Czasem czujemy się zagubieni pośród setek porad związanych z wychowaniem. Najgorsze, co możemy zrobić dla siebie i dzieci, to popadanie w skrajności i odrzucenie intuicji. Wtedy wydaje nam się, że mamy niegrzeczne dziecko i wydaje nam się, że powinniśmy być bliżej ideału. Nic z tych rzeczy.
Bywa, że coś nam się po prostu wydaje i zupełnie naturalne zachowania dzieci uznajemy za niegrzeczne: 5 rzeczy wyglądających jak niegrzeczne zachowania, choć wcale nimi nie są >>
Rodzic popadający w skrajności
Bardzo często problematyczne wydają się rzeczy, które tak naprawdę powinny być intuicyjne. Jednym z powodów takich odczuć jest popadanie w skrajności i trzymanie się tylko jednego stanowiska w sprawie wychowania, usypiania, karmienia, spacerowania.
Nie można dziś pominąć dość istotnego faktu, że stanowiska w sprawie wychowania czy pielęgnacji zmieniają się dość szybko. Za kolejną dekadę pewnie rodzice będą się pukać w czoło i zastanawiać, co ci ludzie mieli w głowach, kiedy, tak czy siak, wychowywali dziecko.
Wiem, co mówię i to z własnego doświadczenia. Świat się zmienia, badania się zmieniają, nowinki ze świata psychologii również. Książka, którą napisałam ponad dekadę temu, wymagała całkowitego niemal przeredagowania przy wznowieniu w 2018 roku. Zrobiłam to z wielką przyjemnością, ale też zdziwieniem, jak wiele się przez zaledwie dziesięć lat zmieniło w sposobie myślenia o wychowaniu.
Mówię o książce pt. Trudne tematy dla mamy i taty >>
Zagłuszacze intuicji i skrajności
Jedno jest jednak niezmienne, choć bardzo zagłuszane właśnie przez skrajne podejście do wychowania. Intuicja i zaufanie dziecku oraz sobie, jako rodzicowi. Niby wiemy, że nikt się rodzicem nie rodzi. Nie ma na to instrukcji, a jakże często nie dajemy sobie prawda do uczenia się tej roli, słuchając komentarzy obcych ludzi o tym, że mamy niegrzeczne dzieci.
Więcej o wsłuchiwaniu się we własną intuicję napisałam kiedyś gościnnie w artykule pt. 3 zagłuszacze matczynej intuicji >>
Najgorsze, co rodzic może w tym wypadku zrobić, to uleganie złudnemu wrażeniu, że jakakolwiek skrajność jest dobra.
Nie da się uciec od stresu
Przez skrajność nie mam na myśli patologii, ale może nawet wręcz przeciwnie. Kompletne odcinanie dzisiejszych dzieci od stresu, smutnych przeżyć (choćby przy czytaniu książki lub oglądaniu bajek), trudnych rozmów (jasne, że trzeba je dostosować do wieku i możliwości dziecka). Ani od drażliwych tematów czy typowych obowiązków domowych, bardziej szkodzimy, niż pomagamy w harmonijnym rozwoju.
Do harmonijnego rozwoju potrzeba równowagi, nie skrajności.
Dość prostym rozumowaniem wydaje się stwierdzenie, że niezależnie od tego, czy kremujesz dziecko tym, czy tamtym specyfikiem, używasz tych czy tamtych pieluch. Kładziesz o tej czy tamtej godzinie na drzemkę, bardziej istotne jest to, żeby to nakarmione, przewinięte i nakremowane dziecko zasypiało spokojnie. Wtedy będzie szczęśliwe.
I kompletnie nie chodzi mi o to, żeby nie zwracać uwagi na to, jakich się używa kremów czy pieluch (kwestia odpowiedzialności za planetę jest dla mnie ważna). Chodzi o to, żeby nie popadać w skrajności. Jak się raz nie nakremuje, dokarmi z butli czy uśpi o północy zamiast o 20:00, świat się nie zawali.
Mózg dziecka potrzebuje czułości
Krzywda się dziecku nie stanie, jeśli nie będzie miało rodziców działających jak w zegarku, na każde zawołanie i bez popełniania błędów. Ono potrzebuje rodziców czułych i ciepłych. Tylko tyle. Reszta jest bardzo mało istotna.
Mózg dziecka potrzebuje czułości o wiele bardziej niż tzw. rozwoju intelektualnego. I znowu, nie chodzi o to, żeby nie stymulować maluchów intelektualnie, ale wziąć pod uwagę, że każda chwila spędzona z rodzicem jest ważniejsza, niż jakakolwiek inna np. na zajęciach dodatkowych czy przed telewizorem. Każda.
Łatwo to zauważyć każdego dnia. Kiedy usiądziesz przy dziecku na trawie, na dywanie, na jego poziomie, ono (wcześniej zajęte swoją zabawą), najczęściej po chwili cię do niej zaprosi. Nawet jeśli jeszcze nie potrafi mówić, zwróci na ciebie uwagę i coś będziecie robić razem.
O tym przekierowaniu uwagi napisałam w artykule pt. Zejdź do parteru >>
Grzeczne czy niegrzeczne?
Chcemy, żeby dzieci z nami współpracowały, chcemy, żeby zachowywały się tak, jak nam na tym zależy. Chcemy je nauczyć, jakie są obowiązujące normy, dlatego warto zrobić jedno – wzmacniać pozytywnie pożądane zachowania.
Przekładając to na prosty język, chodzi o to, żeby nagradzać dzieci w momentach, które chcemy, żeby zapamiętały, jako miłe. Za chwilę odniosę się do nagród, bo wiem, że część rodziców ma ciarki na sam dźwięk tego hasła, spokojnie. Nie popadajmy w skrajności.
Gdy dzieci dany moment zapamiętają jako miły, fajny, dobry, ciekawy, będą chciały do niego wracać. Będzie im się ta sytuacja dobrze kojarzyła. Do dobrych chwil chętnie wracamy.
Zamiast więc np. krzyczeć na dziecko, które nie robi czegoś po naszej myśli, lepiej nagradzać (chwalić, zauważać), gdy to robi.
Najlepsza nagroda
Jeśli chcemy, żeby nasze dziecko chętnie coś robiło np. sprzątało zabawki, o wiele lepszym sposobem jest pokazanie mu, jak super może być podczas tego sprzątania. To lepsze niż tłumaczenie, że tak trzeba i już, rodzic wie najlepiej. Zwłaszcza, gdy mówimy o małych dzieciach. Po takich wspólnych chwilach „od małego”, starszakom już łatwiej działać samodzielnie.
Co może być nagrodą za sprzątniecie zabawek? Zabawa z rodzicem to całkiem fajna nagroda. W posprzątanym pokoju można rozłożyć grę i wspólnie spędzić czas na podłodze. Razem.
Skoro dziecko dało sobie umyć głowę bez krzyków (choć zazwyczaj krzyczy), również powinno dostać za to nagrodę, ponieważ zależy nam na wzmocnieniu tego zachowania (żeby kolejny raz też dało ją sobie spokojnie umyć). W tym wypadku może to być tworzenie figurek z piany lub świetna zabawa w wannie, kiedy rodzic jest obok (abo nawet w środku). Razem.
Bycie razem, zabawa, to są najlepsze nagrody dla dziecka. O wiele lepsze niż naklejki czy cokolwiek innego, materialnego. Niby to jasne, bo często powtarzamy takie zdanie i często powtarza się w poradnikach. Jednak czy naprawdę wiemy, dlaczego to jest lepsze?
Wspólne spędzanie czasu
Chodzi o sposób funkcjonowania mózgu, a konkretniej tworzenie się nowych połączeń między neuronami. Inaczej mówiąc – uczenie się. Ale nie takie szkolne, tylko właśnie życiowe: widzę, kojarzę, zapamiętuję, bo to przeżyłam.
Neurony położne blisko siebie w mózgu, o wiele łatwiej tworzą połączenia (mają krótszą drogę do przebycia, gdybyśmy chcieli to bardziej plastycznie zobrazować). Lepiej więc skupić się na takich nagrodach, które są skorelowane z danym zachowaniem, współgrają z tym, co dziecko przeżywa tu i teraz. To najbardziej wzmacnia pożądane zachowania.
Zamiast się skupiać na tym, kiedy dziecko nie chce współpracować (i wtedy karać, powtarzać, że jest niegrzeczne), łatwiej coś osiągnąć, skupiając się na tych momentach, kiedy chce współpracować i robi coś dobrze.
Wspierający rodzic
Kiedy maluch skończy zabawę, pozbiera zabawki, to najfajniejszą nagrodą za takie zachowanie jest wspólna zabawa w tym posprzątanym miejscu. Jeśli da sobie umyć głowę i spokojnie siedzi w wannie, najfajniejszą nagrodą będzie właśnie zabawa w „piankowy świat” lub rysowanie kredkami wodnymi. Mniej zdziałamy inwestując np. jajko niespodziankę jutro po przedszkolu.
Gdy sprawy toczą na poziomie zachowań społecznych, to i nagroda powinna być na tym poziome (wspólny czas, uwaga rodzica, czułość). Otrzymanie zabawki/naklejki za spokojne mycie głowy, jest o wiele bardziej odległym skojarzeniem, niż zabawa tu i teraz w wannie. Tym razem być może zadziałało, ale w przyszłości pewnie nie zadziała.
Druga sprawa to właśnie sama nagroda. Te materialne cieszą przez dosłownie chwilę. Nie mają takiej mocy jak wysiłek włożony w społeczne zaangażowanie mózgu i wspólne spędzanie czasu. Tylko to buduje poczucie bezpieczeństwa, bliskości. Nic innego nie może tego zastąpić. Tylko podczas takich scen jest produkowana dopamina. Trudno to porównać z otrzymaniem naklejki czy włączeniem bajki, czy wręczenie zabawki i zajęciem się swoimi dorosłymi sprawami.
Ważne wartości
Nagrody materialne, w żaden sposób nie przekazują tego, co może osiągnąć rodzic podczas choćby wypowiadania słów: „Dziękuję, cieszę się, że to zrobiłaś”. Rzeczy nie niosą (przynajmniej nie dla dziecka) żadnego przesłania o wartościach, choć dorosłemu może się wydawać, że tak właśnie jest.
Nie wiem, czy dziękujesz dziecku za wykonywanie codziennych obowiązków. Ja staram się pamiętać, żeby podziękować córce za umycie szafek czy podłogi w łazience. Niby wiadomo, że to jej obowiązek. Każdy ma swoje obowiązki domowe i je zna. Jednak to małe słowo zmienia całkowicie sposób myślenia o (często niefajnej) robocie. Zmienia mój sposób myślenia (doceniam, że to robi) i jej (rodzic to widzi i docenia).
Rodzic lepszy niż zabawka
Rzeczy materialne nie cieszą dziecka zbyt długo (o ile w ogóle), jeśli są tylko rzeczami. Czasem nawet w grupie Aktywne Czytanie – książki dla dzieci, która prowadzę na Facebooku, ktoś napisał: Kupiłam książki, całą masę, a dziecko nie jest nimi zainteresowane. Jako rodzic odbieram to za porażkę, niewdzięczność i niegrzeczne zachowanie.
Jestem mocno przekonana, że gdyby kupiło się jedną i wspólnie z dzieckiem spędzało czas na jej czytaniu, zabawie z tą książką, okazałoby się, że książka jest hitem. Nie twierdzę, że zawsze, każdy ma ksiązkowy gust, ale często o to chodzi. Jeśli jednak na półce jest ich do wyboru kilkadziesiąt, a rodzic nie ma czasu, są tylko książkami.
Przy okazji zapraszam do zerknięcia na blog, gdzie polecam mądre i piękne książki: Aktywne Czytanie – ksiązki dla dzieci >>
Wiem, dlaczego tak chętnie obdarowujemy dzieci rzeczami materialnymi. Czasem wydaje nam się (dorosłym), że codzienna dawka słodyczy, jajko niespodzianka czy czterdziesta książka w biblioteczce, to wyrażanie miłości. Z naszej strony tak, ale już z odbiorem w oczach dziecka, wcale tak to nie wygląda.
Dzielić się radością
Jasne, że dzieci się cieszą, kiedy mogą oglądać bajkę w TV czy zjeść jajko niespodziankę, ale miejmy świadomość, że ta radość nie ma wiele wspólnego z rozwojem społecznym, budowaniem bliskości. Dając naklejkę w nagrodę za te dobre chwile, pokazujemy dzieciom, że naklejki, pieniądze czy bajki, są ważne w życiu, a chyba nie do końca o taki przekaz nam chodzi.
Dając w nagrodę wspólny czas i zabawę (wyłącznie w nagrodę, ale również, jako nagrodę w konkretnych sytuacjach) pokazujemy, co naprawdę w życiu się liczy. A nie od dziś wiadomo (zostało to przebadane wzdłuż i wszerz ostatnimi czasy), że szczęśliwi ludzie to tacy, którzy budują życie na pozytywnych relacjach z innymi ludźmi.
I jeszcze słowo w sprawie popadania w skrajności. Kompletnie nie chodzi o to, żeby rodzice dawali swoją uwagę wyłącznie wtedy, kiedy dziecko zachowuje się tak, jak tego oczekują. Chodzi o to, żeby dawać ją w konkretnych momentach. Ona jest za darmo i może zdziałać więcej niż najdroższa zabawka na świecie.
Świetny tekst Aniu. Zaufać intuicji. Nie popadać w skrajność.