How to live forever to bardzo szczegółowo ilustrowana książka dla dzieci. Czasem na blogu Tylko dla Mam pokazuję propozycje po angielsku. To jedna z takich propozycji. Filozoficzna i nostalgiczna.
Jak żyć wiecznie?
Peter zaintrygowany tytułem, szuka książki w różnych zakamarkach jego (wciąż książkowego) świata. Jest uparty, nie poddaje się, szuka dniami i nocami, wszędzie. W końcu trafia na trop i mędrcy kierują go do ważnej osoby.
Okazuje się, że to Ancient Child, nieśmiertelny człowiek zaklęty w ciele dziecka. Dowiedział się jak żyć wiecznie i ostrzega naszego bohatera: Nie chcesz tego!
Peter poświęcił na te poszukiwania wiele czasu. Bardzo chce wiedzieć, jaka jest odpowiedź na tytułowe pytanie z książki. Teraz stoi przed decyzją, bo książkę już ma. Przeczyta ją?
Mocą tej książki są bardzo szczegółowe ilustracje i świat stworzony przez autora pośród książek. Sama historia też daje do myślenia.
Czy warto uganiać się za tą jedną odpowiedzią, poświęcają życie na poszukiwania? Czy coś po drodze można wtedy przegapić? Czy warto znać tę odpowiedź? Książki mają moc i są na wyciągniecie ręki.
Warto z tego korzystać, mając świadomość, że wiedza to potęga. Od nas zależy, jak ją wykorzystamy.
Wtedy razem zaglądamy do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu zapisując się na Newsletter – KLIK!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Zathura. Kosmiczna przygoda, to zupełnie wyjątkowa książka dla dzieci. Głównie ze względu na dość dosadne, momentami starsze, dla mniektórych mroczne ilustracje.
To opowieść o relacjach między dwoma braćmi. Starszy dokucza młodszemu. Nawet więcej. Można powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo nie lubi młodszego brata. Relacje między rodzeństwem bywają trudne, nie ma co ukrywać. Bardzo dużo rozmawiamy o tym na blogu Tylko dla Mam.
O kłótniach między rodzeństwem
Trudne dla rodziców i trudne dla dzieci. Jednak te spory bywają potrzebne, a na codzienne krzyki (których nie da się unikanąć), może spojrzeć z nieco innej perspktywy. Mówiełam o tym w odcinku podcastu Tylko dla Mam pt. Mam już dosyć tych krzyków! Czy nie umiecie rozmawiać normalnie? >>
Gra dla dzieci?
Pewnego dnia, podczas zabawy zakończonej bójką, chłopcy znajdują zagadkową grę. Ci, którzy znają Jumanji, łatwiej wczują się w klimat tej gry.
To, co dzieje się na planszy, zaczyna dziać się w życiu. Nie jest to jednak dżungla, a kosmos. Konkretnie – nieprzyjazna planeta Zathura.
Mówi się, że ludzie postawieni przed wspólnym problemem, zaczynają współpracować, żeby go rozwiązać. Nawet mocno skłóceni ludzie potrafią współdziałać, gdy nad ich głowami zbierają się naprawdę ciemne chmury. Dokładnie tak samo stało się w przypadku chłopców. Coś zrozumieli…
Autor Chris Van Allsburg (jest też autorem Ekspersu Polarnego) Wydawnictwo Sonia Draga Najbardziej spodoba się dzieciom 6-10 lat. Wiem, że tę książkę dość trudno obecnie zdobyć. Ja mam dzięki współpracy z księgarnią Bookarnik.pl >>
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Tu, a może gdzieś… (czyli niesamowite przygody nakrętki, haczyka, kapsla i starej śrubki) to literatura fińska. Kolejny patronat z pozdrowieniami dla cudownego wydawnictwa Tekturka.
Od czasu do czasu, zdarza mi się czytać artykuły o tym, że fińskie szkoły są najlepsze, a Finowie należą do czołówki narodów uważających się za szczęśliwych ludzi.
Oczywiście porównywanie systemów edukacji dwóch różnych krajów, niekoniecznie ma jakiś głębszy sens, bo za każdym narodem (i mentalnością) stoi osobna historia.
Gdzieś jest inaczej
Finowie to naród żyjący blisko natury. Spokojnie, z dystansem i szacunkiem dla świata.
Jeśli możemy się czegoś uczyć od innych, róbmy to. Niekoniecznie porównując się, a może bardziej czerpiąc inspirację. O porównaniach i tym, że mogą motywować, pisałam już kiedyś w artykule pt. Porównania. Wiesz, dlaczego nie da się ich uniknąć? >>
Jest wyjątkowa z kilku powodów. Przedewszystkim dlatego, że główną rolę grają tu ilustracje, konkretnie zdjęcia. Artystycznie uchwycone detale, z najbliższego otoczenia.
Chmury, dom, trawa, krzesło, kran, kropla, nakrętka, kapsel, papryka. Niby kompletnie odrębne elementy, jednak odpowiednio ułożone, opowiadają przepiękną i mądrą historię. Są spójną całością.
O wielu warstwach zawartych w opowieści, mówię w recenzji filmowej. Dodam tylko, że ten tytuł znakomicie rozwija wyobraźnię, zachęca do wymyślania, ale też zwracania uwagi na drobiazgi.
Tu, a może gdzieś… Czytanie uwrażliwia
To jest właśnie książka uwrażliwiająca dziecko na sztukę, świat, emocje i potrzeby innych ludzi.
Daje też dzieciom wyraźny sygnał, że te wszystkie skarby, nazywane czasem przez dorosłych śmieciami, są ważne. Mają znaczenie, choć nie są prawdziwymi klejnotami. Nie muszą być.
Uwrażliwienie polega też na pokazaniu maluchom drugiego życia przedmiotów i perspektywy. To, co dla jednych jest zbędnym kapslem, dla innych może stać się zabawką.
Nie tylko drogie rzeczy mają prawdziwą wartość. To dość filozoficzne przesłanie jest kluczem do czytania tej konkretnej książki.
Tu, a może gdzieś… (czyli niesamowite przygody nakrętki, haczyka, kapsla i starej śrubki)
Autorka Junttila Suvi-Tuuli Wydawnictwo Tekturka >> Zamawiając książkę na ich stronie, dostaniesz zestaw głównych bohaterów, których pokazuję w recenzji filmowej.
Z wielką ciekawością zerknęłam do tej odsłony i jestem pod ogromnym wrażeniem. Jeśli ktoś szuka kompletnej i prostej książki o self-reg, nie będzie zawiedziony. Autorka jest certyfikowaną trenerką i postarała się o ciekawy przekaz zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców.
I chyba od rodziców warto zacząć, bo nie każdy wie, czym jest Self-Reg. Wielu kojarzy się z niesławnym bezstresowym wychowaniem, co oczywiście nie jest prawdą. Ani to, że to metoda bezstresowego wychowania. Ani to, że istnieje wychowanie bez stresu. Nie ma na świecie czegoś takiego, jak wychowanie bez stresu.
Samo słowo pochodzi od angielskiego self regulation, czyli samoregulacja. I to jest klucz do całego zagadnienia, choć oczywiście łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Jednak naprawdę warto skupić się na rozwijaniu (u siebie i dzieci) wewnętrznej samoregulacji. To pomaga zrozumieć dziecięce emocje.
Czy da się panować nad emocjami?
Chciałabym mocno zaznaczyć, że nie wystarczy przeczytać z dzieckiem książkę i pstryk, wszystko się wyreguluje. Idealnie wymodelowane reakcje self-reg to lata praktyki. Co nie zmienia faktu, że wspólne czytanie o tym, jak inaczej niż np. przez agresję, krzyk, histerię, pyskowanie, przeklinanie itd. da się załatwić wiele rodzinnych i społecznych sytuacji, jest cennym i potrzebnym doświadczeniem.
Dzieci potrzebują więcej niż jednego narzędzia do zarządzania emocjami. Wtedy będą miały szansę wybrać czy np. chcą w tym momencie płakać, czy może sięgną po inne rozwiązanie. I w tej książce znajdą wiele właśnie tych innych rozwiązań.
To książka do wspólnego czytania
Zanim jednak dojdziemy do przekazu dla dzieci, mamy na początku kilka słów do rodziców. Łącznie z omówieniem pięciu obszarów stresu i samoregulacji, na bazie których zostały wymyślone niektóre opowiadania.
Po każdym rozdziale, jest jeszcze dodatkowy tekst dla rodziców, wyjaśniający, na czym polega zabezpieczenie emocjonalne danego obszaru. Całość, napisana prostym językiem, stanowi ciekawą (dla dziecka i dorosłego) lekcję na temat metody self-reg.
Obszar biologiczny
O dwóch kubkach i o tym, co się dzieje, kiedy dzieciom kończy się paliwo
W tej historyjce poznajemy przeciętną rodzinkę, w której mamy młodszą Lenkę i nieco starszego Kubę. Oni są głównymi bohaterami, będą nam towarzyszyć w każdym rozdziale.
Wszyscy siedzą wieczorem przy stole, jedzą kolację. Lenka jest płaczliwa, marudna i nic jej się nie podoba. Tato widzi, że dziecko jest zmęczone, nie podnosi na nią głosu, nie strofuje, próbuje podążać za potrzebą i tym zmęczeniem.
To taki modelowy tata self-reg, którego marudząca córka, nie wyprowadza z równowagi, choć pewnie sam też jest zmęczony po całym dniu.
Z rozmowy między Kubą i tatą dowiadujemy się, że dzieciom czasem kończy się paliwo, trochę jak w samochodach. Dlatego „przestają działać”, choć dobrze wiedzą, jak np. zachowywać się przy stole czy gdziekolwiek indziej. Po prostu czasem nie ma już sił na wdrażanie tej wiedzy w życie. Wtedy trzeba zatankować paliwo i tu do akcji wkraczają wspierający rodzice. Jest przytulanie, jest łagodny głos, jest pomoc przy wieczornej toalecie.
Czego nie ma? Krzyku i niepotrzebnego dodatkowego stresu. Wiedząc, co jest powodem marudzenia, złości, nerwów, łatwiej zabrać się za redukowanie go zadaniowo, nie emocjonalnie. Z całą masą zrozumienia dla dziecięcych potrzeb.
Obszar emocji
O rozwalonym helikopterze i emocjach, które czasem nami rządzą
Zastajemy tu Kubę i Lenkę tuż po powrocie z przedszkola. Kuba wspólnie z mamą przygotowuje posiłek, podczas gdy Lenka bawi się w pokoju. Kiedy wchodzi do niego Kuba widzi, że siostra chce sięgnąć po jego helikopter, tak długo składany z drobnych elementów.
Kuba krzyczy wystraszony, że Lena mu zniszczy zabawkę. I bach! Wystraszona tym krzykiem Lena, strąca niechcący helikopter na podłogę. Nie trzeba być detektywem żeby się domyślić, co dzieje się dalej. Kuba jest wściekły na siostrę i padają ostre słowa. Oczywiście Lena reaguje na nie płaczem i gniewem. Bójka miedzy rodzeństwem gotowa.
Na to wszystko wkracza mama, modelowo reagując na kłótnię i całą masę negatywnych emocji w tej sytuacji. Powoli prowadzi dzieci przez emocje, zauważając złość, żal, lęk, rozczarowanie, ale też nie pozwalając na bicie.
Tłumaczy dzieciom, jak mogą się w takiej sytuacji zachować. Jak powoli uspokoić, jak nazwać to, co się właśnie wydarzyło i opowiedzieć własne wersje zdarzeń. Wyjaśnia nawet temat głodu i zmęczenia po przedszkolu.
Wszystko to czyta się jak „scenkę idealną”, jednak właśnie takich scenek potrzeba maluchom, żeby powoli zaczęły rozumieć, jak inaczej niż przez bicie, da się załatwić trudne sprawy między rodzeństwem.
Obszar poznawczy
O czytaniu, fikaniu nogami i bujanym fotelu
Ten rozdział jest mi szczególnie bliski, bo dotyczy czytania dzieciom. Tym razem do przedszkola Kuby przychodzi mama Bartka, na takie wspólne czytanie. Dzieci słuchają z zaciekawieniem, jeden tylko Antek ciągle się wierci.
W tym rozdziale mamy poprowadzoną historię o chłopcu, który przeszkadza tym ciągłym wierceniem się. I można oczywiście uznać go za niemiłego, kazać natychmiast się uspokoić. Tylko, że wpierający dorosły doskonale rozumie, że to nic nie da.
Na szczęście mamy tu bardzo rozgarniętą wychowawczynię, która pozwala Antkowi siedzieć na bujanym fotelu i słuchać czytanki. Chłopiec może się ruszać, siedzi z tyłu więc nikogo nie rozprasza, a cała reszta skupia się na słuchaniu, nie na wybrykach Antka.
Dodatkowym ważnym elementem poruszonym w tej opowiastce jest zachowanie Antka, który przy tym początkowym wierceniu, kopie koleżankę. Chłopiec zrobił to niechcący, nie dostaje kary, nie jest piętnowany jako ten niegrzeczny, choć ewidentnie przeszkadza pozostałym w zajęciach. Pani, wspólnie z Antkiem, szuka rozwiązania problemu, zamiast po raz setny powtarza: Uspokój się!
Obszar społeczny
O piasku, kaloszach i tym, że jesteśmy różni
Do Kuby i Lenki przychodzą goście z synem. Witek okazuje się nieśmiały i nie bardzo podoba mu się w nowej sytuacji. Rodzice nie namawiają go do skakania na głęboką wodę rozumieją, że nowe sytuacje bywają dla dziecka stresujące. Dają mu czas na poznanie miejsca i dzieci.
Kuba i Lenka nie do końca rozumieją, dlaczego nowy kolega nie chce się z nimi bawić, ale tata tłumaczy im to w bardzo prosty sposób. Zaczyna się rozmowa o tym, że każdy jest inny i nieco inaczej zachowuje się w różnych momentach. Jedni lubią naleśniki, inni frytki i to jest w porządku.
Z całej tej rozmowy wynika też fajna akcja. Witek powoli przekonuje się do wspólnej zabawy, ale nie chce chodzić gołymi stopami po mokrym piasku, bo tego nie lubi. Dzieci mogłyby powiedzieć: Nie to nie, same się pobawimy. Jednak zamiast tego, wspólnie szukają rozwiązania problemu. I oczywiście znajdują.
Obszar prospołeczny
O tym, że czasami podstawiamy komuś nogę i sami nie wiemy dlaczego
W tym rozdziale Lenka i Kuba bawią się na placu zabaw. Dzieci co chwilę wołają tatę, zachęcając do patrzenia na ich wyczyny. Tato oczywiście z chęcią podziwia.
Całej sytuacji przypatruje się chłopiec, którego mama zajęta jest młodszym rodzeństwem i nie ma czasu patrzeć na jego wyczyny.
W pewnym momencie chłopiec podstawia Lenie nogę, a ta się boleśnie przewraca. Do akcji wkracza tata. I co? Pomaga Lenie uporać się z bólem, a potem pomaga chłopcu zrozumieć, dlaczego podstawił nogę zupełnie nieznanej dziewczynce.
Wspólnie dochodzą do wniosku, że wzięły górę emocje. Żal, że jemu nikt nie poświęca tyle uwagi, co Lenie i Kubie. Czasami tak jest, że dostanie się z powodu jakiejś niezaspokojonej potrzebny, zupełnie niewinnej osobie.
Przyznam, że przy tym rozdziale zatrzymałam się na chwilę, mocno zazdroszcząc temu tacie opanowania w momencie, kiedy inne dziecko krzywdzi jego córkę. Ale nikt nie mówił, że self-reg to prosta sprawa.
Zarażanie się pobudzeniem
O wystąpieniu tanecznym, zarażaniu się emocjami i magicznej uspokajającej sztuczce
Czasami tak bywa, że w radosnych sytuacjach, pozytwne emocje i adrenalina, biorą górę, ale nie wynika z tego nic dobrego. Wtedy trudno zapanować nad sytuacją.
Tak dokładnie było po występie Leny w przedszkolu. Ekscytacja, radość, ale też stres, a potem jeszcze spora dawka cukru przy poczęstunku, zrobiły swoje. Dzieci zaczęły szaleć, a dorośli bezradnie rozkładali ręce.
W takich momentach najczęściej dochodzi do wypadków, bo ktoś kogoś np. kopie, popycha, wyśmiewa, szturcha. Wszystko z tych emocji, które bywają zaraźliwe i lubią się wymykać spod kontroli. Tak się stało i tym razem. Na szczeście mama Kuby i Leny znałą sztuczkę pozwalającą uspokoić się, nawet kiedy wszyscy dookoła szaleją. I tej sztuczki nauczyła wszystkie dzieci z grupy Leny.
Indywidualne reakcje na stres
O przyjęciu urodzinowy dziadka Henryka
W tym rozdziale poznajemy sporą część rodziny Lenki i Kuby, bo dziadek ma urodziny i wszyscy wybierają się do reastauracji. Jak to w takich rodzinnych sytuacjach bywa, są komentarze w stronę dzieci, jest hasło: Pocałuj ciocię! Jest wiele monetów, które sprawiają, że dzieci czują się niekomfortowo. Łącznie z groźbą cioci: Tylko grzeczne dzieci dostaną tort.
Dodatkowo, Kuba stresuje się tym całym zamieszaniem, bo on, w przeciwieństwie do siostry, nie lubi tłumów i nie lubi być w centrum uwagi. W pewnym momencie trzeba po prostu wyjść z dziećmi z tej restauracji i na spokojnie wyjaśnić pewne sprawy. I to jest bardzo dobry pomysł rodziców, którzy też przecież mają dość złotych rad ze strony rodziny, z którą widują się raz do roku lub rzadziej.
Wydaje mi się, że większość rodziców była kiedyś na podobnym przyjęciu i nie wspomina tego zbyt miło. Trudno zachować zminą krew, kiedy inni doradzają lub wzdychają rozczarowani kompetnecjami współczesnych rodziców. W tym rozdziale jest więc też podpowiedź dla dorosłych, jak reagować kiedy inni krytykują nasze metody wychowawcze.
Rzadko zdarza mi się tak ze szczegółami opowiedzieć książkę rozdział po rozdziale, ale w tym wypadku zależało mi na pokazaniu, jakie konkretnie tematy zostaną poruszone. Dodatkową wartością jest też rozbudowana relacja miedzy rodzeństwem – starszym bratem i młodszą siostrą.
I jeszcze jedno. Wiele sytuacji jest tu przedstawionych bardzo idealnie, modelowo, żeby czytający mogli się po prostu nauczyć, jak działać zgodnie z ideą self-reg.
Wiadomo, że w prawdziwym życiu nie ma osoby, której nie puszczają nerwy i co ważne, rodzicom Kuby i Lenki też się to zdarza. Cieszę się bardzo, że nie są tak do końca modelowi. Podnoszą głos, zdarza im się krzyknąć na dzieci.
Tylko też w takich trudnych momentach nie zrzucają winy na pociechy: Bo hałasujecie. Potrafią wyregulować dorosły stres, który sprawił, że zaczęli krzyczeć i tłumaczą dzieciom, dlaczego podnieśli głos. Wiedzą i rozumieją, co czuje dziecko, kiedy na nie krzyczymy.
Autorka Agnieszka Stążka-Gawrysiak Ilustracje Anna Teodorczyk Wydawnictwo Znak Emotikon Dla jakiego wieku ta książka? Najlepiej będzie szukać w działach: książki dla czterolatka, książki dla pięciolatka, książki dla sześciolatka Tematyka: self-reg w książkach dla dzieci, relacje między rodzeństwem
Zależy mi na tym, żeby każdy mógł zrknąć do środka książki i samodzielnie ją ocenić. Nie przegapisz żadnego filmu subskrybując kanał Tylkodlamam.pl >>
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Pierwsze pisanie. Zeszyt z liniaturą 3D to przygotowany przez specjalistkę produkt, dzięki któremu dzieci chętniej i szybciej będą ćwiczyły szlaczki oraz pisanie.
Nauka pisania bywa wyzwaniem. Wiem o tym doskonale, bo moja córka wręcz nie znosiła takich ćwiczeń. Do dzisiaj nie przepada za pisaniem i wcale ładnie nie pisze. Dlatego z tak wielkim zapałem zgodziłam się objąć patronatem pomysł Marii Trojanowicz-Kasprzak.
Jeśli kojarzycie nazwisko autorki, to znaczy, że czujnie czytacie bloga Tylko dla Mam. To ta sama osoba, która opracowała zestaw do czytania globalnego w wersji polskiej. Jednak tym razem skupiamy się na pisaniu.
Pisanie jest nudne!
Nie ma co udawać, że jest inaczej. Dla wielu dzieci pisanie jest nudne, tak samo jak szlaczki. Dzieci szybko się poddają przy pierwszych nieudanych próbach. O takich małych nerwusach napisałam więcej w artykule pt. Co zrobić z małym nerwusem, który szybko się poddaje? >>
Dla jeszcze większej rzeszy jest też trudne, bo dłonie współczesnych maluchów są wyćwiczone w śmiganiu po ekranach, niekoniecznie w trzymaniu przyborów do pisania.
Zeszyt Pierwsze Pisanie zawiera kilka elementów, które sprawią, że pisanie stanie się nieco łatwiejsze. Przy czym słowo „stanie się” jest ogólnym wyrażeniem, bo nic się samo nie stanie. Potrzebna jest pomoc dorosłego (np. motywować do nauki) i wiele ćwiczeń, do których przyłożyć musi się dziecko.
Trzy kolory liniatury, co oznacza, że dziecko bardzo dokładnie wie, w jakim kolorze powinny mieścić się szlaczki lub litery.
Odstępy od liniami są nieco większe niż w zwykłych szkolnych zeszytach, co w przypadku ćwiczeń ma ogromne znaczenie. Chodzi o to, żeby dziecko dobrze widziało, a niewprawna ręka miała odrobinę więcej miejsca do ćwiczeń. Przy pierwszych ćwiczeniach ma to ogromne znaczenie, bo dziecko widząc, że „bazgrze”, szybko może się zrazić do kolejnych prób związanych z pisaniem.
Liniatura 3D to tłoczone, dobrze wyczuwalne zgrubienia, dzięki którym łatwiej utrzymać ołówek (tak, koniecznie odpowiedni ołówek) w ryzach, czyli nie wychodzić za linię. Im bardziej wprawna w pisaniu ręka, tym mniej takich ograniczników potrzebuje, ale początki łatwe nie są. Sensoryczny element zeszytu jest genialnym wsparciem.
Ćwiczę Oko
Nieprzypadkowa jest też osoba, która zdecydowała się na wydanie takiego zeszytu. Barbara Pakuła jest optometrystką i na co dzień pracuje w zawodzie. Stworzyła też markę (w tym blog specjalistyczny) Ćwiczę Oko, pod szyldem której przygotowuje materiały do terapii niedowidzenia.
Autorka Maria Trojanowicz-Kasprzak Wydawca Ćwiczę Oko >> Zeszyt przeznaczony dla dzieci uczących się pisać (4-7 lat) oraz dla maluchów ze specjalnymi potrzebami.
Wtedy razem zaglądamy do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu zapisując się na Newsletter – KLIK!
Tu zamówisz zeszyty w różnych pakietach i ilościach
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
Kosmiczne silent booki do aktywnego czytania to dwie książki dla dzieci, w których nie tylko śledzimy fabułę i poznajemy zabawnych bohaterów, ale też ćwiczymy koncentrację i skupienie.
Obie książki są spore, kartonowe, z mnóstwem detali. To, że są kartnowe akurat jest świetnym rozwiązniem, bo przecież silent booki można czytać wiele razy i to na różne sposoby. Kto lubi bawić się w detektywa, na pewno nie będzie się nudził.
Poznajemy chłopaca i dziewczynkę. Są rodzeństwem, ale bardzo różnią się w kwestiii zainteresowań. Mela to raczej roztargniona wolna dusza, dla której o wiele ciekawsze niż sprzątanie pokoju, jest na przykład wymyślanie zabawnych imion dla zwierzaków. Z kolei Kostek lubi porządek, lubi wszystko liczyć, segregować i planować.
Ta dwójka, mimo różnic, jest naprawdę zgranym duetem. Na każdej stronie książki dowiadujemy się o dzieciach odrobinę więcej. Ale samo oglądanie obrazków to nie wszystko.
Przed małym czytelnikiem stoi mnóstwo zadań do wykonania. Na każdej stronie jest jakieś wyzwanie, które przy okazji zachęca do ćwiczenia koncentracji. Obserwowanie tak sczegółowych obrazków jest wysiłkiem (ale też frajdą) dla kilkulatka. Dzieci w ten sposób ćwiczą cierpliwość i skupienie, o które tak często martwią się rodzice.
Jeśli jesteś tym zamartwiającym się rodzicem, zerknij do artykułu, w którym mówię o zaburzeniach koncentracji u dzieci:
W tej książce poznajemy detektywa, do którego przychodzi zmartwiona dziewczynka. W kosmicznym biurze opowiada o kosmicznym problemie z jej kosmicznym psem. Nie ma tu zadań na każdej stronie, za to jest konretna fabuła i zagadka detektywsityczna do rozwiązania.
Hewelisz Kwazar oczywiście podejmuje się niebezpiecznej misji, a mali czytelnicy mogą podążać za tropami i… śledzić całe śledztwo. Brak pisanych treści jest znakomitym rozwiązaniem, bo zostawia dziecku ogromne pole do ćwiczenia opowiadania. Jedni zwrócą uwagę na detale związane z tłem, inni skoncetrują się na emocjach, jeszcze inni po prostu podążą za głównym bohaterem.
Całą książkę można więc czytać za każdym razem inaczej. I na tym (między innymi) polega moc silent booków.
Wtedy razem zaglądamy do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu zapisując się na Newsletter – KLIK!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
„Dziecko w brzuchu mamy” to naprawdę wyczekany patronat. Książka dla dzieci, z której maluchy dowiedzą się, co naprawdę dzieje się w maminym brzuchu, kiedy pada zdanie: Jestem w ciąży!
Mówię o wyczekanym patronacie, bo bardzo brakowało na polskim rynku książki, która dziecku w wieku przedszkolnym (i starszemu) wyjaśni prosto i zrozumiale, o co chodzi z tym zachodzeniem w ciążę. Między bocianami, zawstydzonymi uśmiechami i niedomówieniami dorosłych, są prawdziwe dzieci i prawdziwe pytania. A tu mamy nowoczesne narzędzie dające nie tylko rzetelną wiedzę biologiczną, ale otwierające furtkę do rozmów na temat bliskości, relacji i emocji. To buduje zaufanie do rodzica i nadchodzącego rodzeństwa.
Fakt, w polskim słowniku brakuje ładnych nazw części intymnych, ale ich średnia uroda nie oznacza, że należy omijać rozmowy na ten temt. Większość rodzin ma w swoich domowych słownikach najróżniejsze, całkiem fajne określenia. Jednak to nie zwalania nikogo z nauczenia dzieci, jakie są nazwy anatomiczne. Bez nich dość trudno będzie wyjaśnić sprawę seksu, poczęcia czy narodzin. Jesli ktoś woli wersję o boćkach i pszczółkach to w porządku, ale mam wrażenie (i nadzieję), że niewiele jest takich osób pośród świadomych rodziców.
Jest już dziecko w brzuchu mamy
Dwójka głównych bohaterów to bliźniaki – Oskar i Mia. Pewnego dnia Mia przychodzi do mamy z wiadomością, że koleżanka będzie miała rodzeństwo. Mama wykorzystuje okazję do powiadomienia dzieci, że też będą mieli nowego brata lub siostrę. Od razu też powiem, bo wiele osób pytało, zanim jeszcze książka się ukazała, że urodzi się mały Kuba. Dowiadujemy się o tym na końcu. Przez cały czas starszaki czekają po prostu na dzidziusia. Nowego członka rodziny.
Cała fabuła – napisana przez mamę lekarkę – poprowadzona jest na zasadzie rozmowy dzieci z rodzicami, ich szczerego zdziwienia, czasem dziwnych pytań i otwartości dorosłych w odpowiadaniu na te wszystkie dziecięce wątpliwości.
Z pełnym szacunkiem dla niewiedzy, ale też braku możliwości zrozumienia, czym tak naprawdę jest ciąża i powstawanie nowego życia w brzuchu mamy. Z nowoczesnym podejściem do spraw związanych z miłością i seksem, dzięki któremu może (choć nie musi) powstać nowe życie.
Co czuje dziecko czekające na rodzeństwo?
Oprócz konkretów na temat zapłodnienia, cudownych ilustracji i prostego języka, został tu poruszony temat emocji związanych z miłością i ciążą, a potem przyjściem na świat nowego członka rodziny.
Jasno jednak podkreślam, że jest to książka o ciąży, kładąca nacisk na to, skąd się biorą dzieci, a nie na skomplikowane relacje między starszym i młodszym rodzeństwem, czyli tym wszystkim, co dzieje się po porodzie.
Najcześciej maluchy (nieco automatycznie, na zasadzie lustra) podzielają emocje towarzyszące dorosłym np. radość i ekscytację. To jednak bardziej przypomina emocje związane z otwieraniem jajka niespodzianki (Co to będzie? Co to będzie?!), niż faktyczne rozumienie sytuacji i jej dalszych konsekwencji.
Często dziecięce emocje podczas ciąży są bardziej odpowiedzią na oczekiwania rodziny (wszyscy się cieszymy), niż prawdziwą, wewnętrzną potrzebą. Im starsze dziecko tym więcej rozumie, wiadomo. Ale to i tak jest dość abstrakcyjna sprawa. Dlatego tak ważne jest wyjaśnianie i obrazowanie w rozmowie z dzieckiem.
Oswojone, znane sytuacje nie budzą w dziecku lęku i stresu. Dlatego to takie świetne, że książka prowadzi maluchy przez niemal całą ciążę i daje odpowiedzi na jak największą ilość pytań.
Odliczamy dni do porodu
Mówiąc o emocjach, mam na myśli wyczekiwanie, odliczanie dni. Dla mnie ważne jest bardzo plastyczne wyjaśnienie, jak wygląda to czekanie, ile trwa. W pewnym momencie dzieci nawet się martwią, że dzidziuś w brzuchu mamy po prostu się nudzi. Tak długo już tam przecież jest.
Dlaczego to odliczanie jest ważne? Z kilku powodów. Z typowo poznawczego, biologicznego. Wiele dzieci uważa, że od samego początku mama ma w brzuchu duże dziecko, a przecież nie jest to prawda.
Podanie wielkości dziecka w brzuchu mamy w centymetrach jest ważna sprawą. Jednak zdecydowanie ważniejsze jest zobrazowanie tej wielkości np. maluch jest wielkości kciuka taty albo wielkości książki. To o wiele bardziej przemawia do wyobraźni rodzeństwa niż cyferki.
Jak się rodzi dzieci?
Znakomicie został tu przedstawiony temat spokojnego czekania na nowe dziecko, z informacją o porodzie. Żeby starsze rodzeństwo nie było zdziwione (nawet przestraszone), gdy pewnego dnia mama pojedzie do szpitala. To i tak jest stres. Im mniej wiedzy mają dzieci tym większa szansa na zaburzenie poczucia bezpieczeństwa.
Na samym porodzie zatrzymam się też przez chwilę, bo chcę zauważyć coś ważnego, czego nie widziałam w wielu książkach dla dzieci. Jest tu wyjaśnione, że rodzić można wszędzie, nie tylko w szpitalu. To cudowna treść dla rodziców, którzy coraz cześciej decydują się na porody domowe. Jest też informacja o tym, że dziecko może chcieć przyjść na świat wcześniej niż w zaplanowanym terminie.
To niezmiernie ważne, że dzieci dostają takie informacje. Kiedy naprawdę zdarzy się przedwczesny poród dziecko będzie wiedziało, że to w zasadzie mogło się zdarzyć. Tak prosta informacja sprawia, że sytuacja (na pewno podwójnie stresująca dla wszystkich) nie będzie jednak kompletnie nowa, było o niej w książce!
Tak samo zresztą jak o cesarskim cięciu. Już nie chcę nawet podejmować polemiki z idiotycznymi twierdzeniami, że cesarskie cięcie to pikuś, a tak naprawdę to nawet nie poród. Zakładam, że żyjemy w cywilizowanym świecie i czasach, w których dzieci po prostu informuje się, że i tak poród może wyglądać.
Skąd się wzięło dziecko w brzuchu mamy?
Z naszej dorosłej perspektywy, ciąża często nazywana jest cudem i to trudnym do wyrażenia słowami. Dla dzieci jest to tym bardziej trudne, że mają mniejszą wiedzę, możliwości językowe, poznawcze i mniejsze doświadczenie w myśleniu abstrakcyjnym. Tak naprawdę, mało które dziecko potrafi wyobrazić sobie brata lub siostrę w brzuchu mamy.
Dlatego też wspomniałam o szacunku i szczerości wobec małego czytelnika. Całość napisana jest bardzo lekkim językiem, ale nie pozostawia cienia wątpliwości, co do tego, jak to się dzieje, że w brzuchu mamy znajduje się dziecko. I kto może je urodzić.
Autorka wyjaśnia dzieciom, czym jest poczęcie, używając słowa seks, ale też „osadzając” termin w kontekście „kochania się”. To bardzo naturalnie prowadzi do rozmowy o rodzajach miłości. „Kochać się” a „kochać kogoś” to dwie różne sprawy.
Dzieci pytają o sprawy dosłownie: Jak to zamieszkało w brzuchu? Kiedy się wprowadziło? Cudownie, że kilka razy w tekście powtarzają się te dosadne zdziwienia. Dla dorosłych wszelkie ogólniki typu: „Pojawi się dzidziuś” są oczywistością. Dla dziecka to kompletna abstrakcja. Pojawi się? Skąd? Jak?
Oprócz konkretnego, prostego języka, niezmiernie mocną stroną tej książki są ilustracje. Ciepłe, przyjazne dla oka, bardzo szczegółowe, nie pozostawiające „pola dla bociana”. Idealnie uzupełniają teksty i to również w tych (dla niektórych) krępujących obszarach, jak na przykład rozmawianie o seksie czy częściach intymnych. Są też przygotowaniem do lekcji biologii w szkole, gdzie dziecko będzie już wyposażone w podstawową wiedzę.
Wiedza daje poczucie bezpieczeństwa
Daje też poczucie komfortu, bo pozwala odnaleźć się w najróżniejszych sytuacjach. Także tych rówiesniczych, kiedy Jaś czy Marysia rzucają w eter słowo „penis” i nie do końca wiadomo czy to przekleństwo, czy może jakieś zwierzę? Im więcej dzieci wiedzą, tym łatwiej odnajdą się na takich momentach. Ta wiedza ma związek również z niewybrednymi żartami, na które niekoniecznie będą sobie pozwalały rozumiejąc ideę szanowania własnej (i cudzej) intymności.
Nie tylko dla oczekujących
To nie jest książka wyłącznie dla dzieci wyczekujących rodzeństwa, jest dla wszystkich dzieci, bo nie znam domu, w którym prędzej czy później nie padnie pytanie: Skąd się wzięło dziecko w brzuchu mamy?
Zdecydowanie przyda się też do rozmawiania z najmłodszymi o bezpiecznym zachowaniu czy złym dotyku. Ciocia w pewnym momencie tłumaczy rodzeństwu, czym miłość różni się od seksu, wyraźnie podkreślając, że seks jest zarezerwowany dla dorosłych, choć mówi się, że ludzie się kochają. Ta różnica jest wyraźnie opisana. Dzieci powinny mieć takie informacje żeby wiedzieć, jak asertywnie stawiać granicę w żartach lub konkretnych sytuacjach zagrożenia np. molestowanie.
Autorka Anna Herzog Ilustracje Joëlle Tourlonias Wydawnictwo Sam Spodoba się dzieciom 5-8 lat.
Wtedy razem możemy zajrzeć do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło w niej moje pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu zapisując się na mój Newsletter Nie Tylko dla Mam >>
Jednorożce w książkach dla dzieci to hit. Zresztą, jednorożce ogólnie są hitem, bo ostatnio stały się bardzo modne. Poznajmy więc „Stowarzyszenie magicznych jednorożców” i „Oskara. Głodnego jednorożca”.
W tej książce magia aż skrzy się na każdej stronie. Przepięknie wydana, na papierze kredowym, z mnóstwem delikatnych zdobień i kolorowymi ilustracjami.
Miłośnicy jednorożców będą zachwyceni, bo w tym oficjalnym poradniku, kryją się wszystkie tajemnice związane z tymi magicznymi stworzeniami.
Oskar nie jest typowym jednorożcem. O ile oczywiście bierzemy pod uwagę znane nam powszechnie, delikatne, niemal eteryczne jednorożce. Większość przynajmniej tak się kojarzy.
Oskar ma jeden cel – jedzenie. Zjada wszystko, co nawinę się w okolicę pyska. Nie przysparza tym sobie przyjaciół w baśniowej krainie, ale wygląda, jakby się nie przejmował.
W końcu i on trafią na osobę, która kocha go z tym całym apetytem i nie oczekuje, że Oskar się zmieni. Bo niby po co miałby się zmieniać?
Wtedy razem zaglądamy do środka, a ja mogę opowiedzieć, co ciekawego wypatrzyło pedagogiczne oko. Nie przegapisz żadnego filmu zapisując się na Newsletter – KLIK!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.