Książka dla najmłodszego dziecka musi być specyficzna. Najczęściej nie przypomina zwykłej książki z biblioteki, gdzie mamy kilkaset delikatnych kartek i okładkę. Taka zwykła książka z pewnością zostałaby zmasakrowana i po części zjedzona. A już na pewno ośliniona przez najmłodszego czytelnika. Dlatego dla najmłodszych książki tworzy się w specjalny sposób.
Koniecznością jest odporność na ciekawskie ręce i buzię. Bo jak się nie umie czytać, a umie się ślinić i podgryzać, to książkę na pewno się spróbuje zjeść. Jest duża szansa, że każdy tytuł smakuje inaczej. Nie ma co liczyć na to, że raz spróbowawszy książkę dziecko będzie wiedziało, że nie bardzo nadaje się ona do spożycia. Ta konkretna może nie, ale już następna…
Kolejną ważną sprawą są kolory. Dla rocznych i dwuletnich dzieci powinny być nasycone i po prostu cieszące oko. Z pewnością takie przykują uwagę najmłodszego czytelnika. Ale też bez przesady. Cały trick tkwi w tym, żeby tych kolorów nie było za dużo na stronie. „Napaprane” obrazki szybko nudzą. Odpowiednio przygotowane ilustracje z pewnością dadzą radę zatrzymać uwagę dziecka na dłuższy czas i pozwolą samodzielnie odkryć, o czym jest konkretna książka.
Następna sprawa to manipulowanie książką. Jasne jest, że cienkie kartki nie mają szans w starciu z nieskoordynowanymi ruchami małego czytelnika. A jego rączki są bardzo ciekawskie. Chciałyby żeby w książce (i z książką) coś ciekawego się działo. Dlatego sprawdzają się bajeczki, gdzie kartki są różnej wielkości albo są okienka, ruchome, grające elementy itd.
I zostaje zawartość, czyli historyjka do przeczytania. Nie, dla roczniaka i dwulatka wcale nie musi być ona długa. Lepiej nawet jeśli rodzic ma mało czytania, a dużo opowiadania i rozmawiania z pociechą. Książka dla najmłodszych przemawia bardziej obrazem niż słowem. Choć powinna też skupiać się na dźwiękach i wyrazach dźwiękonaśladowczych.
A o czym historia ma być? O wszystkim, dla młodszych sprawdzi się np. o samochodzie, bo to sprzęt, który roczniaki znają, najczęściej lubią i z pewnością kojarzą. I już jest przygoda, kiedy czarne autko jedzie sobie przez doliny, równiny, spiczaste góry, a nawet leci nad morzem. Sami tworzycie historię, książka w tym tylko pomaga.
I aż trudno uwierzyć, ale uczy już na tym etapie różnicowania emocji. Bo przecież autko niesione nad oceanem może się troszkę bać, ale kiedy na końcu mama daje buziaka, wszelki strach idzie precz i tylko szczęście się odczuwa, prawda?
To jest dobrze pomyślana i przygotowana książka. Nie może być zresztą inaczej kiedy tworzy H. Tullet (zobacz na recenzję Figle migle).
Autor Herve Tullet
Wydawnictwo Babaryba
Spodobała ci się recenzja? Kup tę książkę!




