O ile jeszcze nad karaniem (lub brakiem kar) sporo rodziców się zastanawia, tak już nad zastępowaniem nagród jakimiś udziwnieniami, mało kto się pochyla.
W teorii niestosowania klasycznych kar i nagród te drugie zastępowane są zainteresowaniem działaniami dziecka. Co bezpośrednio zachęca do szukania wewnętrznej motywacji do działania i odkrywania świata.
Kiedy zatem dziecko wkłada wysiłek w osiągnięcie jakiegoś celu, najlepszą z możliwych nagród jest właśnie twoje zainteresowanie. Dlaczego? Ponieważ nagroda materialna sprawi, że maluch będzie jej oczekiwał za każdym razem. Zacznie więc działać dla nagrody materialnej, nie dla siebie.
I naprawdę nie jest trudno wyobrazić sobie sytuację, w której za każdym razem, kiedy dziecko pościeli łóżko lub sprzątnie zabawki, ty będziesz nagradzać słodyczą. Wkrótce okaże się, że zęby do naprawy, pusto w portfelu, a gdy słodyczy nie ma w pobliżu, łóżko już któryś dzień stoi niepościelone. I to prawda, że maluch nie czując (rozumiejąc) wewnętrznej motywacji, nie zrobi tego z własnej woli.
Zainteresowanie zamiast nagród rzeczowych
W tym wypadku trzeba bardzo uważać na słowa. Okazuje się, że: Ładnie pościeliłeś łóżko, to trochę mało. To jest jakiś rodzaj nagrody, bo zadowolenie rodzica jest miłe. Wypowiedziane słowa też są miłe. Ogólnie jest miło być tak chwalonym. Jednak ta teoria idzie krok dalej. W dłuższej perspektywie chodzi o to żeby dziecko chciało pościelić łóżko, pozbierać klocki, wywietrzyć pościel, dlatego, że rozumie powody takiego działania. Nie wyłącznie po to żeby usłyszeć od ciebie, że jest „grzeczne”.
Tu trochę zaczyna się mój dylemat, bo dla kilkulatków (nie wszystkich, ale części) motywatory zewnętrzne też są atrakcyjne. Wiem, że sporo osób krytykuje np. tablice motywacyjne. Jednak są dzieci, które za zdobywaniem naklejek za wykonanie zadania, naprawdę przepadają. Sama spotkałam kilkoro dzieci, które prosiły o przygotowanie dla nich takiej tablicy. Same się tego domagały.
Fakt, oceniały się same, nie robili tego rodzice. Ale to naklejkowe wyzwanie bardzo im się podobało. Wiem, że ktoś może powiedzieć: Bo są nauczone bycia ocenianymi w ten sposób, w szkole czy przedszkolu. Nie mówię jednak o dzieciach zaszczutych, tresowanych i obciążonych nadmiernymi wymaganiami.
Mówię o zadowolonych z życia kilkulatkach, dla których w pewnym wieku, zdanie mamy, taty i wychowawczyni, zaczyna być bardzo ważne. Zdanie świata zewnętrznego zaczyna się liczyć. Jeśli samoocena dziecka nie opiera się wyłącznie na tym, co myślą o nim inni, to naprawdę daje sobie radę. A zbieranie naklejek i samodzielnie komentowanie swojego wkładu, jest wyzwaniem.
U mnie sprawdza się miks
Chyba właśnie o to chodzi żeby nie popadać w żadną skrajność. Nie podoba mi się płacenie za dobre oceny (nagroda motywująca zewnętrznie), ale nie mam nic przeciwko temu żeby dziecko – na równi z nagradzaniem motywującym – dostawało do czasu, do czasu, nagrodę materialną lub np. wycieczkę (co jest przeżyciem, a nie rzeczą). I nie łapię się za głowę za każdym razem, kiedy wyrwie mi się: Ładny obrazek namalowałaś, córeczko.
Lubię i przemawia do mnie teoria o wychowaniu bez kar i nagród, ale w przypadku nagród nie chcę stosować jej w skali 1:1. Przyznaję, dość dziwacznie brzmi, kiedy ktoś mi zwraca uwagę: Nie mów jej, że jest mądra. Jak niby to zrobić, kiedy te nasze pociechy takie ładne, zdolne, wesołe i mądre. Jakim cudem im tego nie mówić i dlaczego?
Wszystko z umiarem
Teoretycznie dlatego, że wyłączne chwalenie za bycie jakimś (mądrym, ładnym itd.) jest motywowaniem do działania dla ciebie – dla rodzica, a nie dla siebie – dla dziecka. To też trochę skręt w kierunku miłości warunkowej, czyli: Kocham cię za coś, co dobrze (po mojej myśli robisz), a nie za to, jaki jesteś (tak po prostu).
Przy miłości rozumianej warunkowo, jest w dziecku taka obawa, że kiedy z jakiegoś powodu nie uda mu się być ładnym (ubrudzi się, ma bliznę na twarzy, brzydko obcięte włosy), może sobie pomyśleć, że przestaniesz je kochać. Bo (oczywiście w mniemaniu dziecka) kochane było za bycie ładnym. I faktycznie jest to dość powierzchowne podejście. Warunkowe.
Trochę więcej o pewnych wyobrażeniach dziecka na swój temat i budowaniu na tym poczucia wartości, napisałam w tym artykule: Brak wiary w siebie. Nie uda mi się! Co zrobić z małym nerwusem, który szybko się poddaje?

Jak zatem nagradzać i używać pochwał żeby dzieciak nie wylądował u psychoanalityka w przyszłości? No właśnie tu bym nie popadała w przesadę. Jeśli dziecko, do czasu do czasu słyszy, że jest ładne czy mądre, to naprawdę żadnej traumy mieć nie będzie. Chodzi jednak o to żeby nie wpychać jedynie w takie schematy. Skoro jest inna droga nagradzania, to dlaczego jej nie wypróbować?
Jaka to droga?
W sumie dość prosta. Wystarczy trzymać się kilku punktów w trakcie codziennych rozmów. Jedyna trudność polega na poćwiczeniu tego rodzaju komunikacji, bo tak zupełnie naturalna, dla wielu dorosłych, ona nie będzie. Dlaczego? Wydaje mi się, że większość z nas była jednak wychowywana przez klasyczne dawanie kar (idź do swojego pokoju) lub nagród (choćby dobre oceny). Dlatego nienaturalnie – na początku – brzmi pytanie o emocje i motywy działania. Ale tylko na początku.
W tym podejściu chodzi głównie o uświadomienie dziecku, że motywacja wewnętrzna jest najważniejszym motorem działania. To znaczy – powinna być. Dlatego warto częściej (lub całkowicie) pomijać nagrody klasycznie rozumiane, bo uczą szukania motywacji z zewnątrz (za cukierka, robię coś dla kogoś), a nie w sobie (wiem i po co coś robię).
Dlaczego to sprawia trudność rodzicom? Nagradzanie słowem jest bardzo naturalne: Zbudowałaś wysoką wieżę z klocków. Bardzo łada, super. I to jest miłe także dla dziecka. Im więcej słyszy takich pochwał z zewnątrz, tym bardziej coś wykonuje dla nich niż dla siebie.
Wychowanie wspierające
Możesz jednak usiąść przy maluchu i zapytać: Łał, a jak się czujesz jako taki budowniczy? lub powiedzieć: Policzmy razem ile klocków jest na tej bardzo wysokiej wieży, którą zupełnie sam zbudowałeś.
Sytuacja, którą ćwiczyłam wczoraj z Karoliną. Ulepiła małego, słodkiego ślimaka z plasteliny. Przykleiła do na jednej z książek stojących na regale i go tam zostawiła jako niespodziankę. Kiedy go przypadkiem zauważyłam, od razu wyrwało mi się: Ale ładny! I co? Już skucha. Jednak zreflektowałam się i dodałam: A co sobie myślisz jak patrzysz na tego ślimaka? I tak temat popłynął swoim torem.
Wyobraź sobie sytuację, w której dziecko pomogło ci posprzątać pokój. Można powiedzieć: Super, dzięki, ale można też pogadać o tym, jak to wpłynęło na wasze relacje np. Dziękuję ci, że mi pomogłeś. Miło mi, kiedy mogę z tobą spędzać czas i jednocześnie ogarnąć trochę obowiązków domowych. We dwójkę idzie nam szybciej. A ty jak się czułeś podczas tej wspólnej pracy? Można też krócej: Miło mi jest, kiedy razem sprzątamy. Jak myślisz, dlaczego jest mi miło?
Jak sensownie motywować?
Takie nagrody/pochwały motywują do zastanawiania się, dlaczego coś robię i jak to na mnie i otoczenie wpływa. Są więc naprawdę prostym i działającym elementem budowania wewnętrznej motywacji. Opisujesz prostymi słowami, jak się czułaś w związku z działaniem dziecka, a potem dajesz mu szansę na opisanie. Pewnie, że najmłodsi powtórzą po nas. Jednak ten twój opis jest ważny, bo uczy mówienia o samopoczuciu i emocjach. Im starsze dziecko, tym bardziej rozbudowany słownik będzie miało w tej sprawie.
Przy tym nagradzaniu bez nagród, skup się na dziecku (emocjach, przeżyciach) nie tylko rezultatach i osiągnięciach (ładna, wysoka wieża). Kiedy narysuje ładny obrazek lub pobije rekord na skakance, uciesz się, pogratuluj i zapytaj: Jak się z tym czujesz?
Okaż empatię, ale prawdziwą
Chodzi o to, że czasem z wielkiej radości, przypisujemy dziecku nasze uczucia, zamiast zauważyć jego uczucia. Weźmy na przykład pierwszą wizytę u dentysty. Albo jakąś kolejną. Jeśli wiesz, że dziecko tego nie lubi i za każdym razem jest stresująco, weź to pod uwagę przy komentowaniu dzielności.
Wyobraź sobie, że wychodzicie już od tego dentysty. Dziecko nie płakało, wszystko poszło dobrze. Ty skaczesz z radości i zalewasz potokiem słów o dzielności, śmiałości i odwadze. Ale czy na pewno właśnie to czuło dziecko u dentysty? I po wyjściu? Zapytaj. Pewnie się dowiesz, że u dentysty czuło niepokój, może strach, a po wyjściu ulgę i możne nawet niechęć do dentysty. Jaki związek mają uczucia dziecka z twoją euforią? I tak chwaląc za dzielność wciskasz w ramy myślenia: Mama będzie ze mnie zadowolona jak będę dzielna, a nie jak będę pokazywała prawdziwe emocje. Zanim więc okażesz swoje, sprawdź co czuje dziecko.
Możesz powiedzieć: Widzę, że bardzo się stresowałaś tą wizytą. Jak teraz się czujesz? Teraz przyszło mi do głowy, że może się to bardzo przydać rodzicom, których dzieci idą od września do szkoły, przedszkola. Nie każde dziecko będzie w pierwszych dniach skakać z radości i czuć się bardzo dzielne. U niektórych: trema, dezorientacja i strach będą tymi najsilniejszymi emocjami.