Reklama
Złap dystans. Łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Zwłaszcza kiedy jest się rodzicem małego dziecka. W tym pakiecie najczęściej idą jeszcze: zmęczenie, niewyspanie, stres, które zdecydowanie utrudniają „dystansowanie się” do świata. 

Oczywiście rodzicielstwo to nie tylko zmęczenie i stres, jednak przyznać trzeba, że trudno czasem zachować zimną krew. Jest wiele sytuacji kiedy tej zimnej krwi zachowywać wcale nie trzeba. Jednak przy dzieciach warto. Paradoks polega na tym, że przy nich właśnie najtrudniej, ale cóż… 

Maluchy wiele rzeczy robią nieumyślnie. Nie po to żeby nas zdenerwować, nie na złość, ale dlatego, że – mając dobre intencje – trochę kiepsko celują z działaniami. Mają za mało zebranych doświadczeń. Trochę więcej o tym napisałam w tym artykule:

Wredne i złośliwe zachowania. Rośnie mi mały tyran?

Obserwuj intencje

I wiem, że może brzmi to trochę dziwnie kiedy takiemu zdenerwowanemu rodzicowi podpowiada się ogólnie: Obserwuj dziecko zamiast się od razu złościć. Jednak jest to jedna z lepszych propozycji jeśli chce się (kiedyś, nie mówię, że już dziś) budować wspierającą relację.

Obserwacja jest też często chwilą na zebranie myśli przed wybuchem. Dając sobie taką chwilę, dajemy sobie (i światu) szansę na to, że wybuchu wcale nie będzie. Obserwacja jest czymś, co towarzyszy nam zawsze i wszędzie. My obserwujemy dzieci, a one zdecydowanie obserwują nas. 

Pierwszy z brzegu przykład, jaki przychodzi mi do głowy, a ma związek z ćwiczeniem obserwacji, dystansu i wspomnianą wcześniej nieumiejętnością wyrażenia dobrych chęci przez dziecko, jest jednocześnie treningiem empatii (tak, empatię powinno się ćwiczyć, ale o tym opowiem innym razem). 

Gdzie ten dystans?

Wyobraź sobie, że masz dwójkę dzieci. Starsze właśnie przecięło sobie palec kartką z książki. Nic dramatycznego, ale leci krew, boli, jest płacz. Co może zrobić młodsze dziecko, które zdecydowanie wie (czuje), że coś się stało, że brat jest smutny, ale nie ma doświadczenia, jak zadziałać w tej konkretnej sytuacji? 

Bywa, że młodsze dziecko rzuca się na starsze w gorącym uścisku. I to jeszcze jesteśmy w stanie zrozumieć, choć starszak wcale z tego uścisku nie musi być zadowolony. Zapłakany, zakrwawiony i pewnie wystraszony może to odebrać jako atak. 

Młodsze dziecko może też przynieść misia i wciskać do zakrwawionej ręki brata. Niby bez sensu, bo brat teraz potrzebuje opatrzenia rany, a nie zabawy maskotką. Jednak z punktu widzenia młodszego dziecka nie jest to „zawracanie głowy” tylko chęć udzielenia pomocy – pocieszenia. Niestety w takich przypadkach dziecko często słyszy: Ale zabierz to, nie czas teraz na zabawę misiem. Nie widzisz, że Szymon płacze? 

Właśnie w takich sytuacjach warto spróbować uspokoić nerwy i zerknąć na sprawę z innej perspektywy – tej dziecięcej. Młodszy chce pocieszyć brata, a propozycja z misiem jest tym, co przyszło mu do głowy. 

Nierzadko zdarza się, że maluchom przychodzi do głowy podarcie tej książki, przez którą brat płacze. Dorośli wtedy denerwują się podwójnie, bo nie dość, że starszy krwawi, to jeszcze młodszy zamiast lecieć po plaster, niszczy książkę. A on ja niszczy, bo wie, że to ona skaleczyła brata i chce się pozbyć źródła zagrożenia. 

W takich sytuacjach najlepsze co można zrobić to wziąć dwa oddechy, przystanąć i spróbować zrozumieć intencje dziecka. A potem wyjaśnić, jak jeszcze w tego rodzaju sytuacjach można się zachować. Im więcej informacji, tym większa szansa na to, że wyrośnie nam empatyczne dziecko, potrafiące reagować adekwatnie do sytuacji. 

Dorosłe oczekiwania

Oprócz obserwacji, ważne są też – i widać to w powyższym przykładzie – nasze oczekiwania. Zamiast oczekiwać od małego dziecka, że będzie potrafiło zachować się w każdej sytuacji, może warto przystosować własne oczekiwania do realnych możliwości malucha. 

Przy tej scenie z krwią i misiem, najmłodsi często słyszą: Nie, nie, zabierz misia. Szymonowi potrzebny jest plaster, a nie zabawka. Oczywiście jest to zdanie informujące, co powinno się zrobić w tej sytuacji. Jednak bez zauważenia intencji dziecka jest to jednocześnie coś na kształt karcenia (przynajmniej w oczach dziecka). Oczekuję, że będziesz wiedział co zrobić, bo jak leje się krew to potrzebny jest plaster, a nie zabawka. Skąd maluch miał to wcześniej wiedzieć?

I wiem, że może się to dorosłemu wydawać takim „cackaniem się” z dzieckiem, że lepiej wyłożyć kawę na ławę żeby następnym razem wiedziało. Jednak jest to bardziej nasze wyobrażenie o tym jak powinno być, niż obiektywna prawda. Żeby ta sytuacja była faktycznym ćwiczeniem empatii, warto przed wyjaśnieniem, że potrzebny jest plaser, po prostu zauważyć intencje malucha:

  • Chcesz pocieszyć Szymona, dlatego przyniosłeś misia? Tak? To bardzo miłe. Jak tylko opatrzymy ranę plastrem możesz dać misia Szymonowi. Zobaczymy czy zechce się nim pobawić. 
  • Ojej, przestraszyłeś się skaleczenia i płaczu, tak? Dlatego niszczysz książkę? Bo Szymon się skaleczył o kartki? 

Jeśli tylko od czasu do czasu zadamy sobie trud zerknięcia na sprawy z dystansem, może się okazać, że zamiast dziecka bezsensownie niszczącego książki, mamy dziecko ćwiczące empatyczne reakcje w konkretnych sytuacjach. Warto czasem po prostu wziąć oddech i zauważyć. 

Dwa, trzy, cztery – wspólne spacery

Książką, którą polecam do ćwiczeń związanych z rozbudzaniem empatii przez „przerabianie” różnych sytuacji jest jedna z serii: Dwa, trzy, cztery. Cała seria jest oczywiście świetna, jednak każdy z tytułów ukierunkowany jest na nieco inne temat. Tym razem chodzi mi o część Wspólne spacery. 

Zdecydowanie uważam, że książki dzięki którym można z dzieckom rozmawiać o różnych sytuacjach i ćwiczyć empatię, niekoniecznie muszą być tylko o uczuciach. Jesteśmy trochę wyczuleni na tytuły dla dzieci zawierające słowa: emocje, uczucia itd. Rozumiem to, bo emocje to trudna do „rodzicielskiego ogarnięcia” działka. 

Jednak w wielu przypadkach równie świetnie sprawdzają się książki, dzięki którym możemy z dziećmi rozmawiać o różnych sytuacjach. Opisywać je i obserwować. Do takich należą niektóre (bo nie wszystkie) książki obrazkowe. 

Jeśli mówmy o bardzo małych dzieciach (2+) i czytaniu właśnie z zamiarem przybliżenia pewnych sytuacji, książka powinna spełniać pewne kryteria. 

  • Pierwszy, to rzeczywistość bliska dziecku. Trudno wyjaśniać przykłady, które dla malucha są kompletną abstrakcją. Tutaj mamy spacer i elementy, z którymi ma do czynienia praktycznie codziennie (lub czasami, co też ważne). I tak to powinno wyglądać. 
  • Drugim ważnym kryterium jest mała ilość szczegółów na jednej stronie. I tu już nie każdy picture book się nadaje do tej konkretnej roli. Warto szukać takich książek, w których dwulatek nie zostanie zarzucony tysiącem szczegółów, ale będzie widział rzeczywistość mniej więcej tak, jak to się dzieje podczas zwykłego spaceru. Będzie miał szansę rozejrzeć się, odnotować kilka elementów i na nich się skupić.

To powinna być książka w największym stopniu odzwierciedlająca życie dziecka, a bardzo szczegółowe ilustracje z tysiącem detali (które uwielbiam i nie raz mówiłam jak z nimi pracować – KLIK!), akurat nie spełniają kryterium, na którym tym razem się skupiam. 

Podczas czytania warto zagadywać malucha, zachęcając do pokazywania, opowiadania, odpowiadania na pytania związane z daną ilustracją. Nie tylko na zasadzie: Powiedz, co tu widać. Ale także: Ojej, coś tu się rozlało. Co ta dziewczynka może teraz zrobić? Jak byśmy mogli jej pomóc?

Taki sposób czytania to nie tylko wspólny czas, ale prawdziwa edukacja związana z ćwiczeniem empatii. 

Tekst i ilustracje Joanna Bartosik
Wydawnictwo Widnokrąg
Najbardziej spodoba się dzieciom w wieku 2-4 lata.
Seria została wpisana na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej, a także wyróżniona w konkursie Instytutu Książki i Polskiej Sekcji IBBY.

Kliknij w dowolne zdjęcie żeby sprawdzić cenę i dostępność tej książki.

 

blog aktywne czytanie ksiązki dla dzieci blog

Kliknij w zdjęcie, przejdziesz do bloga AktywneCzytanie.pl

Data recenzji
Nazwa produktu
Anna Jankowska
Ocena
51star1star1star1star1star