Maria Montessori jest inspiracją dla wielu rodziców i pedagogów. Dla mnie też, dlatego tak często piszę o niej na blogu Tylko dla Mam. 

Uważność rodzica

Może udało ci się zaobserwować taką sytuację, kiedy dziecko bezgranicznie, namiętnie i z wielkim zapałem, oddaje się jakiejś czynności? Mówię o dzieciach 0-6 lat. To może być zainteresowanie wodą, literami, liczeniem, układaniem kamyków w mozaikę, mazanie kredą po chodniku, przesypywanie płatków z jednej miski do drugiej, oglądanie książki. Coś interesującego, z punktu widzenia twojej pociechy.

Jeśli kojarzysz jedną z takich sytuacji (oczywiście, jest ich wiele), to udało ci się zaobserwować fazę wzmożonej wrażliwości, którą odkryła i nazwała Maria Montessori. To moment, kiedy dziecko jest skłonne nauczyć się najwięcej na ten – wybrany samodzielnie – konkretny temat. Choćby z tego powodu, warto obserwować dzieci. Żeby nie przegapić momentu, w którym nauka przychodzi najłatwiej. Na końcu artykułu podrzucam ciekawe narzędzie do wspierania tej fazy rozwoju.

Maria Montessori

Chyba wszyscy słyszeli o Marii Montessori. Nie mówię o dokładnym poznaniu jej życiorysu, ale pewnie każdemu rodzicowi, gdzieś, coś się o uszy obiło. Głównie tyle, że to podejście jest dobre. Kiedy rozmawiam z rodzicami na temat ogólnych dróg wychowawczych, często słyszę, że chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej o pedagogice Montessori, którą znają z popularnych cytatów i pobieżnych informacji.

To najczęściej ci rodzice, którym nasza polska, autorytarna, od linijki i równająca w szeregu szkoła, odbija się czkawką we wspomnieniach. Wizja posłania dziecka to tej instytucji czasami przeraża, a na pewno sporo osób niepokoi. Nie ma znaczenia, że od naszych czasów, na pewno wiele się w szkole zmieniło. Nie mam wątpliwości, że wiele pozostało takie samo. Dlatego warto poznać nurt edukacji, w którym to dziecko samo o sobie decyduje (nie mylić z bezstresowym wychowaniem).

„Pozwól mi zrobić to samemu”

To najbardziej znany cytat, montessoriańska idea przewodnia. I już pierwsze schody, bo jak to „samo”? Tak o wszystkim? Tak się nie da wychowywać! – często słyszę. Racja, tak się nie da wychowywać, bo to nie jest metoda wychowawcza. Montessori nie proponuje sposobu wychowania, ale sposób na edukowanie dziecka. To dwie różne sprawy. Choć przecież ciekawa nauka, zawsze owocuje refleksjami i umiejętnościami przydatnymi w życiu. Czyli jest to coś w rodzaju sposobu na wychowanie. Ale tylko w przenośni.

Od razu też uprzedzę kolejne pytania… To nic, że polska szkoła nie uczy w duchu Montessori, a tylko nieliczne przedszkola wiedzą, z czym to się je. Ty, jako rodzic, możesz wykorzystać niektóre elementy tej metody podczas zabaw z dzieckiem 0-6 lat. To wsparcie, którego nikt maluchowi (a potem uczniowi) nie odbierze. Choćby lekcje były nie wiem jak nudne. Jako mama i pedagog, czerpię z tego nurtu garściami, choć nie jestem radykalną zwolenniczką. To jest właśnie piękne w macierzyństwie – nie muszę się opowiadać po żadnej stronie, ale mogę sięgać po to, co akurat u mnie się sprawdza i przydaje. Tak w praktyce, kiedy spędzam czas z dzieckiem. Sprawdź, czy tobie też coś w tej myśli pedagogicznej odpowiada.

Kilka słów o Marii Montessori

Maria Montessori była Włoszką. Bardzo zdolną już od maleńkości. Poszła w kierunku matematyki i została lekarką. Mimo, że żyła dawno temu, to powiem ci, że miała wiele wspólnego ze współczesnymi rodzicami. Co? Nie podobała jej się autorytarna szkoła z końca XIX i początku XX wieku. Nie jej jednej. Zamiast siedzieć i narzekać, zaproponowała coś od siebie. Nie przegap kolejnego artykułu. Zapisz się na newsletter »

Metoda, którą stworzyła, dedykowana była dzieciom upośledzonym, bo pracowała jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym. Jak wiele prostych i rewolucyjnych pomysłów w edukacji (pamiętasz pewnie, jak pisałam o czytaniu globalnym), to też z początku była metoda dla dzieci z różnymi dysfunkcjami. Szybko okazało się, że rewelacyjnie sprawdza się w edukacji wszystkich dzieci i w różnym wieku.

Chwilę zastanawiałam się, jak opowiedzieć o tej metodzie, nie przynudzając, a zwracając twoją rodzicielską uwagę, na najciekawsze elementy. Wybrałam kilka najważniejszych. Opowiem krótko, a ty zdecyduj, czy zabawy w duchu Montessori, spodobają się twojemu dziecku.

Samodzielna i niekontrolowana praca

Widzisz w wyobraźni taką szkołę lub przedszkole, gdzie grupa dzieci nie ma nad sobą, zerkającego przez ramię nauczyciela? Albo dajesz dziecku jakiś przedmiotem i niech pracuje? Brzmi dziwnie? Tylko do momentu, aż zrozumie się podstawową ideę: każde dziecko potrafi samodzielnie wykrzesać z siebie potencjał twórczy i poznawczy. Wystarczy… nie przeszkadzać.

Nie do końca chodzi o pozostawienie dziecka samemu sobie. Chodzi o nieprzeszkadzanie w poznawaniu świata własnymi drogami. M. Montessori doszła do wniosku, że każde dziecko poznaje świat w swoim tempie, a przyspieszanie czegokolwiek, jest krzywdzące. I niepotrzebne.

Kiedy więc rozmawiacie na jakiś temat lub dajesz przedmiot do zabawy, nie narzucasz się od razu z garścią informacji – co się z tym robi. Pozwalasz na samodzielne dociekanie, badanie. Nawet jeśli z dorosłego punktu widzenia, jest to bez sensu i niezgodnie z instrukcją.

Jeśli tak działasz, to właściwie nieświadomie stosujesz się do kolejnej, montessoriańskiej zasady, która mówi o tym, że wszystkie indywidualne sposoby podejścia do zagadnienia, są mile widziane i zawsze na miejscu. W takim przypadku nie ma mowy (i stresu) o tym żeby dziecko w trakcie edukacji popełniło błąd. Bo czym jest błąd, jeśli wszystkie metody poznawcze (mówię rzecz jasna, o poznawaniu w normach bezpieczeństwa) są dozwolone?

Respektowania indywidualnego tempa nauczania

Kiedy jesteś w dzieckiem w domu, to jest bardzo realne do osiągnięcia. Ten postulat edukacyjny spodoba się pewnie rodzicom, którzy mają dosyć mierzenia, ważenia, liczenia i sprawdzania, kiedy powinien pojawić się pierwszy ząbek, kiedy pierwsze słowo, kiedy znajomość liter i bezproblemowe przesypianie nocy bez pieluchy. Coraz więcej jest właśnie takich rodziców. Zmęczonych dopasowywaniem do norm.

Tu nie ma norm, bo nie ma idealnego wyznacznika. W grupach montessoriańskich (które np. w Danii są bardzo popularne) uczą się dzieci z dwóch lub trzech roczników. Uczą się w swoim tempie i od siebie. 2-3 letnie widełki na opanowanie pewnych umiejętności przez dziecko, często są w naszym systemie edukacji po prostu niewyobrażalne. Jednak właśnie tu wielka jest rola rodzica, który utwierdza malucha w przekonaniu, że ma czas.

Chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie mówię o usprawiedliwianiu zaniedbania dziecka w pewnych dziedzinach, bo ma jeszcze na to czas. Nie mówię o wyręczaniu, bo jeszcze nie jest gotowe. Mówię o byciu uważnym rodzicem, obserwującym rozwój i potrzeby dziecka.

We współczesnym świecie, taka postawa, wymaga naprawdę wielkiego hartu ducha. Bo jesteśmy zarzucani tym, co dziecko powinno umieć i kiedy. O wyścigu szczurów nie wspomnę. Żaden wyścig nie jest w montessoriańskim stylu. Powolny spacer – tak. I właściwie, ma to bardzo wiele sensu.

Sama powiedz, ile ciekawych rzeczy można dostrzec, dotknąć i poobserwować, podczas spokojnego spaceru? I wcale się nie zmęczyć przy tym poznawaniu. A ile można przeoczyć podczas szaleńczego wyścigu, dobiegając do mety z wywieszonym językiem?

Wychowanie kosmiczne

Tak, dokładnie tak to się nazywa. Chodzi o wychowanie w szacunku do świata i przyrody. Brzmi banalnie, prawda? Może jednak tylko z pozoru. Warto się zastanowić, czy my – jako dorośli – pokazujemy dziecku, co to znaczy „z szacunkiem do…”?

Pozostawiam to do rozważenia każdemu rodzicowi i już słyszę, że:

Skoro teściowa się do mnie źle odzywa, to ja do niej tak samo.
Szef jest gburem, to dlaczego ja mam być inna?
To tylko liście, niech sobie dziecko zerwie, jeśli chce się pobawić
.

Trudno polemizować z każdym takim argumentem. W tym wypadku rozumiem pedagogikę montessoriańską, jako sposób na życie i rozumienie własnych emocji. Inaczej mówiąc – staram się traktować innych (i świat) tak, jak sama chciałabym być traktowana. To chcę pokazać dziecku w tym kosmicznym wychowaniu. Nie interesuje mnie odpłacanie pięknym za nadobne.

Zerwanie kwiatka, niby nie jest przestępstwem i jednocześnie jest sposobem na poznawanie świata. Jednak, jeśli ten kwiat rośnie w czyimś ogródku, to już inna sprawa. Albo w miejscu publicznym, gdzie cieszy oko wielu osób.

Wtedy mówię do dziecka: Traktuj czyjś ogródek tak, jak chciałabyś żeby ktoś traktował twój. Czasem jedno pytanie: Czy mogę?, załatwia całą sytuację. I to wcale nie jest tak, że dziecko chce, a dziecku się nie odmawia. Jeśli dziecko traktuje coś lub kogoś bez szacunku, to oczywiście, że dziecku się odmawia.

Rytm

Maria Montessori założyła, że maluch buduje zaufanie do ciebie i świata oraz własne poczucie bezpieczeństwa, na rytmie. Nie chodzi o rytmiczne wyklaskiwanie rozmów, ale o pewien zauważalny w przyrodzie i codzienności rytm. Po nocy następuje dzień, po wiośnie – lato, po zachodzie – wschód, po przypływie – odpływ, godzina po godzinie, potem doba, tydzień, rok itd.

Rytm jest stałą częścią życia, którą oczywiście cywilizacja skutecznie zaburzyła, a już na pewno nieco przesłoniła bardzo widoczne elementy (choćby w przyrodzie). Jednak, nie trzeba być genialnym pedagogiem, żeby wciąż umieć dostrzec go w codziennym życiu. Wystarczy chcieć.

Ten budujący poczucie bezpieczeństwa rytm, to też codzienność dziecka. Niezmienne, stałe elementy dnia, których maluch może być pewien. To jest jedna z cudownych, prostych zasad, którymi powinni kierować się wszyscy rodzice małych dzieci. Zbuduj rytm i się go trzymaj. Bo maluchy bardzo tego potrzebują, choć nie potrafią poprosić lub powiedzieć. Czasem się nawet buntują, ale ty wiesz, że rytm jest ważny.

Bywa, że w trakcie konsultacji pedagogicznych z rodzicami, dochodzimy do wniosku, że ogromne problemy związane z zachowaniem dziecka, czasem wynikają z zaburzonego rytmu. Czegoś, na co dorośli nie zwracają uwagi, bo nie jest im to jakoś bardzo potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. A dzieciom – owszem. Rytm jest niezbędny: posiłek o stałej porze, spacer, wspólna bajka, czytanie, drzemka, wieczorne przytulasy i rytuał zasypiania. To jest rytm, według którego pragnie żyć dziecko. Tego potrzebuje.

Natura jest placem zabaw

Rytm znajdziesz też w naturze, ale nie tylko to. Założeniem M. Montessori było pokazanie dziecku, że można się bawić tym, co dostarcza natura. Ona nie dostarcza iPadów, komórek, hałaśliwych zabawek i sterty plastiku. To wymyślił człowiek.

Wiem, że ten aspekt edukacyjny, często się rodzicom nie podoba. Bo my lubimy te wszystkie kolorowe, czasem plastikowe, zabawki. Jeśli nie czujesz się komfortowo otaczając dziecko tylko tymi naturalnymi, to naprawdę w porządku. Ja też nie przepadam za ślepym podążaniem za tym pomysłem. Lubię nowoczesne technologie i testowanie gadżetów oraz nowinek dla dzieci. Trudno dociekać, co by na to powiedziała Maria Montessori, bo nie miała szansy ich poznać.

Zainteresowanie nowoczesnością, wcale nie stoi w sprzeczności pokazywaniem dziecku, jak można poznawać naturę. Możecie tworzyć zabawki z kamieni, patyków, papieru, szmatek, suchych gałązek i wszelkich naturalnych elementów. To jest taki nieograniczony, niekończący się market, gdzie zabawki – często dosłownie – leżą na ziemi.

Maria Montessori wymyśliła dla dzieci, z którymi pracowała, specjalne zabawki inspirowane naturą. Chcąc być w zgodzie z tym duchem, proponuj dziecku np. te drewniane i dobrej jakości. Oczywiście, da się dzisiaj kupić także konkretne zabawki montessoriańskie, wykorzystywane np. w placówkach przedszkolnych. Wiele z nich możesz wykonać samodzielnie. Chodzi o zaciekawienie malucha różnymi naturalnymi materiałami, fakturami, wielkością, ciężarem itd. Działają na zmysły i nie kierują do sztucznego świata z reklam w TV.

Potencjał rozwojowy

Potencjał sam się nie rozwinie. Ma szansę na rozwój w odpowiednich warunkach i w odpowiednim momencie. To już wiesz. M. Montessori wskazała trzy ważne etapy, które przeżywa dziecko, prawdziwie doświadczające i wrażliwe na poznawanie świata. Właśnie je należy obserwować, proponując zabawy i aktywności.

  • Absorbujący Duch – maluch od urodzenia jest zainteresowany otaczającym światem. Siłą rzeczy, w pierwszych miesiącach i latach, tym z najbliższego otoczenia (dlatego czasem można usłyszeć Meblowe Dziecko, czyli sięgające po to, co jest na wyciągnięcie ręki).
  • Wrażliwe Fazy – to właśnie te momenty zwiększonego zainteresowania daną rzeczą lub tematem. Zwróć uwagę na sześć obszarów, które są w kręgu zainteresowań dziecka: ruch, porządek, zmysły, wrażliwość na szczegóły, życie społeczne, język. Pewnie zauważyłaś, że są zgodne z rozwojem malucha.
  • Polaryzacja Uwagi (Fenomen Montessori) czyli ten konkretny moment, w którym dziecko przeżywa daną fazę i jak gąbka chłonie wiedzę w konkretnym temacie np. chodzenie, mówienie, siadanie itd. Jeśli coś dzieje się za szybko lub za wolno (niezgodnie z naturalną potrzebą), można ten moment przegapić lub zepsuć.

 

 

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.
Tytuł
Maria Montessori