Lubię postanowienia noworoczne, choć czasami słyszę wypowiedzi ludzi, którzy uważają je za zbędne, a nawet dołujące – bo porywamy się z motyką na słońce.
Czasami faktycznie tak bywa. Są wielkie plany, które wydają się proste do zrealizowania pierwszego stycznia. Drugiego już trochę trudniejsze, a jakoś koło dziesiątego… odchodzą w zapomnienie. Naukowcy z University of Scranton dowiedli, że tylko 8% ludzi dotrzymuje takich postanowień.
Kilka lat temu odkryłam, że faktycznie te największe z największych planów raczej trudno spełnić. Być może dlatego, że trzeba nad nimi pracować dłużej niż rok? Za to bardzo przyjemnie stawiać sobie mniejsze cele. Na miarę własnych potrzeb, możliwości i przede wszystkim – chęci.
Ostatnio oglądałam wypowiedź psycholożki z Harvadru. To było nagranie z jakiejś konferencji. Opowiadała o badaniach dotyczących pewnej ważnej cechy/umiejętności, z którą niewielu się rodzi, a którą można zwyczajnie wypracować. Wyćwiczyć. Ta cecha ma wiele wspólnego z postanowieniami noworocznymi, ale przede wszystkim z dążeniem do osiągnięcia szczęścia, spełnienia.
Od czego to zależy?
Oczywiście dla każdego będzie ono czymś zupełnie innym. Nie chodzi o przejście przez całe życie „w skowronkach”, ale o pracowanie nad jego mniejszymi składowymi, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwi. I które zależą od nas.
Od razu powiem, że to szczęście w życiu (dookreślone w tych badaniach jako „radzenie sobie, poczucie satysfakcji i zadowolenie”) zależy od wytrwałości. Nie od ilorazu inteligencji, nie od zamożności, nie od kraju, w którym się człowiek rodzi, nie od płci, tylko od jednej, jedynej cechy, możliwej do wyćwiczenia – właśnie od wytrwałości.
Być może ciśnie ci się na usta: Ale jak to? Niemożliwe! Jeśli się nad tym chwilę zastanowić, właściwie ma to sens. Zwłaszcza, że obserwacji podczas tych badań poddano różne grupy wiekowe (od dzieci po starców), różne grupy społeczne, narodowości, we wszelkich możliwych konfiguracjach.
Ma to też wiele wspólnego z postanowieniami noworocznymi, które w teorii zawsze brzmią pięknie. W praktyce wyglądają różnie. Co by się jednak stało, gdyby do tej pięknej teorii i „zgrzytającej codzienności” dorzucić wytrwałość? Otóż, one (te pragnienia) zaczęłyby się spełniać. Nie same z siebie, bo to nie bajka, a tylko w bajkach „się samo spełnia”. Wytrwałość nierozerwalnie związana jest z ćwiczeniami, powtarzalnością, uporem i konkretnymi działaniami.
Nie mam czasu
Ostatnio spotkałam na spacerze (a przypominam, że mieszkam w Anglii i to akurat dla opowieści ma znaczenie) pewną polską mamę. Nasze dzieci chodzą razem na zajęcia dodatkowe, a mama pracuje w kuchni jednej z angielskich restauracji. Dowiedziałam się od niej, że nie mówi po angielsku choć mieszka tu już osiem lat. Jakoś nie miała okazji się nauczyć, a bardzo by chciała.
Nie wytrzymałam i zapytałam, dlaczego do tej pory nie nauczyła się języka? Jakoś tak się nie składało, bo zawsze sobie obiecywała „od kolejnego roku”, ale to trzeba chodzić na kurs, jakoś się wstydzi itd. Każdy ma swoje powody i argumenty, wiadomo.
Jakieś dwa dni potem wpadły mi w ręce kursy ESKK, a wśród nich Angielski dla początkujących. Każdy chyba raz w życiu słyszał o jakimś kursie proponowanym przez tę firmę, bo jest ich naprawdę wiele. Dobrze, mówiąc „wpadły mi w ręce” nie do końca mówię prawdę, bo raczej nic przypadkowo w moje ręce nie wpada. Wpadała na moją skrzynkę propozycja takiego kursu angielskiego dla początkujących. I od razu pomyślałam o tej mamie. Przecież to jest rozwiązanie dla niej. Tak powstał cykl artykułów o nauce angielskiego online.
I właściwie dzięki tej przypadkowej rozmowie postanowiłam sprawdzić czy pomysł w postaci kursu językowego dla początkujących jest pomysłem, z którego się ucieszy. Zanim jej go zaproponuję, sama go przerobię. A jeśli spełni wszystkie moje warunki i oczekiwania, podaruję jej taki sam. To jest moje postanowienie noworoczne – zmotywować tą mamę. A że ostatnio czuję, że mam wobec karmy ogromny dług wdzięczności do spłacenia, zabieram się za testowanie.
Dlaczego najpierw sama testuję?
Jest kilka powodów. Przede wszystkim jestem ciekawa, jak to działa. Zawsze byłam ciekawa jak działają takie kursy. Będę go testować razem z Karoliną, co nam obu bardzo się przyda i (już zupełnie dodatkowo) jest formą spędzenia wspólnie czasu.
Po drugie, chcę tej mamie sprawić przydatny prezent i zmotywować, a nie dać kurs, z którego nie skorzysta. Jeśli prezent ma się sprowadzać do poczucia winy, że dostała, a nadal nie ma czasu działać żeby się pouczyć, to cała akcja nie ma sensu. Chce żeby jej się udało.
Zresztą, w kontekście tego kursu, myślę też np. o mojej mamie, która przyjeżdża do nas często i również chętnie skorzystałaby z takiej formy nauki. Mam też na myśli Karolinę i kilka innych osób. Im dłużej to planuję, tym dłuższa lista zainteresowanych przychodzi mi do głowy. Ale najpierw sprawdzę sama, bo chcę wiedzieć, jak to w praktyce wygląda.
Tym sposobem rozpoczynam realizację kilkutygodniowego kursu, który nie dość, że mi się przyda do utrwalenia pewnych rzeczy, to jeszcze pozwoli sprawdzić, jak to właściwie jest i czy da się wytrwać w takim postanowieniu związanym z systematyczną nauką języka w domu. I nie ma co liczyć, że tym razem postanowienie „samo się spełni”, bo roboty z kursem jest całkiem sporo.
- 20 lekcji w specjalnie opracowanych zeszytach.
- Wszystko w zawodowym segregatorze, nic mi się nie miesza, nie myli, wszystko dokładnie opisane.
- Dźwięki do lekcji na płytach CD lub on-line.
- Kurs online dostępny na platformie w dowolnej porze.
- Audiobook z kursem do słuchania.
- Zadania domowe i kontakt z nauczycielem on-line zarówno w zeszytach ćwiczeń jak i on-line.
Tak się zastanawiałam (w ramach tego testowania, które potrwa do maja), czy mam szansę wytrwać? I ćwiczyć tę ważną cechę – wytrwałość? Powiem szczerze, że nie wiem jak mi pójdzie, ale liczę, że się uda, bo:
- mogę ćwiczyć gdzie chce i kiedy chcę,
- materiały mam też dostępne wersji on-line,
- ćwiczenia w zeszytach są naprawdę różnorodne,
- jestem samowystarczalna, nie potrzebuję nauczyciela, a to wiele ułatwia jeśli chodzi o organizację czasu i planowanie nauki,
- mogę przerabiać takie fragmenty na jakie mam czas i ochotę.
Co pomaga?
Jeśli jeszcze masz wątpliwości czy wytrwasz w swoich noworocznych (lub jakichkolwiek innych) postanowieniach, podrzucam kilka pomysłów do speca – Roya Baumeistera – który wymyślił określenie „mięsień silnej woli”. To on (mięsień, nie Roy) odpowiada za to, że nie sięgamy po słodycze na diecie i za to, że dotrzymujemy obietnic danych innym i sobie, choć czasem trudno się wywiązać. Każdy mięsień można trenować, ten też. I nie ma już wymówki, że „nie mam silnej woli”. Jeśli jej nie masz, to ją wytrenuj. To zalecenie psychologów. Chcesz wiedzieć co pomaga?
- Każdy trening umysłowy, wymagający wysiłku i dłuższego zastanowienia np. krzyżówki, sudoku itp.
- Trenowanie panowania nad emocjami np. nie śmiej się z żartu, nie przeklinaj za kierownicą jeśli często ci się zdarza, świadomie tym steruj (od czasu do czasu, nie trzeba tego robić non stop).
- Próbuj nowych rzeczy, czytaj coś innego niż zazwyczaj, jedz nowe potrawy, to zmusza mózg do zmiany utartych schematów działania i uaktywnia, otwierając na nowe doświadczenia.
- Wychodź poza strefę komfortu, to oznacza robienie nowych rzeczy, o których do tej pory myślałaś: Eeee to nie dla mnie, bo…
- Działaj świadomie, czyli unikaj okazji, które mogą cię „złamać” np. wizyta w kawiarni podczas diety: Tylko na kawkę, ale przecież takie tu mają fajne desery.
- Idź małymi krokami, bo te duże są trudne i męczące. Za to te małe dają realny obraz postępów. Powoli, ale do przodu.
Wspomniałam wcześniej, że artykuł powstał przy współpracy z ESKK, w ramach kampanii W wolnej chwili – angielski dla mamy. Szczegółów na temat tego konkretnego (mojego wyzwania) kursu dowiesz się tu – klik – a jeśli masz jakieś pytania to śmiało, pisz. Na wszystkie chętnie odpowiem, bo przy okazji sprawdzania jak to działa, chcę poćwiczyć tę najważniejszą cechę w dążeniu do szczęśliwego życia. Życz mi więc w Nowym Roku wytrwałości, bo ja Ci tego (skoro już wiem jakie to ważne) zdecydowanie życzę.
To też może cię zainteresować
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
- Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
- Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
- Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
- Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
- Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.
Wytrwałości Aniu❗️????❗️
Dziękuję 🙂 Dla Was również 🙂