Ile razy próbowałaś coś wytłumaczyć, a ono dalej swoje? Ile razy miałaś wrażenie, że dziecko powinno już o tym wiedzieć, tyle razy było mówione na ten temat. A jednak nie wie. Tylko dlaczego?
Jest taki jeden bohater literacki dla dzieci (zresztą on jest też dla dorosłych), który wypowiedział w swoim krótkim życiu wiele mądrych słów. Jedno z takich zdań chcę wykorzystać dzisiaj, bo właściwie w tym jednym zdaniu zawiera się wszystko na ten temat. Nie mam takich zdolności, żeby wszystkie swoje myśli zawrzeć w jednym zdaniu, dlatego trochę się rozwinę, ale jeśli nie chcesz lub nie masz czasu czytać dalej, to jedno naprawdę wystarczy.
Należy wymagać tego, co można otrzymać.
Mały Książę
Jak mam to powiedzieć, żeby posłuchało?
Ostatnio jedna z mam powiedziała mi mniej więcej tak: Nie wiem dlaczego ludzi nie przygotowuje się lepiej do posiadania dzieci. Wyobrażałam sobie moją szcześliwą rodzinę wiele razy, a teraz dziecko działa mi na nerwy i choć je bardzo kocham, to czasem mam dosyć. Nie będę udawać, że takie (lub podobne) słowa są rzadkością w moim zawodzie. Są chlebem powszednim, w różnym wydaniu, ale wydźwięk jest mniej więcej taki – jakoś inaczej to sobie wyobrażałam.
I jest tu słowo klucz: wyobrażenia, a nawet dwa słowa, bo jeszcze są w tym wszystkim (między wierszami) oczekiwania. Dwie sprawy, które w dużym stopniu wpływają na komunikację w rodzinie. Każdy z nas ma jakieś oczekiwania i to w wielu sprawach. Nie da się ich pozbyć, nie nad wszystkimi też da się zapanować. Niektóre mamy zakodowane w głowie podświadomie.
Dlaczego tak się zachowuje?
Wyobraź sobie, że spotykasz mnie na ulicy i się do mnie uśmiechasz. Pewnie oczekujesz, że też się do ciebie uśmiechnę? To zupełnie naturalne, że na swój przyjazny gest chciałabyś podobnej odpowiedzi. W oczekiwaniach (tych świadomych i nieuświadomionych) nie ma w zasadzie niczego złego. Jednak zdecydowanie lepiej udaje się dogadywać ze światem i najbliższymi, kiedy jednak znamy je, rozumiemy i świadomie nimi zarządzamy. My, w naszej głowie.
Bo co byś pomyślała, gdybym się jednak do ciebie nie uśmiechnęła? Tak w pierwszym odruchu, co byś pomyślała? Pewnie padłoby stwierdzenie: Zadziera nosa albo Fajnie pisze, ale tak „face to face”, raczej nieuprzejma babka. Czy uśmiechnęłabyś się, spotykając mnie kolejny raz, czy może już nie? Kiedy nasze oczekiwania nie są spełnione, automatycznie czujemy rozczarowanie, żal, gniew, smutek. To naturalne emocje i można sobie z nimi świetnie poradzić w dorosłym życiu, tylko cała sztuka polega na tym, żeby je sobie w porę uświadomić.
Oczywiście, jak się człowiek nad tym trochę dłużej zastanowi, to dojdzie do wniosku, że: Pewnie się do mnie nie uśmiechnęła, bo… ma zły dzień? Może jest chora? Może się zamyśliła? Może mnie nie widziała, mówiła przecież kiedyś, że ma słaby wzrok. A może ma wyrwane dwie górne jedynki i nie chce się uśmiechać w tej chwili? Na pewno znalazłabyś jakiś argument „na moją obronę”, gdybyś tylko zechciała poszukać. W tym tkwi cała zagadka komunikacyjna – do poćwiczenia.
Ja mówię „nie”, a on dalej swoje
Na podobnej zasadzie działają oczekiwania kierowane do naszych dzieci i z reguły do najbliższych. Mamy je gdzieś w głowie i często właśnie przez kurczowe trzymanie się tych oczekiwań (czasem to stereotypy), trudno nam się ze sobą dogadać.
Wyobraź sobie sytuację, w której dowiadujesz się, że jesteś w kolejnej ciąży. Masz już jedno dziecko, więc niebawem na świecie pojawi się brat lub siostra. Zakładam, że się cieszysz i oczekujesz, że reszta rodziny też będzie zadowolona.
Nie chcę opowiadać wyłącznie o tym, jak przygotować dziecko na przyjęcie nowego członka rodziny. Dużo mówiłam o tym w artykule pt. Co naprawdę czuje starsze dziecko, kiedy w domu pojawia się rodzeństwo? >>
Oczekiwania rodziców
Chcę skupić się na tym, co dzieje się w głowie dorosłego (rodzica), który swoje oczekiwania i wyobrażenia o świecie, przerzuca bezpośrednio na dziecko. Nie biorąc pod uwagę, że dziecko kompletnie inaczej podchodzi do pewnych spraw. Nie dlatego, że nie chce zrozumieć. Po prostu ma za mało wiedzy i doświadczenia, żeby rozumieć nasze oczekiwania.
I tak dzieje się w bardzo wielu sytuacjach. Ale zatrzymam się na chwilę przy tym nowym rodzeństwie. Powiedzmy, że wszyscy się cieszycie i mocno się starałaś przygotować starszaka na przyjście nowego dziecka. Były książeczki, opowieści, tłumaczenia. I nagle okazuje się, że wszystkie te przygotowania nic nie dały, bo starszak jest zazdrosny, domaga się uwagi, złości się, kiedy karmisz malucha i teraz jeszcze czterolatek domaga się kąpieli w małej wanience, pudrowania pupy i zmieniania pieluchy, której już dawno nie nosi.
Skąd histerie u starszych dzieci?
Wszystko rozbija się o oczekiwania dorosłych: Teraz jesteś starszym bratem, zachowuj się jak starszy brat. Tu na chwilę się zatrzymajmy. O czym myślisz, kiedy mówisz: starszy brat? Co ci przychodzi jako pierwsze do głowy? Jakie zachowania? Jakie słowa?
Pewnie każdy ma trochę inne wyobrażenia, ale generalizując, starszy brat: powinien więcej umieć, rozumieć, być bardziej samodzielny itd. Kiedy zapytasz o to samo dziecko, któremu nagle w domu pojawiło się rodzeństwo, pewnie powtórzy te słowa, ale weź pod uwagę jedno – nie potrafi być starszym bratem. Musi to poćwiczyć, bo to zupełnie nowe zadanie. Twoje oczekiwania i jego umiejętności tu się rozjeżdżają.
Z jednej strony mamy oczekiwania (często podświadome) dorosłych – zachowuj się jak straszak, bo już nim jesteś, a z drugiej dziecko, które jeszcze wczoraj nie było starszym bratem, tylko twoim maluszkiem, jedynakiem. I dla niego nic a nic się nie zmieniło przez tę noc, kiedy pojechałaś do szpitala i urodziłaś dziecko. W jego głowie nadal jest (chce być) twoim maluszkiem i takie jest jego oczekiwanie. A ty wracasz do domu i jesteś już mamą dwójki dzieci. Wasze oczekiwania w tym momencie najczęściej znowu się rozjeżdżają. Nie twierdzę, że na zawsze, ale być może na chwilę. Zanim starszak nauczy się być bratem.
Dzieci też mają swoje oczekiwania. Chcą mieć mamę zawsze blisko, chcą mieć czas na zabawę, oczekują, że spacer będzie przyjemny itd. Kiedy coś idzie nie po ich myśli, czują dokładnie to, co wszyscy inni – żal, rozczarowanie. Z tym że dzieci okazują ten żal inaczej niż dorośli. Uporanie się z tym żalem jest po prostu elementem życia człowieka, bo przecież nie ma na świecie ludzi, których oczekiwania zawsze idą w parze z rzeczywistością. Tego też się uczymy w trakcie dojrzewania.
Dziecko idzie do przedszkola
Dokładnie to samo dotyczy wielu innych sytuacji w życiu rodziny. Kiedy dziecko idzie do przedszkola, też w głowie dorosłego nagle staje się przedszkolakiem. A co ci przychodzi do głowy, kiedy myślisz „przedszkolak”? Może coś w stylu: samodzielny, wygadany, lubiący bawić się z innymi dziećmi.
To jest (znowu uproszczone) dorosłe wyobrażenie. Jednak trzylatek budzący się pierwszego września i ubierający do przedszkola, nie ma takiego wyobrażenia w swojej głowie. Może zna teorię i zapytany odpowie: Tak, jestem teraz przedszkolakiem, ale to tylko słowo. Potrzebuje czasu, żeby nauczyć się być tym przedszkolakiem i ewentualnie (bo niekoniecznie) wpasować w to, co my – dorośli – mamy na myśli.
Zderzenie wyobrażeń rodzica z oczekiwaniami dziecka i jeszcze do tego wymaganiami placówki może być ogromnie stresujące. Opowiedziałam o tym więcej w webinarze pt. Wszystko, co warto wiedzieć o adaptacji przedszkolnej >>
Posprzątaj pokój
Kolejny przykład to sprzątanie pokoju i wiele innych komunikatów kierowanych codziennie do dzieci. Nasze oczekiwania dotyczące wyglądu posprzątanego pokoju, najczęściej mają się nijak do wyobrażenia dziecka. I nawet już nie chodzi o to, że maluch nie wie jak powinien wyglądać posprzątany pokój. Po prostu ma na ten temat inne wyobrażenie. Sprzątanie pokoju też już przerabiałyśmy, pamiętasz pewnie odcinek podcastu Nie Tylko dla Mam pt. Posprzątaj wreszcie ten pokój! >>
Takich sytuacji można mnożyć wiele. Zamiast tego, zachęcam do obserwowania (choćby jeden dzień) własnych wyobrażeń dotyczących relacji w rodzinie.
Wyobrażenia i oczekiwania
Ostatnio na Fan Page Nie Tylko dla Mam rozmawialiśmy o sytuacjach, w których czasem nazywani jesteśmy surowymi rodzicami. I w sumie często nie do końca wiadomo, czy jesteśmy (negatywnie) surowi czy może (pozytywnie) konsekwentni?
Jednym z przykładów było kładzenie dzieci do łóżka zawsze o tej samej porze. Jedna z mam opowiedziała, jak dopiero będąc rodzicem doceniła i zrozumiała, dlaczego rodzice zawsze kazali jej chodzić spać o 19:00. Mając 6-7 lat miała do nich o to żal, ale odkąd została mamą, zupełnie inaczej patrzy na tę sprawę. To jest dokładnie to – oczekiwania i wyobrażenia zmieniają się w zależności do sytuacji, ale przede wszystkim od konkretnego doświadczenia i umiejętności (do wyćwiczenia) spojrzenia na sytuację z innej strony.
Przedszkolak wie, że jest przedszkolakiem, ale nie potrafi nim być i zachowywać się „jak przedszkolak” z dnia na dzień. Starszy brat wie, że ma rodzeństwo, ale nie wie, co to właściwie znaczy. Musi się przekonać. Dlatego warto czasem poobserwować siebie i własne (dorosłe, osobiste) oczekiwania, po to, żeby pomóc dziecku zrozumieć różne sytuacje, zamiast oczekiwać konkretnych zachowań lub tego, że ono też je rozumie w identyczny sposób.
Cała prawda o sześciolatku
Bardzo wyrazistym przykładem rozbieżności między oczekiwaniami dorosłych i możliwościami dziecka są sześciolatki, którym jakoś mniej się wybacza, bo są już duże. Samo stwierdzenie „jesteś już duży, powinieneś wiedzieć”, też jest dorosłym oczekiwaniem. Jeśli oczekujesz, że twoje dziecko będzie o czymś wiedziało, to upewnij się najpierw, że rozumie, potrafi, że sobie radzi z konkretną sytuacją. Jeśli sobie nie radzi, to krzyczy, wybucha, jest emocjonalne lub przeciwnie – zamknięte w sobie.
Od sześciolatka oczekuje się, że będzie umiał być uczniem. Takie dziecko już wiele rozumie i naprawdę można mu sporo wyjaśnić, jednak zawsze powinno być też miejsce na to, że jednak ten sześciolatek nie będzie wiedział od razu, jak to jest „być uczniem”. W wielu przypadkach „bycie uczniem” zwyczajnie się dzieciom nie podoba i to też zupełnie normalne, choć najczęściej znowu niezgodne z naszymi oczekiwaniami. Wolelibyśmy, żeby szkoła się dziecku podobała, prawda?
Dziecko rozmawia emocjami
Chciałabym być dobrze rozumiana, nie chodzi o to, żeby nie mieć żadnych oczekiwań wobec dziecka i wymagać tylko tego, co już potrafi. Byłoby to uwstecznienie, bez przestrzeni na rozwój. Chodzi mi tylko o to, żeby najpierw uczyć i pozwalać doświadczać, a dopiero potem oczekiwać, że dziecko będzie umiało. Ta nauka to nic innego jak powtarzające się ćwiczenia, codzienne zabawy. Nie ma innej drogi, żeby dziecko zdobyło doświadczenie w danym temacie.
Chodzi mi też o miejsce (pośród naszych własnych oczekiwań) na to, żeby dziecku jednak się nie podobało wiele ważnych dla nas spraw: posiadanie rodzeństwa, szkoła, przedszkole, sprzątanie pokoju. Oczekujemy, że w końcu zrozumie i pewnie zrozumie, ale to nie znaczy, że musi myśleć podobnie jak my.
Wychowanie wspierające
- Żeby nasze oczekiwania jednak miały szansę się spotkać (choć nie zawsze to się musi wydarzyć) działaj małymi krokami. Jeśli chcesz czegoś nauczyć rób to na poziomie zainteresowania i możliwości dziecka. Zerknij tu: Jak nauczyć dziecko zaradności.
- Informuj o tym, co dla ciebie ważne, ale nie oczekuj, że będzie to tak samo ważne dla dziecka. Odrabianie lekcji jest ważne, ale nie musi być ulubioną czynnością dnia, jeśli jest przykrym obowiązkiem, to tak to nazywajcie.
- Pozwól, a nawet zachęcaj, do wyrażania własnych oczekiwań dziecka. Nie muszą ci się podobać, ale są ważne.
- Słuchaj co dziecko ma do powiedzenia, nawet jeśli mówi to w sposób inny niż oczekiwałaś.
Ze wszystkim się zgadzam. ????Kochać dziecko mądrze- pod tym kryje się wszystko- rozumne uwazne słuchanie dziecka, pokazywanie swiata, rozsądne przekazywanie oczekiwań, obserwowanie, uczenie dziecka i uczenie się od dziecka…