Jednym z najtrwalszych wspomnień mojego dzieciństwa (a z biegiem lat większość z nich zaciera się coraz bardziej) są wieczory. Wieczory poświęcone czytaniu.
Ja i moja młodsza siostra w pidżamach leżymy już w łóżkach, a na ławie siedzi nasz Tata. Każda ma prawo wybrać tytuł bajki, która zostanie odczytana przed zaśnięciem.
Najczęściej to jedna ze zbioru „Śpiewająca lipka” lub baśni z „U złotego źródła”. Były czytane tak często, że właściwie znałyśmy je na pamięć.
Tym bardziej podejmowane przez rodzica próby oszustwa, polegające na omijaniu wersów, fragmentów, a nawet całych stron (w zależności od stopnia uśpienia dzieci), nie mogły się powieść. Budziłyśmy się natychmiast wyznaczając karę – dodatkowe baśnie do przeczytania.
Czasami czytaniu towarzyszyły bajki wyświetlane na ścianie z projektora. A czasami zastępowane było słuchaniem ukochanych bajek-grajek z winylowych płyt na wysłużonym bambino.
Samodzielne czytanie
Pamiętam wizyty w miejskiej bibliotece – stare, drewniane schody prowadzące do niewielkiego pomieszczenia w niemalże piwnicy, drewniane regały i stare katalogi alfabetyczne. Pamiętam tę niemal fizyczną ekscytację odczuwaną w trakcie przeszukiwania katalogowych fiszek i rozczarowanie, gdy okazywało się, że upragniona pozycja jest właśnie wypożyczona.
Pamiętam radość i niecierpliwy powrót do domu, gdy udało mi się w końcu wypożyczyć „Chatę wuja Toma” – egzemplarz mocno sfatygowany, kartki pożółkłe i przetarte, poddawany wielu zabiegom reanimacyjnym, prawie wyczytany. Ale mój na kilka dni i wieczorów.
Pamiętam noce zarywane czytaniem kolejnych tomów Ani, Plastusia i Pana Kleksa. To było już wtedy, gdy umiejętność czytania uniezależniła od czasu i ochoty zabieganych rodziców.
Te dawne książki
I pamiętam radość obcowania z właśnie zakupionymi szkolnymi podręcznikami, upajanie się zapachem świeżej farby drukarskiej i rytuał oprawiania i podpisywania okładek.
Czas mojego dzieciństwa to czas socjalistycznych niedoborów i zamkniętych granic, braku możliwości wszelakich, ale to również czas, gdy właśnie świat, kreowany w książkach otwierał na poznanie obszarów nieznanych. Otwierał te granice i umysł. I dawał wiarę w spełnienie niemożliwego. Sprawiał, że świat stawał się barwniejszy, emocje mocniejsze, a przeżywanie bogatsze.
Wierzę mocno, że to jak istniejemy w świecie, zależy od pojęć, języka, którym się posługujemy. To, co jesteśmy w stanie nazwać, dla nas istnieje. I właśnie książki tę liczbę pojęć zwielokrotniają. Czytając, niedostrzegalnie zmieniamy się, coraz więcej widząc, słysząc i czując.
Jednakże wiara ta nie determinowała moich wyborów czytelniczych. Po prostu pragnęłam przeczytać daną książkę, a ona prowadziła mnie do następnych. I tak książki towarzyszyły mi w dzieciństwie, a później w całym moim dorosłym życiu.
Czytanie bez planu
Kiedy urodziła się moja córeczka, absolutnie nie miałam żadnego planu czytelniczego dla niej. Nie gromadziłam książek dla dzieci, nie czytałam blogów, poświęconych dziecięcej literaturze. Tak bardzo skupiałam się na aspektach pielęgnacyjnych i opiekuńczych, że rozwój poznawczy pozostawiłam naturze. Pojawiały się w naszym domu mało lotne pozycje z koszmarnymi ilustracjami. Och, jakże mi wstyd.
A potem moja córeczka bardzo ciężko zachorowała. I dopiero bardzo długi pobyt w szpitalu odkrył dla nas bogactwo i wartość dziecięcej literatury. Książki ze szpitalnej, oddziałowej biblioteczki były w zasadzie jedną z niewielu dostępnych aktywności dla oplątanej kabelkami i pompami 2,5 latki. Ja przypominałam sobie, a moje dziecko poznawało radość obcowania z historiami, które przenosiły nas na zewnątrz, do świata pachnącego latem, zabawą i wolnością.
Książki dla dzieci pomagają
Będę zawsze już wdzięczna autorowi Ianowi Falconerowi za książki o śwince Olivii. Jedna z ilustracji przedstawia rezolutną świnkę z czerwonymi elementami na uszach. Gdy Judytka nie mogła pogodzić się z koniecznością noszenia aparatów słuchowych (uszkodzenie słuchu było efektem ubocznym leczenia), przekonałam ją, że Olivia nosi właśnie takie aparaty słuchowe, traktując je jak biżuterię i ozdobę.
Naprawdę sympatyczna bohaterka, pomogła mojej córeczce zaakceptować nowych, codziennych towarzyszy. A dla mnie w tych trudnych dniach, czytanie Judytce było chwilą, gdy znikała szpitalna sala na „siódemce” i byłyśmy razem zupełnie gdzie indziej…
Wyszukiwałam kolejne literacki propozycje dla Judytki i tak powoli wsiąkałam w ten świat. Świat „opętanych” książkami dla dzieci
Teraz już w domu, w prawie normalnym życiu, czytanie jest obowiązkowym punktem każdego dnia i absolutnie wieczornym rytuałem. Nadal bez czytelniczego planu. Nadal nie szukam w książkach walorów edukacyjnych i wychowawczych.
Nie cenzuruję
Pozwalam bohaterom książek by czasami nie umyli zębów, byli niegrzeczni i powtarzali po setki razy: „jesteś głupi”, „nie lubię cie”, „kupa, dupa”. Wiem, może to nie pedagogiczne, ale jestem mamą, a nie nauczycielką.
Wychowuję uważną obecnością, przykładem, gotowością do rozmowy, gdy moje dziecko tego potrzebuje. Nie czytam córce książek, które mnie samej nie pociągają, nie interesują. Nasze czytanie to czas wspólnego, tylko naszego, ekscytującego odwiedzania innych pasjonujących światów.
I nie ma wspanialszych słów w ustach dziecka, gdy mimo zmęczenia prosi: „Mamo, błagam, błagam, błagam jeszcze czytaj. To takie ważne. Ja muszę wiedzieć co dalej”. I czytam, bo sama chcę, by ta nasza przygoda ciągle trwała… I wiem, że w sercu mojego dziecka urodziła się miłość do książek, a moje serce o tej miłości sobie przypomniało.
PS Moim ostatnim odkryciem jest „Book” Davida Milesa >> z ilustracjami Natalie Hoopes – to właśnie jest kwintesencja tego, czym jest obcowanie z książką. Niedługo pokażę w mojej ukochanej grupie facebookowej Aktywne Czytanie.
Autorką artykułu jest Joanna Snochowska-Majer, prowadząca profil na Instagramie zaczytane_usypianie >>
Dobry duch grupy Aktywne Czytanie książki dla dzieci >>, zawsze podsuwa wyjątkowe inspiracje książkowe. Dziękuję!
Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:
- Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
- Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
- Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
- Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
- Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i dużo aktywnego czytania.