Z głową pod dywanem to opowieść o dziecięcej przyjaźni, a nawet czymś więcej. Głównymi bohaterami są Hania i Bulbes. Chłopiec tak naprawdę ma na imię Olaf, ale nikt go tak nie nazywa.
W klasie ta dwójka uznawana jest za „parę”, bo kiedyś Hania dała Blubesowi połowę papierka od cukierka. Lubią się bardzo i nie ukrywają sympatii przed światem.
Akcja dotyczy „bycia sobą”, bycia szczerym, lojalnym i odważnym cywilnie. Jest też o kłótni i wrażliwości. Dużo się tu dzieje.
Wszystko zaczyna się od tego, że Blubes mówi głośno w klasie, że w przyszłości chce być kucharzem. Dzieci śmieją się z niego, bo jakoś im chłopak do kucharza nie pasuje.
Hani nie wystarcza odwagi, żeby powiedzieć o swoim prawdziwym marzeniu. Tak naprawdę chce badać gwiazdy, interesuje się astronomią. Głośno jednak mówi, że chce być aktorką, bo tak większość dziewcząt odpowiada i nikt się z tego nie śmieje. A z tej astronomki to by się pewnie śmiali.
Do tego jeszcze Hania też żartuje z Blubesa, żeby przypodobać się reszcie klasy. I co? I Blubes się obraża, przyjaźń wisi na włosku. Wszystkim jest przykro i to zwyczajnie boli. Wszystkich, nie tylko Olafa.
Książka dla nieśmiałych
Taka książka przyda się dzieciom nieśmiałym, tym, które chcą się przypodobać innym, nie zwracając uwagi na to, co naprawdę jest ważne dla nich i najbliższych.
Ale to też opowieść o tym, że każdy ma prawo zbłądzić, nie trzeba się obrażać do końca świata. Czasem po protu coś się nam wyrwie, a potem żałujemy tej wypowiedzi. Można się kłócić, tak czasami bywa w przyjaźni. A szczerość wcale nie przychodzi każdemu łatwo. Bycie szczerym wobec siebie, a także wobec innych, to bardzo trudna sprawa. Tak samo jak przyjaźń.
Autorka Anna Onichimowska Ilustracje Ola Woldańska-Płocińska Wydawnictwo Ezop Spodoba się dzieciom w wieku 6-9 lat. Książka zdobyła wyróżnienie literackie w konkursie „Książka roku 2016” Polskiej Sekcji IBBY.
Moje opowieści są ścieżką dźwiękową z recenzji filmowych, dlatego czasami mówię o oglądaniu ilustracji. Słychać też szelest przewracanych kartek, bo to się często dzieje na żywo. Nie każdy jednak może (lub chce) oglądać, niektórzy wolą posłuchać. I bardzo mnie to cieszy!
Buziak? Nie!To prosta i mądra książka dla dzieci, z której mały czytelnik dowie się, jak sobie poradzić w sytuacji, kiedy nie ma się ochoty na buziaki ze strony dalszych krewnych, a oni nie przyjmują do wiadomości jego sprzeciwu.
Tym razem poznajemy Leosia i jego rodzinę. Chłopiec lubi swoją rodzinę i nie ma nic przeciwko spotkaniom rodzinnym, ale nie lubi nieproszonych buziaków. Rodzina z kolei: babcia bez sztucznej szczęki, mocno wyszminkowana ciocia czy wujek z nieprzyjemnie kłującą brodą, przepadają za takim okazywaniem uczuć. I co teraz?
Daj cioci buziaka!
Nieproszone buziaki to te, o które się nie prosi, a się je dostaje. Większość z nas pewnie kojarzy sytuacje, kiedy babcia, dziadek lub dawno niewidziana ciocia, postanawiają obdarować nas na powitanie, pożegnanie lub tak po prostu, z serca, serią niechcianych buziaków i uścisków.
Leoś ma ten sam problem. Nie chce tych buziaków. Ma jednak sprytne rodzeństwo, które podpowiedziało mu, jak POKAZAĆ stanowcze „nie”, kiedy dorośli ignorują zwykły komunikat.
Buziak? Oczywiście, że nie!
Dzieci, które nie miały okazji ćwiczyć mówienia nie, będą wiedziały, że dzieje się coś złego, ale nie zaprotestują. Pewnie nawet nie będą wzywać pomocy, ze strachu, z nerwów, z poczucia, że nie wolno się sprzeciwiać dorosłym. I nie jest to sprawa obecnych czasów. Takie sytuacje zdarzały się zawsze, tylko nie zawsze dzieci potrafiły powiedzieć „nie”.
Dlatego takie książki dla dzieci, są bardzo potrzebne. Zwłaszcza, że tutaj nauka asertywności odbywa się w sposób naturalny, podczas czytania zabawnej opowiastki. Dla dziecka to będzie powód do uśmiechu. Mam jednak nadzieję, że dla dorosłych będzie to też okazją składniąjącą do refleksji o tym, że samo dziecięce „nie”, to za mało. Edukować trzeba również krewnych i znajomych.
I tu ukłon w stronę wydawnictwa, które podziwiam za odwagę w promowaniu książek idących krok dalej niż tylko to co „na czasie” i powszechnie już wiadome. Od dawna wiemy, że dzieci mają prawo być asertywne, jednak teraz pokazujemy im coś więcej. Jeśli twoje „nie” nie działa, zawalcz o to. Pokaż dorosłym, dlaczego się nie zgadzasz i jak to jest miło dostawać nieproszone buziaki.
Niegrzeczne czy asertywne dziecko?
Za moich czasów nie było takiej możliwości, nikt mi nie mówił, że mogę powiedzieć „nie” na takie buziaki. Dzisiaj jest inaczej?
Tak, dzisiaj jest inaczej, bo rodzice dają dzieciom przyzwolenie na głośne i asertywne „nie” w sprawie niechcianych buziaków. I Leon o tym doskonale wie. Tylko ze zdziwieniem zauważa, że jego „nie”, po prostu nie działa.
Mówi głośno i wyraźnie dorosłym, że nie chce buziaków i co? I nic, babcia Emilia , ciocia Kasia i wujek Karol, nie bardzo się przejmują tym dziecięcym „nie”.
Dziecięca asertywność to dla wielu dorosłych trudny temat. Pokolenia przyzwyczajone do wymagania bezwzględnego posłuszeństwa dziecka nie mogą zrozumieć, jak można pozwolić dzieciom na takie wybryki. Niektórzy mylą asertywność z byciem nieuprzejmym czy wręcz aroganckim. I nie mają hamulców, żeby informować dzieci i rodziców o swoich przemyśleniach.
Rodzice asertywnego dziecka często mają pod górkę, bo nasłuchają się o tym, jakie to rozpieszczone, jak wchodzi na głowę, niewychowane po prostu. Z jednej strony rozumiem to oburzenie niektórych dorosłych, bo kiedyś naprawdę tak poważne sprawy jak niewybredne żarty pod adresem dzieci, wyśmiewanie czy właśnie całowanie na siłę, nie były właściwie zauważane. To było na porządku dziennym.
Czasy się zmieniły, dzisiaj kładziemy większy nacisk na budowanie poczucia bezpieczeństwa dzieci i umiejętność zareagowania, kiedy są stawiane w sytuacji „buziaka na siłę”.
Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że ćwiczenie tej odmowy w bezpiecznych warunkach (rodzinnych, domowych) jest podstawą do tego, jak kiedyś w przyszłości nasze dzieci poradzą sobie z mówieniem „nie” np. namawiane przez kolegów na jakieś głupie pomysły czy w niedwuznacznej sytuacji z dorosłym.
Nie mam wątpliwości, że to dzisiejsze, uznawane za niegrzeczne „nie”, może kiedyś komuś uratować życie. Bez przyzwolenia na mówienie „nie” dorosłym wychowujemy dzieci przekonane, że z dorosłymi trzeba się zawsze zgadzać i robić co mówią. Nietrudno sobie wyobrazić, co się stanie, kiedy takiemu właśnie zawsze przytakującemu dziecku, jakiś wujek w sytuacji intymnej powie: Daj buziaka! Ale tam w pokoju, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Nasz bohater wpada na bardzo sprytny pomysł pokazania dorosłym, jak to jest, kiedy dostaje się niechciane buziaki. Kiedy te buziaki dostaje się w niekomfortowej sytuacji, mimo protestów, one są „Fe!” i dokładnie takie powinny być. Weź sprawy w swoje ręce i zamień słowa w działanie.
Czasami trzeba sztuczki, żeby dorośli zrozumieli dziecięce „nie”. I bardzo podoba mi się pomysł Leosia na rozwiązanie tej sytuacji. Wszyscy będziemy się z tego śmiać, choć dla mnie sam wydźwięk tej historyjki jest bardzo poważny.
Uczymy nasze dzieci mówienia „nie” i to jest w porządku. Idźmy jednak krok dalej i pokażmy, że szanujmy to dziecięce „nie”, bo inaczej wszystko pozostanie na poziomie ładnej teorii: Tak, moje dziecko wie, że może zaprotestować.
Co z tego, kiedy dziecko po kilku próbach dowie się, że te protesty na nic się nie zdadzą, bo dorośli je ignorują lub nazywają niegrzecznym zachowaniem. Wniosek? Edukacja w tej sprawie przyda się także dorosłym. A dzieci bez naszego (rodzicielskiego) wsparcia w ćwiczeniu asertywności, nie mają szansy wygrać z szantażem emocjonalnym ze strony dorosłych: Nie kochasz cioci?
Nie dajmy się zwariować. Miłość i przywiązanie do cioci można pokazać inaczej. Tego nauczmy nasze dzieci (i ciocie).
Autorka Barbara Rose Ilustracje Volker Fredrich Wydawnictwo Sam Najbardziej spodoba się dzieciom w wieku 3 +
Co cię martwi? To już druga książka dla dzieci autorstwa Molly Potter, dzięki której dzieci mogą się dowiedzieć, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach.
Autorka konsekwentnie tłumaczy najmłodszym sprawy związane z emocjami, ale nie na zasadzie ich opisywania. Raczej – jako naukowczyni z zawodu – na zasadzie rozkładania na czynniki pierwsze konkretnych przypadków.
Jest to trochę taka instrukcja obsługi zdarzeń, co jest znakomitym pomysłem. Na jednej stronie przykład, z informacją, co możesz czuć w danej sytuacji np. kiedy ktoś cię zaczepia. Co ważne, nie jest to jedna emocja, bo ludzie przecież rzadko czują tylko jedną emocję.
Zazwyczaj jest to mieszkanka, wprawiająca w konsternację. Im więcej informacji na temat tych wszystkich emocji, tym lepiej dla małego czytelnika.
O emocjach opowiedziałam sporo gościnnie w podkaście Piotra Zagórowskiego Tato na Wyspach. Wspólnie opracowaliśmy cykl pt. Przewodnik po emocjach.
Druga strona każdego rozdziału to podpowiedzi, co można zrobić w trudnej sytuacji. Jakie podjąć działania, kiedy ktoś cię zaczepia. Cztery pomysły na bazie których można rozmawiać z dzieckiem o jego przemyśleniach w danej sprawie.
Więcej na temat samej książki opowiedziałam w recenzji filmowej. Poniżej zostawiam jeszcze zdjęcia i spis treści, żeby było wiadomo, jak konkretnie wygląda każda sytuacja.
Na końcu książki znajdują się dodatki w postaci słowniczka emocji, również z konkretnymi przykładami. Jest też przewodnik dla rodziców, właśnie o tym, jak rozmawiać z dziećmi o trudnych sytuacjach i zmartwieniach.
Autorka Molly Potter
Ilustracje Sarah Jennings
Wydawnictwo Tadam Spodoba się dzieciom w wieku 4-8 lat.
Wtedy razem zaglądamy do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu, zapisując się na Newsletter Tylko dla Mam >>
Weź pod uwagę, że podczas opowiadania o książce, podaję niektóre szczegóły akcji. Jest więc mały spoiler. Nie oglądaj, jeśli nie chcesz wiedzieć, co się przytrafi głównym bohaterom.
Moje opowieści są ścieżką dźwiękową z recenzji filmowych, dlatego czasami mówię o oglądaniu ilustracji. Słychać też szelest przewracanych kartek, bo to się często dzieje na żywo. Nie każdy jednak może (lub chce) oglądać, niektórzy wolą posłuchać. I bardzo mnie to cieszy!
Baśń o dębowym sercu to wzruszająca książka dla dzieci, w której mały chłopiec pokonuje złego czarnoksiężnika i ratuje wioskę przed suszą i głodem. Jednak sam przekaz, to coś więcej, niż tylko opowieść o odwadze.
Wiele razy czytałam tę baśń podczas rodzinnych spotkań z dziećmi w różnym wieku. Zasłuchane były pięciolatki, sześciolatki, siedmiolatki, moja dziesięciolatka również. Najbardziej mnie jednak urzekł komentarz babci: „Dziś się już takich baśni nie pisze”. Moim zdaniem, to najpiękniejsza rekomendacja.
Nie wiem, dlaczego dziś już się takich baśni nie pisze, wiem natomiast, dlaczego wiele osób odchodzi od ich czytania. Pisałam o tym w artykule pt. Staję w obronie baśni >>
Wszystkich obawiających się, że będzie zbyt groźnie, brutalnie, dosłownie, uspokajam. To pięknie płynąca historia o przyjaźni, pokonywaniu lęku, działaniu dla dobra natury i społeczności, w której się żyje. O przywiązaniu do miejsca, w którym się dorasta. O szacunku dla świata.
Nie będę oczywiście zdradzać wszystkiego, ale odrobinę nakreślę fabułę, żeby było wiadomo, czego dotyczy przygoda. Głównym bohaterem jest kilkuletni Antek. Mieszkaniec wioski, której zły czarodziej odebrał urodzaj. Susza niszczy plony, a dąb, czuwający od wieków nad wioską i jej mieszkańcami, powoli umiera.
Ten dąb, kiedyś był pięknym, dobrym drzewem. Dzisiaj mieszkańcy boją się do niego podchodzić. Jednak Antek, w obliczu utraty ukochanego miejsca zamieszkania, przełamuje strach i rozmawia z drzewem. Dowiaduje się, że zostało bardzo skrzywdzone przez ludzi i czarodzieja, który ukradł jego serce.
Antek nie jest ani największy, ani najsilniejszym mieszkańcem wioski, ale znajduje w sobie dowagę, by odzyskać serce dębu. Po to, żeby pomóc umierającemu drzewu, mieszkańcom wioski i uwolnić świat od złego czarnoksiężnika.
I tak ta baśń płynie. Wartko, ciekawie, pięknie i czuć, że niesie ważne przesłanie. O poznawaniu siebie, o wątpliwościach związanych z brawurowymi decyzjami, o poczuciu, że strach nie powinien przesłonić ważnych rzeczy, ani chciwość nie powinna ich przesłaniać. Jest o tym, że warto się wysilić dla dobra innych. I oczywiście o tym, że dobre serce zawsze pokona złe.
Współczesna baśń
Współczesnego sznytu nadaje jej mocno podkreślone przesłanie, zawarte w ostatnim zdaniu książki: „Kto niszczy przyrodę, niszczy samego siebie!”. Mocno się to wpisuje w moją misje pokazywania dzisiejszym dzieciom książek uwrażliwiających na przyrodę.
Może to jest nowa funkcja baśni? Kiedyś miały przestrzegać dzieci przed chodzeniem do lasu, rozmawianiem z obcymi czy oddalaniem się do rodziców. Dzisiaj potrzeby są nieco inne, dlatego stare baśnie niektórych przerażają, nie są rozumiane we współczesnym świecie.
Dzisiaj jednak potrzebujemy baśni pokazujących dzieciom, że jesteśmy częścią przyrody, której należy się szacunek. Czasem ochroną przyrody wymaga odwagi, innym razem wyrzeczeń, jeszcze innym współpracy wielu osób lub po prostu wrażliwości. Oby więcej takich mądrych baśni pojawiło się w dziecięcych biblioteczkach.
Autor Artur Jasiński Ilustracje Paweł Kasperek Wydawnictwo Psychoskok Dla dzieci w wieku 4-8 lat.
Wtedy razem możemy zajrzeć do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu, zapisując się na Newsletter Tylko dla Mam >>
Weź pod uwagę, że podczas opowiadania o książce, podaję niektóre szczegóły akcji. Jest więc mały spoiler. Nie oglądaj, jeśli nie chcesz wiedzieć, co się przytrafi głównym bohaterom.
Artur Jasiński
Choć Baśń o dębowym sercu powstała bardzo szybko, to długo dojrzewałem, zanim usiadłem do pisania. Na co dzień zajmuję się muzyką. Jestem perkusistą i autorem tekstów piosenek. To właśnie kilkuletnie doświadczenie w pisaniu słów, dało mi nadzieję, że będę potrafił stworzyć coś wartościowego dla dzieci.
Dlaczego właśnie literatura dziecięca? Przyszło to bardzo naturalnie. Mam dwoje dzieci i zapragnąłem dla nich coś napisać. Czytając im różne książeczki zrozumiałem, że na rynku brakuje opowieści pełnych magii i przygód. Chciałem napisać opowiadanie, które będzie bawiło, wzruszało i niosło za sobą mądre przesłanie.
Sam jestem fanem baśni i gatunku fantasy, czemu zawdzięczam efekt mojej pracy. Pisanie pochłonęło mnie tak bardzo, że rękopis powstał w ciągu pięciu dni. Efekt był dla mnie na tyle zadowalający, że postanowiłem poszukać wydawnictwa, które zechce wydać moją książkę. Nie było to łatwe bo wydawnictwa raczej stronią od debiutantów. Na szczęście się udało i dzisiaj z największą radością mogę zachęcić Państwa do czytania Baśni o dębowym sercu.
Moje opowieści są ścieżką dźwiękową z recenzji filmowych, dlatego czasami mówię o oglądaniu ilustracji. Słychać też szelest przewracanych kartek, bo to się często dzieje na żywo. Nie każdy jednak może (lub chce) oglądać, niektórzy wolą posłuchać. I bardzo mnie to cieszy!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Bardzo lubię pokazywać na blogu Tylko dla Mam książki dla dzieci, w których ważne tematy podawane są w wyjątkowej formie. Do tej opowieści wybrałam trzy niezwykłe książki.
Bajka o włosie Patryku, w której poruszony zostanie temat starzenia się, przemijania i przywiązania do najbliższych. A niech to gęś kopnie – tu z kolei tłem bardzo zabawnej akcji, jest depresja. Bajka o starej babci i molu Zbyszku, w której poruszony zostanie temat samotności, starości, w końcu nietypwoej przyjaźni.
Wtedy razem możemy zajrzeć do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu, zapisując się na Newsletter Tylko dla Mam >>
Weź pod uwagę, że podczas opowiadania o książce, podaję niektóre szczegóły akcji. Jest więc mały spoiler. Nie oglądaj, jeśli nie chcesz wiedzieć, co się przytrafi głównym bohaterom.
Moje opowieści są ścieżką dźwiękową z recenzji filmowych, dlatego czasami mówię o oglądaniu ilustracji. Słychać też szelest przewracanych kartek, bo to się często dzieje na żywo. Nie każdy jednak może (lub chce) oglądać, niektórzy wolą posłuchać. I bardzo mnie to cieszy!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Być może tytuł związany z zarządzaniem marzeniami, wyda się niektórym kontrowersyjny. Sama kilka razy miałam w rękach te książki i zastanawiałam się nad nim. Kiedy jednak wgryziemy się w motywację autora, jego energię i postawę życiową, wszystko układa się w pasującą całość.
Małymi krokami do celu
Czy nie lepiej umieć zarządzać marzeniami, co oznacza po prostu ćwiczenie przydanych w życiu umiejętności, niż po prostu je mieć? Mieć marzenia to fajna sprawa, ale chyba większą satysfakcję daje ich spełnianie?
Zakładam, że jeśli o czymś marzymy, jesteśmy gotowi wiele poświęcić lub (bez poświęcania) włożyć wiele pracy i energi w realizację planu.
Chciałabym, żeby ktoś w moim dzieciństwie pokazał mi kilka narzędzi, dzięki którym potrafiłabym się lepiej zorganizować, mniej narzekać, skupiać się na frajdzie z dazenia do marzenia. małymi krokami. O tym są te dwie książki.
Znajdziemy w nich cała masę narzędzi, dzięki którym realizacja marzeń będzie możliwa. Są wiersze (po polsku i angielsku), są wskazówki dla rodziców, są zabawy, są tabelki. Wszystko ze szczegółami pokazuję filmowo.
Autor Michał Zawadka Ilustracje Anita Graboś Wydawnictwo Mind&Dream Spodoba się dzieciom w wieku 6-9 lat.
Wtedy razem możemy zajrzeć do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu, zapisując się na Newsletter Tylko dla Mam >>
Weź pod uwagę, że podczas opowiadania o książce, podaję niektóre szczegóły akcji. Jest więc mały spoiler. Nie oglądaj, jeśli nie chcesz wiedzieć, co się przytrafi głównym bohaterom.
Moje opowieści są ścieżką dźwiękową z recenzji filmowych, dlatego czasami mówię o oglądaniu ilustracji. Słychać też szelest przewracanych kartek, bo to się często dzieje na żywo. Nie każdy jednak może (lub chce) oglądać, niektórzy wolą posłuchać. I bardzo mnie to cieszy!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Kto ukradł jutro? To dwie książki spięte w jedną całość. Są historią opowiedzianą przez dwie osoby. Mamę dziecka z autyzmem i pięcioletniego Leona. Nigdy nie spotkałam się z takim wspaniałym zabiegiem, gdzie książka dla dorosłych i książka dla dzieci stanowią uzupełniającą się całość. Gdy się nad tym chwilę zastanowić, są całością.
Dokładnie tak, jak pewnego rodzaju całością, jest świat każdej mamy i każdego dziecka. Jedno bez drugiego może funkcjonować, ale dopiero razem ten ich wspólny świat jest… pełny.
Obie książki mają ten sam tytuł, obie mają podobną szatę graficzną i cudowne ilustracje. Jedna jest dedykowana dorosłym, druga dzieciom. Pierwszą opowiada mama Leona, drugą autystyczny Leon.
Na ulotkach o dzieciach autystycznych, znajdziemy bardzo ogólnikowe informacje o tym, że dzieci te żyją w jakimś własnym świecie, zamknięte i już. Problem polega na tym, że nie ma żadnego innego świata. Dzieci autystyczne żyją w naszym świecie, obok nas, razem z nami. Tylko widzą go inaczej.
Jest im trudniej, a nam ciężko zrozumieć, na czym ta trudność polega. Przytoczę więc słowa pewnej mamy, która próbowała wyjaśnić światu, jak czuje się dziecko autystyczne.
Wyobraź sobie, że idziesz do supermarketu i masz zrobić zakupy. Na oczach masz okulary rozmazujące widzenie, rzucające dziwne plamki. W uszach słuchawki, z głośno ustawionymi dźwiękami rozregulowanego radia. Do tego czujesz każdy zapach dziesięć razy mocniej niż inni. Wszystko czujesz dziesięć, a nawet tysiąc razy mocniej. Masz na sobie gryzące ubrania, tak na całym ciele. A na dłoniach narciarskie rękawiczki. Zrób zakupy, uśmiechaj się, bądź uprzejmy i zachowuj się „zgodnie z normami”. Powodzenia.
Wyobrazić sobie, co czuje dziecko z autyzmem to jedno. Samo wyobrażanie sobie, oczywiście nie znaczy, że wiemy, co czuje prawdziwy człowiek z krwi i kości. Ale jak już tak sobie wyobrażamy, to wyobraźmy sobie, że tego swetra, słuchawek i rękawiczek, nie da się zdjąć. Nigdy.
Może więc zamiast wmawiać sobie, że autystyczne dzieci żyją gdzieś tam, w swoim fajnym, innym świcie, a my się czujemy dobrze, bo ich akceptujemy… może jednak spróbujmy poprzekładać sobie klocki w głowie. Postarać się bardziej.
Pomaga zrozumieć rodziców dzieci niepełnosprawnych, nie tylko autystycznych.
Wyjaśnia, jak zachowywać się widząc osoby niepełnosprawne dzieci.
Uczy, jak zrozumieć niepełnosprawność, której często nie widać na pierwszy rzut oka.
Pokazuje perspektywę rodziców, którzy często nie chcą widzieć, że dziecko ma problem. Wolą niedostępność emocjonalną lub zarzucenie dodatkowymi zajęciami.
Demaskuje obraz pozornej pomocy, pozornego wspierania przed dobre rady i komentarze, które bardziej bolą niż pomagają.
Uczy empatii na konkretach, bez ogólników i niedomówień.
Autorka Olga Ptak Ilustracje Dominika Czerniak-Chojnacka Wydawnictwo Albus Książka dla dorosłych i książka dla dzieci w wieku 5-18 lat.
Wtedy razem możemy zajrzeć do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu, zapisując się na Newsletter Tylko dla Mam >>
Moje opowieści są ścieżką dźwiękową z recenzji filmowych, dlatego czasami mówię o oglądaniu ilustracji. Słychać też szelest przewracanych kartek, bo to się często dzieje na żywo. Nie każdy jednak może (lub chce) oglądać, niektórzy wolą posłuchać. I bardzo mnie to cieszy!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
„Niedźwiedź i pianino” to książka dla dzieci, z której dowiemy się, że każde spełnione marzenie, ma swoją cenę. Spodoba się przedszkolakom, starsze dzieci natomiast, docenia jej uniwersalne przesłanie.
To prosta opowieść, choć przecież właśnie na te proste, chyba najtrudniej wpaść. Pewnego dnia, w samym środku lasu, niedźwiedź znajduje pianiono. Na początku nie wie, co to jest. Potem zaczyna grać. Potem gra jeszcze więcej, aż w końcu, po wielu ćwiczeniach, gra przepięknie.
Już tu maluchy dostają informację, że na początku wszystko jest trudne, idzie opornie, a czekanie na oklaski po pierwszej, czy drugiej próbie… jest trochę na wyrost. Choć przyznać trzeba, że współczesne maluchy, często dostają okalzki, zanim jeszcze zabiorą się za ćwiczenia.
Nasz bohater trafia do miasta, goniąc za swym marzeniem. I czuje rozdarcie, co jest kolejnym tematem do rozmów z dziećmi. Z jednej strony, ma to czego chciał – miasto, brawa i podziw publiczności. Z drugiej jednak, jego serce przepełnione jest tęsknota i niepokojem. Dlaczego? O tym opowiedziałam filmowo.
Wtedy razem możemy zajrzeć do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu, zapisując się na Newsletter>>
Weź pod uwagę, że podczas opowiadania o książce, podaję niektóre szczegóły akcji. Jest więc mały spoiler. Nie oglądaj, jeśli nie chcesz wiedzieć, co się przytrafi głównym bohaterom.