Jak czytać książkę małemu dziecku? Mam wrażenie, że nie słucha. Wierci się, przewraca po kilka kartek albo w kółko chce oglądać jeden obrazek. A może wybrałam złą książkę?
Może jednak zanim przejdziemy do „jak”, zatrzymajmy się na „co”.
Zastanawianie się nad wyborem książki dobranej do wieku, to naprawdę ważna sprawa. Jeśli nie wiesz, czego szukać lub od czego zacząć, zerknij na artykuł, w którym wyjaśniam, jaka książka sprawdzi się na danym etapie.
80 najlepszych książek dla dzieci
Odłożyć czy czytać książkę?
Każdemu pewnie zdarzyło się dostać lub podarować beznadziejną książkę. Taką, która wciąga tylko na chwilę. Jeśli taki nietrafiony prezent wręczymy dorosłemu, to jeszcze pół biedy. Zazwyczaj ma na tyle przyzwoitości, by rzucić okiem choć na okładkę i notkę na końcu, pochwalić zdjęcie autora czy burknąć, że słyszał o niej i marzył.
Jednak w przypadku małych dzieci, że jeśli książka nie zainteresuje, to koniec. Amen. Po prostu leci do kąta łapać kurz, zapewne aż do najbliższych generalnych porządków. Potem podzieli los nielubianych zabawek i za małych ubrań – zostanie oddana, by „uszczęśliwić” inne dziecko.
Ja bym jej jednak nie skazywała na wieczne wygnanie, bo bywa, że książka jest w porządku, tylko próbujemy ja na siłę czytać z małym dzieckiem na „jedyny słuszny” sposób, czyli „siedź i słuchaj”.
Czytać książkę czy się bawić?
Dla dziecka najprzyjemniejsza w czytaniu jest zabawa. Dlatego książkę od najmłodszych lat, w ten właśnie sposób traktuję i już nie raz o tym mówiłam – jak zabawkę. Nie znaczy to wcale, że pozwalam kopać nią w piasku jak łopatką lub robić z kartek statki w wannie.
Jednak każdy rodzic malucha wie, że warto na początek zainwestować w taki rodzaj książki, którą bobas będzie mógł dosłownie zmasakrować. Dzięki temu mały człowiek pozna i doświadczy, że książka to przedmiot, który ma kratki (może jeszcze szmaciane lub z grubej tektury, a nie takie szeleszczące, ale zawsze kartki), że się je przewraca, że czasem da się wyrwać, że na nich jest coś napisane i narysowane.
Niby banał, a gdy tak poobserwujesz półroczne dziecko w kontakcie z książką, to oprócz tego, że taka zwykła (czyt. delikatna) książka szans na przeżycie nie ma, to jednak widać, że ten dziwaczny przedmiot fascynuje.
Zebrałam w jednym miejscu kartonowe książki dla dzieci, czyli właśnie takie do zabawy i aktywnego czytania.
Kupować, ale też czytać książkę
Kupienie półroczniakowi książki i pękanie z dumy, jakim to światłym jest się rodzicem, niewiele wnosi we wspólne czytanie. Prawda jest taka, że każdą książkę trzeba z małym dzieckiem czytać. Często do znudzenia (dorosłego, bo przecież nie malucha). Potem, jak się nauczy czytać samodzielnie, to już inna sprawa. Ale ta perspektywa znajduje się na razie za siedmioma lasami i siedmioma górami, prawda?
Są takie serie, które znakomicie sprawdzają się właśnie na tym (niszczycielskim) etapie. Szukaj książek: małych, kartonowych, twardych, gumowych lub materiałowych. Gdzie jest bardzo mało treści, dużo białego tła i elementy znze dziecku z otoczenia.
Czytać książkę i pokazywać
Oprócz obrazków (najlepiej podpisanych dużymi literami, to się malcowi przy okazji „uruchomi” czytanie globalne >>) znakomite są proste wierszyki. U nas bardzo sprawdziła się seria, w której występował niejaki Kotek Apsik i jego przyjaciele. Mało tekstu, prosty wierszyk, rytmiczny i niewydumany. Na Fredrę (Małpa w kąpieli) i Konopnicką przyjdzie jeszcze czas, choć też w pierwszych miesiącach życia dziecka naprawdę można czytać nawet Potop. 😉
Gdyby ktoś miał wątpliwości czy warto półrocznemu dziecku kupować książkę, to je chętnie rozwieję – oczywiście, że warto! Tylko żeby prezent był trafiony, to uświadomiona w posługiwaniu się pierwszymi książkami musisz być i ty. Niby żadna filozofia, a jednak trochę tak. Wychodzę z założenia, że jak już spędzam czas z dzieckiem, to niech ten czas będzie jak najlepiej wykorzystany.
Kolorowe obrazki to jedno, jednak one nie przyciągną uwagi na długo. A codzienne czytanie (oczywiście, że kilka razy dziennie), jak najbardziej tak. To trening pamięci, a przede wszystkim nauka mówienia w najdoskonalszy z możliwych sposobów – przez rozwijanie wyobraźni i pobudzanie ciekawości.
Pokazuj palcem. To jest ta sztuczka!
Podczas czytania (za każdym razem nie tylko przy pierwszym czytaniu) pokazuj każde możliwe do pokazania słowo. Jeśli czytasz kotek to pokaż go palcem, jeśli czytasz myje to zademonstruj, jak kot się myje. Jeśli czytasz szyja, to pokaż, gdzie kot ma szyję i gdzie ono ją ma.
To zabawa i nauka mówienia w jednym, najczęściej ładnie zilustrowanym, pakiecie. Czasem tatusiowie mają tendencję do polemizowania z tą metodą, w myśl znanej zasady: Skoro raz powiedziałem, że kocham i nie odwołałem, to wiadomo, że tak jest. Po co się powtarzać? Skoro raz mu pokazałem kota na obrazku, to wie jak kot wygląda.
Dawanie dziecku do ręki książki dla samego dania (żeby móc powiedzieć: Moja biblioteczka pęka w szwach), nie ma sensu. Tak samo, jak czytanie dziecku (które uczy się mówić) bez pokazywania obrazków. Oczywiście coś tam zawsze „liźnie” – osłuchuje się z językiem, łapie rytm i spędza czas z rodzicem więc nie powinno narzekać.
Krótka wycieczka do Hiszpanii
Postaw się jednak przez chwilę na miejscu takiego bobasa. Znajdujesz się w obcym kraju, gdzie wszystko jest nowe. Ciekawe owszem, ale nie znasz języka i nie bardzo potrafisz nazywać otaczającą rzeczywistość. Słyszysz, że mówią po hiszpańsku, ale co oni mówią, to już nie wiesz.
Nagle widzisz tabliczkę z hiszpańskim napisem i słyszys, jak ktoś odczytuje go na głos. I co? Nadal nic. Po chwili gruby gość stojący przed tobą w jakiejś kolejce odsuwa się, a zza jego pleców – na wyżej wspomnianej tabliczce – wyłania się obok napisu, rysunek toalety. I co? I od razu wiesz, że dwa kroki w bok wykonane przez grubego jegomościa, saved your day 😉
Dokładnie tak samo jest z czytaniem dziecku. Dla dorosłego jest oczywiste, że kto to kot. Dla dziecka kot to tylko „hiszpański dźwięk”. Żeby puzzle w głowie ułożyły się w zgrabną całość, warto mu przy każdej okazji tego kota pokazywać. Dopiero kiedy zauważysz, że malec słysząc słowo kot, biegnie pokazać placem obrazek kota, będziesz wiedziała, że misja zakończona została sukcesem.
O dumie rozpierającej rodzica w tym magicznym momencie wskazywania pierwszy raz kota, nawet nie wspominam.
A do zobrazowania tego wszystko wykorzstałam książkę, przy której autorsko czuwałam, żeby spełniała własnie te wszystkie wymogi angażujące dziecko.
Bardzo ciekawy wpis. Fantastyczne porównanie do nauki obcego języka 🙂 U nas z książkami jest inaczej. Każdy egzemplarz nas cieszy 🙂 Przeglądałam je z dziećmi zawsze. Najpierw takie z obrazkami a potem takie z krótkimi opowiadaniami. Zawsze też daję dzieciom wyraźną informację, że książkę trzeba szanować. Udaje się. Dzieciaki moje uwielbiają książki i chętnie po nie sięgają. Syn ma 5 lat i potrafi już czytać a córka skończyła rok i na razie najchętniej ogląda książki z obrazkami zwierząt. Pozdrawiam 🙂 Dorota
Dzięki. Przyznasz, że teraz są takie świetne książki dla dzieci, że nawet dorosłemu trudno się czasem od nich oderwać? 😉
Jestem mamą dziewieciomiesiecznych bliźniaczek. Moje córki są bardzo zainteresowane książeczkami, ale głównie w jednym aspekcie – chcą je gryźć. Zniszczyły już kilka egzemplarzy, a ja boję się, że kiedyś najedzą się papieru…. 🙁 Jak sobie z tym radzić? Schować książki na dno szuflady, czy pozwolić na takie niszczenie?
Ja miałam na taką okoliczność kilka książek „do zniszczenia”, bo mi zależało na tym żeby dziecko miało kontakt z książkami. Tytuły, których mi było żal poczekały aż córka dorosła i już. 🙂
Jak ja się cieszę że trafiłam na Pani wpis. Ja mam z córką taki problem ze nie wykazuje zainteresowania jak jej czytam chociaż pokazuje obrazki ale mam wrażenie że ja to nudzi. Ale nie będę się dzięki Pani poddawać! O ile mój syn uwielbiał czytanie (no niestety teraz już nie – 10lat:( to córka nie koniecznie. Ale może w takim razie jeszcze pokocha. Bardzo mi na tym zależy. Dziękuję za wsparcie!
Ja zaczęłam czytać córce, kiedy miała 4 miesiące, dopóki leżała na plecach, skupiała się na obrazkach i dźwięku, ale kiedy zaczęła pełzać, siadać, raczkować itp. musiałyśmy czytanie zawiesić, bo zaczęło ją to ewidentnie nudzić (nic na siłę). Wtedy po prostu położyłam twarde książeczki w koszyczku na jej macie, czytałam sama sobie na głos, jak miała ochotę to pokazywałam obrazki, ale wg mnie była książkowym „nielubkiem”, a ja wewnętrznie byłam załamana bo książki znaczą wiele dla mnie (jak i dla mojego męża). Zanim ukończyła rok wpadła jej w oko książka z wierszykami Kerna z pięknymi ilustracjami kotków i piesków. Oglądałyśmy ją kilka razy dziennie a ja tylko opowiadałam, co jest na obrazku. Inne książki mogły nie istnieć, ale pieski i kotki miały to coś… Po kilku miesiącach kupiłam inną książkę z tej samej serii z wierszami Ewy Szelburg- Zarembiny i to był hit (sama te wierszyki lubiłam gdy byłam mała) bo Zuzia pokochała i ilustracje, i wierszyki. Teraz jest małym molem książkowym. U nas kluczem były proste obrazki na białym tle, zbyt artystyczne wizje ilustratorów dyskwalifikowały nawet najpiękniejsze dzieła. U nas na Konopnicką przyszedł czas wcześnie 😉 bo uwielbiamy wierszyk „Pranie”, czy „Sprzątanie” Doroty Gellner, ale to jest związane z zainteresowaniami dziecka ;). U Kerna czasem uda mi się przemycić jakiś wierszyk, ale nadal koncentrujemy się tylko na ilustracjach piesków czy kotków, bo wierszyki są jednak za trudne.
P.S. Bardzo ciekawa i inspirująca strona
Dziękuję za tę opowieść, przyda się na pewno mamom maluchów, które pragną żeby ich dzieci pokochały książki 🙂 Nic na siłę, ale pokazujesz jak ważna jest rola rodzica 🙂 Pozdrawiam!
Super wpis, jak wszystkie. Czytam bardzo chętnie.Mowa o wpisach 🙂 Moja córka ma teraz etap że nie chce żeby jej czytać 🙁 (20 miesięcy) Wcześniej sama przynosiła książeczki żeby jej poczytac i jakoś bezwiednie ale właśnie pokazywałam jej palcem na stronie wymawiany przedmiot np. owoc…a teraz się wygłupia troszkę, zabiera książeczkę i sama przewraca strony żeby potem rzucić ją w kąt..Jak ją zachęcić teraz do wspólnego czytania 🙂 ?
Może nic nie rób. Bierze, przewraca strony, czyli czyta, tylko po swojemu 🙂 Może wieczorne czytanie jej sprawi przyjemność? Tyle jest pięknych książek do aktywnego czytania (czyli dla najmłodszych) na dobranoc.
Powiem tak, biblioteczkę mamy sporą jak na 3L dziecko i ciągle się powiększa….jestem jednak taką mamą, która kupuję nie po to żeby mieć na półce bo jest moda, bo wypada, bo coś tam…. zresztą nic nie robię „bo tak wypada” i szczerze mam na takie coś „alergię”. Kocham książki, kocham czytać i tą miłość ❤️ Młody wyssał choć karmiłam krótko 😉 Czytałam mu jak jeszcze był w brzuszku….wtedy akurat Kinga lub inne kryminały :p
W 8 miesiącu kupiłam zbiór bajek, ale wiecie co? Jak dla mnie niczym od tych kryminałów to się nie różniły!! W sumie to chyba były jeszcze gorsze, bo tatuś wyprowadza dzieci do lasu ????, zawsze ZŁA macocha , dochodzenie do „czegoś” przez oszustwa, kradzieże..tu mam na myśli Kota w butach. Przeczytałam wtedy ten jeden jedyny raz i do tej pory moje dziecko tych „bajek” nie zna…i mam nadzieję że nie pozna.
Rozwój mowy przez czytanie, pokazywanie? W ????% się zgadzam. U nas po książeczkach kontrastowych, gumowych, przyszła pora na „Księgę dźwięków” i o ile poprzednie były jedzone i traktowane w oczywisty sposób….tak już od TEJ książeczki Młody zaczął się uczyć poszanowania książek. Dotykać oczywiście mógł 🙂 ale pod naszym „nadzorem” ;p
Do tej pory mu zostało, nawet jak ktoś pożycza od nas książeczki (jesteśmy taka „osiedlową” biblioteka dla PL dzieciaków) to mówi tylko nie zniszcz tej książki!
Coś w tym jest, że wiele oryginalnych bajek to kryminały. Trzeba jednak brać poprawkę na historię powstawania pewnych bajek i baśni. 😉 Super, że synek tak lubi i dba o książki. 🙂
Mam dwóch synów 3 latka i 7 latka. Dwa różne charaktery 7latek to spokoj i opanowanie od urodzenia. Uwielbia książki, puzzle, od najmłodszych lat. Teraz świetnie odnajduje się w różnego rodzaju książkach z zagadkami logicznym. 3latek to totalne przeciwieństwo, energia a do tego uparty „albo jest coś jak on chce albo nie ma wcale” to jego motto. Obu czytaliśmy od urodzenia w szczególności na dobranoc. I mimo że przy drugim mieliśmy ogromne obawy że on to książki będzie potrafił co najwyżej masakrować to kładąc się książka ZAWSZE musi być. E szczególności przy energiczniejszym synu postawilismy na wszelkiego rodzaju książki aktywizujące czyli przesówania, okienka, pokaż, przekręć itp . (Chociaż starszy najbardziej kochał książeczkę „Spotkał katar Katarzynę ” Kiedy mógł po każdym wersie kochać, a w starszym wieku krzyczeć A-psik) obaj kochają książki.
Najpiękniejsze wspomnienia właśnie tak się rodzą. 🙂 I zostają na zawsze.
Super postawa, zwłaszcza pomysł z książkami aktywizującymi! 🙂
Pani Anno!
Swietny artykuł jak zawsze czytając zachwycam się Pani podejściem,pasją i miłością do czytania książek.
Sztuczka genialna w swojej prostocie, będę przekazywać dalej:) dziekuje za ten artykul i całokształt Pani pracy!
Dziękuję bardzo! Miłego czytania z maluchem :)))
U nas hitem na hity okazała się Kaczka Dziwaczka. Kupiłam za piątkę w empiku taką w wersji sztywnokartkowej jak synek miał 2 miesiące i stało się coś czego się zupełnie nie spodziewałam. Podczas czytania mu tej książki, śpiewałam mu a potem nawet usypiałam go śpiewając Kaczkę Dziwaczkę. Do lekarza, do nielubianego samochodu, na awantury – Kaczka Dziwaczka. Otwieram przed nim książeczkę, zaczynam śpiewać i bobas zamienia się w słuch 🙂 teraz syn ma 9 mcy a Kaczka nadal działa tak samo!
Witam Cię Aniu 🙂
szukam i szukam i znaleźć mi trudno konkrety nt trudności w kojarzeniu, Chodzi o moją 11-letnią córeczkę, która ma duże trudności z nauką, ale nie tylko – trudno jej się wypowiadać na jakikolwiek temat, ponieważ uciekają jej słowa (nawet podstawowe), że nie wspomnę o pamięci, zacina się. Na dzień dzisiejszy zmieniłam jej szkolę. gdyż w w klasie nie miała wsparcia, wręcz przeciwnie. Zapisałam ją do edukacji domowej. Jest w tej chwili w 5 klasie, materiału do nauczenia dużo. A ja załamuję się powoli, bo 1 – pierwszy – temat z biologii przerabiamy 4 dzień, jak ma nauczyć się materiału z całego roku – 7 przedmiotów – do egzaminów do końca maja.
Od dziecka konfabulowała, żyła w swoim świecie, pedagog szkolna, psycholog, nauczyciele, (…) nie widzieli problemu, teraz sugerują psychiatrę, na którego też trzeba czekać kilka miesięcy (na prywatne wizyty mnie nie stać). A do tego wszystkiego materiał jest przeładowany, dzieci muszą uczyć się rzeczy w skrócie powiem – abstrakcyjnych, niepotrzebnych, ale jak nie będzie umieć – nie zaliczy.
Okazuje się, że pamięć ma b. dobrą, lecz wybiórczą, nie wiem na czym to polega, ale niektóre fakty pamięta i kojarzy świetnie, a większość niestety nie. Wszelką pomoc odrzuca i zamyka się w sobie.
Co mam robić? POMOCY!
Myślę, że wizyta u neurologa może coś wyjaśnić.