Dzisiaj chciałabym się skupić na tym, jak rozpoczęcie przedszkola widzi pociecha. Masz do czynienia z trzylatkiem, który stoi przed trudnym wyzwaniem. Brzmi to może trochę strasznie, ale tylko jeśli jesteś pesymistką. Jeśli jesteś optymistką i uczysz swoje dziecko, że świat to ciekawe miejsce, a podejmowanie wyzwań się po prostu opłaca, to adaptacja nie powinna rysować się w czarnych barwach. (więcej…)
Dzieci nie są dojrzałe emocjonalnie, co oznacza tyle, że czasem wybuchają, histeryzują, płaczą, gniewają się i denerwują „bez powodu”. Tak naprawdę, to zawsze powód jest. Tylko dorośli nie zawsze potrafią go prawidłowo odczytać. A nawet kiedy pociecha po prostu komunikuje, że coś jest nie tak, nie wiadomo jak pomóc, prawda? (więcej…)
Poronienie to jest jednym z najtrudniejszych tematów do przerobienia w emocjach i głowach kobiet (oraz ich bliskich). Bagatelizowanie żałoby, rozczarowania, lęku i smutku, może przynieść więcej złego niż dobrego. Udawania, że „nic się nie stało” może nawet prowadzić do depresji. Bo stało się i to bardzo wiele. O tym dzisiaj na blogu Tylo dla Mam.
Macierzyństwo jest pewnego rodzaju cudem. Choć tak naprawdę, to ja w cuda nie bardzo wierzę. Ale na potrzeby wyrażenia emocji, mogę je uznać za coś na kształt cudu. Niby wszystko zbadane, od poczęcia, od pierwszych chwil po narodzinach, a jednak nadal fascynujące dla człowieka jest to, że druga istota rozwija się i żyje w jego ciele. Potem z tego ciała wydostaje się na zewnątrz. Na świat. (więcej…)
Współspanie bywa trudnym tematem, choć samo spanie z dzieckiem nie jest już tak kontrowersyjnym tematem, jak było jeszcze 10 lat temu, czyli kiedy urodziłam Karolinę.
Gdy Karolina była mała spaliśmy w jednym pokoju: my na łóżku, dziecko u siebie w łóżeczku obok nas lub z nami. Tylko jeden pokój mieliśmy więc wspólne spanie było jakby wpisane w codzienność. Nie wiedziałam wtedy, że jest to współspanie.
Dopiero potem dowiedziałam się, że za współspanie uznaje się: spanie w jednym łóżku, na dostawce lub w osobnym łóżku tuż przy łóżku rodziców.(więcej…)
Nauka czytania metodą sylabową przypomina trochę układanie domku z klocków, a „Czytanki sylabowe z obrazkami” to książka dla dzieci, ale też narzędzie dla rodzica, które to budowanie domku ułatwi.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu rodziców nie jest do końca pewnych, czy „to już czas” żeby uczyć czytać. Nauka czytania kojarzy się ze szkołą i czasem dumni jesteśmy, choć jednocześnie niepewni, co dalej zrobić, gdy dziecko interesuje się literami i czytaniem. Czy nie będzie się nudzić w szkole? Czy nie lepiej, żeby teraz hasało po dworze, zamiast uczyć się czytać?
Jeśli nauka czytania nie jest jedyną aktywnością dziecka np. zamiast spacerów, to nie widzę powodów do niepokoju. Wręcz przeciwnie, jest wiele powodów do radości, gdy dziecko (czasem już dwulatek) wykazuje zainteresowanie literami. Jego zainteresowanie nie oznacza, że musimy zacząć uczyć czytać, ale z pewnością możemy rozwiać fascynację literami.
Dla kogo takie czytanki sylabowe?
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Bywa, że trzy i czterolatki chcą czytać, bardzo interesują się literami i wyrazami, a my nie chcemy (bo to nuda w szkole i tak „na mieście mówią”, że to za wcześnie). Warto jednak pamiętać, że wiele dzieci otwiera się na konkretne tematy w trakcie przeżywania faz wrażliwych.
To moment, kiedy dziecko wyraźnie daje do zrozumienia, że konkretny temat je ciekawi i bardzo chętnie zdobywa wiedzę. Taka faza wrażliwa nie potrwa wiecznie, zaledwie chwilę, to jest świetna furtka do wykorzystania potencjału i zainteresowania.Masamaluchów przeżywa fazę zainteresowania czytaniem w wieku przedszkolnym i wiele dzieci w sposób zupełnie naturalny, uczy się wtedy czytać.
Właśnie dla takich dzieci idealna jest metoda sylabowa, bo podczas nauki czytania można dziecko zaangażować do zabawy (klaskanie, skakanie, sylabizowanie). Ale też dlatego, że ułożenie 2-3 sylab w jeden wyraz to mniej roboty dla mózgu (oczywiście w wielkim uproszczeniu), niż ułożenie kilku pojedynczych liter.
Nie wszystkie dzieci interesują się czytaniem, każdy ma swój czas, swój wiek i swoje tempo rozwoju, to zrozumiałe.
To książka pod patronatem Tylko dla Mam – Aktywne Czytanie. Spełnia wszystkie wymogi, jakie stawiam książce mającej wspierać dziecko i rodzica w nauce czytania metodą sylabową.
Dwa kolory
W środku znajdziemy kilka czytanek, każda z dwukolorowymi wyrazami podzielonymi na sylaby. Dwa kolory bardzo ułatwiają (zwłaszcza młodszym dzieciom) czytanie sylabowe, choćby dlatego, że wiadomo (to widać) ile sylab ma dany wyraz.
Podział na kolory pozwala też wizualnie zapamiętać wygląd sylaby, co w przyszłości pozwoli dziecku składać je bardzo szybko w wyrazy, bo nie trzeba będzie już łączyć pojedynczych liter w sylaby i dopiero układać z nich wyrazów. Sylaba po sylabie, coraz szybciej dziecko będzie czytało teksty. Bardziej chodzi o to, żebyzapamiętało wygląd sylaby (globalnie) niż żeby za każdym razemskładało ją od początku.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Duża czcionka i oddechy
Czcionka w czytankach jest duża, oddechy między linijkami wręcz ogromne. Z jednej strony dlatego, że muszą się między nimi zmieścić obrazki, ale też po to, żeby dziecku „nie skakały” linijki, nie mieszały się. Warto zachęcać dziecko do pokazywania placem czytanej sylaby, potem (jak już nie musi dzielić wyraźnie na sylaby) wyrazów i obrazków.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Nauka czytania a ilustracje
Obrazki w tekście to rodzaj przystanku. Mózg dziecka uczącego się czytać (niezależnie od metody, radości i ciekawości oraz fazy wrażliwej) wykonuje bardzo ciężką pracę, a obrazek w tekście jest przerywnikiem, czyli takim trochę odpoczynkiem od sylab.
Krótka zmiana czynności (nazywam obraz a nie odczytuję sylaby) jest tym samym co dla dorosłego oderwanie się od monotonnej czynności po to, żeby „złapać drugi oddech”. Oczywiście przy czytaniu sylabowym to mikroskala, ale można użyć takiego porwania.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Powtarzanie wyrazów i sylab
Bohaterami opowieści są zwierzęta i dzieci. Bardzo się cieszę, że te czytanki zawierają dużo wyrazów dźwiękonaśladowczych, powtórzeń i „refrenów”, które pozwalają podczas nauki czytania także utrwalać to, co przed chwilą zostało odczytane. Utrwalać na zasadzie zapamiętania, a nie czytania od nowa za każdym razem.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Ilustracje mają znaczenia przy nauce czytania, bo pomagają zrozumieć (zobrazować) treść, a w tym wypadku są też częścią tekstu. Ilustratorka zadbała, żeby były wyraźne, są ciepłe, zabawne, przyjazne. Co ważne, nie powinny (i nie są) być przesadnie śmieszne, karykaturalne, bo nie mają odciągać od nauki czytania, ale wspierać koncentrację dziecka.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Czytanki sylabowe z przesłaniem
Wreszcie tematy poszczególnych czytanek, to też jest ważne, bo każda z nich opowiada o czymś ważnym i znanym dzieciom w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Mamy tu: zająca który nie chciał obcinaćpaznokci, strachliwego smoka lubiącego warzywa, czarownicę stroniącą od słodyczy, zarozumiałego słonia-narcyza, który dostał ważną lekcję pokory itd.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Nieproszone rady
W wielu czytankach przewija się też wątek doradzania innym i to w kontekście, który jest mi bliski, czyli bez narzucania innym swojego zdania. Jeśli ktoś pyta o poradę, szuka jej to świetnie, że możemy pomóc. Nieproszone porady i uważanie, że mój sposób jest najlepszy, dość często są tu zauważane i wyjaśniane tak, by dzieci zrozumiały, że mają prawo do własnego zdania i własnych decyzji.
Także dla dwulatków
Uważam, że te czytanki, właśnie ze względu na ciepło, przyjazny klimat i spokojny przekaz w stylu „żyj i daj żyć innym”, spodobają się też młodszym dzieciom i tym, które wcale nie mają zamiaru uczyć się czytać, a po prostu lubią ciekawe historie z możliwością pokazywania obrazków podczas wspólnego czytania.
Kliknij zdjecie. Sprawdzisz cenę i dostępność.
Czytanie sylabowe. Jak zacząć?
Kiedy już masz pewność, że dziecko kojarzy i rozpoznaje litery, bawcie się nimi jak klockami i łączcie w sylaby. Sylabizowanie to umiejętność, która pomaga w czytaniu, potem też w pisaniu.
Mózg dziecka uczącego się pisać wykonuje ogromną pracę. Ty mówisz: „Napisz słowo DOM”, a dziecko musi zrobić bardzo dużo.
Odpowiednio usiąść,
skojarzyć wygląd litery,
skoordynować rękę, oko, ucho i całe ciało,
dopiero zacząć pisać to, co widzi w swojej głowie, symbol przenieść na papier.
To jest bardzo trudny proces. Maluch pisze litera po literze, bardzo mocno zastanawiając się, jak każda z nich wygląda. Zdarza się, że zapomni. Zwłaszcza przy trudniejszych wyrazach.
Wtedy przerywa proces zapisywania, pobiera odpowiednie informacje np. zerkając na literę w książce i kończy pisanie. Jeśli jest w połowie wyrazu, łatwiej będzie mu wpaść w rytm i nie zaczynać procesu od nowa, tylko od konkretnej sylaby. Bo to nic innego jak rytm, a w rytmie wiele rzeczy łatwiej robić.
Nauka czytania metodą sylabową
Zanim jednak pisanie, najpierw jest czytanie. Wiele jest szkół nauki czytania, moją ulubioną jest nauka czytania metodą sylabową. Dlaczego?
Wyobraź sobie, że masz przed sobą domek ułożony z klocków. Rozbierasz go na części pierwsze i potem musisz złożyć z powrotem w całość. Jeśli składał się powiedzmy z 12 klocków, to musisz każdy z nich odpowiednio dopasować. To zajmuje czas.
A teraz wyobraź sobie, że wykonujesz tę samą czynność, tylko klocki są już złożone po dwa lub trzy. Prosty rachunek, ze złożeniem całości masz dwa razy (lub więcej) mniej roboty, wystarczy dopasować 6 a nie 12 elementów. Tam musiałaś wykonać 12 ruchów (bo tyle jest klocków) a tu tylko 6 (lub mniej). Łatwiej i szybciej, prawda?
Te klocki to litery. Kiedy dziecko ma do rozebrania litera po literze wyraz, a potem składa go w całość i mówi co przeczytało, to ma sporo roboty. Jeśli natomiast potrafi kojarzyć i czytać sylaby, to już o połowę skraca się czas pracy mózgu i wysiłek też.
Otocz literami, sylabami i słowami
To plastyczne przedstawienie zalet sylabizowania w bardzo wielkim uproszczeniu (naprawdę wielkim), ale przecież nie o to chodzi, żeby teraz zagłębiać się szczegóły, tylko żeby ułatwić dziecku naukę czytania. Znajomość liter i sylabizowanie ułatwiają ją zdecydowanie.
Sylabizowanie wymagane jest (i oczywiście nauczane) już od początku przedszkola. Wstępem do tego są wszystkie rytmiczne, rymowane piosenki. Dzięki nim dziecko łatwiej oswaja sylabizowanie, czytanie i w końcu pisanie. A rodzice są od tego, żeby otoczyć opieką, wesprzeć. Żeby to zrobić z głową, nie trzeba wiele wysiłku. Tak jak otaczasz codzienną troską, otocz też literami, potem sylabami i wyrazami. Tyle możesz zrobić sama i to w formie znakomitej zabawy.
Jak być dobrym tatą? Jeśli o mnie chodzi osoby, które zadają sobie to pytanie, są na najlepszej drodze, żeby właśnie być najlepszym tatą dla swojego dziecka.
Ojcowski punkt spojrzenia na dziecko, rodzinę i nową rzeczywistość może bardzo wesprzeć mamę, której często właśnie to wsparcie na początku jest najbardziej potrzebne. (więcej…)
Jak reagować na kłótnie między dziećmi? Nie ma jednej odpowiedzi, bo przecież kłócą się często i o różne sprawy. Dla dorosłego to czasem głupstwa, ale dla malucha to cały świat.
Wydawać by się mogło (co nie jest do końca nieprawdą), że dzieci kłócą się o wszystko i przez cały czas. Obserwując grupę przedszkolaków albo rodzeństwo zbliżone wiekiem, widać jednak, że nie o wszystko.
Warto znać (i zapamiętać) dwa najczęściej występujące powody kłótnie między dziećmi. Nie tylko rodzeństwem, ale też np. przedszkolakami.
Pierwszym z najczęściej występujących powodów jest konflikt o zabawkę, a zaraz po nim – pierwszeństwo w zabawie.
Przepis na często kłótnie
Na pewno znasz sytuację, kiedy przychodzi do was w gości inny maluch i chce obejrzeć jakąś zabawkę dziecka. Niech to będzie zwykły kawałek plastiku, któremu twoje dziecko nie poświęciło od pół roku choćby pięciu minut uwagi. Natychmiast, gdy obiekt ląduje w rękach zainteresowanego, twoja pociecha dochodzi do wniosku, że kocha ten stary kawałek plastiku. Skoro tak, to niech on/ona (intruz) nie dotyka. Brzmi znajomo?
Dzieci mają zakodowane właśnie takie reagowanie na podobne sytuacje. Jest to związane z pewnym zaznaczaniem własnych granic, ale też ze zwykłą niedojrzałością emocjonalną młodego organizmu. Do której zresztą młody organizm ma pełne prawo. I tak powstaje konflikt. Bo nasz gość chciał tylko obejrzeć, tu i teraz. Podniósł z podłogi pierwszy, nikomu nie zabrał, trzymał się reguł. Też więc ma prawo się zdenerwować, widząc i czując ostry protest gospodarza. Kłótnia gotowa.
Dokładnie tak samo wygląda sprawa z dzieleniem się zabawkami w przedszkolu. Choć tu już do gry wkraczają regulaminy, odgórne nakazy od nauczycieli i nieprzebywanie na swoim terenie. Więcej o przedszkolu i emocjach związanych z początkiem, znajdziesz we wpisie:
Więc te konflikty owszem bardzo częste, jednak mogą mieć nieco inny przebieg. Nieco łagodniejszy, bo o wspólną zabawkę nie chce się tak bardzo walczyć, jak o tę u siebie w domu.
To ważne, żeby dziecko potrafiło brać udział w konflikcie, który niesie ze sobą coś więcej niż tylko wrogie emocje. Wiadomo, bierze się z dążenia do jednego celu (zabawka, pierwszeństwo w zabawie itd.). Zanim zainterweniujesz (może się okazać, że nie ma takiej potrzeby), chwilę obserwuj, jak pociecha zachowuje się w tym czasie.
Rodzicom czasem wydaje się, że kłótnia następuje dopiero wtedy gdy słyszymy, jak z pokoju dziecięcego dobiega znane i donośne: „Maaaaamooooo!”. Tak, jest duża szansa, że się wtedy kłócą. I w sumie taki głośny konflikt jest z punktu widzenia emocji lepszy. Bo dziecko wyrzuca żale, wyładowuje się w ten czy inny sposób. Przynajmniej wiadomo o co chodzi, nawet jeśli to coś zostanie wykrzyczane.
Dla wszystkich, którzy zastanawiają się, kiedy konkretnie (i czy?) wchodzić w jawny konflikt między dziećmi, zostawiam artykuł: Czy wtrącać się w kłótnie dzieci? >>
Ukryta agresja
Gorzej, jeśli konflikt narasta w ciszy. Przecież nie wszystkie dzieci reagują gwałtownie. Wtedy doświadczenie nie jest już tak „oczyszczające” dla niedojrzałej psychiki dziecka. Maluch może sobie wyobrażać różne sytuacje i rzeczy, nie wydobywa na światło dzienne prawdziwych emocji i to jest niszczące (od środka).
Z kłótniami dorosłych jest przecież tak samo. Nie są miłe, ale przyznać trzeba, że jak się w końcu wykrzyczy nazbierane żale, to człowiekowi od razu lepiej. Przez „wykrzyczy” niekoniecznie (w przypadku dorosłych) mam na myśli wrzaski. Po prostu wyrzucenie z siebie. A to nie jest prosta sprawa ani dla dorosłego, ani dla dziecka.
Wypowiedzenie „co leży na wątrobie” wymaga odwagi i umiejętności komunikacyjnych. Jasne, łatwo obrazić najbliższych i strzelić focha. Jednak na to dajmy przyzwolenie tylko dzieciom i tylko do pewnego stopnia.
Gorsza cicha kłótnia
Pamiętam kłótnie z moim bratem. On – rok starszy, stonowany, zawsze jakoś chował urazę w sobie. Nie zdarzyło mu się podnosić głosu, a już na pewno nie przy rodzicach. Ja, kiedy tylko coś mi nie pasowało, wściekałam się chwilę, wykrzyczałam i od razu lżej się robiło na sercu. Denerwowało mnie jego „nicnierobienie”, choć oczywiście jako dziecko nie potrafiłam sobie wytłumaczyć, że on inaczej przeżywa różne sytuacje.
W każdym razie, po większości naszych sprzeczek, jakimś dziwnym trafem (najczęściej na drugi dzień), którejś z moich lalek odpadała noga albo moja ulubiona torebka była pomazana niezmywalnym flamastrem, kartka z książki wydarta, puzzle pogubione. Dużo się kłóciliśmy więc dużo było strat. Brat nigdy nie przyznawał się do żadnej „zbrodni”, a niezłapany na gorącym uczynku mógł spać spokojnie.
Dziś wiem, że w ten właśnie sposób rozładowywał złość związaną z naszymi konfliktami. Nie potrafił wykrzyczeć, co leżało mu na sercu więc inaczej załatwiał sprawę. Cichy akt zemsty. Rodzice nie uznawali tego za konflikt, bo podarta kartka w książce nie krzyczała, nie szturchała się, nie przeszkadzała w ważnych, dorosłych sprawach. Kiedyś nikt nie zastanawiał się nad taką ukrytą agresją między rodzeństwem/rówieśnikami. Konflikt to nie tylko głośna kłótnia i szarpanina o zabawkę.
Zatem czy konflikt jest czymś dobrym w życiu dziecka? Maluch złości się, denerwuje, płacze. Jednak prawda jest taka, że jest to bardzo cenny element zdobywania doświadczeń:
uczy szukania wspólnego mianownika,
pozwala określić rożne rolę w grupie,
mówi wiele o dziecku: Na ile emocjonalne jest moje dziecko? Czy szybko i zawsze ustępuje pierwsze? Czy się czegoś boi? Czy może idzie po trupach do celu? Czy wypowiada na głos emocje? Może ukrywa je w sobie i jest pasywnym agresorem? I wreszcie, czy potrafi stosować się do społecznych zasad? Czy jest w stanie podzielić się swoimi zabawkami (na własnych zasadach)?
Doświadczenie na przyszłość
W każdym razie wychodzi na to, że kłótnie bywają dobre. Powinno być dla nich miejsce w życiu dziecka. Co nie znaczy, że jako dobry rodzic muka ich na siłę. Nie zabiegam o to, by moje dziecko kłóciło się z każdym, na każdym kroku.
Nie zawsze musi wygrywać w starciu z innym dzieckiem. W ostatecznym rozrachunku kłótnie z moim bratem wygrywałem emocjonalnie (krzykiem pozbywając się balastu), ale przegrywałam mając poniszczone zabawki. Czegoś mnie to jednak nauczyło. Ważne jest dla mnie, by wiedzieć jak wyglada komunikacja w sytuacji kryzysowej.
Co robić kiedy dzieci się pokłóciły, a ja muszę interweniować?
Każdy ma swoją metodę. Poprosiłam o wypowiedzi ekspertów, czyli mamę dwójki oraz tatę trójki.
Jowita Wowczak – Promotorka zdrowia, pedagog, coach i trenerka zdrowego stylu życia. Współtworzy firmę Be Well. Prywatnie mama dwójki wspaniałych marzycieli.
Nie staram być się sprawiedliwa, bo nie staram się być sędzią. Po pierwsze staram się jak najszybciej odseparować ofiarę od kata. Trzeba wiedzieć, że często są dwie ofiary i dwóch katów (moje dzieci nie lubią długów i dość szybko sobie to wyrównują) 😉
Następnie, ten kto wygląda na bardziej poszkodowanego ma pierwszeństwo do spowiednika (mamy), ten który mniej płacze dostaje przytulenie i „za chwilkę do ciebie wrócę”. Słucham, rozumiem, przytulam i zadaję pomocnicze pytania. Pytania typu: co najbardziej cię zabolało, co czujesz? Co x zrobił, że złość dopadła do steru? Gdzie cię boli? (nie chodzi o to gdzie dostało tylko gdzie dane uczucie jest). I przytulam. Idę do drugiego i robię to samo.
W żaden sposób ich nie godzę, nie namawiam, by się przepraszali, dbam tylko by emocje opadły. Gdy wiem, że już mają to za sobą, wracam i rozmawiam. Często sami już dzielą się swoimi przemyśleniami. Jeśli nie, to pytam: jak by chcieli zachować się następnym razem, czy widzą gdzie ewentualnie popełnili błąd, pytam czy są w stanie przeprosić za to co zrobili lub powiedzieli? Jeśli potrzebują więcej czasu niż bym chciała, to go dostają.
Czasami mówią, czasami z płaczem: „Mamka, nie potrafiłem się zachować inaczej”, a ja na to: „OK, kocham cię”. Wiem już z doświadczenia, że jeśli konflikt jest i nie zdążą skrzywdzić tego drugiego np. słowem, to szybciej idzie im godzenie. Ale jeśli powiedzą za dużo lub za słowem idzie czyn, ciężej idzie im proces, bo na początek muszą przed samym sobą przyznać, że zachowali się nie tak jak powinni, a to często jest dla nich trudne i bolesne. Dlatego wychodzę z założenia, że należy być. Tylko tyle albo aż tyle.
Kamil Nowak – prowadzi bloga www.blogojciec.pl. Młody ojciec odkrywający świat razem z trójką swoich dzieci. Wierzy, że tak jak dzieci uczą się wielu rzeczy od rodziców, tak rodzice mogą się nauczyć wielu rzeczy od dzieci.
Wszystko oczywiście zależy od konfliktu, ale u nas podstawą jest skupienie naszej uwagi na dziecku, które jest bardziej rozstrojone emocjonalnie (czyli tym które płacze, bądź jest wściekłe) i znalezienie sposobu, aby mu pomóc, niezależnie od tego kto, komu i co zrobił. Dopiero kiedy już się trochę sytuacja uspokoi, możemy porozmawiać o tym co się stało i co możemy zrobić, aby było lepiej.
Osobiście zauważyłem, że jednym z najlepszych rozwiązań wszystkich konfliktów są rozwiązania czasowe. Czyli przykładowo: jeśli kłótnia dotyczyła zabawki, to ustalamy, że przez chwilę bawi się nią jedno dziecko, a później drugie. Albo teraz jedno ma niebieską kredkę – bo oczywiście nawet jak mamy sto kredek, to zawsze najładniej koloruje ta, którą ma brat lub siostra 🙂 – a później drugie.
Dość często działa również rozdzielenie dzieci na chwilę, oferując jednemu, które już nie ma ochoty na wspólną zabawę, jakąś alternatywę – to może być wspólne czytanie książki z rodzicem lub na przykład rozwiązywanie jakiejś książeczki w stylu „połącz kropki”.
Zwykle już po 5-10 minutach takiej rozłąki, dzieci odzyskują swoją wewnętrzną równowagę i chęć do zabawy z rodzeństwem.
7 sposobów reagowania na dziecięce kłótnie
Zadbajmy, żeby dzieci:
mówiły, co czują, to wymaga sporej ilości rozmów o emocjach;
miały świadomość, że biorą udział w konflikcie i poczuwały się do odpowiedzialności (Jaki jest mój udział w aferze?), niekoniecznie poszukując w sobie winy, raczej rozumiejąc konsekwencje pewnych działań, słów, zachowań;
samodzielnie proponowały różne rozwiązania w trudnych sytuacjach, nie tylko w konflikcie, po prostu stojąc przed wyzwaniem;
nie szukały winy u innych, nie zwalały swoich uczuć na sytuację, drugiego człowieka, pogodę, raczej skupiały się na ich nazywaniu w danej chwili: „Ja czuję się… kiedy ty…”;
znały zabawy wyciszające, rozumiały, jak człowiek czuje się w histerii, a jak się rozmawia się z wyciszoną osobą;
znały słowo „przepraszam”, które powinno gościć w domu na porządku dziennym, nie tylko podczas kłótni, wtedy zmuszanie do wypowiadania go może być odbierane jako część „pokuty”, a tu bardziej chodzi o traktowanie tego słowa, jak najzwyklejsze w świecie zachowanie;
były dumne z tego, że udało im się porozumieć, cieszcie się w takich chwilach jak ze zwycięstwa w grze czy w zawodach.
Tę zabawę można zaproponować już nawet dwulatkowi. Kiedy dziecko się złości zaproponuj, żeby wypowiedziało na głos, dlaczego ma zły humor. To może być nawet jedno zdanie. Ważne, żeby pociecha choć przez sekundę się nad tym zastanowiła. Oczywiście im starsze dziecko, tym więcej opowie o emocjach.
Następnie sparafrazuj, żeby upewnić się, że dobrze rozumiesz emocje dziecka np. „Zatem zdenerwowałaś się, bo Konrad oglądał twoją książeczkę?” Nie komentuj, czy to jest mądre, poważne, dojrzałe zachowanie. Dziecko ma prawo do złości w najróżniejszych okolicznościach. Ty jesteś od zrozumienia, nieoceniania.
Weź pod uwagę, że źle trafiłaś z nazwaniem emocji. Zwłaszcza młodsze dzieci mogą po prostu nie być pewne, czy czują akurat złość, żal, czy zupełnie co innego. Nie wmawiaj dziecku konkretnej emocji. Poczekaj aż nazwie samo lub odpuść. Bez nazwania jej, też da się znaleźć sposób na rozładowanie burzy.
Na kartce zapisz to, co powiedziało dziecko np. jestem zła, zdenerwowana, nie lubię tego, poirytowana itd. (starsze dziecko może samo zapisać) i włóżcie tę karteczkę do balonika. Następnie go nadmuchajcie. Dziecko wtedy może narysować mazakami na balonie jakąś śmieszną lub straszną minę, to co chce. Swoją złość. A następnie (jeśli dziecko się zgodzi) niech pęknie balonik i wyrzućcie całą zawartość do śmietnika. I tym sposobem – właśnie w śmietniku – ta negatywna emocja wyląduje.
Dlaczego moje dziecko kradnie? Albo inaczej – czy to możliwe, że moje dziecko kradnie? Co jakiś czas słyszę, że współczesne dzieci to ciamajdy, niedorajdy, rozpieszczone leniuchy, księżniczki, co pracy unikają jak ognia i trudnią się głównie leżeniem na ziarnku grochu. Że nie ma już rycerskich chłopców, gotowych ponieść ciężkie siatki matce i w ogóle zadbać o świat lub choćby tylko o siebie.