Nie lubię się bawić z dzieckiem. Temat podnoszony co jakiś czas przewija się w rozmowach z rodzicami. Trudny, nie ma co ukrywać, bo dziecko stworzone jest do zabawy, tylko dorosły, jakby trochę mniej.
Nie mówię o wiecznych Piotrusiach Panach, którzy szukają okazji do kupienia kolejnej zabawki i zabawy. Choć – między Bogiem a prawdą – często właśnie tacy dorośli najlepiej nadają się na opiekunów (lubią się bawić).
Zerknij na wpis o kolejności urodzenia i sposobie zachowania niektórych dzieci, a potem oczywiście dorosłych, o ile pozwolimy im wychowywać się „w stereotypach”.
Czy kolejność urodzenia wpływa na zachowanie dzieci? >>
Wielu dorosłych nie lubi się bawić. Wiele mam słysząc: „Pobawmy się w…”, zwyczajnie nie mają ochoty. Tez do nich należę.
Za chwilę jednak przywołujemy się do porządku i zaczyna się walka w głowie: „Czy ja jestem złą matką?”, „Dziecko ma swoje potrzeby!”, „Powołałaś na świat to się zajmuj!”
Nie lubię, ale się bawię
Siadamy na dywanie, rozkładamy pluszaki/lalki/figurki/wycinanki, czy co tam jeszcze… i się bawimy. Czasem nic nie rozkładamy i bawimy się „na niby” np.: „Mamo, jestem małym koteczkiem porzuconym przez rodziców na wielkiej zawiei. Przygarnij mnie, proszę”.
Czy ktoś potrafi odmówić koteczkowi? Jasne, że przygarniam i się opiekuję. Jednak kiedy kolejnego dnia znajduję pieska, potem pandę, jeżyka, nietoperza… i scenariusz jest mniej więcej podobny, przygarniam z coraz większym znudzeniem.
Kiedyś miałam wyrzuty sumienia: Zła matka. Jak możesz wzdychać i wywracać oczami, kiedy taki słodki jeżyk prosi o przygarnięcie?
Dzisiaj wiem, że odpowiedź jest banalna. Bo jestem dorosła. Nie jestem dzieckiem, któremu sprawia frajdę picie niewidzialnej herbatki przez miesiąc, codziennie.
Sprawdź e-book „Proste zabawy przygotowujące dziecko do żłobka i przedszkola”.
Nie lubię niewidzialnej herbatki
Ze starszakiem to jeszcze pół biedy, bo można zaproponować jakąś konkretną zabawę np. grę planszową, klocki itd. Zebrałam tu trochę inspiracji na zabawy i zabawki: 90 zabawek dobranych do wieku i potrzeb dziecka >>
Najgorzej było z siedzeniem godzinami w piaskownicy. W pewien sposób może to sprawiać przyjemność, ale tylko w pewien i do pewnego stopnia. Potem zaczyna się dorosłość. Nasze mózgi nie działają jak mózgi małych dzieci. Potrzebujemy innych bodźców, co innego sprawia nam radość, ciekawi. I dobrze chyba, prawda?
Rozumiem powagę zabawy
Z wielką uwagą czytam różne psychologiczne i pedagogiczne teorie wychowawcze, lubię to, to mój zawód. Ale daleka jestem od wdrażania w życie każdej z nich. Szukanie wewnętrznego dziecka jest mi obce i bardzo chcę, by takie pozostało. Nie czuję się do tego zobligowana tylko dlatego, że jestem matką. (Nie ma to nic wspólnego z unikaniem specjalistycznej pomocy np. psychoterapii, po prostu nie lubię się bawić).
Czy to oznacza, że nie bawię się z dzieckiem? Oczywiście, że się bawię, bo jestem odpowiedzialnym dorosłym człowiekiem i rodzicem. Wiem, że to jest ważne dla rozwoju, budowania bliskości, poczucia bezpieczeństwa, pewnej więzi. To też najlepszy sposób edukacji.
Chcę czegoś nauczyć
Zabawa jest dla dziecka komunikacją. Kiedy mówi: „Pobawmy się, mamo”, to wiem, że czasem ma na myśli swój kiepski humor, gorszy dzień, kłótnię z przyjaciółką. Na tym chyba polega świadome rodzicielstwo. Zabawa nie jest dla mnie. Ona jest dla dziecka.
Dlatego, kiedy tylko mogę, to się bawię. Zostawiam sobie jednak prawo do swojego nie. Czy mam prawo nie chcieć się bawić „na każde zawołanie”? Tak. Nie jestem robotem na pilota.
Bywa też, że nie mam czasu na zabawę. Jak o tym poinformować z szacunkiem dla potrzeby dziecka? Napisałam w artykule: Nie mam czasu na zabawę? >>
Zabawa to wymysł współczesnych czasów?
Nie pamiętam, żeby moi rodzice ciągle się ze mną bawili. Pamiętam za to, jak rodzeństwo nie chciało się ze mną bawić i było to coś zupełnie naturalnego. Bo ja też czasem się z nimi bawić nie chciałam. Nie zawsze i nie we wszystko.
Dlaczego więc dzisiaj jesteśmy (dorośli) tak wkręceni w „bawienie się”? Tak naprawdę to „sztuczne” zachowanie dla dorosłego.
Kiedyś dorośli zajmowali się swoimi sprawami, a dzieci zabawą. W wielu miejscach na świecie oczywiście nadal ten system funkcjonuje. Jednak w cywilizowanej Europie – niekoniecznie. Wynika to z najróżniejszych przyczyn. Zapracowani rodzice bardzo niewiele czasu w ciągu dnia spędzają z dzieckiem, więc wyrzuty sumienia podpowiadają: „Musisz”.
Nie lubisz czy nie masz czasu?
Jednak do głosu dochodzą także zmęczenie, stan zdrowia, kondycja psychiczna, komunikacja w rodzinie, w pracy itd. Tysiące czynników, które odrywają dorosłego od spontanicznej zabawy, z którą zresztą też jest problem. Bo dorośli najczęściej nie potrafią się spontanicznie bawić. Wyrośliśmy z tego i już. Trudno nam zrozumieć meandry wyobraźni dziecka i nadążyć w zabawie za scenariuszem, którego najczęściej nie ma. Jak zatem radzić sobie z tym trudnym tematem?
Wziąć oddech. Jeśli mam ochotę, siłę i czas, to się bawię. Fakt, że staram się ten czas dla dziecka mieć. Nie szukam wymówek. Pracuję nad sobą i przygarniam każdego dnia kotki, pieski i nietoperze, buduję siedemdziesiątą siódmą wieżę z klocków, piję niewidzialną lemoniadę itd.
Trochę z obowiązku, ale tysiąc razy bardziej z miłości. Czy lubię tę formę wspólnej aktywności? Nie zawsze. Daję sobie prawo do nielubienia tego. Traktuję jak codzienne wyzwanie, ale nie udaję przed sobą i światem, że jest to moje ulubione zajęcie. I to bardzo pomaga.
Odczarować nielubiane
Spróbuj (w miarę możliwości) odczarować zabawę z przymusu. Szukaj czegoś na kształt złotego środka, kompromisu.
We wszystkie zabawy na niby można się bawić np. w drodze ze szkoły/przedszkola, przy wieczornej kąpieli, stojąc w korku. Wtedy (kiedy i tak nie jesteś w stanie robic nic innego.). To też pomaga uporac się z poczuciem straty czasu, o czym wielu rodziców (zwłaszcza pracujących zawodow np. prowadzacych własną firmę) wspomina przy tym temacie.
Można też wciągać dziecko w zabawy związane z obowiązkami domowymi. Segregowanie skarpetek, składanie ręczników, liczenie czystych talerzy, krojenie ugotowanej marchewki na sałatkę itd. Są rzeczy, które trzeba w domu zrobić i można je robić wspólnie.
Podcast Tylko dla Mam
Jeśli komuś brakuje pomysłów na wspólne zabawy, zostawiam odcinek, w którym nie tylko się bawimy, ale też ćwiczymy koncentrację.
Dziękuję za ten wpis, ciągłe wyrzuty sumienia, że nie bawię się z dziećmi, nie rozwijam ich kreatywności i wielu innych umiejętności, powodowały nieraz utratę wiary w mój instynkt macierzyński (dzięki takim wpisom wciąż wierzę, że jednak go mam). Teraz wiem, że tyle ile z nimi robię w zupełności wystarcza i nie muszę każdej wolnej minuty poświęcać dziewczynkom. I że włączanie ich do pomocy przy sprzątaniu to nie wyzyskiwanie, ale świetny pomysł na zabawę i naukę. Pozdrawiam
Otóż to, pozbyć się tych wyrzutów sumienia, to bezcenne. Bo przecież nie jest tak, że zaniedbujesz je kiedy robisz w domu coś innego (i nawet jeśli robisz coś tylko dla siebie!).
Bardzo dobry tekst. Moja córa ma już 8 lat (od kilku dni :D), uwierz że po pracy, ja lub Pan Mąż mamy dosyć i nie jesteśmy w stanie bawić się i zgadzać na wszystko o co tylko Młoda poprosi, gdy wraca od dziadków, stara się wymusić na nas zabawę czy otrzymanie czegokolwiek z naszej strony krzykiem. Jednak u nas to nie działa. Są pewne zasady. W tygodniu gdy wracamy z pracy i ze szkoły, szykujemy obiad, odrabiamy lekcje, trochę się pouczymy i na tym praktycznie dzień się kończy, jedynie wieczorem w łóżku razem obejrzymy szybką dobranockę i Młoda ucieka spać do siebie. Za to w weekend gdy ogarniemy chałupę mamy czas dla siebie, spędzamy go razem, gramy w gry które wszyscy lubią. Staramy się też zapewniać jej jak najwięcej czasu z rówieśnikami, organizujemy spotkania dla dzieci w jej wieku podczas których wykonywane są zajęcia plastyczne a potem mega zabawa i szaleństwo 🙂
Tak właśnie myślę, że na wszystko jest czas i miejsce, siły witalne rodziców też mają znaczenie 🙂 Pewnie ze starszym dzieckiem (8 lat to już szkoła przecież) łatwiej jakieś reguły ustalić, więcej konkretów, mniej powtarzanych w nieskończoność, tych samych zabaw (wieża z klocków po raz dwunasty do południa to dla mnie za dużo) 🙂
Mysle,ze kiedys bylo tez troche inaczej i sytuacja wyglada tez inaczej kiedy mamy rodzenstwo.Ja mialam 2 braci,zawsze mielismy co razem robic,tez nie przypominam sobie,zeby rodzice z nami sie jakos bawili.My zawsze mielismy razem zajecie,w naszym domu tez byly zawsze jakies dzieci sasiadow bo wszyscy wtedy mieli standardowo 2-3 dzieci i wiecej.Teraz mam poki co jedne dziecko,dalsi sasiedzi tez po jednym,ale ludzie tez sa bardziej anonimowi.Takze moje dziecko jest w domu z dzieci samo.Rozumiem to,ze nie ma partnera do zabawy wiec go sobie szuka…ja sama mam 25lat,pracuje na caly etat,w domu jestem przed 18,a tu jeszcze dom do ogarniecia,obiad do ugotowania itp…ale staram sie tez znalezc zawsze czas i mimo wszystko usiasc i sie bawic.Tez w te biedne kotki,czy (mam chlopczyka) jakies rajdy samochodowe,ukladanie robotow,rozkladanie wszystkiego na czesci…mamy duzo planszowek czy puzzli,ale syna srednio to interesuje.Ja nie przepadam za takimi zajeciami typowo dla chlopcow gdyz ja tego nie czuje,no ale robie to bo wiem,ze to pomaga naszej wiezi rosnac.Widze to wyraznie i z tego czerpie radosc i motywacje do tych zabaw.Jedyne czego nie robie to nie udaje szalonego konia,ktory gryzie i na ktorego trzeba wskoczyc i go poskromic….od tego jest maz : ) a zabawa najlepsza dla syna pod sloncem….maz tak samo jak syn chetnie udaje walke na swietlne miecze czy biega z pistoletem na wode po calym ogrodzie…wiadomo,ze kazdy z nas tez potrzebuje spokoju i chwili dla siebie i nie mozna miec wyrzutow,ze wtedy dziecko musi samo zajac sie soba.Ale fajnie jest tez towarzyszyc dziecku w zabawie 🙂 poznajemy je wtedy bardziej…ja widze to dokladnie.Bawmy sie poki mamy taka mozliwosc 🙂 za chwile juz nie beda w nas szukaly towarzyszy do zabawy bo znajda sie koledzy ze szkoly,gimnazjum itp…
Masz rację z tym, że z jedynakiem (jedynaczką) truuuudniej! Dlatego pewnie u nas w domu też zazwyczaj sporo małych gości się przewija. To jeden ze sposobów na „ominięcie” niektórych zabaw – jest koleżanka, to ja dziś nie muszę zdobywać szklanej góry 😉 Ale oczywiście mam z tyłu głowy, że dzieciństwo nie trwa wiecznie…
Dla mnie ważne jest, aby czas, który przeznaczam na zabawę z dzieckiem był aktywny, a uwaga w pełni skoncentrowana na dziecku. Dla mnie to spore wyzwanie, bo tak jak Ty, ja również nie jestem wielką fanką dziecięcych zabaw. Mój wewnętrzny Piotruś Pan gdzieś tam jeszcze jest, ale mimo to… ile można;) Staram się jednak tak zarządzać naszym czasem, aby podczas zabawy nie myśleć o tym ile to mam jeszcze do zrobienia i również zachęcam moje dzieci np. do wspólnych porządków. Wiem, że wspólne zabawy zaprocentują na przyszłość i lepsze jest aktywne pół godziny, niż dwie nudne i bez wyrazu, na dodatek ze zniechęconym rodzicem.
Wewnętrzny Piotruś Pan – kupuję to wyrażenie, przepiękne, dzięki :)))
I dlatego fajne jest rodzeństwo – mama nie jest wtedy w ogóle ciągnięta do zabawy ;)) Choć czy na pewno tak będzie, to się okaże za jakieś 2-3 lata jak siostrzyczka podrośnie i będzie w stanie się bawić w wymyślane przez starszą siostrę zabawy. Aczkolwiek mam bardzo dobre wspomnienia z przyjazdów rok młodszej kuzynki, dziewczyny potrafią się rewelacyjnie razem bawić i nikt dorosły nie jest im do tego potrzebny, choć czasem się kłócą bo to już ten wiek przedszkolny że każda ma swoje zdanie, to szybko znajdują rozwiązanie konfliktów i zabawa dalej trwa
Aaaa rodzeństwo. Tajna broń 😉
A bądź tu rodzicem introwertykiem.
Tacy to już w ogóle mają przekichane, nie mówiąc już o tym rosnącym poczuciu winy.
Dlatego od czasu do czasu wyrzucaj poczucie winy w komentarzach. Przyjmę wszystkie na klatę 😉