Czerwone Wilczątko to wariacja na temat Czerwonego Kapturka. Zerkając na okładkę nie można mieć wątpliwości, że idziemy ścieżką. Tą, którą pewnie przemierzał Czerwony Kapturek, a teraz idzie nią wilczątko.

Choć wcale nie mam pewności czy jest to dokładnie ta sama ścieżka. W każdym razie jest las, jest mama, która wysyła dziecko z koszykiem do babci. Główny bohater jest wilkiem. Małym wilczątkiem w czerwonym kubraczku. Pewnego dnia mama wysyła malucha do babci z przepysznym, świeżo upolowanym zającem.

Małe wilczątko dzielnie podejmuje wyzwanie. Pamiętając o ostrzeżeniu mamy, która mówiła o groźnych ludziach. Trzeba się od nich trzymać z daleka, bo ludzie krzywdzą wilki. Jak to jednak w bajkach bywa, a już na pewno w tej konkretnej bajce, wilczątko zboczyło ze ścieżki, zgubiło się w lesie i do tego wszystkiego zgłodniało. Zjadło więc (z wielkimi wyrzutami sumienia) zająca, którego niosło do babci i zaczęło płakać.

W tym momencie pojawia się śliczna dziewczynka, która proponuje wilczątku pomoc. Ma dużo upolowanych zajęcy i może się podzielić, ale do tego muszą się oboje udać do jej domu. Nie trzeba być wytrawnym detektywem żeby się domyślić, co wydarzyło się dalej. Same nieszczęścia: dziewczynka okazała się podstępną córką myśliwego, myśliwy okazał się złym człowiekiem zabijającym wilki, wilczątko wylądowało w klatce czekając na śmierć.

Wygląda to jak horror i brzmi jak horror, prawda? Wiem, że jesteśmy przyzwyczajeni do happy endów w książkach dla dzieci, ale pamiętaj, że ta konkretna książka to komiks. W komiksach happy endy nie zdarzają się tak często jak we wszystkich innych opowieściach. Czekanie na happy end w komiksie, jest lekką naiwnością.

Czy tu się wydarzył?

I tak i nie. Piękno tej książki polega na tym, że decyzja należy do czytelnika. Na pewno powody do radości może mieć wilczątko, które zostało uratowane przez swojego ojca – wilka. Wparował do chatki myśliwego i zastrzelił córkę oraz myśliwego. Uratował swoje dziecko, poświęcając życie dwójki ludzi. Czy można to uznać za szczęśliwe zakończenie?

Ale to nie koniec. W tej znanej historii, bazującej na baśni, są jeszcze dwie inne. To piosenki, które przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Legendy, wyśpiewywane dzieciom przy rożnych okazjach. W wersji śpiewanej przez córkę myśliwego, wilki są przedstawione jako bestie pożerające jej matkę. Ta legenda wyjaśnia, dlaczego dziewczynka i myśliwy decydują się mścić na wilkach i po prostu je zabijać.

Jest też wersja śpiewana przez tatę wilka, z której dowiadujemy się, że piękna żona myśliwego była pół człowiekiem, pół wilkiem (o czym ludzie nie wiedzieli). Za dnia spełniała się jako żona i matka, w nocy tańczyła z wilkami. Pewnej nocy myśliwy zobaczył żonę wśród wilków. Przeraził go ten widok i sięgnął po broń.

Jak kończy się ta historia?

Kończy się tak, że poznajemy te dwie legendy. Mamy dwa punkty widzenia i dużo nienawiści w wielu sercach. Małe wilczątko nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest prawda. Cieszy się, że zostało ocalone. Jednak myślący czytelnik będzie się zastanawiał, co tak naprawdę się wydarzyło tej nocy, kiedy myśliwy zobaczył żonę wśród wilków? Czy zaczął strzelać do wilków, które zemściły się wtedy na jego żonie? Czy one chciały ją skrzywdzić? Czy wilcza legenda jest prawdą? Czy ludzka wersja jest prawdą? Czy może myśliwy strzelił do żony, bo nie mógł znieść, że jest siostrą znienawidzonych bestii?

Możemy sobie dopowiedzieć koniec bajki. Możemy też ją zostawić tak jak jest. Bez wielu odpowiedzi. Dla mnie ważniejsze niż  j a k i e ś zakończenie jest to, co dzieje się przed nim.

Przenosząc bajkę do świata współczesnego, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że opowiada o wojnach, sporach między ludźmi, którzy w różny sposób patrzą na różne sprawy. To są spory sąsiedzkie, narodowe, ale też światowe.

Czasem te różnice wynikają z dawnych zatargów i legend przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Czasem z tego, że bezmyślenie podążamy za tłumem. Nie zadajemy sobie trudu żeby poznać opowieść drugiego człowieka. Sprawdzić, co stoi za jego zachowaniem i podejmowanymi decyzjami. Łatwiej strzelić i wrócić do normalnego życia. Wiem, że łatwiej, ale nie chcę tego łatwiejszego szlaku pokazywać naszym dzieciom. Chcę żeby dzieci znały obie opowieści, śpiewały obie piosenki i dokonywały przemyślanych wyborów.

I mimo tego, że książka (w pewien sposób) mnie przeraża, to właśnie dałam ją do czytania (na głos) ośmio- i dziesięciolatce. Jestem przy nich i bardzo chcę wiedzieć, co mają na jej temat do powiedzenia. I chcę z nimi porozmawiać o tym, że happy end tak naprawdę nie zawsze jest happy i nie zawsze oznacza koniec. Koło nienawiści, zwłaszcza takie napędzane uprzedzeniami, stereotypami i niewiedzą, nie ma przecież końca.

Muszę jeszcze wspomnieć o ilustracjach, bo są przepiękne. Bardzo lubię takie klimatyczne obrazy, plastycznie pokazujące treść. Pokazują o wiele więcej niż jest napisane, bo treści tu naprawdę niewiele. Choć wystarczająco żeby pozostawić w głowie ślad.

Czy pokazywać dzieciom książki bez szczęśliwego zakończenia?

Powiem tak… Duńczycy, naród, który od dziesięcioleci jest określany jako jeden z najszczęśliwszych na świecie, rzadko czytają książki ze szczęśliwym zakończeniem. Za to często czytają z dziećmi książki, w których historie są trudne, czasem nawet mroczne, często niedopowiedziane. Takie, w których nie ma pięknych księżniczek czekających na ocalenie przez pięknego księcia. Nie przeszkadza im to być narodem uważającym się za optymistów i szczęściarzy. Ba, myślę, że nawet pomaga się tak czuć.

Duńczycy czytają z dziećmi (podkreślam – wspólnie) historie, o których potem trzeba porozmawiać. Wyjaśnić, dopytać, zastanowić się. Nie od dziś wiadomo, że czytelnicy utożsamiają się z bohaterami opowieści. Dotyczy to zarówno dorosłych jak i dzieci. Oczekując za każdym razem szczęśliwego zakończenia, dajemy dziecku wyobrażenie o tym, że w prawdziwym życiu też tak powinno być. A przecież w prawdziwym życiu różnie bywa.

Nie twierdzę, że trzeba czytać dzieciom wyłącznie książki pełne rozterek, dylematów i o problemach. Twierdzę natomiast, że takie książki również powinny znać dzieci. Oczywiście wszystko dostosowane do poziomu wiedzy i wieku malucha. Ale warto i po takie sięgać. Nie, nie krzywdzą psychiki, mimo tego, że pozostają w głowach i w sercach na dłużej.

Historie dające do myślenia sprawiają, że człowiek zaczyna się zastanawiać nad swoim losem, czymś więcej niż czubek własnego nosa, szczęściem, możliwościami. Zaczyna myśleć co zrobić żeby uniknąć tej czy tamtej sytuacji. I jak pomóc innym kiedy w takiej się znajdą. Nie zachęcają natomiast do siedzenia z założonymi rękami i czekania aż wydarz się cud.

Autorka Amélie Fléchais
Wydawnictwo Kultura Gniewu
Spodoba się dzieciom 8+.

Jeśli masz ochotę dołączyć do grupy na FB, gdzie rozmawiamy o ciekawych książkach dla dzieci i polecamy sobie fajne tytuły, to zapraszam serdecznie Aktywne czytanie ????

 

Mocno się napracowałam przy tym wpisie, teraz liczę na Ciebie, bo chciałabym żebyśmy zostały w kontakcie. Jak? Jest kilka możliwości, mam nadzieję, że skorzystasz:

  • Zostaw proszę komentarz, bo dla mnie każda informacja zwrotna na temat mojej pracy, jest bardzo ważna.
  • Jeśli uważasz, że piszę z sensem i o ważnych sprawach, podziel się wpisem ze znajomymi.
  • Polub Fan Page na Facebooku, jest tam już mnóstwo mam, zapraszamy!
  • Koniecznie zajrzyj na stronę Podcasty, gdzie czeka cała masa krótkich porad wychowawczych do odsłuchania.
  • Obserwuj profil na Instagramie, tam znajdziesz kulisy bloga i moją codzienność.
Data recenzji
Nazwa produktu
Czerwone wilczątko
Ocena
51star1star1star1star1star