Kiedy często słyszymy „nie” ze strony dziecka, to przychodzą do głowy słowa: bunt, niegrzeczne itd. To „nie” bywa męczące, dlatego warto poćwiczyć pewien prosty, komunikacyjny zabieg.
– Spóźnimy się do przedszkola, ubieraj się szybciej.
– Nie.
– Czas wychodzić już z wanny.
– Nie.
– Posprzątaj proszę te zabawki.
– Nie.
Brzmi znajomo?
Czasami sprawdza się po prostu dawanie wyboru dziecku w różnych sytuacjach. Maluchy odkrywając swoją niezależność, bardzo pragną ją podkreślić. Słowo „nie” jest bardzo prostym w użyciu narzędziem, by to zrobić. Dlatego dzieci tak często go używają.
Kiedy 2-3 latek, przedszkolak czy uczeń mówi „nie”, dorośli czasem słyszą w tym brak szacunku i wrzucają wszystko do worka „niegrzeczność”, pyskowanie, lenistwo lub jeszcze jakiegoś innego. Tymczasem samo słowo może oznaczać właśnie pokazanie, że jestem osobną jednostką i chcę decydować o sobie.
Zamiast karać za tę chęć decydowania (nazywaną „nieposłuszeństwem”), można maluchowi pozwolić decydować o sobie w pewnych sytuacjach. Jasne, że nie we wszystkich, ale w bardzo wielu da się to zrobić. Choćby przez przemyślane wybory zamknięte w codziennej komunikacji.
Zamiast: Spóźnimy się do przedszkola, ubieraj się szybciej!
Powiedz: Chcesz sam założyć buty czy wolisz żebym ci pomogła?
Zamiast: Ubieramy się na spacer, a ty znowu się guzdrzesz!
Powiedz: Wolisz ten brązowy szalik czy zielony?
W tym momencie robisz dwie ważne rzeczy:
- dajesz wybór czyli pozwalasz decydować o sobie,
- informujesz (bez konkretnych słów), że kwestia wyjścia z domu w tej chwili nie jest dyskusyjna, to się dzieje, tu dziecko nie ma wyboru.
Warto ćwiczyć taką wspierającą komunikację, bo ona pozwala lepiej dogadywać się w wielu sytuacjach i często też pozwala zażegnać wybuch niezadowolenia. Dziecko czuje, że jest ważne, że decyzuje, że jego zdanie się liczy. Ma więc mniej powodów do tego żeby się buntować.
Zamiast: Czas wychodzić już z wanny!
Powiedz: Chcesz się wytrzeć białym czy niebieskim ręcznikiem?
Zamiast: Posprzątaj proszę te zabawki.
Powiedz: Wolisz zbierać klocki do zielonego pudła czy ustawiać książki na regale?
Przemyślany wybór
Oczywiście jest to kwestia przyzwyczajenia do takich rozmów i wprawy, warto jednak pamiętać żeby te dawane przez dorosłego wybory były przemyślane. To znaczy takie, na które się zgadzasz. Tu chyba najłatwiej wpaść we własną pułapkę, bo trzeba wcześniej przeanalizować dokładnie pewne sprawy, zanim się pozwoli na samodzielne decyzje.
Im starsze dziecko tym więcej wyborów i już niekoniecznie zamkniętych. To naprawdę działa. Wyobraź sobie sytuację, w której twoja pociecha nie chce usiąść przy stole, a tu robi się późno i czas na kolację.
Zazwyczaj każdy w domu ma swoje miejsce przy stole i tam „powinien” siedzieć. Zaskocz dziecko możliwością zmiany miejsca i dokonania samodzielnego wyboru: Gdzie chcesz siedzieć podczas kolacji?
Zauważ, że znowu robisz dwie ważne rzeczy:
- dajesz wybór i możliwość samodzielnego decydowania o sobie,
- informujesz (bez konkretnych słów), że właśnie jest kolacja, nie pytając czy dziecko ma na to ochotę.
Pamiętaj jednak, że na tak zadane pytanie maluch może powiedzieć: Na podłodze. To mam na myśli mówiąc o przemyśleniu i zaplanowaniu takich rozmów. Założenie, że dziecko się domyśli, że chodziło ci o miejsce przy stole, jest nie w porządku wobec malucha. Im młodsza pociecha, tym mniej domyślna. Przyznaj, że nawet dorośli miewają problem z tą domyślnością.
Może lepiej powiedzieć: Wybierz sobie krzesło przy stole, na którym chcesz dzisiaj siedzieć przy kolacji.
Ćwiczę z wyboru
Być może niektórym wyda się męczące takie ciągłe dawanie wyborów. Dla mnie jednak jest to o wiele bardziej wspierające i motywujące niż wieczne awantury i reakcje dziecka na wszystkie dorosłe: musisz, zrób, nie wolno itd. Jasne, że niektóre dzieci na każde pytanie odpowiedzą: Nie!, ale są i takie, dla których to poczucie sprawstwa, decydowania, będzie bardzo ważne.
Dla kogoś z boku może to wyglądać jak kolejna sztuczka rodzicielska. Jednak dla dziecka, możliwość decydowania o sobie, to cegiełka do budowanie poczucia własnej wartości. Drobiazg właściwie, ale przecież z wielu takich drobiazgów składa się każdy dzień. I rodzicielstwo też składa się głównie z takich drobnych chwil.
Jeśli masz ochotę dowiedzieć się trochę więcej na temat słowa „nie” i wpierającej komunikacji w rodzinie, to właśnie przygotowałam na ten temat cały odcinek podkastu.
Jeśli nie chcesz przegapić żadnego odcinka, mieć dostęp do poprzednich i jako pierwsza dowiadywać się o kolejnych, ściągnij darmową aplikację Tylko dla Mam na telefon. Szczegóły tutaj (klik).
Nie musisz się ze mną zgadzać
To też się może przydać
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
- Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
- Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
- Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
- Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
- Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.
Pamięta, że starszy strasznie się stawiał, wręcz mówimy, że urodził się ze słowem „nie” na ustach (do teraz – lat prawie 7). Zaczęliśmy dość szybko stosowac na nim ten „myk”. Na pytanie: wolisz wyjść z auta z prawej czy lewej strony – odpowiadał „nie!” 🙂
Nie twierdzę, że zawsze i na każde dziecko to działa, ale warto spróbować i nie poddawać się po kilku NIE, mam w domu taką buntowniczkę i w wielu przypadkach to działa 🙂
O a my mamy podobny przypadek, jak komentarz wyżej -nasza córka na pytanie „ubierzesz sama kurtkę, czy może Tobie pomóc ?’ „chcesz te rękawiczki z pająkiem, czy te z kokardką” odpowiada NIE… i dalej nic nie robi… Ostatnio ten bunt jest jakby większy (może to emocje związane z pójściem do przedszkola, przebywanie w większej grupie dzieci ( wżłobku grupa liczyła koło 10, teraz 25)?
Rany! Chyba Panią ozłocę!
Trafiłam na to miejsce szukając czegoś na temat mojego osobistego problemu emocjonalnego z mamopobawieniem się ze mną. I zostaję! Do osiemnastki co najmniej, a później od nowa, przy wnukach 😉
Czytałam wcześniej wiele książek, artykułów i artykulików z których dowiadywałam się zasadniczo jednego: że generalnie POWINNAM. Tylko i wyłącznie powinnam. Kolejną rzecz powinnam i kolejną, bo współczesny rodzic wyłącznie powinien. Nie ma, że boli. Powinnam więc obudzić w sobie wewnętrzne dziecko, a skoro lubię gry planszowe a nie cierpię wszelkich udawanek, to niewątpliwie wyłącznie dlatego, że mam bzika na punkcie „edukacyjności”. Nie no – przecież niemożliwe, że mi szare komórki bledną i rozmiękają z nudów po trzysta trzydziestym szóstym gadaniu tym samym pluszowym pieskiem, ale nie byle jakim gadaniem, bo przecież „ale mamo, ale nie tak, a może być tak, że piesek powie, że…” i tu stały scenariusz ;-D A jak cię przy tym skręca i ziewasz chyłkiem acz zapamiętale, i kawę co pięć minut kolejną pociągasz by nie zasnąć na stojąco to giń, przepadnij, jesteś mało kreatywna, może przemęczona, ale ogólnie – do kitu. Nie licz na wsparcie czy ciepłe „wiem, jak się męczysz, ale dasz radę” 😉 Panie – rzekomo – psycholog, na które powołują się autorzy diagnozują może i trafnie, ale zalecana terapia to błędne koło – kolejny wyrzut sumienia, bo przecież POWINNAM obudzić w sobie dziecko i odnaleźć w tym radość, a naprawdę przekonam się, jakie to fantastyczne 😉
Więc teraz POŁYKAM jak leci. Bo nareszcie ktoś dostrzegł we mnie człowieka. I ten fakt –
jak w powyższym artykule – że czasami żadne dawanie wyboru się nie sprawdzi, bo są jednostki smarkate, które na każde stawanie na uszach odpowiedzą: NIE! Bo akurat one takie po prostu są 😉 Nie dlatego, że rodzic tak wychował, że coś zrobił źle i na pewno niewystarczająco się starał, tylko dlatego, że dziecko to też człowiek i niekoniecznie wszystko da się w nim wyregulować i ustawić zgodnie z naszą wolą.
Kto by pomyślał: jedno zdanie w tekście, a tak pomaga 😉
Jest Pani wielka, dzięki stokrotne – za rady i – choć może dziwnie to zabrzmi – WSPARCIE! Jutro wstanę i kolejny raz dzielnie będę gadała pieskiem całą drogę do przedszkola/pracy ubaw wielki czyniąc tramwajowym współpasażerom ;-D
O dziękuję za tyle ciepłych słów 🙂 Zapraszam do grupy na FB Wychowanie Wspierające i do wpisu na blogu, gdzie jest nawet artykuł o tym, że nie lubię się bawić ze swoim dzieckiem 😉
U nas też to nie działa :/
Jak się go pytam czy chce ubrać piżamkę z psim patrolem czy ze Scooby-Doo to odpowiada: ale ja nie chcę wyjść z wanny… I tak jest na codzien ze wszystkim. Jak syn czegoś nie chce to mogę mu dawać wybór a on i tak tego nie zrobi 🙁
Nie na każdego działa. Trzeba szukać innych pomysłów. Jeśli jasno komunikuje czego chce i wie czego chce mama, już jesteście na jakiejś drodze do wymyślenia czegoś wspólnie, w połowie drogi.
A jak podejść do sytuacji, w której dziecko postawione przed wyborem np. dotyczącym sprzątania jednego bądź drugiego rodzaju zabawek mówi, że nie chce sprzątać ani tego, ani tego. W sumie z wyborami dotyczącymi innych sytuacji jest podobnie …
Można spróbować dać wybór między sprzątaniem a wyścigami, kto ułoży więcej zabawek na półce. Być może chodzi właśnie o czynność, a nie zabawki do wyboru.