Urodziłam dziecko, dlaczego jest mi tak smutno? Czy to baby blues, czy może depresja poporodowa? Napisałam kiedyś książkę o ciąży i pierwszym roku życia z dzieckiem. To taki rodzaj pamiętnika, przechowywania wspomnień.
Nie wszystkie były cudowne, jak z okładek kolorowych czasopism, gdzie dzieci tylko się uśmiechają, a mamy wyglądają jak zawodowe modelki. Kiedy dzisiaj ją czytam, wiele bym zmieniła „z dawnej mnie” i podejścia do macierzyństwa. Minęło 10 lat, cieszę się, że czas (i ja) nie stoi w miejscu.
Mogę też zerknąć z perspektywy na plany, które snułam na początku rodzicielskiej drogi. Wydaje mi się, że odnalazłam to, czego tak mi brakowało w pierwszych miesiącach (i latach) macierzyństwa, choć wtedy nie wiedziałam, że te poszukiwania zajmą tak wiele czasu, emocji i energii.
Tak tylko mówię, dla tych, którzy są dziś na początku.
W rytmie bluesa, czyli dużo mi się wydaje
Lubię wracać do tej książki, mimo, że nie wszystkie wspomnienia są w niej różowe, jak okładka. Część moich wspomnień jest zdecydowanie w kolorze blue. Idą w parze z tematem, o którym młode mamy nie lubią, nie chcą, nie potrafią lub nie mogą mówić – baby blues.
„(…) Do ogólnego zmęczenia i wkurzenia przeplatanych radością odkrywania nowego człowieczka, dorzuć nadal szalejące w tobie hormony. Te ciążowe już się uspokoiły, ale poporodowe dają o sobie znać.
Mnie dopadł mały baby blues, którego w ogóle nie planowałam. Pamiętam, jak w szkole rodzenia wymądrzałam się, że: z tą depresja to tak pewnie po części jest, że sporo zależy od twojego nastawienia do dziecka, ciąży i świata… bla, bla, bla. Głupio mi teraz, bo przekonywałam wszystkich (a zdołałam przekonać chyba tylko siebie), że jak się będzie pozytywnie myślało, to baby blues ominie człowieka szerokim łukiem.
Grunt to nastawienie, ale…
Jeśli masz podobne nastawienie i przekonanie, że ciebie to nie spotka, trzymaj się tej myśli, ale na wszelki wypadek weź pod uwagę też nieco czarniejszy scenariusz. W pierwszym tygodniu pobytu w domu płakałam przez kilka dni non stop.
Kiedy okazało się, że jednak nie da się odpocząć po porodzie i męczących ostatnich tygodniach ciąży, że Marek musi wychodzić do pracy i zostaję z dzieckiem sama przez praktycznie cały dzień, waga pokazuje zupełnie inne cyferki niż się spodziewałam i nie mogę sobie tak po prostu obejrzeć wieczorem filmu czy iść do kina, to faktycznie dopadło mnie.
Porozmawiaj z kimś
Nie wiem dlaczego, ale chciałam to ukryć przed światem. Najczęściej właśnie popołudniu trzymając dziecko na rękach, siedziałam i wyłam z niewiadomych do końca przyczyn.
Miałam wrażenie, że moje życie już nigdy nie będzie fajne, proste i ciekawe. Byłam o tym święcie przekonana! Uważałam, że zawsze będę musiała opiekować się bezbronnym dzieckiem, będę się w tym czuła samotna i obolała, bo w tej chwili tak właśnie jest. Jak przychodził Marek to starałam się nie płakać, ale i tak widział, że jestem osowiała i smutna. Zrzucał to na karb zmęczenia.
Wyjdź z domu
Któregoś dnia powiedział, żebym poszła na spacer, a on zostanie z małą. Wyszłam na korytarz cała szczęśliwa, że się oderwałam na chwilę od dziecka i… ponownie się rozryczałam. Naprawdę tego nie chciałam, ale w tym okresie przygotuj się na to, że jeszcze nad sobą i własnymi emocjami nie zapanujesz w stu procentach. Zamiast iść na jakiś sensowny spacer usiadłam na schodach i wyłam. Bo musiałam się wypłakać.
A potem pomyślałam, że się nie dam i wytarłam smarki z brody. Podniosłam wysoko czoło i ruszyłam przed siebie. Doszłam do pobliskiej Biedronki. Obejrzałam owoce, warzywa, książki. Przy nabiale zaczęłam się zastanawiać, co ja tu właściwie robię. I w ryk. I do domu. A w domu zamiast ulgi, kolejna fala emocji.
Skup się na sobie
Mądrzejsza po przejściach myślę, że powinnam była o tym pogadać z Markiem od razu. Pewnie on by się trochę więcej martwił, ale mnie by z pewnością ulżyło. Rozmowa jest zdecydowanie lepsza niż terapia Biedronką.
Zastanawiam się, dlaczego moja mama czy koleżanki nie uprzedziły mnie, że coś takiego może mi się przytrafić? Co innego gadać o tym teoretycznie w szkole rodzenia, a co innego z inną mamą, która to przeżyła. Dziś też wiem, że niewiele zależy tu od nastawienia i przygotowania do posiadania dziecka oraz udanego związku. To są po prostu hormony.
Wymyśl „baby mantrę”
Na szczęście lamentowanie nad własnym smutnym losem, trzymało mnie tylko kilka dni. Pomogło powtarzanie sobie cały czas: To tylko hormony, dasz radę, dasz radę. Radzę wykuć odpowiednią dla siebie tego rodzaju mantrę i trzymać się jej w trudnych chwilach.
Jeśli dopadnie cię tylko delikatny baby blues, zapewne wyjdziesz z niego szybko, jeśli depresja poporodowa, to oczywiście będzie potrzebna pomoc specjalisty. Poszukaj jakiegoś namiaru zanim urodzisz, tak na wszelki wypadek. Nie jestem zwolenniczką pisania czarnych scenariuszy, ale jak najbardziej jestem za tym, żeby być przygotowaną na działanie w trudnych sytuacjach a nie płynąć z prądem, bo jakoś to będzie. I tego też nauczyło mnie dziecko.
Nowa rzeczywistość
Baby blues jest już odległym wspomnieniem, jednak nadal zastanawiam się czasem, jak by to było, gdybyśmy nie mieli dziecka. Kilka moich przyjaciółek zwierzyło mi się, że gdyby mogły cofnąć czas, poczekałyby z tą decyzją. To bardzo trudne do ogarnięcia emocje.
Kiedy bladym świtem będzie po tobie skakał rześki jak skowronek maluch, zapewne pożałujesz, że nie zaczekałaś jeszcze trochę i nie nacieszyłaś się wolnością.
A gdyby tak nie było?
Przyznam, że kiedy nachodzą mnie takie myśli, mam wyrzuty sumienia. I nie wiem czy to jest normalne, że czasem tęsknię za tym, co było. Kiedy wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy nad morze w weekend, zupełnie nie planując dokąd. Dziś już tak nie zrobimy. Czasem też zastanawiam się, czy nasze życie byłoby ciekawe i spełnione bez dziecka. Parę razy rozmawiałam o tym z Markiem i doszliśmy do wniosku, że tak.
Długo zadawałam sobie pytanie, czy to normalne myśleć w ten sposób, kiedy sprowadziło się na świat malucha? Ale przecież my tego nie żałujemy, tylko rozpatrujemy różne scenariusze. Nie znalazłam nigdzie jasnych wypowiedzi na ten temat, ale z wielu rozmów z różnymi rodzicami wiem, że takie myśli są bardzo powszechne. Zwłaszcza wśród tatusiów.
Ogarnij wyrzuty sumienia
Nie licz więc na to, że napiszę za chwilę coś w stylu: Ale kiedy pochodzi do mnie ten mały rozkoszny skrzacik i wdrapuje się na kolana, to wszelkie rozterki ustępują miejsca fali rozczulenia zalewającego moje serce i zapominam o trudach. Oczywiście, że mnie to rozczula, kocham Karolinę, ale posiadanie dziecka nie odbiera prawa do tęsknoty za fajną przeszłością. Zwłaszcza na samym początku odnajdywania się w nowej roli.
I tak wspólnie doszliśmy do wniosku, że dziecko nie jest jedynym celem życia, że mamy jeszcze oprócz niego własne pasje, zainteresowania i marzenia. To jest zdrowe. Te, które się da będziemy realizować we trójkę, ale niektóre samodzielnie. Żeby nie zwariować od nadmiaru macierzyństwa i tacierzyństwa.”
Fragment książki „Tylko dla mam” udostępniony za zgodą wydawnictwa Bellona
Podcast Tylko dla Mam
Jak się przygotować na baby blues?
Wydaje mi się, że każda oswojona (choćby teoretycznie) sytuacja jest mniej przerażająca niż niespodzianka. Zwłaszcza niemiła niespodzianka. Mądrzejsza o swoje bluesowe doświadczenia, dziś inaczej bym do tematu podeszła. Zamiast wymądrzać się, że mnie to ominie, dowiedziałabym się, czego mogę się spodziewać. Właśnie, czego?
- Zmęczenia, niewyspania się – to osłabia organizm i powoduje huśtawkę nastrojów.
- Burzy poporodowych hormonów. To nie taka burza, przed którą można się skryć pod parasolem. Nie zależy od mojego nastawienia, ani nawet od tego, że bardzo lubię deszcz.
- Poczucia bezsilności, bezradności, aż do przekonania, że jestem (i zawsze już będę) złą matką. Ma to związek z nieuchronnością nowości, zmiany w życiu.
- Zrozumienia (mnie trafiło jak grom z jasnego nieba i piszę też o tym w książce), że trójka to nie dwójka. Niby banalna prawda, ale jakże zaskakująca dla młodych rodziców. Zamieniasz się w mamę. Już nie tylko w teorii. A on w tatę, już nie tylko w twojego partnera.
- Konieczności proszenia o pomoc.
- Czas superbohaterów przyjdzie później. Wiadomo, że potrafisz najlepiej zajmować się maluchem, ale inni też mu krzywdy nie chcą zrobić. Zanim więc uderzy cię fala hormonów utrudniających racjonalne podejście do pewnych spraw, ustal z bliskimi, że będą w opiece nad dzieckiem aktywnie pomagać. Zwłaszcza w tych pierwszych tygodniach po porodzie.
- Spodziewaj się bólu. Ból fizyczny nie ustępuje z dnia na dzień. On też jest przyczyną złego samopoczucia. Połóg to wyzwanie także dla fizyczności organizmu. Miej to na uwadze, próbując ogarnąć naczynia, pranie, prasowanie, sprzątanie i oczywiście płaczące dziecko.
- Z dużym prawdopodobieństwem przygotuj się na atak terrorystyczny mamy i teściowej, które przecież odchowały swoje dzieci. Nie daj się zakrzyczeć, że ty nic nie wiesz. Miałaś 9 miesięcy, żeby się przygotować. Coś tam jednak wiesz o opiece nad dzieckiem. Jeśli dasz sobie wmówić, że muszą cię wyręczać, to potem może być trudno „ustawić” poprawne relacje. Co innego pomagać na twoją wyraźną prośbę, a co innego wiedzieć lepiej, dołując młodą mamę zupełnie niepotrzebnie.
- Mlecznego dylematu. Wiele zależy od twoich decyzji dotyczących karmienia. Jeśli postanowiłaś karmić piersią, a coś nie idzie po twojej myśli, może to pogłębiać baby bluesa. Poproś o pomoc osobę, która się na tym zna i potrafi tego nauczyć. Bo gadać o tym może każdy. Tylko że od gadania dziecko się nie naje, prawda?
Co robić, gdy dopadnie cię baby blues?
- Skup się na sobie i swoich potrzebach. Wiem, łatwo powiedzieć, ale sprobuj chociaż. Przerzuć większą część obowiązków na partnera. Na jakiś czas przecież, nie na zawsze.
- Informuj o swoim samopoczuciu. Może nie każdego i na każdym kroku, ale bliskie ci osoby powinny wiedzieć, co się z tobą dzieje. Masz prawo do swoich bluesowych emocji, a oni mają obowiązek je uszanować.
- Domagaj się przestrzeni dla siebie. Wywalcz ją, jeśli to konieczne. Nie musi się to wcale wiązać z „ucieczką z domu” (wspomnij moją eskapadę do Biedry). Codzienne zakupy nie mają wiele wspólnego z potrzebnym relaksem. Twoja przestrzeń to np. samotna kąpiel w wanie pełnej pachnącej piany, poczytanie książki, kiedy ktoś inny zajmuje się dzieckiem lub po prostu sen – najlepsza terapia na wszystko.
- Nie szalej, bez pochopnych decyzji. Przez chwilę wydawało mi się, że nowa, szałowa sukienka pomoże mi pokonać baby bluesa. Jednak kiedy w sklepie okazało się, że rozmiar nie ten, krągłości za dużo i po prostu nie leży, to terapia, z którą wiązałam spore nadzieje, okazała się porażką pogłębiającą mój smutek.
- Nie szukaj dodatkowych źródeł adrenaliny. Twój organizm ma jej pod dostatkiem właśnie teraz. W połączeniu z nieustannym zmęczeniem, jest to mieszanka powodująca łzy i obniżająca samopoczucie. Szukaj spokoju, wyciszenia, nawet nudy. Tych kilka pierwszych dni czy tygodni i tak dostarczą wielu wrażeń i emocji.
- Jeśli możesz, to unikaj gości i dużych imprez. Chrzciny? Może z kilka tygodni? Miesięcy? Pępkowe? Never. Nawet jeśli to nie jest do końca prawda, to wmów sobie (i innym), że nie udźwigniesz tematu imprezy. Daj sobie ten luksus.
- Szukaj wsparcia. Najlepiej sprawdzi się przyjaciółka, która już jest mamą. Wie, o czym mówisz, sama przez to przeszła. Jeśli nie masz takiej osoby pod ręką, to poszukaj choćby w wirtualnej rzeczywistości np. fora, grupy wsparcia, ten artykuł to też forma szukania.
- Rozejrzyj się za specjalistami już zawczasu. Poszukaj w swojej okolicy kogoś od laktacji, dobrego pediatry, może psychologa (czasem baby blues zamienia się w depresję poporodową). Jeśli tylko sytuacja pozwala, zdobądź namiary na zaufaną opiekunkę, osobę, która ogarnie ci mieszkanie od czasu do czasu, kogoś, kto zrobi zakupy w razie czego, skoczy do apteki. Nie zawsze to może (musi) być partner czy mama. Może się też zdarzyć, że całe to zaplecze nie będzie ci do niczego potrzebne. Oby. Jednak mając pod ręką tajny notes z tymi wszystkimi namiarami, z pewnością będziesz spokojniejsza.
Moja prośba na koniec do doświadczonych już mam. Rozejrzyj się dokoła. Jesteś jednym ze specjalistów, których tak bardzo potrzebują młode mamy z baby bluesem. Odradzisz terapię Biedronką, ukoisz, uspokoisz, podpowiesz. To w sumie niewiele kosztuje, a może bardzo pomóc.
Jestem ciekawa, jak (i czy) przeżyłaś baby bluesa? Miałaś z kim porozmawiać? Ktoś cię uprzedził jak to będzie? Napisz, ktoś inny przeczyta, wyciągnie wnioski i wyjdzie z tej burzy obronną ręką.
Teraz , po pol roku od porodu zdalam sobie sprawe, ze mnie dopadl baby blues…nic przyjemnego, a teraz mam wyrzuty, ze tak sie zachowywalam, mysle, ze poczatki moje i malenstwa mogly byc lepsze…Ciagly placz, problemy z laktacja , mega dol chyba nie sluzyly dziecku…Maz…troche sie na nim zawiodlam. Brakowalo mu cierpliwosci i do mnie i do malej, sadzil, ze” wymyslam”…Moi rodzice sa aktywni zawodowo, wiec tez za wiele nie pomogli…Na szczescie to przetrwalam , ale nie zycze nikomu…
Kobiety mają wyrzuty, a przecież to nie jest kwestia ich winy, chęci. Wyrzutom, zwłaszcza jak masz to już za sobą, mówimy precz!
Witaj, mam na imię Anna i dzisiaj mija 5 dzień połogu, niestety mnie wypuścili że szpitala,a moje maleństwo zostawili ze względu na podwyższone crp w organizmie. Dlaczego mnie wywalił? Za dużo rodzacych, nie ma wolnych sal. Powiem szczerze że w szpitalu przy dziecku trzymałam się dzielniez bolałoz rwalo, piekło ale jakoś o tym nie myślałam. Dzisiaj nie mogę podnieść się z łóżka, same czarne myśli w głowie, odmawiam leków, jakoś nie jestem w stanie ich wybrać, po za tym wejście do dziecka kosztuje mnie wejście na drugie piętro szpitala, bez windy, dwa pierwsze dni chodziłam, dzisiaj nie jestem w stanie. Ciągły płacz, nie mogę przytulić dziecka, z drugiej strony fizycznie nie jestem w stanie co chwilę latać do szpitala, i ciągle wyrzuty sumienia że nie mam na tyle siły żeby się spotkać z własnym dzieckiem… Czuje jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi, brakuje mi tchu, wszystko boli, piecze, ciągnie, jestem brudna, co chwilę się poce, czuję ten sam swąd jak w trakcie porodu co też przyprawia mnie o ból głowy i strach że za niedługo zaczną się bóle parte… Wszyscy w domu skaczą nade mną wiedzą że poród był ciężki i psychicznie słabo a ja i tak chodzę powtarzając jaka ze mnie zła matka że nie ma przy mnie dziecka… Twój wpis okazał się bardzo przydatny, dużo się dowiedziałam, dziękuję za niego.
Gratuluję narodzin i cieszę się, że wpis pomocny. Mam nadzieję, że szybko lepiej się poczujesz. Wiem, że sobie poradzisz, bo o tym głośno mówisz (mimo bólu), znalazłaś artykuł, który Ci pomógł i masz dookoła bliskich. Obyście wszyscy szybko byli razem.
Jestem 19 dni po porodzie. Poród bliźniaków przez cc. Na sali operacyjnej okazało się że muszą dać mi znieczulenie ogólne przez przyjmowane przezemnie leki w trakcie ciąży. Po wybudzeniu ogromny ból nie dostałam żadnej kroplówki z znieczuleniem dopiero na sali narodzin. Tam z dziewczynkami czekał mój mąż. Położyli mi dziewczynki na piersi i tak leżały przez 7 godzin. O 21 czas wstać ból straszny i krzyk położnej że mam się pospieszyć bo ona chce pościel zmienić. Później jedna z dziewczynek zaczęła się dusić śluzem i krzyk położnej że one są małe czemu my je tu dostałyśmy. Szok. O 5 rano przenieśli nas na salę jednoosobowa żeby ktoś z rodziny mógł być ze mną 24h że względu na bliźniaki. Trzymali nas 6 dni że względu na niska wagę dziewczynek. Najgorsze 6 dni jakie można przeżyć położne to jakiś koszmar. Każda która przychodziła mówiła coś innego wiecznie nie zadowolone ze muszą dać mleko (brak pokarmu). Czekanie po godzinie na mleko a dziewczynki cały czas płakały a ja razem z nimi. Wkoncu zjawiła się pani od laktacji i się zaczęło że jak nie będę karmić one będą chore będą źle widziały itp. Mój codzienny płacz bezradność bezsilność. Wkoncu wymarzony powrót do domu. Teściowa została u nas synus jest zmęczony musi się wyspać. Jego pretensje ze musi wstać chyba go to przerosło. W domu pierwsze dni wspominam bardzo źle ciągły płacz o wszystko krzyk na męża o wszystko. Złość bo nie mogę uspokoić dziewczynek że wszystko robię źle. Dzisiaj jest już trochę lepiej chociaż też często myślę że jestem zła matka bo się szybko denerwuje. Skończyło się tym że pokarmu nie mam wcale. I tu pytanie czy to moja wina czy blokada psychiczna
Jesteś w połogu, po trudnych przeżyciach, nie zrobiłaś NIC złego, bardzo współczuję, że trafiłaś na tak okropnych ludzi w tak wążnym momencie życia. 🙁 Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej. Nie masz pokarmu to przecież nie koniec świata, dzieci zjedzą z butelek, nic im się nie stanie. Gorzej będzie, gdy mama będzie w rozsypce. 🙁 Porozmawiaj proszę poważnie z mężem o wsparciu z jego strony, to tez jego dzieci.
To mój 7dzien połogu i ciężko mi sobie z tym poradzić, że jest mi smutno i non stop płaczę. Ja mam tak, że nie chce zostawić malutkiej nawet na chwilę i martwię sie, że coś będzie nie tak. Jestem szczęśliwa, że ją mam a z drugiej strony jest mi smutno i płaczę martwię się o nią i o partnera, który się bardzo tym martwi, że cały czas płaczę a ja nie mam na to totalnie wpływu. Mam tylko nadzieję,że szybko mi to przejdzie i będę mogła cieszyć się moja kruszynką w stu procentach.
Zmęczenie, rozdrażnienie, senność…znam to… przez 4 tyg od urodzenia córeczki nie potrafiłam się nią cieszyć….wydawało mi się, że wszystko robię źle i że za chwilę mogę jej zrobić krzywdę. Wtedy byłam pewna, że już zawsze będę się tak o nią zamartwiać i nigdy nie poczuję się wolna od lęków. Na domiar złego pojawiły się problemy z karmieniem piersią i dobitne sugestie ze strony rodziny oraz znajomych, że dobra matka to matka karmiąca swoim mlekiem. Całe szczęście to „tylko” baby blues i minęło….ale nieprzyjemne przeżycie, zdecydowanie….
Właśnie, wtedy człowiek jest pewny, że to już nigdy nie minie 🙁 i terroryzm laktacyjny Cię, nie ominął, ehhh…
Kojarzę przy pierwszym dziecku tylko. Po wyjściu ze szpitala przeryczałam pierwsze 2 tygodnie i za cholerę nie wiedziałam z jakiego powodu. Po prostu siedziałam, karmiłam piersią i ryczałam 🙂 Do tego całkowity brak wsparcia ze strony męża, w nocy nie wstanie bo on musi do pracy się wyspać, pampersa nie przebierze bo się brzydzi itd. 🙂 Na dokładkę pijana teściowa w środku nocy potrafiła przyjść ze swojej części domu do mnie bo usłyszała płacz dziecka i na bezczelnego obmacywać moje piersi bo jej zdaniem nie potrafię karmić 🙂 To była makabra. Przy drugim i trzecim synu poszło już dobrze choć też byłam zdana na siebie. Ale psychicznie byłam o wiele silniejsza niż poprzednio 🙂
Wsparcie bliskich… bezcenne 🙁
Czy to ze moja corka ma 2 lata a ja nadal czuje sie fatalnie(test na baby blus caly na tak)to oznacza ze mam baby blusa czy juz depresje?
Wydaje mi się, że jeśli od tak dawna czujesz się źle, to nie przedłużaj tego. Nie zaszkodzi rozmowa z psychologiem, z pewnością coś doradzi, pomoże, zdiagnozuje, czy to depresja.
u mnie już od 9 miesięcy jest średnio, raz lepiej, raz gorzej i też zastanawiam się czy szukać psychologa 🙁
Jeśli czujesz, że tak, to koniecznie!
Jestem tydzień po porodzie i ciągle chce mi się płakać. Chociaż mój mąż jest wsparciem idealnym, nie mogę przestać myśleć o tym, że jesteśmy dla niego ciężarem i wolałby powrót do stanu bez dziecka. To oczywista nieprawda, a jednak mam takie natrętne myśli. Na dodatek nie przerwałam studiów (jestem na drugim roku) – bo to moja największa pasja i myślałam, że też zasługuję na coś dla siebie. A teraz za miesiąc jest sesja i dodatkowy stres, że nie dam rady się uczyć z dzieckiem, a wszyscy tylko wzdychają „a nie mówiliśmy”…
Dziś mija 2 tygodnie od narodzin córki…wyczekana przez wiele lat, po kilku poronieniach…myślałam, że jak ją zobaczę to radość przysloni wszelkie niedogodności…zamiast radości jest ciągły lęk, że jej coś zrobię, że jestem beznadziejną matką, bo karmię piersią inaczej, ale nie daje rady inaczej…poranione brodawki, mimo wielu porad położnych nie jestem w stanie tego przejść…ciągle przygnębienie i chęć płaczu…I te wyrzuty sumienia i strach, że już zawsze będzie inaczej… przeraza mnie bycie w domu caly czas przez rok…A przecież
tyle czekałam na to Maleństwo…na szczęście mąż bardzo pomaga, jest z nami od narodzin, wstaje w nocy, przewija, karmi…Dziś musiałam wyjść z domu…I sprawia mi to ogromna radość, że na chwilę choć jestem bez dziecka…
Małymi kroczkami, będzie coraz lepiej.
Też to przeszłam ten czas był dla mnie straszny.. Uważałam się za złą mamę bo nie wiedziałam czemu moja còreczka płacze pomimo tego że sucho ma nakarmiona to i tak płakała. Noce były najgorsze bo wtedy płakałam razem z nią. Dobrze ze miałam obok siostrę. Którejś nocy przyszła do mojego pokoju bo słyszała ze mała płacze. Wytłumaczyła że wcale nie jestem zła mama i pocieszała mnie. Więc rada dla młodych mam nie zmagajcie się z tym same bo możecie przegrać,lepiej powiedzieć bliskiej osobie co się z tobą dzieje. Pozdrawiam wszystkie mamy ☺
Dziękuję Ci za tę radę!
Dziwne dla mnie było, ze przez 3 miesiace nie potrafiłam cieszyć się, że mam córeczkę. Okropne uczucie. Dopiero po 1,5 miesiącu Ola zaczęła jeść mleko tylko z piersi. Wcześniej to była meczarnia. Ja chciałam żeby jadła z piersi, a ona wolała butelkę. Jak przystawialam jej pierś to odpychała mnie i płakała wnieboglosy. Ola prawie wcale nie spala ani w dzien ani w nocy. Jak zasnela to na 15 minut. Nie miałam ochoty nikogo widzieć. Był ze mna moj mąż. Bardzo mi pomagał. Robil obiad, wstawal też w nocy do malej, szukał sposobów co jeszcze możemy zrobić żeby Ola chciała cyca. Jednak ja byłam tak wyczerpana, ze w nocy nie za każdym razem miałam siłę wstać i ponowić próbę karmienia piersią. On tego nie do konca rozumial. A po każdej próbie karmienia sciagalam pokarm laktatorem. Moja mama nie karmiła piersią, bo nie mogła. Więc na nią nie mogłam liczyć. Ińni ludzie: położne, teściowa radziły co robić ale nic nie pomagało. Dopiero moja determinacja i rada pediatry przyniosła efekty. Karmić po 20 min z jednej i tyle razy z drugiej piersi. A potem dac butelke. Ostatnio robilam album Oli. Zdjecie ze mna pojawilo sie dopiero po 3 miesiacach. Teraz corcia ma 9 miesiecy i jestem szczesliwa matka. 🙂
Cieszę się, że masz to już za sobą. I gratulacje dla męża, że tak o Ciebie zawalczył. Nawet jeśli nie do końca rozumiał super.
To co ja przeszlam przez pierwsze trzy miesiące jak sobie przypomne jaka byłam to mam wyrzuty sumienia.Zaraz na drugi dzień po CC zaczelam płakać i byłam Hmmm jak to opisać ……byłam nieszczęśliwa że to dziecko pojawiło się w moim życiu bo w wieku 38 lat przy wygodnym już ustabilizowanym życiu taka niespodzianka ,dziwilam się tylko dlaczego tak fatalnie się czuje jak już nawet zaczelam się cieszyć ze zmian.Ale prawdziwa jazda zaczęła się w domu i tylko sam PAN Bóg wie jak ta moja kochana rodzina ze mną wytrzymała i oczywiście mój mąż który robił wszystko przy malenstwie ja tylko karmilam i uzalalam się nad sobą.Poszperalam w internecie co mi może być i sprawa się wyjaśniła” HORMONY” .Teraz mija już 5 miesiąc a ja fruwam ze szczęścia i nie mogę się nacieszyc tym szkrabem kocham go ponad wszystko .Teraz wiem co to baby blues i uważam że każda kobieta po urodzeniu dziecka powinna przed wyjściem do domu spotkać się z psychologiem który przygotuje ją do tego co może się z nią dziać. Ale to musiał by rodzic facet.
O widzisz, genialny pomysł z tym psychologiem dla każdej mamy. Cieszę się, że już fruwasz ze szczęścia 🙂
czytajac ten opis jakbym czytala o sobie. Tylko ze ja zostalam mama poraz drugi, mam jeszcze 3letniego urwisa ktory sam ma ciezki okres- w koncu nie jest juz jedynym dzieciatkiem mamy i taty… I fak, ciagle sie ucze ogarnac nowa sytuacje, zmeczenie , anemia daja w kosc. Mąz pracuje do 18. caly dzien go nie ma… A jak juz jest …to jakby go nie bylo. Zje obiad, kory musze mu podgrzac i podac bo inaczej jesc nie bedzie, usiadze do laptopa i gra. nie pobawi sie z synkiem choc ten biega za nim. Wykapiemy razem corczke, znowu siedzi przed lapkiem. pol glosem krzycze do niego zeby ubral w pizame starszego i polozyl do lozka. gdy juz obydwoje spia, on znowu gra, ja moge siedziec obok niego i ani slowem sie nie odezwie. a na moje pytania musze domagac sie kilkakrotnie odpowiedzi bo niby nie slyszal, a siedzi obok… nie ma go. Nie istnieje, jakby nic nie istnialo… ;/ czy to tez sie zalicza do baby blues? to ze z jednej strony radosc z posadania tak . posiadania cudownych dzieciackow, a z drugiej beznadzieja , niemoc, brak bratniej duszy milosci, zniecheca do czegokolwiek..;/
Nie sądzę, żeby to był baby blues. To zupełnie inny rodzaj smutku, bardziej z powodu związku niż ciąży, połogu i dziecka. A może to on ma depresję? Bez rozmowy ani rusz 🙁
Może i nie płakałam po porodzie. Miałam całkiem inna sytuację. Płakałam że jestem w ciąży nieplanowanej ze studia i całe życie mi się wywraca do góry nogami. Potem płakałam bo okazało się ze moje dziecko ma wadę serca i nie wiadomo czy będzie żyło. Wrócił moj skarb bo różnych komplikacjach do domu po 3 miesiącach. Uwierzcie mi że cieszyłam się ze nudzi mnie o świcie, że chodzę niewyspana, że płacze i ciągle domaga się mojej uwagi. Owszem po paru miesiącach jak doszło ząbkowanie moje nerwy puściły. Deberwowalam się ze nie śpi w nocy, że ciągle marudzi, ze nie chce jeść. Nawet jak z domu wychodziłam na chwilę to zostawialam instrukcję co i o której trzeba. Ale to mam do tej pory. Tyle że mniej kontroluje telefonem. A moje rozterki co bybylo gdybym jeszcze nie miała dziecka były oczywiście. Koleżanki dzwonily ze idę na imprezę a ja ze nie idę bo mam dziecko. Inni ze jadę spontaniczne w Bieszczady a ja ze nie bo mam dziecko. Nie wiem co by było wtedy ale wiem że mam uroczą 3 letnią córkę które gada cały czas i jest moja największa radością.
Faktycznie sporo przeżyłaś od początku. Dziecko to skarb i jak każdy skarb, cenę swoją ma 🙂
2010 moj pierwszy wymarzony maluch. dlugo oczekiwany przeciez wszyscy mi mowil ze bede wspaniala mama. przytylam 35kg z czego polowa przy porodzie spadla. Henry przyszedl na swiat przez cesarskie ciecie bo nie chcial sie przewrocic w dol. kiedy nie spalam byl ok w miare, jak znieczulenie odeszlo to moglam sie juz ruszac powolutku. na 2gi dzien po cesarce do dziewczyny obok przyszla prawie cala rodzina ok 12 osob, ja sie poryczlam i za duzy dla mnie halasu to bylo. pielegniarka wyprosila wszystkich. Placz sie zaczal, no mysle baby blues, ale placz tak trwal i trwal tygodniami, ja nie dawalam juz rady. po 4miesiacach stwierdzilam ze to za dlugo i mnie wykancza. zdjagnozowano depresje poporodowa. Leki sama wybralam po dlugim szukaniu na necie, co jest „mniej wiecej” bezpieczne przy karmieniu piersia. Przetrwalam pierwszy rok, potem drugi, najgorsze dla mnie jest to ze prawie nic nie pamietam z pierwszego roku zycia mojego syna. Lustral bralam przez 2 lata, ale byl okropny w skutkach, wyczytalam o lexapro przezycialm sie na to i czulam sie duzo lepiej, i zadnych skutkow ubocznych nie mialam. 2 lata po cesarce mialam ciaze poza maciczna, prawie umarlam, stracilam jeden jajowod bo pekl i mialam duzy wylew krwi do brzucha. 3 lata po pierwszym synu okazalo sie ze jestem w ciazy -moj GP stwierdzilz e to cud, bo przy uzuwaniu cysty z lewego jajnika wycieto mi tez kawalek jajnika. no i brak prawego jajowodu wiec moja druga ciaza byla traktowana jako cud. Musialam zejsc z lekow na depresje- balam sie ale mowilam sobie ze dam jakos rade. o dziwo nic sie nie dzialo, ba nawet czulam sie lepiej. w 2014 roku przyszedl na swiat moj drugi syn, oczywiscie straszono mnie ze depresja u mnie gwarantowana. ale ja sie przygotowalam. duzo szukalam i szukalam informacji o placenta encapsulation czyli o jedzeniu swojego lozyska. i tak tez zrobilam. maz zabral lozysko do domu, umylam je i namoczylam w soku z cytryn i limonek po kilka godzin kazda strona. potem pokroilam na kawaleczki i wysuszylam, potem zmielilam i zrobilam sobie kapsulki taka specjalna maszynka. i zadnej depresji ani zmeczenia nie czulam. lozysko jest pelne hormonow, mineralow, witamin itd. srobilam sobie ok 300 kapsulek, bralam 1-2 dziennie i wierze ze to poprawilo moje samopoczucie na 100%. co wiecej od porodu mojego drugiego syna depresja nie wrocila. polecam zrobienie tego i sie wcale nie brzydzic bo w naturze kazda samica zjada swoje lozysko.
Ale historia! Dzięki, że się z nami nią podzieliłaś.
Myślę, że o baby blues należy sumiennie ostrzegać na etapie szkoły rodzenia. I nie mówię tu o „O, btw., czwartego dnia pojawią się łzy. Ale nie przejmujcie się, to hormony”. Przekaz musi być silniejszy, żeby każda mama wiedziała, że to ją może spotkać (80% kobiet to spotyka!).
Ja pobieżnie zostałam poinformowana, a mimo tego zupełnie zszokował mnie bezmiar łez. To było coś strasznego, czułam się jak jakieś zwierzę. Wiedziałam, że to przejdzie, ale zupełnie nie umiałam sobie z tym radzić 🙁 Pomogła dopiero rozmowa z inną świeżo upieczoną mamą i swiadomość tego, że nie jestem jedyna.
Mieszkam w Danii, gdzie funkcjonują tzw. grupy matek (mødregrupper). Pielęgniarka środowiskowa łączy w małe grupy mamy, które urodziły w podobnym czasie, w podobnej lokalizacji. W mojej grupie było 5 mam, spotykałyśmy się raz na dwa tygodnie przez okres paru miesięcy. Było to według mnie (obok wspierająccego partnera) najbardziej pomocne narzędzie w radzeniu sobie z tym trudnym poporodowym czasem.
Dzięki, faktycznie w szkole rodzenia ten temat powinien być jednym z ważniejszych. Nawet z ukłonem w kierunku partnera, żeby wiedział, jak pomóc młodej mamie. NIe wiem jak to jest w Polsce, ale takie grupy wsparcia dla młodych mam to świetny pomysł.
U mnie skonczylo sie wizyta u psychiatry i diagnoza: depresja piporodowa.juz po miesiacu brania lekow,znow bylam wesola,zadowolona z zycia i partnera dziewczyna.wszyscy w kolo ocenili mnie z gory.w ich oczach bylam klotliwa awanturnica.jedynie moja mama wiedziala,ze cos jest ze mna nie tak.ciagly placz i krzyk- to nie bylam dawna ja.dzieki jej namowom poszlam do psychiatry i po dzis dzien jestem jej wdzieczna 🙂
Jak dobrze, że posłuchałaś bliskiej osoby. Przy depresji taka pomoc to chyba konieczność.
To był najgorszy czas.bol ten fizyczny bo wszystko bolało że siedzieć nie umiałam,sutki pogryzione,problemy z laktacja…nic nie robiłam tylko z dzieckiem siedzialam.przez tydzień to w koszuli nocnej chodziłam.zanim małego przebrałam-pampers ,śpiochy, na karmiłam ,zjadłam śniadanie,o ulało się i znowu przebrać,butelki przygotować bo był dokarmiany mm,laktator do pomocy i chwila i znowu to samo.mialy tak godziny i dni a ja beczałam że dziecko jest głodne,że go wykarmic nie umiem a chce jak najlepiej.pierwszy miesiąc tragedia.jak minęły 2 miesiące czułam się lepiej i już ten stan przeciążenia umysłu zaczął zanikac.szybciej szło przebieranie,laktacja już ok,wszystko było bardziej poukładane i znikł haos.dobrze że miałam mame i partner też był.chociaz wiem że wolał mi naszykowac śniadanie niż wziąść małego żeby mu się odbilo.—mowil że się boi.
A zaczęłam już płakać w szpitalu po 24h,gdy mały byl na piersi 4-5 h i był głodny i płakał a ojciec pępkowe robił.siedzialam z małym przy cycu i wyłam
Współczuję :(… mam nadzieję, że po pępkowym się ogarnął i wspierał
Ten początek naprawdę może dać w kość, dobrze, że nie byłaś sama.
Prawie wszędzie pisało że baby blues w większości dotyka osoby rodzące po raz pierwszy więc myślałam że mnie ominie. Przecież już mam jedno dziecko, które sama wychowałam a urodziłam mając 17 lat i chodząc do szkoły. Dałam radę. Teraz jestem w szczęśliwym związku córka ma 10 lat. Co może się stać? A jednak – mogło. Ciąża- radość ogromna. Trochę tylko tęskniłam za pracą. Poród bez problemów jedynie partner nie zdążył dojechać. Na drugi dzień starsza córka trafiła do szpitala 30 km ode mnie z podejrzeniem wyrostka (u nas brak chirurgii dziecięcej). Zawsze miałam wszystko zaplanowane a wtedy nie mogłam nawet jej odwiedzić. I tak bylam mega szczęśliwa. Po 3 dniach wyszłyśmy do domu. „Witajcie!” Tylko że nie było komu witać- płacz. To był początek. Partner był 2 dni z nami potem musiał pracować niestety od rana do wieczora. Byłyśmy same. Moja rodzina każdą wolną chwilę spędzała w szpitalu. Córka wróciła po tygodniu. Ale szkoła i zajęcia dodatkowe. Płakałam cały dzień, następny dzień wyrzuty sumienia bo przecież powinnam się cieszyć. I tak w kółko. Nikt się nie domyslił- zawsze byłam nerwowa. Teraz córeczka ma 2,5 miesiąca, ja od 2 tygodni nie płacze prawie wcale. Mam nadzieję że będzie już tylko lepiej. Niestety nie mam z kim porozmawiać a mamy nie chcę denerwować. Wizyta u specjalisty – mama pracuje w szpitalu na recepcji- odpada. Muszę poradzić sobie sama.
Dużo różnych rzeczy złożyło się na tego baby bluesa… kwestia hormonów, a nie ilości ciąż.
Syn ma rok- baby blues to już leczona depresja. To brak snu bez leków. To regularne wizyty u psychiatry.
Najpierw 3 ms na patologii ciąży,potem wypis na żądanie. Poród w innym szpitalu zakończony cc na cito. Chwila na oiom i ….niby wszystko skończyło się szczęśliwie. „Upiekło nam się”, „rozeszło po kościach” a jednak jest okropnie.
Związek w rozsypce, brak znajomych (zawsze byłam samotnikiem jednak od czasu zajścia w ciążę straciłam jedyne koleżanki bo „ciąża to choroba zakaźna” ), rodzina na drugim końcu Polski. Co tu dużo pisać- niejako z „konieczności” czy też „bo tak się ułożyło” zamknięta w domu z Maniunim i z dnia na dzień jest coraz gorzej.
Uważam, że jeszcze w czasie ciąży standardem powinny być spotkania z psychologiem-nie tyle dla mamy co dla przyszłego taty..
Dokładnie, też tak uważam.
Po urodzeniu drugiego dziecka wiem że depresja poporodowa może być bardzo niebezpieczną i nie można jej bagatelizować. Poród miałam trudny, zakończony szybką cesarką i ratowaniem życia dziecka i mojego. Kacper był reanimowany, dostał 2 pkt. Po obudzeniu informacje które otrzymałam od lekarza były porażające ale nie docierały do mnie. Chcieli go przewozić do innego szpitala… był w inkubatorze z tlenem. Pamiętam jak wszedl do mojej sali mój teść który jest lekarzem pediatrą… On chciał żebym miała planowane cesarskie cięcie bo pierwszy poród taki był… O ten wzrok nienawiści. Spojrzał i wyszedł…z synem z dnia na dzień było lepiej. Ja mimo wszystko chowałam się pod kołdrą i płakałam… Pretensje teściowej że telefonu nie odebrałam od jej ukochanego syna- mojego szwagra… Zero zrozumienia. I teksty po powrocie że nic się mu przecież nie stało. Ona sobie z dwójką radziła bez pomocy- kiedy chcieliśmy pomocy… Tekst teścia to wasze dzieci…. Jeździłam 3raxy w tygodniu na rehabilitację, okulista, neonatolog, neurolog, audiolog… czasem mąż ze mną jechał jeśli wizyty były u specjalistów w dużym mieście. Jednak na codzien musiałam radzić sobie z 2. Byłam w tym okresie okropna. Nerwowa płaczliwa… Mąż mnie nie rozumiał. Teście czasem wpadli na pół godziny mnie dobić- że to moja wina, że starszy syn nie mówi ( zaczął mówić w wieku 3,5) z mojej winy że młodszego teraz bardziej kocham itd…. teściowa była okropna… A ja w narastającej depresji nie radziłam sobie z emocjami…. Krzyczałam na syna, …. Chciałam popełnić samobójstwo. Uratował mnie syn który obudził się a ja ocknęłam się co chciałam właśnie zrobić. umówiłam się do specjalisty… Przede wszystkim zmniejszyliśmy kontakt z treściami którzy działali destrukcyjne na nas. Nadal mam takie trudne dni. Mąż tego nie rozumie… Trudno z tym żyć. Naszczescie mam rodzinę która widzi i rozumie i przyjaciół .. koleżankę sąsiadkę która przeszła coś podobnego. W tym trzeba szukać siły. I marzyć… I spełniać marzenia choćby nie wiem co.
Jesteś bardzo silna. Dziękuję, że podzieliłaś się tą historią.
Byłam przykładem świadomej, oczytanej, przygotowanej na baby bluesa przyszłej mamy. Moje przygotowanie obejmowało m.in. rozmowę z mężem na temat poporodowych problemów natury emocjonalno-hormonalnej. Prosiłam go o zasięgnięcie języka, kontrolę mojego zachowania i brak ufności w ewentualne zapewnienia o moim świetnym samopoczuciu. Przyznam, że bałam się, że mnie dopadnie. Obawiałam się, że zaplanowana ciąża bez problemów, spokój, radość i niesamowicie ekscytujące oczekiwanie może zostać zmącone w najmniej odpowiednim momencie. Dzień po porodzie cc, kiedy czekałam aż mąż przywiezie mi synka, a on się nie pojawił, dopadły mnie pierwsze lęki. Poczułam się samotna i pozostawiona sama sobie. Ze względu na przeciążenie systemu leżałałam poza oddziałem położniczym z inną dziewczyną, która tak jak ja drżała na myśl o kichnięciu. Był weekend ubogi w personel, nie miałam gości, pokarmu, umiejętności przystawiania, współlokatorka zawstydzała mnie swoimi pełnymi piersiami o idealnych brodawkach i umiejętnością karmienia swojego malucha, kiedy ja siedziałam twarzą odwrócona do ściany, chowając swoje nie idealne, wklęsłe brodawki pustych piersi, przepraszając za to mojego Aniołka i dziękując mu za cierpliwość. Czułam, że wszystkim jest lepiej niż mi. Powstrzymywałam płacz, który po powrocie do domu wylewał się każdym porem mojego ciała. Były upały, dzieciątko moje leżało w samej pieluszce, mokre, zmęczone naszym sosem gotującym się na trzecim piętrze od strony południowo – zachodniej. Płakałam, bo nie miałam jak zapobiec przegrzewaniu się malucha. Uciekliśmy do domu mojej siostry na tygodniowy czas oczekiwania na montaż klimatyzacji. Nikomu oprócz męża nie zostawiłam malucha, żeby na chwilę naładować baterie. Płakałam nad bezbronnoscią dziecka płacząc, że płacze, a potem jeszcze bardziej płacząc, że płacze, że płacze. Najważniejsze jednak, że wiedziałam co mnie dopadło. Mowiłam o tych emocjach rodzinie, mężowi, mimo, że miałam wrażenie, że i tam nikt mnie nie rozumie, że jestem teraz zupełnie sama z odpowiedzialnością za tego okruszka. Czułam się tak, jakbym siedziała samotnie w głębokiej studni nad którą wiszą gapie obserwując ciekawy przypadek. Jednak dalej mówiłam co czuje. Najgorsza była świadomość, że żadna wiedza na temat tego, co przechodzę nie była w stanie w sposób racjonalny opanować tych demonów. Aż złapałam się jednej, banalnej myśli, która zapaliła światełko w tunelu. Pomyślałam o czasie. O tym jak szybko leci. Po prostu. Just let it go. Musiałam się pogodzić z tym stanem emocji i dac się ponieść fali. Prosiłam męża o czas dla siebie, kąpiel, cokolwiek tylko po to, abym mogła się głośno wypłakać, dać upust złej krwi, spuścić powietrze. Caly czas myślałam o tym, ze to zaraz minie, tak szybko, że nie zdążę zaparzyć herbaty. Pomogło.
Dziękuję za ten komentarz, faktycznie, najtrudniej zapalić sobie tę lampkę… czas mija, to minie.
Witam. Jak dlugo ten stan utrzymywał się u Pani? Ile czasu?
To bardzo indywidualne, u mnie jakieś 2 miesiące, ale też nie tak, że baby blues zniknął szast-prast, powoli to się toczyło.
Moje dziecko ma juiz dwa miesiące i czuję się nieco lepiej, ale jeszcze nie jest dobrze. Boję się czy ten stan nie przerodzi się w coś poważniejszego i czy w ogóle minie. Nie wiem jak długo czekać.
Jestem 11 dzien po cc nie czuje zebym rodziła cc stan fizyczny mam idealny ale stan psychiczny …mam spadek nastroju od 4 dni jeden dzień jestem płaczliwa drugi dzień szczesliwa i tak w kratkę partner pomaga w 100% wstaje karmi gotuje sprzata itp a ja i tak mam wahania nastrojów pomoc ze strony mamy mam również wiem ze chce dobrze i chce mi pomóc doradzić ale wszystko co nie zrobię przy malej jest źle ciagle zle ja trzymam smaruje karmie itp bo ona juz miala dwójkę dzieci i wie najlepiej chyba…juz w ciazy bylo ze nie znam się (cc poniewaz mala sie nie obrocila) i napewno dziecko do porodu sie obroci ale musze z nia rozmawiac itpjakby była to moja wina bo maleństwo bylo miednicowo
nie umiem powiedziec o moim stanie partnerowi bo jak probuje to konczy sie placzem… i nie umiem mu wytlumaczyc co się ze mną dzieje… z koleżanką tez nie mam co na ten temat rozmawiac bo niby to w żartach na samym poczatku usłyszałam ze nie jestem 100% matka bo rodzilam cc probuje sobie sama radzić i codziennie mowic ze bedzie ok ze to tylko hormony ze to za chwile minie…marze by hormony sie juz wkoncu uspokoiły…