Gdzie leży cienka granica między żartem a przemocą? Sztandarowym przykładem jest dla mnie określenie „końskie zaloty”.

Kiedy skarżyłam się rodzicom, że chłopcy zaczepiają dziewczynki w naszej klasie, od razu zauważyłam (niezrozumiały dla mnie wtedy) uśmiech na twarzy mamy i wyjaśnienie. Pewnie słyszało je wiele dziewczyn w moim wieku: Chłopcy tak pokazują, że cię lubią.

Kilka lat temu moja córka przyszła z przedszkola z taką samą informacją i pierwsze, co mi się nasunęło, to wyjaśnienie, że pewnie się podoba temu Antkowi, skoro ją tak zaczepia. Raz mi się wyrwało i nigdy więcej, bo od razu zobaczyłam jej zdezorientowaną minę.

Jak to mnie lubi?

Moja reakcja (raczej zakodowana niż przemyślana) była absurdalna, bo przecież od początku uczymy dzieci, jak nazywać i rozumieć emocje, dzisiaj to oczywistość. A potem jednak, w konkretnej sytuacji, wrzucamy na minę. Skoro tłumaczymy, że lubienie okazuje się np. miłym słowem, a nie szarpaniem za włosy, to jak zrozumieć, że te końskie zaloty są OK? Co za mylący komunikat dla dziecka!

Przyzwolenie na przemoc

Wiem, że te końskie zaloty to z jednej strony przyzwolenie społeczne, z drugiej wręcz tradycja. Napisałam kiedyś książkę o polskich zwyczajach wielkanocnych i pamiętam, że niektóre mnie szokowały brutalnością wobec kobiet.

Jednym z nich było smaganie dziewczyn wychodzących z kościoła wierzbowymi gałązkami. Im bardziej obita dziewczyna, tym większe powodzenie wśród chłopaków. Nie zgodzić się na takie bicie? Nooo nie, przecież wtedy będzie jasne, że z nią coś nie tak. Dlatego zgadzały się wszystkie panienki, piszcząc z udawanego zachwytu.

Podobnie zresztą z bardziej popularnym śmigusem-dyngusem. Im bardziej oblana wodą dziewczyna, tym lepiej dla jej powodzenia i urody. Jak o tym myślę, to mi się nóż w kieszeni otwiera na te wszystkie tradycje, z których strzępami do dziś się musimy mierzyć w różnych (czasem chuligańskich) odsłonach.

Końskie zaloty to przemoc

Jednak nie do końca tradycji chcę się czepiać, a raczej współczesnych dorosłych, którzy dzisiaj na końskie zaloty pozwalają. Na to ciche przyzwolenie, bo jej się to przecież podoba.

Swoją drogą, wmawianie komuś emocji, które tak naprawdę nie są jego, ma swoją odrębną nazwę i warto wiedzieć, że nie jest to niewinne „przecież widzę, że ci się podoba”.

Przemoc psychiczna „dla dobra dziecka”. Znasz gaslighting?

Nie musimy jednak grzebać się w dawnych tradycjach, dzisiaj przecież też na tak wiele się pozwala w ramach żartów. Pamiętam sytuację z liceum, w której w paczce zakumplowanych nastolatków chłopcy postanowili sprawdzić, czy jedna z dziewczyn ma ogolone nogi. Oczywiście już samo pytanie było dla takiego podlotka niezwykle krępujące.

Kiedy nie chciała odpowiedzieć, postanowili, że sami sprawdzą. Jeden ją zapał, drugi podciągnął nogawkę spodni i się dowiedzieli. Wszystko na oczach całej paczki, w ramach żartu i popisu. Chłopcy wiedzieli, że to przemoc, nie uznawali jej jednak za coś więcej niż dobrą zabawę.

To nie przemoc, ona jest przewrażliwiona!

Dobrze znałam tę dziewczynę, wiem, jak to przeżyła, choć w trakcie zdarzenia śmiała się. Nie powiedziała, że poczuła się upokorzona i  bezradna, gdy chłopaki po prostu dotykali ją, bo taki mieli pomysł na żarcik. Powiedziała o tym tylko bliskim osobom.

I tu właśnie do akcji powinni kroczyć dorośli, choć zdaję sobie sprawę z tego, że część powie: Jejku, jakie te współczesne dzieci przewrażliwione. Nie można nawet pożartować.

Osobiście zgadzam się z tym, że wiele jest dzisiaj sytuacji, w których wszyscy za wszystko czują się urażeni. Jednak akurat końskie zaloty do nich nie należą. To, co kiedyś było przemilczane, powiedzmy, że dopuszczalne, dzisiaj nie ma racji bytu. I nic się nie zmieni, jeśli będziemy używać argumentów: Ja tak miałam, przeżyłam i w porządku.

Postaw się na moim miejscu

Wystarczy przez chwilę pomyśleć logicznie, poobserwować zachowanie własnych dzieci, żeby dojść do kilku prostych wniosków.

Wmawianie dziewczynom, że końskie zaloty są czymś miłym, zabawnym czy dla niej ważnym, jest zwyczajnym krzywdzeniem i też przemocą. Nie zależnie od wieku dziecka, nie powinien taki komunikat padać z ust dorosłych. Zresztą chodzi o dziewczyny i chłopców, im też się nieźle obrywa w ramach żartów.

Automatycznie wtedy dziecko traci poczucie bezpieczeństwa. Komu mam powiedzieć, że jest mi przykro, jak nie mamie, tacie, nauczycielowi?

Powinnaś się wstydzić

Wbijanie kogokolwiek w poczucie, że naruszanie osobistych granic ma ścisły związek z tym, że się komuś podoba, jest prostą drogą do ugruntowania go pozycji ofiary. Musisz się zgadzać na przemoc, inaczej nie będziesz lubiany/lubiana.

Wykluczenie jest dla dzieci i młodzieży argumentem do przepracowania. Stawiając na szali wykluczenie (nie lubimy cię, bo się nie zgadzasz na nasze żarty) i komfort psychiczny, odpowiedź powinna być prosta. Jednak w przypadku dzieci nigdy nie jest.

Nawet nie wie, że to przemoc

Chłopcy i dziewczyny, którym wmówiono, że końskie zaloty są czymś zabawnym, naturalnym, stają się dorosłymi, którzy nie zauważają przemocy i godzą się na nią. Nie wiedząc nawet, że są ofiarą lub agresorem, bo przecież sprawa dotyczy obu stron.

Chłopcy (choć bywa i odwrotnie), których głaska się po głowach, zamiast karcić za końskie zaloty, mogą nie mieć świadomości, że robią coś złego. Oczywiście, im starsze dzieci, tym więcej rozumieją, ale przecież te sprawy zaczynają się już w przedszkolu.

Czy wtrącać się w kłótnie dzieci?

Wychowanie przez zawstydzanie​

Sama byłam wychowywana w środowisku, gdzie dziewczynka „powinna się z tego cieszyć”, a jak nie, to nie masz poczucia humoru. Docinki, wyśmiewanie, kompletnie nieprzemyślane żarty były na porządku dziennym. To była forma komunikacji, z którą mierzyłam się latami, żeby potem przez wiele kolejnych lat docierać do miejsca, w którym poczucie wartości zostało odbudowane.

Wychowanie przez wyśmiewanie, którego zresztą spora część dorosłych nie zauważa w swoim zachowaniu, jest okropnym sposobem komunikacji ze światem. Więcej opowiedziałam o tym w jednym z odcinków podcastu Nie tylko dla mam >>

Wesprzyj w odczytywaniu przemocy

Co możemy zrobić, żeby wesprzeć dzieci w rozumieniu, że przekraczanie granic nie jest w porządku, bo to przemoc?

Myśleć i stawiać się w sytuacji drugiego człowieka. Do rozmów z przedszkolakami polecam książkę „Słowa mogą ranić”. Pokazuję w niej, czego nie mówić, ale też jak się bronić przed napastliwością i złośliwością innych. 

Jeśli chodzi o nieco starsze dzieci (7+), jest taka świetna książka w formie komiksu pt. „Zgadzam się albo i nie!”, w której rewelacyjnie wyjaśniono, czym jest niezrozumienie, że się przekracza granice.

W jednym z rozdziałów mamy na obrazku dziewczynkę w stroju kąpielowym stojącą przy basenie i dwójkę innych dzieci, ubranych zwyczajnie. Biegną wepchnąć ją do basenu, bo ma na sobie strój kąpielowy, więc chce się wykąpać.

I tu właśnie jest moment, kiedy warto włączyć myślenie. Założenie stroju kąpielowego, nie jest jednoznaczne z chęcią kąpieli. Nie ty o tym decydujesz.

Zakładanie przez obcych ludzi, co ja chcę zrobić, co mi sprawi przyjemność, co jest dla mnie dobre, jest naruszaniem granic. To sytuacja, w której zamiast „wiedzieć lepiej” wystarczyło zapytać, czy osoba w stroju ma ochotę na kąpiel.

Sama tego chciała

Dzieci pewnie tego nie zrozumieją, ale dorośli mogą skojarzyć, że od takiej (absurdalnej) pewności, że dziecko w stroju chciało się wykąpać, prosta droga do założenia, że kobieta w krótkiej spódnicy prosi się o gwałt.

Nie ma w tym ani cenią przesady, bo właśnie po to tworzone są książki pokazujące, jak szanować cudze granice, żeby można to było ćwiczyć (i rozumieć) od najmłodszych lat.

Zgadzam się albo i nie! Jak szanować granice – swoje i cudze

Poczuj, co jest „za bardzo”

Bardzo niewiele uczymy dzieci słuchania własnej intuicji, bo sami też często mamy ją po prostu zagłuszoną. Wmawiamy, że „on się tylko chce pobawić” w przypadku młodszego rodzeństwa. Nie pozwalając dzieciom samodzielnie zdecydować, wsłuchać się w siebie i stwierdzić, co czuję, gdy on mnie popycha, gryzie, szczypie. I co nie jest już zabawą.

Więcej na ten temat opowiedziałam w artykule: Młodsze dokucza starszemu >>

Stój murem za dzieckiem

Umiejętność stawiania granic nie jest najczęściej wrodzona, to trzeba ćwiczyć i wcale nie jest to bułka z masłem. Sami nie byliśmy tego najczęściej uczeni, dlatego tak łatwo przychodzi nam powiedzieć: Pocałuj ciocię, bo będzie jej przykro.

Zdanie reszty świata, w tym obrażonej cioci, nie jest ważniejsze niż poczucie bezpieczeństwa dziecka. Zmuszanie do uległości, kiedy dziecko jasno komunikuje, że to przekroczenie granicy, nie jest w porządku.

Nie jestem ci winna buziaka!

Mów jasno

Niby proste, a jednak bardzo trudne w praktyce. Czasem wolimy się obrazić, nie odzywać do koleżanki czy partnera, zamiast jasno powiedzieć, o co nam chodzi. Skąd te skrupuły? W dużej mierze z poczucia, że on powinien wiedzieć, o co mi chodzi. To jest absurdalne w zderzeniu z przekonaniem, że nikt nie ma prawa nam mówić, co powinniśmy czuć i myśleć. Niech mi nie mówi, co myślę, ale niech wie co myślę.

Warto uczyć dzieci od początku, żeby mówiły jasno, co im się nie podoba. Nie ze wszystkim trzeba się od razu zgadzać, ani obrażać, warto zacząć od wyjaśnień. Chodzi też o stworzenie takiego miejsca (dom), gdzie w bezpiecznych warunkach dziecko będzie mogło powiedzieć, co naprawdę czuje. Przecież to trzeba ćwiczyć latami.

Świadomość emocji

Jeśli tylko jest okazja, warto sięgać z dziećmi po książki lub gry związane z rozmawianiem o emocjach. Chodzi o rozumienie siebie i innych, choć w tym konkretnym przypadku skupiamy się bardziej na sobie. Co czuję? Jak się zachowuje mój organizm w takiej czy innej sytuacji?

Czasem znajdujemy się pod ogromną presją np. te końskie zaloty i trudno do końca stwierdzić, czy to jeszcze żart, czy już przekroczenie granicy. Umiejętność czytania sygnałów własnego ciała jest w tym wypadku kluczowa. Czasem wstyd maskujemy histerycznym śmiechem, złość wygłupami itd. Wtedy zamiast asertywnie reagować na przemoc, dajemy przyzwolenie.

Przewodnik po emocjach. Najlepsze książki dla dzieci o emocjach

Równowaga

W tym wypadku przypuszczam, że wiele dzieci będzie potrzebowało pomocy wspierającego dorosłego. Chodzi o uświadomienie dziecku, czy w jego kontaktach ze światem zachowana jest równowaga, w sensie dawania i brania. Czy dziecko nie bierze na siebie zbyt wielkich ilości zmartwień rodziców? Czy ma z kim szczerze porozmawiać o problemach? Czy to robi? Czy może jest tym, które więcej bierze niż daje światu. Egoista? Nie zważa na przekraczanie granic innych ludzi?

Równowaga w tych proporcjach jest bardzo ważna, w przeciwnym razie będziemy mieli w domu dziecko nieszczęśliwe z powodu napastników z zewnątrz albo agresora, który nawet nie zdaje sobie sprawy, jak niemiło przebywać w jego towarzystwie innym ludziom.

Jak rozmawiać o granicach

Moim zdaniem warto zacząć od uświadomienia, czym jest dystans fizyczny, bo to można po prostu pokazać i wytłumaczyć.

  • Publiczny (około 3,5 metra i więcej) – w stosunku do osób obcych i publicznych.
  • Społeczny (około 1,2-3,5 metra) – dalsi znajomi lub obcy, z którymi rozmaimy np. urzędnik, nauczyciel.
  • Indywidualny (około 45-120 cm) – to strefa, w której dobrze się czujemy z bliskimi przyjaciółmi, dalszą i bliższą rodziną.
  • Intymny (do ok. 45 cm) – na taką odległość mają wstęp tylko nasze najbliższe osoby: rodzice, dzieci, partnerzy.
Granice psychiczne

Tu trudniej wyjaśnić coś dziecku, bo nie da się ich zmierzyć na centymetry. To też ważne, że one się zmieniają wraz z dojrzałością i wiekiem. Najlepiej rozmawiać z dziećmi używając plastycznych przykładów, podając konkretne sytuacje z ich życia.

  • Czy jest w twoim otoczeniu inne dziecko, które sprawia, że czujesz się źle? Jest ci przykro? Adaś żartuje tak, że chce ci się płakać? Czujesz się niekomfortowo, bo opowiada wulgarne dowcipy?
  • Marta zabrania ci mówić szczerze, co myślisz? Wśród rówieśników może to być obracanie w żart lub wyśmiewanie, gdy ktoś mówi, że nie podoba mu się np. przeklinanie czy ciągnięcie za włosy dla zabawy.
  • Masz prawo zmienić zwoje nastawienie do ludzi, z którymi kiedyś było ci po drodze. Jeśli ktoś z paczki zaczyna przekraczać granice, nie obowiązuje wobec niego lojalność. Nie trzeba na siłę się z nim spotykać, bo kiedyś się kumplowaliście. To samo dotyczy towarzystwa wpędzające w poczucie winy lub inny rodzaj agresji psychicznej.
  • Ufaj intuicji, jeśli czujesz, że w czyimś towarzystwie nie wszystko jest w porządku, to jest OK. Wsłuchaj się w siebie, obserwuj. Czasem sygnały niewerbalne dają nam znać, że ktoś nie jest szczery, zanim jeszcze widać to w bezpośredni sposób.
  • Oczywiście, że każdy ma prawo wyrażać uczucia, ale nie może to być robione w sposób destrukcyjny. Nie musisz więc zgadzać się na to, żeby koleżanka wyżywała się na twoim plecaku, bo ma problemy z nauczycielami. Reaguj stanowczo, zanim zabrnie zbyt daleko.

Słowa mają moc

Kilka konkretnych przykładów na koniec, jak zacząć zdanie, żeby miało szansę dotrzeć jako jasny komunikat. Pewnie w wielu sytuacjach zdarzy się, że dziecko spotka się z kontrą lub oczekiwaniem, że zacznie argumentować swoje (niewygodne dla agresora) stanowisko.

Za wyrażeniem zdania, niezadowolenia, asertywnym zwróceniem uwagi, wcale nie musi iść tyrada i tłumaczenie, dlaczego czuję to co czuję. Stawiam granicę i od ciebie zależy, czy je uszanujesz. Nie możesz jednak powiedzieć, że nie wiedziałeś, nie rozumiałeś.

  • Nie lubię, kiedy tak do mnie mówisz.
  • Nie podoba mi się twój żart.
  • Nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał.
  • Nie mam teraz ochoty na wygłupy.
  • Proszę, szanuj, że włożyłam w to masę pracy.

Często też w takich sytuacjach znajduje się jednak przestrzeń do wyjaśnień i dyskusji, to zależy od obu stron. Warto żeby dziecko miało świadomość, że asertywność nie ma związku z tłumaczeniem. Nie ono zawiniło w tej sytuacji.