Reklama

Bardzo dużo mówi się (i słyszy) o tym, że dzieciom we współczesnej szkole stawia się jeden cel: równanie do reszty. W przedszkolu zresztą podobnie. Też mam takie wrażenie, że w pewnych systemach edukacji (bo przecież nie we wszystkich na świecie) dokładnie o to chodzi.

Równaj szereg

W tych systemach, dziecko powinno umieć rozwiązać zadanie według pewnej metody. To się sprawdza na testach. Testy są konieczne do sprawdzania umiejętności i tak się to koło zamyka. A potem toczy się i toczy. Długo można o tym dyskutować i zadawać pytania np. Jak to zmienić? Kiedy jest szansa na zmianę? Czy jest? (Możesz też pomóc dziecku przygotować się do tych testów. Przeczytaj wpis Jak pomóc dziecku przygotować się do sprawdzianu bez ględzenia i prawienia morałów).

Oczywiście to są bardzo ważne pytania, jednak będąc świadomym rodzicem i po prostu widząc co dzieje się dookoła, stawiaj na wspomaganie kreatywnego myślenia dziecka. Samo oczekiwanie na zmiany to za mało. Działaj we własnym zakresie. Mimo sporych przeciwności tzw. obiektywnych, np. kiedy inni kręcą na to nosem. Ich nos – ich sprawa.

Będą się gapić jak na ufo

Czasem wyglądać to będzie dziwnie, komicznie, śmiesznie, inaczej. Czasem wkurzysz nauczycieli, bo pytania lub po prostu wypowiedzi (tudzież zachowanie) dziecka będą „niewygodne”. Pierwszy z brzegu przykład z naszego podwórka. Kiedy wszystkie dzieci rano zbierają się przed szkołą, mając za zadanie grzecznie czekać na nauczyciela, Karolina biegnie 3 okrążenia po ogromnym boisku. Codziennie.

Pewnego dnia doszła do wniosku, że to dobry sposób na czekanie. Patrząc na dodatkowe kilogramy dźwigane przez sporą część brytyjskich pociech (statystyki są nieubłagane – przodują), muszę się z nią zgodzić. To jest dobry sposób na spędzenie kwadransa o poranku, w oczekiwaniu na nauczyciela. Inni patrzą dziwnie kiedy zamiast stać – biega. Ale ona biega.

Chcesz porozmawiać z pedagogiem on-line? Kliknij po więcej informacji»

Przykłady z mojego (lub cudzego podwórka) mogę mnożyć w nieskończoność. Każdy mądry, kreatywny i sensowny sposób na życie, popieram całym sercem. Muszę się dostosować do noszenia przez dzieci takich samych mundurków w szkole (wiem, ma to swoje zalety, jednak wciąż nie przepadam za umundurowaniem), ale nie muszę się godzić na to, żeby dzieci myślały w jednakowy sposób.

Coś takiego

Jest coś takiego, co nazywa się synektyka. To metoda rozwiązywania problemów, które – na pierwszy rzut oka – wydają się nierozwiązywalne. W wielkim skrócie mówiąc:

  • zachęca do szukania powiązań między rzeczami, które – na pozór – nie mają ze sobą nic wspólnego,
  • wymaga myślenia poza schematami, abstrahowania, wczuwania się w sytuację i w rolę np. Co czuje złamany spinacz/rysa na lustrze/druga osoba?,
  • bazuje na analogiach, metaforach, przeciwieństwach.

Generalnie chodzi o to, żeby dziecko wykorzystując swoją (jakże bogatą przecież) wyobraźnię i umiejętność kojarzenia, potrafiło wyjść poza schematy. Wszystko w ramach poszukiwania rozwiązania problemu i mówienia o własnych przeżyciach (emocjach). Niekoniecznie musi to mieć związek ze szkołą.

Na szkole świat się nie kończy, choć i w szkole ta metoda bardzo się sprawdzi. Podczas lekcji, ale też w kontaktach z rówieśnikami. Zależy mi, żeby dziecko potrafiło wczuć się w sytuację i poszukać elementów stycznych na liniach pozornie odległych do siebie o lata świetlne.

Twórcze, czyli jakie?

Często też słyszę, że edukacja i nauczanie powinny być twórcze i kreatywne. Jednak mimo najszczerszych chęci, przyzwyczajeni jesteśmy w edukacji to pewnych schematów. Z pewnością łatwiej jest „nauczać” wykorzystując to co znane i poniekąd lubiane (rozumiane, oswojone).

Niestety, schematy myślenia (może bardziej edukowania), które sprawdzały się świetnie nawet jeszcze kilkadziesiąt lat temu, dzisiaj nadają się w większości do wyrzucenia na śmietnik. Zmienił się sposób myślenia ludzi, pojmowania rzeczywistości. Dzisiaj nikomu nie zależy na dorosłych potrafiących wymienić z pamięci poczet królów Polski. Za to pracodawcy szukają ludzi potrafiących rozwiązywać stawiane przed nimi problemy (zadania, wyzwania).

Sam język, którym kiedyś się posługiwano w edukacji, dziś również należałoby uściślić, zmienić, udoskonalić. Kiedyś właśnie mówiło się dużo o problemach edukacyjnych, zadaniach, sprawdzianach itd. Dzisiaj pod wielkim znakiem zapytania stawia się samo ocenianie (jakże mocno zakorzenione w naszej świadomości nauczycielskiej i przede wszystkim chyba, rodzicielskiej). Odchodzi się się więc o mówienia o problemach kierując sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości jako zbioru pewnych doświadczeń, zjawisk, wyzwań i okazji edukacyjnych, a nie po prostu sterty piętrzących się kłopotów.

I temu właśnie postrzeganiu rzeczywistości skłania się w pas synektyka. W największym skrócie mówiąc jest ona bowiem treningiem zdolności twórczych i kreatywności.

Biznesowe podejście

Dorośli (w biznesie) używają jej do rozwiązywania zagadnień strategicznych, wymyślania nowych produktów, próby pogoni za spełnianiem oczekiwań klientów. Pewnie się zastanawiasz, czy na pewno chcesz uczyć dziecko technik wykorzystywanych w biznesie? Ale nie widzę powodu, by tego nie robić. Przecież to właśnie za kilka (lub kilkanaście) lat nasze dzieci sięgną po stanowiska, na których pracodawcy będą oczekiwali tych konkretnych umiejętności.

Marzy mi się żeby nądze dzieci nie potrzebowały pracodawców do osiągnięcia sukcesu zawodowego. Same stworzą (wymyślą) własne stanowiska pracy, firmy, produkty czy usługi, o których dzisiaj nawet nie myślimy, że mogą być potrzebne… bo ich po prostu nie znamy.

Właśnie dlatego synektyka jest taka piękna. Jako pedagog (kiedyś trenerka) i mama, badam ją przy każdej możliwej okazji. Wcielam w życie nie bez lekkiej trwogi, bo to dla mnie też jest coś nowego i nieoczekiwanego. Ale właśnie te nieoczywiste rezultaty zdają się być największą nagrodą za odwagę w jej stosowaniu przy każdej możliwej okazji. Potrafi być zaskakująca i odkrywcza, bo taka w sumie jest z samego założenia.

Myśl inaczej

Jej istotą jest myślenie metaforyczne, wznoszenie się ponad utarte schematy, które przy jej wykorzystywaniu właściwie do niczego się nie przydają. Jest to więc również (swego rodzaju) edukacyjne nowe otwarcie, z którego rodzice (i nauczyciele) powinni jak najbardziej i jak najczęściej korzystać. Między innymi dlatego, że synektyka dąży do tworzenia (szukania) rozwiązań mało oczywistych. Bada skojarzenia, które na pierwszy rzut oka są bezsensowne, nieciekawe i dziwne.

Bo synektyka właśnie tak jest, a przynajmniej w moim mniemaniu taka być powinna – dziwna. W pozytywnym znaczeniu tego słowa, oczywiście. Wykorzystując ją w pracy z dziećmi (i dorosłymi), zakładam, że ma budzić emocje. Nie każdemu od razu się podoba. Trzeba się z nią oswoić jak z każdą nową, a w dodatku dziwną, rzeczą.

Ale kiedy już zrozumiesz  to się nie uwolisz. Każdy oczywiście przerabia te metafory i analogie, analizuje zagadnienia według własnych potrzeb i możliwości. Dla jednych jest to rzeczywiście baśniowy świat otwierający nieskończenie wiele możliwości. Dla innych to mozolne łamanie schematów, które znają i przy których czują się bezpiecznie. Wszystkie więc zależy od motywacji i chęci sięgnięcia po nowość.

Myśl jak dwulatek, czyli po swojemu

Kolejną cechą synektyki jest ujmowanie różnych zagadnień z różnych punktów widzenia. Niby dość oczywiste, ale te punkty widzenia są czasem bardzo, bardzo… skomplikowane do odkrycia. Bo najczęściej kiedy dziecko np. złamie niechcący kredkę potrzebną akurat do wykonania rysunku, to pewnie zastanawia się dlaczego ona się złamała?, z czego była zrobiona?, gdzie znajdzie kolejną, żeby dokończyć rysunek? itd.

Ale czy zastanawia się, co może czuć taka złamana kredka? Jak pachnie kolor żółty (bo ona akurat jest żółta)? Gdzie chciałaby mieszkać, gdyby mogła wybrać? Jak ma na imię? Wiem, że to brzmi dziwnie. Ostrzegałem 🙂

Po co się w ogóle nad tym zastanawiać? Szukanie odpowiedzi na te pytania, jest oczywiście treningiem z synektyki. Jedni pójdą w kierunku empatii, inni w kierunku szanowania rzeczy, jeszcze inni w kierunku ekologii (bo przecież kilka drzew na tę kredkę musiało zginąć), a jeszcze inni użyją tego ćwiczenia w celu redukowania przemocy rówieśniczej. Naprawdę synektyka daje nieskończenie wiele możliwości działania. Trzeba tylko chwilę poćwiczyć i nauczyć się korzystać z jej zasobów kreatywnych.

Mamy problem

Żeby lepiej zrozumieć na czym ta metoda polega, postaw przed sobą (i dzieckiem) problem. Obojętnie jaki. Tak dla poćwiczenia. Choćby związany z zadaniem domowym. Najważniejsze jest dostrzeżenie i zrozumienie go. Ponieważ zazwyczaj kiedy pojawia się wyzwanie (problem), chcemy je jak najszybciej ogarnąć, rozwiązać, przeszkodę ominąć, zapomnieć. Tutaj warto się zatrzymać i poszukać przyczyny.

Znając dokładnie problem, łatwiej da się znaleźć skuteczne rozwiązanie. Weźmy na przykład siedmiolatka, który nie potrafi zawiązać sobie sznurówek. Pierwsze co przychodzi do głowy, to doradzenie skutecznego sposobu wiązania, prawda? Jest kilka metod wiązania kokardek, każdy pewnie je zna.

Może jednak warto wziąć na chwilę głęboki oddech i dowiedzieć się, dlaczego (przyczyna) ten siedmiolatek ma problem (nie potrafi wiązać sznurówek). Może nie ma kciuków i jest mu trudniej? Może nie ma ręki? Może nigdy nie widział sznurówki? Może nikt mu nie pokazał jak to robić? Może ktoś mu pokazywał, ale krzyczał przy tym tak głośno, że dziecko nie było w stanie zapamiętać sekwencji? Może jest leniwy i nie ćwiczył wystarczająco długo? Do każdego z tych przypadków można znaleźć rozwiązanie. Tylko, że dla każdego rozwiązanie będzie inne. A problem wciąż ten sam.

Lubię szukać

Lubię synektykę. Uwalnia od myślenia schematami i daje mnóstwo narzędzi do twórczej pracy. Innego spojrzenia na świat. Nie jest to jakaś skomplikowana metoda. Przynajmniej nie w wersji dla kilkulatków. Jeśli masz ochotę poćwiczyć odejście od schematyczne myślenia ze swoim dzieckiem, to pokazuj mu inne (różne) możliwości w każdej sytuacji.

Mój wpis zilustrowałem kilkoma propozycjami, które uważam za ciekawe z punktu widzenia synektyki i poszukiwania nieoczywistych zestawień. To moja osobista lista, do której sukcesywnie dopisywać będę nowinki. Jeśli trafisz na coś ciekawego, to podrzuć proszę informację w komentarzu. Chętnie wciągnę na listę.

 

O słodkiej królewnie i pięknym księciu, Media Rodzina – książka, która daje mi za każdym razem wiele do myślenia. Bo już sama nie wiem, czy jest dla dzieci (dużo obrazków, mało czytania), czy może raczej dla dorosłych (bardzo dojrzałe i prawdziwe podejście do miłości). W Dodatku, ma trzy różne zakończenia. Nie po to, żebyś wybrała, które ci najbardziej odpowiada. Po to, żebyś wiedziała, że są różne możliwości.

Księżniczki i smoki, Zakamarki – to już opowieści dla kilkulatków. Tak jak tytuł wskazuje, znajdziesz w nich smoki i księżniczki. Ale te smoki boją się małych dziewczynek, a małe dziewczynki boją się wiewiórek i mydła. Niby wszystko na opak, a jednak bardzo w porządku.

Nasza mama, czarodziejka, Literatura – klasyka dziecięcej literatury, którą sama pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Mama tak zupełnie naturalnie rozwiązuje problemy wykorzystując niecodzienne pomysły: ratuje drewnianą wieże, pierze chmurę, wygania olbrzyma z parku. Zawsze uśmiechnięta. Problem to dla niej wyzwanie, a nie kłopot.

Jestem Kreską! Pobaw się ze mną! Napisałam tę książkę żeby pokazać dzieciom jaką frajdą może być aktywne czytanie i dlaczego nie jest to nudna czynność. Spodoba się młodszym i starszym przedszkolakom, ale w filmie wyjaśniam, dlaczego przyda się też 6-7 latkom. Całą recenzję filmową znajdziesz tutaj – KLIK!

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.