Bywają takie momenty w roku kiedy po prostu cześciej się przeziębiamy. Nikt nie lubi chorować. Ani dorośli, ani maluchy. Najgorzej kiedy trzeba dziecku podać niesmaczne lekarstwo, a maluch zdecydowanie nie chce go przyjąć.
Oczywiście nie ma jednej cudownej recepty na takie sytuacje, ale mogę podrzucić kilka informacji do wykorzystania.
Pomysł na ten artykuł powstał właściwie przypadkiem kiedy w instastories na Instagramie opowiedziałam jak podaję mojej córce niesmaczny syrop złożony z: cebuli, czosnku, imbiru, miodu i cytryny. Brzmi nieciekawie, prawda? I dokładnie tak smakuje. Posypały się wiadomości, że to w wielu przypadkach działa więc zostawiam i tutaj.
Informuj wcześniej
Nie od dziś wiadomo, że niespodzianki są cudownym sposobem wzbogacania życia. Jednak pod warunkiem, że to miłe niespodzianki. Podanie niesmacznego syropu do takich niespodzianek nie należy, dlatego wcześniej informuję dziecko, że ten okropny syrop przygotowałam i kiedy go dostanie.
Nie ma najmniejszego sensu brać dziecka z zaskoczenia. Oczywiści mam świadomość, że mało która pociecha po usłyszeniu, że ma przyjąć ohydny syrop będzie skakać z radości. Ta wcześniejsza informacja pozwala jednak trochę się pozłościć, pomarudzić, ale przede wszystkim przygotować się na to, że tak się stanie.
Współczuj zamiast zmuszać
Jeśli dziecko w tym momencie mówi zdecydowanie, że nie chce, nie ma ochoty, nie wypije… dajmy mu pogadać. Niech wyrzuci z siebie ten gniew i niezadowolenie, które są naprawdę na miejscu i zrozumiałe. To nie jest moment na długie wywody o leczniczych właściwościach czosnku lub upieranie się „właśnie, że wypijesz”.
Teraz wystarczy powiedzieć: Wiem, że to niesmaczne. Współczuję ci, że chorujesz. Wiem, że nie chcesz. Tyle… bez cisnącego się na usta „ale musisz”.
To jest raczej moment, w którym warto powiedzieć prawdę. W moim przypadku brzmi ona mniej więcej tak: Jak byłam mała nie znosiłam takich syropów. Śmierdzą jak stara skarpeta (u nas w domu jeszcze czasem wchodzi hasło: śmierdzą jak kupa) i to było najgorsze kiedy musiałam je pić. Fuj! Czasem też mamie uciekałam, ale w końcu zawsze wypiłam, bo wiedziałam, że pomaga mi wyzdrowieć. To nie jest fajne kiedy trzeba go wypić.
Jeśli ktoś się obawia, że tylko pogorszy sytuację mówiąc, że syrop smakuje jak skarpeta czy kupa, to oczywiście niekoniecznie trzeba. U nas jest to zdecydowanie powód do śmiechów, wygłupów i rozładowania atmosfery. Czasem nawet wdajemy się w dyskusję czyja to kupa może być, ale to chyba po lekturze tej książki pt. Wielki konkurs kup >>
Odrobina wyboru
Tak naprawdę oboje doskonale wiecie, że dziecko nie ma wyboru i będzie musiało przyjąć lekarstwo. To nic przyjemnego kiedy jesteśmy do czegoś zmuszeni, dlatego może odrobinę pomoże tzw. zagrycha w dłoni.
U nas zagrycha zawsze, ale to zawsze stoi obok słoika z syropem. Kiedy przychodzi czas podania lekarstwa dziecko widzi, że dostanie nie tylko ten śmierdzący syrop, ale też (dwie sekundy później) może zjeść smakołyk.
Pilnuję żeby tym smakołykiem nie były np. słodycze czy słone przekąski. Zazwyczaj to owoce, bo akurat Karolina uwielbia owoce. Mogą to być domowe lody owocowe, koktajl, jogurt, suszona żurawina, banan itd. Coś w miarę naturalnego i smacznego. Żeby jednak nie kojarzyć w głowie dziecka przyjmowania syropu z dostawaniem słodyczy.
Jeśli jest możliwość żeby dziecko wybrało sobie czas np. przed kolacją lub po kolacji to jak najbardziej warto na to pozwolić.
Kiedy przychodzi czas wypicia syropu maluch może trzymać w ręce zagrychę. Tak blisko buzi jak tylko się da żeby niesmaczny syrop jak najkrócej pozostawił swój smak na języku. To samodzielne trzymanie zagrychy może wydawać się drobiazgiem, ale jest kolejnym elementem sprawiającym, że maluch czuje, że panuje nad tym co się dzieje.
Wiele dzieci też się boi, że jeśli nie wypije syropu, skrzywi się, zakrztusi lub będzie przeciągać marudzenie, nie dostanie tego smakołyku. Trzymając go w dłoni mam pewność, że go zjem. Nikt mi tego nie zabierze.
Warto przypilnować żeby smakołyk był zjedzony po wypiciu lekarstwa, a nie przed. Pyszny smak zagryzki tylko spotęguje ohydę syropu, lepiej to zrobić w odwrotnej kolejności, czyli smakołyk po wykonaniu zadania.
Szczerość
Chyba najważniejszym elementem tej akcji są słowa, które do dziecka wypowiadamy na temat lekarstwa. Najczęściej mamy ochotę zagadać ten nieprzyjemny sprzeciw i głośne „nie” ze strony pociechy, tłumacząc jakie to ważne, zdrowe i potrzebne. Czasem też kończy się słowami: Musisz i koniec dyskusji. Potem jest płacz, plucie, uciekanie itd.
U nas sprawdza się kiedy mówię jasno i nie robię z dziecka mniej ogarniętego niż jest: Wiem, że to jest ohydne. Smakuje jak kupa królika. Albo jeszcze gorzej. Nie znosiłam tego jak byłam mała i naprawdę nie dawałabym ci tego gdybym nie musiała. Przecież nie daję ci tego codziennie, prawda?
Tym sposobem kierujemy uwagę malucha na kilka prostych faktów: naprawdę nie dostaje tego codziennie, tylko w wyjątkowych sytuacjach. Choroba jest wyjątkową sytuacją. Maluch z pewnością przytaknie, bo taka jest prawda. Nie zmniejszy to jego odrazy, ale być może zmieni sposób myślenia o syropie i naszych zamiarach, co często zmienia podejście do „współpracy”.
W tym momencie nie jesteśmy wrogiem pokrzykującym nad uchem, że musisz i koniec. Współczujemy i argumentujemy. Ja naprawdę współczuję Karolinie kiedy musi to wypić i naprawdę mi jej żal. Wiem, że nie będzie to miłe wspomnienie z dzieciństwa, ale nie tylko miłymi zdarzeniami życie jest przecież usłane.
A tych mniej miłych zdarzeniach opowiedziałam w artykule pt. Czego nie mówić, jesli chcemy wzmocnić odporność psychiczną dziecka? >>
To nie magia
To jest też ten moment, w którym można też dodać: Ten okropny syrop pomoże ci wyzdrowieć. Tylko tyle, taki konkret. Nie bawię się w wymyślanie bajek o tym, że jest to cudowna, tajemnicza, czarodziejska mikstura, którą z końca świata przyniosły nam elfy. Nie chcę wyrabiać w dziecku poczucia, że może zadbać o zdrowie za pomocą czarodziejskiej różdżki. W niczym to też nie pomaga jeśli chodzi o smak syropu.
I jeszcze drobna sugestia. Widzisz różnicę w brzmieniu tych dwóch zdań? Bo kilkulatek na pewno ją zauważy.
- Ten syrop cię wyleczy.
- Ten syrop pomoże ci wyzdrowieć.
Ważny drobiazg to stwierdzenie: „pomoże ci” zamiast „wyleczy cię”. Dla konkretnego kilkulatka stwierdzenie: Jak wypijesz to wyzdrowiejesz, jest jednoznaczne z tym, że po wypiciu będzie zdrowy, bo tak mama powiedziała. Kiedy więc okazuje się, że chwilę po wypiciu gluty nadal do pasa, kaszel nie minął, jest spora szansa na niepotrzebne rozczarowanie i prosty wniosek: Następnym razem nie wypiję, bo to nie działa. Przecież powiedziałaś, że wyzdrowieję jak wypiję.
I tu znowu wracamy do rozmawiania o magii – cebula i czosnek to nie są magiczne składniki, potrzeba czasu żeby zadziałały. A dochodzenie do zdrowia jest procesem. To też informacja dla małego pacjenta, że akcja z piciem syropu nie jest jednorazowa.
To nie koniec
Dodam jeszcze coś, o czym na IG nie wspominałam, ale myślę, że też się przyda. Jak już maluch wypije, zagryzie i będzie „po wszystkim”, fajnie żeby usłyszał coś dobrego, a nie wyłącznie „i już po wszystkim, nie było powodu do dramatyzowania”. Lepiej powiedzieć: Ale jesteś dzielny, że wypiłeś to świństwo tak sprawnie. Teraz już wiesz jak sobie z tym poradzić.
Tym komunikatem doceniamy, podziwiamy, wciąż współczujemy, że trzeba pić to świństwo, ale też dajemy informację, że w przyszłości maluch nie musi uciekać przed syropem, bo wie jak sobie poradzić.
U nas jeszcze po jakimś czasie weszła dodatkowa akcja, w której Karolina wiedząc, że wołam ją do wypicia syropu, zaczynała iść maleńkimi kroczkami, wręcz jak ślimak. Czasem się czołgała, a czasem turlała. Oczywiście dlatego, że chciała opóźnić nieprzyjemny moment. I świetnie to rozumiem. Mam wliczone, że przy podawaniu lekarstwa czasem trzeba też uwzględnić krok żółwia. To mnie denerwuje, ale jej w jakiś sposób pomaga. W końcu dotrze do celu, dlatego przyjmowania syropu nie zostawiam np. na ostatnią chwilę przed wyjściem z domu.
Co się tam wyprawia tam w środku?
Na koniec zostawię jeszcze podpowiedź związaną z książką, w której tematy choroby i zdrowia zostały wspaniale przedstawione. W sumie to tytuł na temat całego ciała, jednak ten rozdział o chorowaniu rozdział jest wyjątkowo pomocny. Jeśli chcesz mieć jeszcze dodatkowe narzędzie do przekonywania w sprawie syropu to tu na pewno je znajdziesz.
Kliknij w zdjęcie żeby przejść do recenzji filmowej.
I drugą, w której świetnie opisane są właściwości lecznicze roślin. Być może niektóre dzieci zechcą się dowiedzieć, dlaczego akurat takie składniki mikstury znalazły się w syropie.
- Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
- Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
- Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
- Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
- Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.

u mnie się sprawdza metoda ze współczuciem 🙂
Bardzo ciekawe ! ;D
U mnie jak córcia była malutka to do 2 r.z to ciężko było coś podać. Ale od zawsze i )nadal tak robię) jak pisze Pani. Mówię, że nie będzie smacznie, że musi, bo to dla jej zdrowia, w skrajnych sytuacjach również smakołyk pod ręką. Teraz młoda ma 5 lat, na szczęście nie choruje, lubi bardzo syrop z czosnku miodu i cytryny 🙂 pije herbatki ziołowe przy przeziębieniu i na szczęście to nam wystarcza. Jestem jednak w drugiej ciąży i aż się boję jak to będzie do momentu, kiedy mała nie będzie już bardziej „kumata” 😉