złego, w pokazaniu fotki butów czy książek? No nic, jeśli się to robi raz na jakiś czas. Problem zaczyna się wtedy, gdy czujesz, że jak nie pokażesz, to coś stracisz.

Miewasz tak? 

Sama się tego uczę każdego dnia i z przerażeniem patrzę, na ilość popełnionych przeze mnie głupot. A naprawdę staram się pilnować, choć testuję (na sobie) różne opcje.

Podczas któregoś urlopu, postanowiłam zrobić relację na IG z fajnego miejsca. Poczułam, że świat musi się o nim dowiedzieć (choć wiedział o nim od dawna, nie było to dziewicze odkrycie). Chciałam sprawdzić, jak się żyje, dokumentując rodzinny czas.

Nagrywałam krótkie filmiki, opisywałam, komentowałam, podczas gdy moja rodzina po prostu bawiła się, zwiedzała, rozmawiała. Pod koniec dnia byłam wściekła, że straciłam fajny czas. Zamiast go spędzić z rodziną, spędziłam go z telefonem i internetem.

Skasowałam relacje, naplułam sobie w brodę i już więcej nie popełnię tego błędu. Do dzisiaj jestem wściekła, ale sama sobie dałam nauczkę. Już wiem, że to po prostu dzień w pracy i nie dam sobie wmówić, że taka relacja z wycieczki zabiera tylko kilka minut. Nie jest to prawda.

Trzeba rozmawiać!

Rozumiem też argument, że dzisiaj rozmawia się o wszystkim, kiedyś tego nie było, było więcej tematów tabu. Jasne, że tak. Sama do tego rozmawiania z dziećmi na każdy temat, namawiam od lat.

Jednak NIE namawiam do dzielenia się każdą taką rozmową w sieci. Namawiam do rozmawiania na każdy temat z dzieckiem, rodziną, nie z internetem. Jak porozmawiamy w domu, wśród bliskich, bez relacji w sieci… też się liczy. Nawet bardziej!

W przypadku budowania relacji w rodzinie i poczucia bezpieczeństwa dzieci, to co NIE zostanie pokazane/powiedziane głośno w internecie, ma o wiele większą wartość niż to, o czym trąbimy, oznaczając przy tym firmy, instytucje czy telewizje śniadaniowe. Serio, śniadaniówkowy fejm, nie jest wart handlowania intymnymi danymi rodziny. Bez lakjów pod zdjęciem dziecka na nocniku, też da się odpieluchować.

Nie myl pracy z rzeczywistością

I żeby była jasność, nie mówię teraz o blogerach czy innych twórcach zarabiających w sieci właśnie przez pokazywanie serialu z życia rodziny. To ich praca zarobkowa, taką wybrali, więc poniekąd muszą ten serial kręcić, inaczej nie zarobią. To ich wybór i chyba temat na inną dyskusję. 

Paradoksalnie, osoby zajmujące się pokazywaniem rodziny zawodowo, mają to (często, bo nie zawsze) dokładnie przemyślane i pokazują „fragmenty scenariusza”, a nie rodzinę „jak leci”. Choć tu mam wrażenie jest coraz gorzej z dbaniem o prywatność dzieci. 

Sprawa jest prosta

jednym słowem, jeśli ktoś ma ochotę szukać „tego złego” w internecie, wystarczy przejrzeć własny profil w mediach społecznościowych lub napisane w grupach posty. W internecie nic nie ginie i nikt tak naprawdę nie jest anonimowy. 

dzieci internet bezpieczeństwo mem cytat

Dziękuję za każdy komentarz i udostępnienie. 

Jak rozmawiać z dziećmi o seksualności?

Jak rozmawiać z dziećmi o seksualności?

Tym razem w podkaście Nie Tylko dla Mam, rozmawiamy o seksualności dzieci. Mam na myśli dzieci w wieku przedszkolnym i młodsze. 

Rodzice coraz cześciej pytają, jak rozmawiać o seksualności i złym dotyku. Super, że jest zainteresowanie tym tematem ze strony dorosłych. Warto szukać informacji, jak rozmawiać na tak wrażliwe tematy. 

Dorosłe myślenie o seksualności

Na samym początku warto oddzielić dorosłe myślenie o seksualności od tego dziecięcego. Czym się różni myślenie dorosłego? Dla dorosłych (siłą rzeczy) samo słowo seksualność kojarzy się z seksem.

Dzieci nie mają takich skojarzeń, choć niewątpliwie są istotami seksualnymi. Nie mają za sobą seksualnych doświadczeń, ale są zainteresowane tematem.

Super będzie, jeśli podczas takich rozmów odłożymy na bok myślenie o seksie, tym dorosłym. Dla dziecka pytane o seksualność jest dokładnie tym, co pytanie na każdy inny temat np. pogody czy podróżowania.

podcast nie tylko dla mam 2

Dziecięce myślenie o seksualności

Dla dzieci, seksualność sprowadza się do pytań o to, skąd się biorą dzieci i do poznawania własnego ciała (ludzkiego ciała, niekoniecznie tylko swojego). Ani w jednym, ani w drugim nie ma niczego niestosownego.

podcast nie tylko dla mam 2

Jak nazywać części intymne?

Tak jak określają to książki i podręczniki. Dorośli wychowani najczęściej w warunkach, kiedy seksualność dzieci była tematem tabu, mają z tym często problem. Świetnie to rozumiem. Jak byłam w szkole podstawowej, nie istniało hasło seksualność dzieci.

Natomiast, jakoś te części ciała się nazywało. Były to często zdrobnienia, powymyślane na poczekaniu słowa. Dzisiaj stoimy na stanowisku, że kiedy przedszkolak pyta o części ciała, nazywamy je prawidłowo.

To ważne, żeby dziecko znało prawidłowe nazwy, tak samo , jak zna nazwy innych części ciała np. noga, oko, broda. Prawidłowe nazywanie części ciała (i wszystkich innych rzeczy w otoczeniu dziecka) jest potrzebne do rozumienia rzeczywistości.

Zdrabniać czy nie zdrabniać?

Wyobraźmy sobie sytuację, w której chcemy się czegoś dowiedzieć na wybrany temat np. jakiejś choroby, a osoby informujące nas o niej, używają wymyślonych słów. Potem z tą wiedzą idziemy do kolejnego lekarza czy rodziny i co? Jakoś tak trudno się dogadać, prawda?

Jasne, że można mieć też swój rodzinny język do nazywania części intymnych, ale ważne jest też udzielanie prawdziwych informacji. Uczenie dzieci prawidłowych nazw części ciała.

Słowna przemoc seksualna

Nasz dorosły wstyd w uświadamianiu sobie, że niektóre żarty czy słowa, są przemocą seksualną, wnika z wychowania w warunkach, kiedy każdy temat związany z seksualnością był tabu, zakazany („grzeszny”) lub obracany w żart. 

Właśnie przez takie nieświadome podejście do tematu, dzieci czasami przynoszą z przedszkola wulgarne żarty seksualne. Nie jest to przypadek, kiedy dziecko opowiada wulgarne żarty, nie wymyśliło ich samo, po prostu od kogoś usłyszało i powtarza.

Widzi, że to skupia uwagę wszystkich dookoła, głównie dorosłych. Dzieci mają niewiele okazji, żeby zawstydzić dorosłych, takie żarty są do tego świetne i wiele maluchów korzysta z tej niecodziennej okazji.

podcast nie tylko dla mam 2

Warto pamietać, że dziecko w wieku przedszkolnym może powtarzać żart, ale nie do końca rozumie kontekst. Może nam się wydawać, że rozumie, ale to dlatego, że my (dorośli) go znamy. Dziecko nie ma pojęcia, czym tak naprawdę jest seks.

Powinno natomiast dowiedzieć się, że większość tych żartów jest przemocą słowną, obrażającą innych ludzi. Słowa mogą ranić, tak często mówimy to naszym dzieciom. Te żarty również zaliczają się do kategorii raniących słów.

Uporczywe powtarzanie wulgarnych żartów, wciąż jednak nie jest myśleniem o seksie w dorosły sposób. Dopiero wraz z burzą hormonów, zaczyna się seksualne postrzeganie drugiego człowieka. Przedszkolaki nie mają więc szansy myśleć w ten sposób.

podcast nie tylko dla mam 2

Asertywność dziecka w obronie granic

Aktrat w tym odcinku, nie skupiałam się na rozwijaniu tematu złego dotyku, jednak na blogu Tylko dla Mam, temat wyznaczania granic był poruszany m.in. w artykule pt. Lekcja nieprzytulania >>

Artykuły na temat bezpieczeństwa dzieci

Książki dla dzieci i młodzieży

dojrzewanie ksiazki dla dzieci i mlodziezy podcast nie tylko dla mam

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.

O czym nie uczą w szkole? A powinni! 7 pytań i odpowiedzi

O czym nie uczą w szkole? A powinni! 7 pytań i odpowiedzi

Umiejętność planowania czasu i organizowania sobie przestrzeni, powinna być przedmiotem w szkole podstawowej. Nie jest, dlatego edukacja z tego zakresu, leży w rękach rodziców.

Dlatego zadaję 7 pytań, które mogą pomóc poukładać codzienność. Mniej nerwów, więcej odpowiedzialności w rękach dzieci.

Specjalnie używam słowa „edukacja”, bo planowanie czasu, działań, nawet marzeń, to coś, czego trzeba się po prostu nauczyć. I nie dlatego, że wypada, ale dlatego, że wtedy wszystkim łatwiej się żyje.

Wiele osób uważa, że rozmawianie o planowaniu czasu jest dzisiaj modne i tak naprawdę nic nikomu do tego, jak sobie układamy dzień. Teoretycznie to prawda. W praktyce jednak, nasza nieumiejętność w zakresie planowania, ma ogromny wpływ na ludzi dookoła.

Spóźniam się. Jakie to urocze!

Najprostszym przykładem jest spóźnianie się w różne miejsca. Jasne, że w życiu różnie bywa, wiadomo, że każdemu się zdarza. Jednak nie ma niczego uroczego w przepraszającym uśmiechu osoby, która robi to notorycznie. Jest za to ogromny brak szacunku dla innych.

Pamiętam, jak prowadząc szkolenia dla nauczycieli, starałam się zaczynać o czasie. Nie zliczę, ile razy zdarzyło mi się słuchać pretensji od osób dorosłych, że… zaczęłam o czasie, a przecież oni jeszcze tylko kończyli palić, rozmawiali przez telefon itd.

Z czasem zaczęłam wyjaśniać, dlaczego zaczynam szkolenie o umówionej godzinie. Do dziś uważam za absurdalną konieczność tłumaczenia się z punktualności. Dlatego tak bardzo zależy mi na nauczeniu dzieci szanowania własnego (i cudzego) czasu.

nerwowe poranki?

Umiejętność zaplanowania tej trudnej dla wielu pory dnia, może sprawić, że rozpoczniemy go z uśmiechem na ustach. A przynajmniej, bez wybuchających emocji, związanych poganianiem, ponaglaniem, pospieszaniem i krzyczeniem, że już pora!

Oczywiście, jeśli ktoś lubi tak spędzać poranki lub nie przeszkadza mu poczucie, że marnuje czas innych (tych, których zmusza do czekania na siebie) w porządku. Jednak wiele osób chce coś zmienić. A już na pewno wielu świadomych rodziców, chce nauczyć dzieci, jak sobie zorganizować dzień tak, żeby jak najmniej się denerwować.

Ja jestem zdecydowanie w tej drugiej grupie. Artystyczny bałagan jest dla mnie jedynie ładniejszym określeniem na zwykły bałagan. Nie odnajduję się w twórczym bałaganie, choć rozumiem, że wielu dorosłych to potrafi.

Posprzątaj ten pokój

Nie ma sobie co wmawiać, że dzieci cudownie odnajdują się w artystycznym bałaganie. Artystyczna dusza i twórcze zamiłowania, to nie do końca to samo, co życie w bałaganie. Zwłaszcza dla dziecka.

Jeśli chcemy w jakikolwiek sposób pomóc dziecku odnaleźć się w codziennych obowiązkach, warto zacząć od nauczenia, jak ogarnąć najbliższą przestrzeń. I nie chodzi o to, żeby nie było choćby pyłku kurzu. Chodzi o uwolnienie wzroku od elementów rozpraszających uwagę.

Zabierz te zabawki. Kiedyś ci podziękuje

Uwaga współczesnych dzieci rozprasza się tym łatwiej, że nie są przyzwyczajone do cierpliwego czekania na cokolwiek. Nie jest to wina złego charakteru, wychowania czy rozwydrzenia współczesnej młodzieży.

To znak czasów. Kiedyś nie było jedzenia, picia, zabawek i gadżetów na wyciągniecie ręki. Dzisiaj są, za to brakuje okazji do ćwiczenia cierpliwości.

Dlatego ważne są umiejętności lawirowania pomiędzy tymi wszystkimi rozpraszającymi pokusami. Mając w domu dziesięciolatkę, naprawdę wiem, o czym mówię. Słynne: Za chwilę! Ale mamo, zaraz skończę! Później to zrobię!… to chleb powszedni rodzica.

Dlatego zebrałam podpowiedzi, wskazówki, zabawy, zadania, które pomogą dzieciom w nauce zarządzania własnym czasem.

1. Jak podzielić dobę?

Podzielcie dzień lub całą dobę na kilka głównych części. Najlepiej na jakimś sporym kawałku kartonu lub na tarczy zegara np. poranek 1h, dojazd do szkoły/przedszkola (20 minut), szkoła (5 godzin), powrót ze szkoły, odpoczynek, obiad, zadanie domowe, relaks (tu można podzielić na dodatkowe elementy np. gra na komputerze, czytanie, obowiązki domowe, podwórko itd.), kolacja, przygotowanie do snu.

To uzmysłowi dziecku, ile czasu zajmują poszczególne czynności. Pokaże też, że przesunięcie jednej np. godziny snu, wiąże się z przesunięciem całości lub ze skróceniem czasu spania.

Przegięcie z graniem na komputerze, odbiera czas na czytanie lub wyjście na podwórko itd. Dziecko nie ma ogólnego wyobrażenia o tym, że doba nie jest z gumy. Rysunek lub rozpiska pomogą to zrozumieć.

2. Ile czasu to zajmuje?

Bawcie się w mierzenie pewnych czynności stoperem. Ile (mniej więcej) czasu zabiera zjedzenie obiadu? Wspólne przygotowanie kolacji? Powrót ze szkoły? Powieszenie prania? Powkładanie naczyń do zmywarki?

Większość dorosłych, nie ma świadomości, ile trwa wykonanie poszczególnych czynności. Dlatego tak często źle szacują czas potrzebny do przygotowania posiłku lub do wyjścia z domu. Licząc (oczywiście w zabawie) czas trwania tych czynności, dajemy dziecku narzędzie do umiejętnego planowania dzisiaj i w przyszłości.

3. Jak usprawnić działanie?

Weźcie pod lupę czynności, które są konieczne do wykonania, ale zajmują (waszym zdaniem) za dużo czasu. Co można zrobić, żeby je usprawnić? Czasem wystarczy usunąć jakiś rozpraszacz z pola widzenia. Często jest nim telewizor. Ubieranie się, jedzenie, sprzątanie przy oglądaniu bajki, zajmują o wiele dłużej, niż bez niej.

Więcej o oderwaniu od ekranu napisałam w artykule pt. Jak oderwać dziecko od telefonu? >>

Zrozumiałe jest, że dla dziecka np. sprzątanie zabawek, może być nudne. Poszukajcie alternatywy, sposobu uatrakcyjnienia, bo przecież można sprzątać zabawki np. przy audiobooku.

Choć bez popadania w przesadę, bo czasem po prostu trzeba coś zrobić i już. Na tym polega wspólne mieszkanie. Nie zawsze to musi być atrakcja z fajerwerkami.

Bawcie się w wykonywanie czynności na czas, sprawdzajcie, czy coś da się zrobić szybciej, czy coś się da usprawnić (np. układ zabawek na półkach w pokoju dziecka), żeby to, co trzeba zrobić codziennie, było łatwe i wygodne.

4. Jak pokazać upływający czas?

Używajcie zegarka lub innych odmierzaczy czasu. Jeśli jakaś czynności zabiera go sporo, a nie musi np. mycie zębów powinno trwać 2-3 minuty, korzystajcie z pokazania dziecku, ile tak naprawdę potrzebuje czasu. I co może zrobić z resztą, to też jest świetna motywacja.

Do pokazania czasu potrzebnego na poranną toaletę, można użyć klepsydry lub jakiejś piosenki, trwającej ok. 2 minuty. W tym czasie dziecko myje zęby i słucha muzyki. Przyjemne z pożytecznym.

To samo dotyczy grania na komputerze czy oglądania telewizji. Dziecko mające obok zegar odmierzający czas (nie musi się na nim znać, czasem sprawę załatwia stoper), rozumie, że nie spędzi przed ekranem całego dnia. Może mu się nie podobać, że czas się skończył, ale ma świadomość, że wykorzystało limit tego dnia.

5. Jak pokazać przyszłość?

Mając ogarnięty dzień, zacznijcie ćwiczyć tydzień, a potem miesiąc. Miesiąc w zupełności wystarczy, bo kilkulatkowi trudno planować sprawy, na pół roku do przodu. To wieczność.

Jeden tydzień czy jeden miesiąc, to najbliższa przyszłość. Warto stworzyć rytuał planowania miesiąca.

Oprócz usystematyzowania pewnych spraw, dajemy możliwość przygotowania się  do np. urodzin babci. Jasne, że dziecko po takim planowaniu może zapomnieć o tych urodzinach, dlatego warto mieć miesięczną rozpiskę w zasięgu wzroku dziecka. Sprawdzi się z wielu powodów.

  • Daje możliwość przygotowania się (technicznie, psychicznie itd.) na konkretny dzień/zdarzenie np. zaplanowanie niespodzianki, zakupienie potrzebnych materiałów, oswojenie z koniecznością szczepienia, które nie jest przyjemnym (ale koniecznym) zabiegiem.
  • Pokazuje dziecku, ile rzeczy ma zaplanowanych w danym tygodniu lub miesiącu. Kiedy pociecha przychodzi z kolejnymi pomysłami, wspólnie możecie sprawdzać czy aby nie za wiele wzięła na siebie w danym czasie. A to już wstęp do nauki dbania o siebie na różnych obszarach i umiejętności odpoczywania.
  • Widoczne (zapisane) plany są o wiele trwalsze, niż te jedynie wypowiedziane. Dziecko raczej ich nie zapamięta. Dopiero zapisywanie/rysowanie planów utrwala je w dziecięcej pamięci.
  • Wspólne planowanie, zaznaczanie dat np. wyjazdu, wyjścia do kina, urodzin, daje dziecku możliwość cieszenia się z tego, co ma nastać. Jasne, że z planami różnie bywa i czasem coś nie wypali. Bywa, że nie da się uniknąć rozczarowania, co nie zmienia faktu, że wspólne planowani przyszłości, jest ważnym elementem budowania relacji rodzinnych.
  • Pokazanie, że plany często ulegają zmianie, to też ważna lekcja radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych i szukania rozwiązań.

6. Planować obowiązki domowe?

Koniecznie zapisujecie obwiązki domowe. Najczęściej w planowaniu skupiamy się na dalszych celach np. wakacje, odrobinę zapominając, że to drobiazgi tworzą codzienność i atmosferę każdego dnia. Mając wyszczególnione obowiązki domowników, pokazujemy dzieciom kilka rzeczy.

  • Tych obowiązków jest całkiem sporo i nic się samo nie zrobi.
  • Nie każdy musi mieć jednakową liczbę obowiązków, trzeba je dostosować do możliwości i wieku, wiadomo. Jednak mając świadomość że np. mama ma więcej na głowie niż starsza siostra czy tata, reszta rodziny będzie bardziej skłonna do pomagania mamie, gdy zajadzie taka potrzeba. Wiedzieć (lub domyślać się) to jedno, widzieć czarno na białym, to drugie.
  • Widząc rozpisane obowiązki domowe, dziecko zaczyna rozumieć, na czym polega prowadzenie gospodarstwa domowego. To ważny element budowania rodzinnych więzi, poczucia wspólnoty i szacunku dla pracy innych.
  • Możliwość manipulowania obwiazakmai domowymi np. przenoszenie na innych dzień, gdy zajadzie taka potrzeba lub wymienianie się nimi między dziećmi i rodzicami, to okazja do ćwiczenia asertywności i umiejętności negocjowania.
  • Nie warto, za wszelką cenę, trzymać się sztywno wyznaczonych reguł, bez możliwości zmiany planów, bo właśnie możliwość ich zmiany, jest też ważną częścią życia. Pewna elastyczność jest więc wskazana, wszystko w granicach rozsądku.

7. Chwalić czy nie chwalić?

Czasem bywamy oszczędni z pochwałami kierowanymi do dzieci w kwestii umiejętność planowania. Nie robimy tego, nie chcąc przesadzić, żeby sobie nie pomyślało za dużo, bo odpuści.

Czasem też mamy wątpliwości, czy chwalenie (generalnie) ma sens, bo wiele się mówi o złym wpływie nagród na wychowanie, a pochwała jest rodzajem nagrody. Pomieszanie z poplątaniem, tych, którzy się w tym gubią, odsyłam do artykułu pt. A chwalić wolno? >>

Chwalenie dzieci (i dorosłych!) ma sens, tak samo jak konstruktywna krytyka ma sens. To jest bardzo motywujące, kiedy za włożony wysiłek, porządne wykonanie zadania, podążanie za kalendarzem i i staraniami, dziecko usłyszy miłe słowa. Każdego dnia.

Nie ma w tym najmniejszej przesady. Pochwały są elementem komunikacji, dzięki któremu zaczynamy wierzyć w siebie i zauważać, że naprawdę robimy postępy.

Oczywiście, nie chodzi o o chwalenie za pierdoły, ale jeśli np. umówiliście się, że dziecko planowo zakończy oglądanie telewizji o godz. 17:00 i ono to zrobiło (nawet jeśli trzeba było przypomnieć), to pochwała wzmocni poczucie dobrze wykonanej roboty.

o czym nie uczą w szkole a powinni blog tylko dla mam

Dorośli też ich potrzebują

Żeby lepiej zobrazować sprawę osobom, które cedzą pochwały z umiarem, zostawiając je sobie na wyjątkowy czas, o wiele chętniej dzieląc się krytyką, można sobie wyobrazić prostą sytuację.

Robimy pyszny obiad, zajmuje nam to dużo czasu i energii, a rodzina po zakończeniu jedzenia, bez słowa wstaje od stołu. No dobrze, z jednym „dziękuję”. Czy to naprawdę jest jakoś mega motywacja do postarania się z obiadem kolejnego dnia?

Albo inny wariant. Wstając od stołu mówią: Dziękuję, ale następnym razem może nie syp tyle soli, co? Pomidorowa jest lepsza z odrobiną cukru, a nie wyłącznie posolona. Poczujesz się bardzo doceniona?

Może jednak większą motywacja byłoby usłyszenie: Mamo, ten obiad jest przepyszny. Zrobiłaś moje ulubione gołąbki, dziękuję. Jesteś super. Jest różnica, prawda?

Plany planami, a życie życiem

Czasem zdarza się, że nie mówimy dzieciom o planach, nie uczymy planować, żeby (w razie czego) nie były potem rozczarowane. Ale przecież życie właśnie tak wygląda, że czasem plan się udaje, innym razem bierze w łeb.

Wychodzę z założenia, że lepiej wspólnie planować, niż uczyć, że co będzie to będzie. Lepiej cieszyć się wiele tygodni na wspólny wyjazd, niż zakładać, że nie ma się co cieszyć, bo coś może się nie udać.

Takie wspólne planowanie dalszej przyszłości, to też sposób na ćwiczenie pozytywnego nastawienia związanego z realizacją zamierzonych działań. Motywacja jest większa przy założeniu, że się uda, niż przy asekuracyjnym – nie ma się co starać, bo i tak nie wyjdzie.

Planery rodzinne 

Ten artykuł powstał przy współpracy z Familiowo. I nie jest pierwszym, jaki gości na blogu Tylko dla Mam. O planerach w dwóch odsłonach, opowiadałam w recenzjach filmowych. Są wersje magnetyczne na lodówkę lub (jak w moim przypadku) na taśmę dwustronną.

Są propozycje dla uczniów i różne warianty rodzinne. Na zdjęciu widać mój ulubiony, ale każda rodzina ma swoje upodobania, prawda?

Dodam tylko dla porządku, że sierpniowe zapiski widoczne na tych zdjęciach, są najprawdziwszą prawdą. Tak wygląda mój zawodowy plan na wakacje. Jak się wczytasz, zauważysz mnóstwo cennych informacji.

Kliknij w zdjęcie, żeby sprawdzić cenę,
dostępność i rodzaje planerów Familiowo!

Czy stereotypy naprawdę krzywdzą dzieci?

Czy stereotypy naprawdę krzywdzą dzieci?

,W tym odcinku podcastu Nie Tylko dla Mam bierzemy na tapet stereotypy. Bycie rodzicem, wychowanie dziecka, to też sprawy podlegające myśleniu stereotypowemu. 

Nasze dzieciństwo i warunki dorastania wpływają na to, czy i jak posługujemy się stereotypami. To znaczy stereotypy mogą, ale nie muszą wpływać na nasze zachowanie.

Chcę zaznaczyć, że jeśli zdarza nam się posługiwać stereotypami w codziennej komunikacji, nie oznacza to automatycznie, że jesteśmy złymi ludźmi czy rodzicami. Posługujemy się nimi czasem na nieuświadomionym poziomie. Co oczywiście nie zwalnia z myślenia i kontrolowania tego, co mówimy. 

czy-stereotypy-naprawde-krzywdza-dzieci-podcast-nie-tylko-dla-mam

Stereotypy są wygodne

Dlaczego tak trudno się ich pozbyć? Cała praca do wykonania polega na tym, żeby trzeba je wytropić w codziennej komunikacji. Uświadomić  sobie, gdzie konkretnie się pojawiają. Dopiero potem, starać się od nich uwalniać.

One dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Jeśli mówimy i myślimy, jak większość ludzi dookoła, to oznacza, że jesteśmy akceptowani. Przynajmniej w teorii tak jest. 

W praktyce wiadomo, że samo powtarzanie po innych, nie sprawi, że ci inni zaczynają nas lubić i szanować. Choć często pomaga w powierzchownej komunikacji. Tylko, czy o takie relacje nam chodzi? 

Wszyscy tak mówią!

Stereotypy to nic innego jak wyobrażenie o prawdzie. Nie są prawdą, nie da się przedstawić obiektywnych, policzalnych i mierzalnych dowodów na ich prawdziwość. Są kwestią wiary, czyli osobistego wyboru. 

I są też kwestią wygody: „Skoro wiele osób tak mówi, coś w tym pewnie jest”. To bardzo wygodne myślenie. Nie wymaga zagłębiania się w dany temat i analizowania na własną rękę. Wszyscy tak mówią, przyłączę się do wszystkich. 

Kiedyś tak było i jakoś żyjemy!

To samo dotyczy twierdzeń typu: „Już od czasów starożytnych” albo „Już nasze babcie tak mówiły”. Czasami, te dawne prawdy są aktualne, a czasami nie. 

Od nas zależy jak bardzo zechcemy zagłębić się w temat, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie wbijamy do głowy dzieciom stereotypów. A te stare prawdy już dawno zostały obalone przez współczesne badania. 

stereotypy-podcast

Stereotypy są dla leniwych

O, tak! Mając podane na tacy gotowe „prawdy” i opinie, w tak wielu sprawach, jesteśmy zwolnieni z zastanawiania się nad nimi. To znaczy, wydaje nam się, że znamy prawdę i postanawiamy, że w nią wierzymy na słowo. 

Jesteśmy zwolnieni z myślenia. I hasło: „wydaje się”, jest tu kluczem. Ludziom wiele rzeczy wydaje się, że wiedzą. Często mgliste wyobrażenie na dany temat, nazywają prawdą, podpierając wyświechtanymi argumentami: „Ale wszyscy tak mówią” lub „To jest normalne”.  

Czy wychowuję emocjonalną ciamajdę? 

Z kolei, bardzo często słyszę, że wychowujemy emocjonalne ciamajdy. Ze współczesnymi dziećmi trzeba się obchodzić jak z jajkiem. Nic im nie można powiedzieć, nie można zwrócić uwagi. Co z tych dzieci wyrośnie? 

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że współczesne dzieci to ciamajdy pod jakimkolwiek względem. Takie oceny biorą się z bezrefleksyjnych porównań do własnego dzieciństwa, które – siłą rzeczy – trzydzieści lat temu wyglądało inaczej niż dzieciństwo dziś.

Wystarczy zmienić perspektywę i zastanowić się. Kiedyś nasze dzieci będą oceniać nasze starania rodzicielskie. Mają do tego prawo, ale chyba nikt z nas by nie chciał, żeby brały pod uwagę wyłącznie swoje subiektywne wspomnienia i doświadczenia. 

To nie będzie fair wobec nas. Warto te doświadczenia osadzić w jakimś ogólnym, logicznym konkrecie np. Kiedyś dzieci spędzały więcej czasu na podwórku, bo nie było komputerów. Niby logiczne, niby każdy wie. 

Chciałabym widzieć tych wszystkich krzykaczy, którym w dzieciństwie ktoś dał komputer. Chciałabym widzieć, jak ochoczo wybiegają na podwórko powisieć na trzepaku, zamiast grać w ulubioną grę. 

Jeśli już coś mówimy, osadzajmy w jakimś kontekście. To będzie fair. I pewnie szybko okaże się, że nie jest prawdą objawioną. 

3stereotypy-podcast

Boimy się przeciwstawiać stereotypom

Ludzie (dorośli i dzieci) mają w sobie ogromny lęk przed odrzuceniem. Przestając powtarzać popularne stereotypy, wyłamujemy się z „większości”. To budzi lęk, bo nikt nie lubi być tym odrzuconym. 

Cieszę się jednak, że świadomość, jak istotne jest uwolnienie od stereotypów, jest dla wielu ważniejsza, niż ten lęk. Ba, dla niektórych walka ze stereotypami jest pasją, misją i poniekąd przyjemnością. Jednak tylko poniekąd, bo przekonywanie większości, że nie ma racji, zazwyczaj generuje niechęć, agresję, złość. 

Sprzeciw rodzi agresję

Wystarczy powiedzieć niektórym osobom ze starszego pokolenia (a i z młodszego często jest to samo), że np. Nasz syn bawi się lalkami… i widać to rozczarowanie w oczach rozmówcy. Czasem zdziwienie, czasem pogardę, różne emocje. Najrzadziej akceptację. 

Wystarczy zwolennikom klapsa powiedzieć, że klaps to przemoc i już podniesie się alarm. Skąd ten alarm? Z emocji. Ponownie w grę wchodzi lęk. 

Niektórzy, najcześciej dostający klapsy w dzieciństwie, musieliby przyznać przed sobą, że zostali skrzywdzeni przez najbliższych. Uderzeni przez kochających przecież rodziców. A to trudne. Takie sprawy trzeba przepracować. 

Łatwiej powiedzieć: Jestem rodzicom za to wdzięczny. Łatwiej to sobie zracjonalizować, nie nazywając klapsa biciem, niż układać mozolnie trudne emocje we własnej głowie. Łatwiej innych zaatakować nazywając przewrażliwionymi mazgajami, niż rozprawić się z własnym rozczarowaniem, bólem i poniżeniem. Do tego potrzebna jest odporność psychiczna, o którą też dbamy od całkiem niedawna. Kiedyś się nią kompletnie nie przejmowano w wychowaniu. 

Więcej o stereotypowym myśleniu na temat klapsów napisałam w artykule pt. Dlaczego niektórzy uważają klapsy za nieszkodliwą metodę wychowawczą? >>

Dziecko płacze

W podkaście mówię o tym, dlaczego nie warto się przejmować, stereotypowym myśleniem, że z płaczącego chłopca wyrośnie mazgaj. Dlaczego nie warto powtarzać, że chłopaki nie płaczą. 

Zostaliśmy wychowani w kulturze, gdzie to było zupełnie naturalne podejście do emocji i trudno nam przejść nad płaczącym chłopcem, do porządku dziennego. 

Mówię też, dlaczego warto płakać. I dlaczego, jest to potrzebne dla zdrowia. Nie tylko dzieci, ale też dorosłych. 

Nie mówię natomiast, jak odczytywać płacz dziecka. O tym napisałam cały artykuł pt. O co mu chodzi z tym wymuszaniem płaczem? >>

Wiem, że nie da się tego nauczyć ot tak, bo zmieniło się myślenie. Znamy nowe badania i tak podpowiada logika. Jednak, zamykanie się w twierdzeniu: „Jakoś wyrosłem bez płakania i daję sobie radę”, nie tylko niszczy nam zdrowie. Rujnuje komunikację w związku. O tym też mowa w podkaście. 

Książki dla dzieci przełamujące stereotypy

ksiazki-dla-dzieci-przelamujace-stereotypy-aktywne-czytanie

Kliknij tytuł, przejdziesz do recenzji wybranej książki.

Zerknij jeszcze na polecane przeze mnie poradniki dla rodziców >>

aktywne-czytanie-ksiazki-dla-dzieci-grupa-facebook

Uczucia i emocje. 10 książek dla dzieci i 29 artykułów dla rodziców w jednym miejscu

Uczucia i emocje. 10 książek dla dzieci i 29 artykułów dla rodziców w jednym miejscu

Na blogu NTylko dla Mam, często rozmawiamy o emocjach. Uczucia i emocje, te dziecięce i rodzicielskie, to często poruszany temat. Zebrałam w jednym miejscu artykuły, książki dla dzieci, odcinki podcastu Nie Tylko dla Mamporadniki,  na temat dziecięcych emocji.

Artykuły pedagogiczne – uczucia i emocje

  1. Co by się stało gdyby dziecko wzięło odpowiedzialność za swoje emocje? >>
  2. Jak rozmawiać z dziećmi o emocjach? >>
  3. Jak nauczyć dziecko dzielić się radością? >>
  4. Ale ja to chcę! O co mu chodzi z tym wymuszaniem płaczem? >>
  5. Co czujesz krzycząc na dziecko? A co ono czuje słysząc twój krzyk? >>
  6. Krzyczy, wybucha, pyskuje? Spokojnie, to tylko sześciolatek >>
  7. Pokażesz mi emocje? Tak, inaczej trudno będzie się nauczyć nad nimi panować >>
  8. Co zrobić, kiedy dziecko samo się szczypie, uderza głową w podłogę? Pokaż zabawy redukujące gniew >>
  9. Jak mówić o emocjach żeby te smutne nie zostały z nami za długo? >>
  10. Częste zachowania dzieci, za którymi kryje się więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Znasz któreś? >>
  11. Znasz 10 prostych zabaw wspierających emocje dziecka? >>
  12. Jak uspokoić zdenerwowane dziecko? >>
  13. 4 kroki do zrozumienia dziecięcych emocji >>
  14. Daj mi! Chcę to! Dlaczego ze współczesnymi dziećmi tak trudno czasem wytrzymać? >>
  15. Moje dziecko bywa złośliwe. Wredne! Trudno mu dogodzić. Rośnie mi mały tyran? >>
  16. 3 sposoby na to, jak pomóc zdenerwowanemu dziecku? >>
  17. Czy to jest sposób na wychowanie „emocjonalnej ciamajdy”? >>
  18. Jak zapanować nad nerwami w codziennych sytuacjach rodzinnych? >>
  19. Znasz te dwa pomysły, jak sobie poradzić ze złością dziecka? >>
  20. Taki grzeczny ten pani aniołeczek! Serio?! Dlaczego przy innych jest grzeczny, a przy mnie zaczyna wariować? >>
  21. Co zrobić kiedy dziecko jest rozdrażnione i nie wiadomo o co mu chodzi? >>
  22. Taki duży, a nadal wpada w histerię! Dlaczego to się zdarza 5-7 latkom? >>
  23. Jak pomóc przy wybuchach złości i histeriach u starszych dzieci? Rozbrajamy bombę! >>
  24. Przestań mnie bić! Znasz te pomysły na zabawy redukujące agresję? >>
  25. Dwie proste zabawy budujące wspierające relacje. Dlaczego są ważne dla każdej rodziny? >>
  26. Co robić kiedy dziecko „strzela focha” i się obraża? >>
  27. Jak on do mnie pyskuje, to ja też zaczynam! Czy tylko ja tak mam? >>
  28. Wybucha, krzyczy, złości się! Dlaczego czasem nie warto reagować natychmiast? >>
  29. Znasz te dwie metody radzenia sobie z dziecięcą histerią? >>

plakaty-inspirowane-ksiazkami-dla-dzieci-aktywne-czytanie

    nowy Instagram Anna Jankowska ksiązki kobieta

    Jak wzmocnić odporność psychiczną dziecka?

    Jak wzmocnić odporność psychiczną dziecka?

    Odporność psychiczna powinna być obecnie najważniejszym elementem wychowania i edukacji. Współczesne dzieci bombardowane są ocenami płynącymi ze świata zewnętrznego.

    Zanim przejdziesz do czytania, zwróć uwagę na słowa oznaczone na niebiesko. Klikając w nie, przejdziesz do miejsca, w którym więcej opowiadam na temat, którego dotyczą. 

    O ile kiedyś była to tylko szkoła, dzisiaj jest to całe życie – nadmiar przedmiotów, zwracanie uwagi na markowe rzeczy, media społecznościowe itd.  

    Gdzieś mi ostatnio mignęły świetne słowa, podsumowujące życie ucznia. Jego wartość zamyka się w skali od 1 do 6. Codziennie właśnie te cyfry migają mu przed oczami. Dopiero w wakacje może być sobą. Teoretycznie, choć nie do końca.  

    Do tych sześciu cyfr, dochodzą oceny rówieśnicze i wszystko, co płynie z mediów społecznościowych. Czego natomiast brakuje? Podstawowych informacji na temat wspierania odporności psychicznej. 

    Budowanie odporności psychicznej 

    Nie jest rzadkością, że dzieci w wieku szkolnym, te posiadające własny telefon i konto na jakimkolwiek kanale społecznościowym, zaczynają dzień od zdjęcia/filmiku wrzucanego o poranku. A potem tylko mierzą ilość lajków i komentarzy. 

    Nie jest też tajemnicą, że lawinowo rośnie liczba dzieci zagrożonych depresją. Jest ktoś uważa, że te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego, jest naiwny. 

    Dlatego właśnie, budowanie odporności psychicznej jest tak ważną sprawą. To ona daje szansę na poradzenie sobie z odrzuceniem w zabawie, z odmiennym zdaniem, z tym całym ocenianiem. Kiedyś nie mówiło się wiele o budowaniu odporności psychicznej dzieci. Dzisiaj też nie mówi się tyle, ile trzeba. 

    Brak wsparcia jest zaniedbaniem 

    Dość często słyszę, że to całe roztrząsanie przeżyć i emocji, nikomu do niczego nie jest potrzebne. Czasami, jako rodzice, faktycznie przeginamy z nadopiekuńczością, chcąc chronić dziecko przed ciosami świata zewnętrznego. Rozumiem, nikt nie lubi patrzeć na cierpiące dziecko, ale nie wychowujmy emocjonalnej ciamajdy.

    Przegięcie (w żadną stronę), nie jest dobrym pomysłem. Tak samo, jak zostawianie dziecka na pastwę losu – niech sobie poradzi. Więcej na ten temat opowiedziałam w artykule pt. Jak uniknąć niedostępności emocjonalnej w relacji z dzieckiem? >>

    Wspieraj odporność dziecka 

    Nikt jednak nie powiedział, że nie możemy być gdzieś po środku. Nie przeżyjemy życia za dziecko, nie usuniemy wszystkich kłód spod nóg. I wcale nie na tym polega rola rodzica.  

    Możemy być, towarzyszyć i wspierać, kiedy dziecko przeżywa trudniejsze chwile. Tak się wspiera odporność psychiczną. 

    Równie ważne są komunikaty, jakie dzieci słyszą od nas każdego dnia. O tych, których lepiej unikać, opowiedziałam w artykule pt. 15 zdań, które odbija się rodzicielską czkawką >>

    15 zdań, które odbiją się rodzicielską czkawką. Brzmią zanjomo?

    Kiedy zacząć dbać o psychikę? 

    Warto zacząć to robić już od przedszkola. Edukacja w tym zakresie, powinna zaczynać się właśnie w tym wieku, bo wtedy dzieci, trochę bardziej „na poważnie”, zaczynają budować relacje rówieśnicze i uczestniczyć w tym zewnętrznym świecie. Nie zawsze łaskawym dla małego człowieka.

    Podcast Nie Tylko dla Mam 

    W tym odcinku opowiadam o kilku momentach, kiedy jako rodzice możemy wesprzeć dziecko przez… wycofanie się w odpowiednich monetach. Bycie blisko, jednak bez załatwiania spraw za dziecko. To jego życie.  

    Tym razem skupiam się na dzieciach w wieku przedszkolnym i szkolnym.  

    • Jak sobie poradzić z rozczarowaniem? 
    • Dlaczego nie warto odganiać smutku?
    • Jak umiejętnie pocieszyć dziecko w trudnej chwili? 
    • Jak uświadomić dziecku, że wkładanie wysiłku w osiągnięcie celu, ma sens?
    • Przyznawanie się do błędu. Potrafisz? 
    • Branie odpowiedzialności za swoje działania. 
    • Podążanie za potrzebami zawsze i wszędzie?
    • Dlaczego ćwiczenie cierpliwości tak bardzo wspiera odporność psychiczną? 
    Aktywne czytanie – książki dla dzieci

    Wchodzisz do księgarni i… nie wiesz, co wybrać dla dziecka, bo tyle tego jest. Znasz to uczucie? Stoisz przy regale i się zastanawiasz. Na tej stronie znajdziesz informacje i podpowiedzi konkretnych tytułów książek dla dzieci dobranych do wieku, sprawdzonych przez rodziców i przeskanowanych moim pedagogicznym okiem. To blog o pięknych i mądrych książkach dla dzieci.

    Najlepsze książki dla dzieci – recenzje, opinie, zestawienia

    Jestem też na Instagramie. 

    instagram anna jankowska aktywne czytanie ksiazki dla dzieci

    Demaskowanie powszechnej taktyki wychowawczej. Rozpoznasz przemoc typu gaslighting?

    Demaskowanie powszechnej taktyki wychowawczej. Rozpoznasz przemoc typu gaslighting?

    Gaslighting to przemoc psychiczna. Dokładnie jest to forma przemocy psychicznej polegająca na zaprzeczaniu dziecięcym przeżyciom. Czyimkolwiek przeżyciom.

    Nie mogę nigdzie znaleźć polskiego odpowiednika, zostańmy więc przy tej angielskiej nazwie. O różnych formach przemocy wobec dzieci, dość często rozmawiamy na blogu Nie Tylko dla Mam.

    Gaslighting – przemoc psychiczna

    To nie tylko zaprzeczanie, ale wręcz utwierdzanie drugiego człowieka w przekonaniu, że jego osąd sytuacji jest dziwny/niedobry/bezsensowny/zły.

    Najczęściej doprowadzamy do takiej sytuacji z obawy przed prawdą, która w wielu wypadkach może się okazać bolesna, niewygodna, wstydliwa lub zwyczajnie niewygoda.

    – Nie jestem głodna, nie chcę tego jeść. 
    – Ależ oczywiście, że jesteś. Nic nie jadłaś od obiadu!

    W tej krótkiej wymianie zdań mamy do czynienia z gaslightingiem. Ktoś komunikuje nam o swojej potrzebie (lub jej braku), ale my wiemy lepiej! Brzmi znajomo?

    – Jestem mamą jedynaka i dobrze mi z tym.
    – Tylko tak mówisz, na pewno marzysz o większej rodzinie! 

    Jeśli chodzi o temat jedynaków, więcej tego rodzaju przykładów znajdziesz w artykule pt. 8 tekstów, którymi wkurzysz mamę jedynaka >>

    gaslighting-blog-tylko-dla-mam4

    Przemoc psychiczna w dobrej wierze

    Gaslighting jest uznawany za rodzaj psychicznej manipulacji. Jeśli mamy do czynienia z osobą słabszą (a niewątpliwie dziecko na takim stanowisku właśnie się znajduje) i wmawiamy, że jej punkt widzenia jest nieprawidłowy, to faktycznie można mówić o manipulacji.

    Dziecko nie ma na tyle doświadczeń, żeby wdać się z nami w polemikę. Nie potrafi przytoczyć badań psychologicznych, ma tylko nasze słowa, w które najczęściej wierzy np. Nie ma powodu do płaczu! Jeśli maluch uznał, że upadek jest powodem do płaczu, a my mu wmawiamy, że nie ma racji, to pewnie przestanie płakać. Tylko czy naprawdę nie ma racji?

    Oczywiście wiele z nich tych manipulacji jest wprowadzanych „dla dobra pociechy”. Czasami działamy nie zastanawiając się, czy to ma głębszy sens lub jakie przyniesie skutki w przyszłości. Działamy tak, jak nas zaprogramowano w dzieciństwie, a wyrwanie się z tych schematów wydaje się kompletnie niepotrzebną szamotaniną lub nowoczesnym bełkotem.

    gaslighting-blog-tylko-dla-mam4

    Poradnik dla rodziców

    Jednak zostawię tu listę, na którą warto rzucić okiem, w kontekście rozmyślania o gaslightingu.

    • Przemoc słowna. Nie mam tu na myśli np. wyzwisk, ale choćby wyśmiewanie: Taki duży, a się maże jak baba! lub zawstydzanie: Nie wstyd ci tak się mazać? O wychowaniu przez zawstydzenie i skutkach takiego rozmawiania z dziećmi opowiedziałam więcej tu: Dlaczego moje dziecko wszystkiego się wstydzi?  >>
    • Trywializowanie przeżyć: Oj tam, ten zastrzyk, to jak ukłucie komara, a ty tak histeryzujesz! Podobnie bywa z tłumaczeniem bicia (dawanie klapsów), o czym więcej opowiedziałam w artykule pt. To tylko jeden klaps >>
    • Odwracanie uwagi: Nie płacz już, tylko zobacz jaki ładny samochodzik!
    • Ukrywanie ważnych informacji: Twoja rybka nie zdechła, po prostu zasnęła!) W tym wypadku zdarza się często maskować własne przewinienia np. kiedy rodzic zniszczy niechcący lub zgubi ulubioną zabawkę dziecka. Wmawiamy, że nie wiadomo, gdzie się podziała, nie nadmieniając ani słowem o własnym wkładzie w sytuację. Sami nakręcamy się na kłamstwo, mamy wyrzuty sumienia wobec dziecka, ale też pokazujemy pewną postawę, w której unikanie jest ważniejsze niż np. przyznanie się do błędu i szukanie rozwiązania trudnej sytuacji. Więcej o budowaniu (i niszczeniu) autorytetu rodzica napisałam w książce pt. Trudne tematy dla mamy i taty >>
      Absolutnie nie mam na myśli mówienia dzieciom całej (dorosłej) prawdy za wszelką cenę. W tym wypadku skupiam się na zatajaniu prawdy, która mogłaby pomóc dziecku lepiej zrozumieć daną sytuację, ale też postawić rodzica w gorszym świetle.
    • To też unikanie prawdy sytuacjach, w których chcemy (pozornie) chronić dziecko, bo może mu być przykro. Nadmierna ochrona w każdej emocjonalnej sytuacji też nie jest rozwiązaniem. Jest przepisem na wychowanie niedojrzałego dorosłego, czyli „emocjonalnej ciamajdy”. Więcej na ten temat opowiedziałam tu: Nie biegaj, bo się spocisz! >>
    • Zmiana – chodzi tu o chęć zmiany drugiego człowieka i dostosowanie go (postawy, osobowości, zachowań) do własnych wyobrażeń. Znamy to pewnie z relacji damsko-męskich, ale w relacjach rodzic-dziecko też przykładów nie brakuje. Wtedy próbujemy wpłynąć na dziecko przez choćby motywowanie porównaniami: Zobacz jak brat pięknie je, a ty się wciąż się wiercisz. Dlaczego nie możesz wziąć z niego przykładu?
      Prawda jest taka, że nikt z nas nie chce być na siłę zmieniany. Człowiek zmienia się przez całe życie i dążenie do zmian jest naprawdę ważnym procesem. Jednak nie oznacza, że mamy prawo naginać świat drugiego człowieka do naszych oczekiwań. Przeprowadzenie dziecka z szacunkiem przez pewien proces jest zdecydowanie czymś innym, niż wtłaczanie do głowy „jaki ty powinieneś być”.
      Bardzo często dorośli ludzie mają problem w relacjach ze swoimi bliskimi, właśnie na tle tej „gaslightingowej” zmiany. Słynna teściowa, dla której żona nigdy nie będzie wystarczająco dobra lub matka wiecznie krytykująca córkę za: nieporadność, wygląd, sposób wychowania dzieci i tysiąc innych spraw. To wszystko jest pewnym rodzaj przemocy psychicznej, z którym ciężko się żyje tej drugiej stronie.
    • Ostatnim elementem, o którym chciałam wspomnieć jest nadmierna kontrola. Nie raz i nie dwa, rozmawialiśmy o niej choćby tu na blogu. Nikt nie lubi być kontrolowany na każdym kroku, dlatego dzieci (i dorośli) tak walczą o swoją prywatność, granice i swobodę. Nadmierna kontrola przynosi więcej szkody niż pożytku, sporo opowiedziałam na ten temat tu: Jak rozpoznać czy jestem nadopiekuńczą mamą? >>

    To już nic nie wolno dziecku powiedzieć?

    To pytanie, które bardzo często słyszę z ust rodziców. Staram się dystansować do takich pytań, bo bardzo nie lubię sytuacji, w których dorośli oczekują tylko białej lub czarnej odpowiedzi. Wszystko albo nic… to nie jest wspierające wychowanie. Skąd pomysł, że nic dziecku nie można powiedzieć?

    Można wszystko, tylko z szacunkiem. Jeśli komuś, opisane tu zachowania, wydają się przesadą, wypominaniem, czepianiem się, to oczywiście jego prawo.

    Dodam tylko (za Jay Carterem, autorem książki „Nasty People: How to Stop Being Hurt by Them without Stooping to Their Level”, McGraw Hill), że przemyślany gaslighting – świadome wprowadzanie w błąd, zaprzeczanie prawdzie, unikanie prawdy, naginanie rzeczywistości kosztem cudzych emocji – jest stosowany przez mały procent (zaledwie 1-2%) ludzi. Nie jest przecież tak, że chcemy krzywdy naszych dzieci.

    Z kolei jakieś 20% stosuje ten chwyt z przyzwyczajenia, bez zastanowienia, dla wygody… bezmyślnie, choć czuje, że to nie do końca jest w porządku. I to już jest niepokojące.

    Cała reszta używa gaslightingu raz na jakiś czas, co w sumie jest dobrą wiadomością.

    gaslighting-blog-tylko-dla-mam4

    Świadomy rodzic

    Wiedząc jednak, że coś takiego istnieje i ma wpływ na sposób wychowania naszych dzieci, na ich rozwój i świadomość własnych emocji, warto (co jakiś czas) po prostu zastanowić się, czego dla tych naszych dzieci tak naprawdę chcemy i jak sami chcemy być traktowani.

    Wszystko sprowadza się do kilku prostych punktów:

    • przyjrzyj się sytuacji, zanim cokolwiek powiesz,
    • przemyśl to, co chcesz powiedzieć,
    • nie działaj wyłącznie według schematów, które znasz i po które najłatwiej sięgnąć,
    • traktuj innych tak, jak sama chciałabyś być traktowana.
    gaslighting-blog-tylko-dla-mam4

    Inspirujące plakaty